
W maju na Dolnym Mieście przebywała grupa studentów z Rotterdam University of Applied Sciences (RUAS), a dokładniej ze School of Built Environment, czyli odpowiednika naszego wydziału inżynierii lądowej i środowiska. Przyszli architekci i urbaniści z Holandii, Belgii, Niemiec, Francji, a nawet Brazylii przyjechali do nas w ramach kursu Creating Resilient Cities (czyli Tworzenie Miast Odpornych).
Studenci poprosili Biuro Rozwoju Gdańska o zaprezentowanie jak na Dolnym Mieście przebiega rewitalizacja. Podobszar wybrali sami, ze względu na podobieństwo do dobrze im znanego Rotterdamu. Nie bez znaczenia był fakt, że to już trzeci rok tej współpracy i trzecia grupa studentów, więc prowadzący szukają miejsc mniej oczywistych.
Z przewodnikiem i na własną rękę
Zespół Rewitalizacji i Dziedzictwa Kulturowego przygotował prezentację o historii Dolnego Miasta, początkach rewitalizacji sięgających 2010 r., o tym, co do tej pory zrobiono, co dzieje się obecnie i co jest planowane. Zastępca prezydenta Gdańska, Emilia Lodzińska, która oficjalnie przywitała młodych urbanistów, zabrała ich też w teren, aby mogli jako jedni z pierwszych dokładnie obejrzeć dwie odnawiane kamienice na Dolnym Mieście. Remont przeprowadzony przez Gdańskie Nieruchomości w ramach Gminnego Programu Rewitalizacji zrobił duże wrażenie na studentach. Zachwycali się dbałością o szczegóły, poszanowaniem dla historii i, prawdę mówiąc, nie mogli uwierzyć, że standard mieszkań komunalnych może być tak wysoki. Głośno zazdrościli przyszłym lokatorom także lokalizacji, gdyż, aby lepiej poznać specyfikę podobszaru, na czas kursu sami zamieszkali na Dolnym Mieście.
Przedstawiciele Zespołu Rewitalizacji i Dziedzictwa Kulturowego zabrali też studentów na spacer roboczy po dzielnicy, aby na własne oczy zobaczyli „co, jak i gdzie” działo się, dzieje i będzie się dziać. Szybko okazało się, że to nie były ani pierwsze, ani ostatnie lokalne badania terenowe młodych ludzi. W ciągu kolejnych dni studenci – z przewodnikami i bez – chętnie przemierzali okolice, wdając się w interakcję z mieszkańcami, turystami i ludźmi tu pracującymi, by poznać ich punkt widzenia, wczuć się w ich sytuację i lepiej zrozumieć dzielnicę. Nie zrażali się nawet, jeśli bariera językowa bywała przeszkodą.

W ten sposób trafili m.in. do Inkubatora Sąsiedzkiej Energii przy Reducie Wyskok 2.
– Prowadzę Dom Sąsiedzki na Dolnym Mieście i często widząc za oknem ludzi, którzy rozglądają się po okolicy, wychodzę do nich, pytam skąd są, co robią i co ich interesuje – mówi Aleksandra Pluzińska. – Tak było też w tym przypadku. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że to studenci z Rotterdamu, którzy mają do przygotowania projekt architektoniczno-społeczny. Zaprosiłam ich do środka, napiliśmy się herbaty. Przekazałam im nieco historii Dolnego Miasta, bo sama stąd jestem. Byli tym szczerze zainteresowani. Dopytywali też co się dzieje obecnie. Zrobili bardzo dobre wrażenie. Nawiązaliśmy relacje i później w mniejszych grupkach odwiedzali mnie i konsultowali swoje pomysły do projektów na Politechnice. Interesowała ich historia konkretnych miejsc, wszelkie dzielnicowe niuanse, murale na Zajezdni, które udało nam się stworzyć w zeszłym roku. Dopytywali o mieszkańców, o to jak się tu żyje. Historia małego lokalnego sklepiku ze słodyczami zwanego „Słodką Dziurką” zainteresowała ich do tego stopnia, że później pojawiła się w ich prezentacji – uśmiecha się pani Aleksandra.
Rowery i wypoczynek
Owocem pobytu studentów w Gdańsku było nie tylko poznanie specyfiki Dolnego Miasta i zrozumienie na czym polega Gminny Program Rewitalizacji. Dostali od swych wykładowców zadanie, by na podstawie dotychczasowego doświadczenia z tworzeniem w Rotterdamie przestrzeni odpornych na kryzysy, zaproponować własne rozwiązania dla Dolnego Miasta w Gdańsku. Dodatkowo przez pierwszy tydzień wspierali ich gdańscy studenci z programu Erasmus, z Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska oraz z Wydziału Architektury. W efekcie wspólnej pracy dwa trzyosobowe zespoły stworzyły swoje prezentacje.
Oczywiście zaczęli od przygotowania analizy SWOT, czyli przedstawienia mocnych i słabych stron (Strengths & Weaknesses) oraz szans i zagrożeń (Opportunities & Threats). I tu warto pochylić się nad tym, jak Dolne Miasto postrzegają młodzi ludzie studiujący w Rotterdamie.

