Szymon Kamiński

13.06.2025
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Szymon Kamiński
Dębiniak i gdańszczanin. Gdy ktoś pyta, dlaczego znowu leży i czyta, odpowiada, że jest literaturoznawcą i właśnie przeprowadza badania do doktoratu. Naukowo opublikował kilka artykułów poświęconych posthumanizmowi – z konsekwencją godną maniaka próbując wyjaśnić zwykłym ludziom, dlaczego granice między człowiekiem, zwierzęciem a technologią nie są już takie oczywiste. Jako dziennikarz pisze dla „Prestiżu” – o jedzeniu, kulturze, sztuce i wszystkim, co się rusza. Wydał debiutancki zbiór wierszy i opowiadań pt. „Zeszyt czasów żałoby”, ale wciąż liczy na literacki przełom, niezmiennie skupiając się na jednym motywie przewodnim – śmierci, bo w końcu ktoś musi porządnie opisać ten temat. Prowadził warsztaty twórcze i spotkania autorskie, wierząc, że o literaturze najlepiej rozmawia się na żywo – z ludźmi, którzy wciąż jeszcze zadają pytania. Lubi jeść, spać i oglądać horrory, a kiedy tego nie robi, zastanawia się, czy zmiany klimatyczne już tu są i czy zwierzęta zaczęły być w końcu ludzkie. Eksperymentuje w kuchni, ale prawdziwą miłością darzy tabliczkę czekolady.

Więcej informacji o artyście znajdziesz w mediach społecznościowych IG i FB.

W ramach Funduszu Twórczego napiszę powieść mozaikową pt. „Życie po śmierci. Rozmowy, kpiny i inne igraszki”, której akcja toczy się wokół klifu, gdzie stoi owiana legendą ławka. Kto na niej usiądzie, spotka zmarłą osobę, za którą tęskni… Miejsce zaczyna przyciągać tłumy z różnych stron świata, z różnymi historiami. A że ludzie są igraszką Śmierci to rozmowy z bliskimi kończą się szyderstwem, złośliwością albo groteską.
Chcę stworzyć książkę refleksyjną i zabawną; melancholijną i prześmiewczą; pełną rozmów o życiu i śmierci – ale nie takich napuszonych, z kadzidłem i ciszą, lecz podszytych ironią i absurdem. Wierzę, że odejście to nie zawsze dramat. Czasem to komedia w kilku aktach. Pisanie o śmierci nie musi być tematem ciężkim jak granitowy nagrobek. Można o niej mówić z humorem, z przekąsem, z przymrużeniem oka – a kiedy trzeba szczerze. Nie wierzę w temat „zbyt poważny na żarty”. Właśnie tam, gdzie boli najbardziej, warto dotknąć absurdu, zrobić grymas, parsknąć śmiechem. Nie żeby umniejszyć – żeby zrozumieć. Oswoić. Zerwać z milczeniem narzuconym przez tabu i samotność doświadczenia straty.
To co, widzimy się na ławce?