Pierwsza grupa swój projekt zatytułowała „Nowe życie Dolnego Miasta: rowery, wypoczynek i historia”. Jako słabości dzielnicy wymienili słabą infrastrukturę dla rowerów i zdominowanie transportu przez samochody oraz niewykorzystane tereny zielone. Zagrożenia, które przewidują, to coraz większe natężenie ruchu samochodowego. Wskazali też na możliwą gentryfikację. (To pojęcie wywodzące się od angielskiego słowa gentry – bogate mieszczaństwo – i oznacza proces zmiany charakteru dzielnicy. Najczęściej polega on na tym, że obszary zamieszkiwane wcześniej przez osoby o niższym statusie ekonomicznym stopniowo stają się atrakcyjne dla osób zamożniejszych. Ci nowi mieszkańcy przyciągają bardziej wysublimowane usługi i biznesy, co zwiększa konkurencyjność lokalnej mikroekonomii. W rezultacie rosną koszty życia i ceny nieruchomości, co prowadzi do cichego wypierania dotychczasowych mieszkańców).
Siłą dzielnicy dostrzeżoną przez młodych obcokrajowców jest historyczne dziedzictwo tego miejsca, transport publiczny i „główna arteria”, jak elegancko nazwali ulicę Łąkową. Szanse to możliwość połączenia sił dawnych i nowych mieszkańców, budowanie lokalnej tożsamości i wykorzystanie potencjału turystycznego.
Osią ich pomysłu na nowe życie dla dzielnicy jest stworzenie rowerowych arterii na ul. Łąkowej i Toruńskiej prowadzących aż na bastiony przy Opływie Motławy. Z pełnym szacunkiem dla historycznych walorów brukowej kostki, proponują znane w Holandii rozwiązania, jak „nakładki” na bruk i ulice z bezwzględnym pierwszeństwem dla rowerzystów.

Drugim pomysłem jest zagospodarowanie terenów zielonych poprzez wykorzystanie prostej przenośnej infrastruktury, jak stoliki czy hamaki, które po sezonie można chować. Chcieliby też przywrócenia kiosku „Słodka Dziurka”, który, w przeciwieństwie do anonimowych sieciowych sklepów spożywczych, miałby szanse stać się miejscem integrującym lokalną społeczność. Takim punktem, gdzie nie tylko zrobisz podstawowe zakupy, ale też dowiesz się, co słychać w okolicy.
Miejsca spotkań, targi i festiwal
Druga grupa przygotowała „Projekt dla rozwijającej się dzielnicy” z myślą, by na podwórka wróciło życie sąsiedzkie, ale też, by mieli po co wpadać tu mieszkańcy innych rejonów i turyści.
Słabości Dolnego Miasta to, ich zdaniem: wiele opuszczonych budynków i zaniedbane tereny, niewiele punktów komercyjnych, ograniczone możliwości wypoczynku, alkoholizm, brak „miejskiego życia” i zbyt duże uzależnienie od samochodów. Mocnych stron też widzą sporo. Są to przede wszystkim rozległe tereny zielone nad wodą i samo umiejscowienie blisko rzeki. Podoba im się, że wdrożono program rewitalizacji, dzięki któremu wiele budynków i ulic zostało odnowionych lub jest w trakcie prac remontowych. Doceniają poszanowanie dla historii i cieszą się, że czuli się tam bezpiecznie.
Ich obawy związane z potencjalnymi zagrożeniami krążą wokół kwestii środków na finansowanie dalszych zmian. Wymieniają także wspominaną już gentryfikację, alkoholizm czy ubóstwo. Oczywiście dostrzegają też wielkie szanse dla Dolnego Miasta. Rozwój miałyby zapewnić: spora ilość niezabudowanej przestrzeni oraz bogactwo terenów zielonych. Liczą na pozytywną energię młodych mieszkańców, którzy pojawiają się wraz z nowymi inwestycjami oraz na stworzenie sąsiedzkiej atmosfery w dzielnicy, która jest podstawą do zapobiegania społecznym problemom.

Jak chcieliby tego dokonać? Organizując całą serię cyklicznych wydarzeń dla mieszkańców oraz festiwal dla przyjezdnych. W organizację byłyby zaangażowane organizacje pozarządowe, władze miasta, przedsiębiorcy i sami mieszkańcy. Wydarzeniami integrującymi społeczność miałyby być np. comiesięczne spotkania w zaaranżowanych do tego miejscach. Takie sąsiedzkie i nieformalne posiadówki. Do tego organizowany dwa razy w roku wielki targ połączony z występami (Tu od razu przychodzą nam do głowy Jarmark Dominikański i Bożonarodzeniowy, które mają wieloletnią tradycję na Głównym Mieście). Całości dopełniałby doroczny festiwal (tu kłaniają się organizatorzy imprezy „Lato na Dolnym Mieście”).
Wymiana doświadczeń
Osoby zaangażowane w działanie społeczne na Dolnym Mieście zapewne uśmiechają się, wiedząc, że część tych pomysłów – w taki czy inny sposób – jest realizowana. Inne elementy projektów mogą stać się inspiracją lub przyczynkiem do dyskusji.
To podkreśla także dr inż. arch. Dominika Wróblewska, profesor uczelni, która z ramienia Politechniki Gdańskiej od lat koordynuje grupy zagranicznych studentów i wskazuje, że podczas takich kursów wszystkie zaangażowane osoby – również wykładowcy i polscy studenci – uczą się od siebie nawzajem.
– Bardzo sobie chwalę te międzynarodowe warsztaty. Z ciekawością potem dowiaduję się, co oni wymyślają, bo czasami mają bardzo niestandardowe podejście – mówi Dominika Wróblewska. – Warto zauważyć, że w tej „holenderskiej” grupie z Rotterdamu jest tylko jeden Holender. Oni są różnych krajów, co sprzyja wymianie doświadczeń. Gdy prowadzimy dyskusje np. o narzędziach do analizy, opowiadają: „U nas w kraju tak to robimy. A my – tak. Więc spróbujmy, zróbmy to tym narzędziem” – tłumaczy pani Dominika i dodaje: – Podoba mi się ich podejście, bo oni w Rotterdamie mają taki święty trójkąt: uczelnia, biznes i społeczeństwo. Studenci od samego początku uczeni są współpracy ze społeczeństwem, wychodzenia w teren, rozmawiania z ludźmi. Tu te możliwości mieli trochę ograniczone, gdyż nasi mieszkańcy nie zawsze są biegli w angielskim, mimo to nie zrażali się – kontynuuje pani Dominika. – Fascynuje mnie, że studenci nasączają się tym rotterdamskim stylem pracy i współpracy. Ja mam niedosyt, że nasi studenci generalnie mało wychodzą w teren – mam na myśli rozmowy z ludźmi, z odpowiednimi jednostkami. Oczywiście robią to, ale jeszcze nie w takim zakresie, jak ja bym to sobie wymarzyła – podsumowuje Dominika Wróblewska.

Sami studenci też dostrzegają, jak ważne jest wyjście do ludzi, rozmowy i interakcje z mieszkańcami.
– Jako przyszła architektka uświadomiłam sobie, że nie można planować siedząc tylko przed komputerem. Że budynek to nie tylko bryła – mówi jedna z uczestniczek warsztatów.
– Ja zrozumiałem, że nie zawsze chodzi o to, żeby działać z rozmachem i na wielką skalę – dodaje jej kolega. – Czasami małym nakładem można osiągnąć coś spektakularnego, nawet drobne zmiany, które nie wymagają ogromnych pieniędzy, mogą mieć istotny wpływ. Nawet do wielkiego celu można dojść małymi krokami...

Organizatorem kursu ze strony Rotterdam University of Applied Sciences jest Matthijs van Lente. Wykładowcami tej grupy studentów byli Harriet Kos i Shy Shavit, a ze strony Politechniki Gdańskiej dr inż. arch. Dominika Wróblewska, profesor uczelni. Koordynowała Aleksandra Lewko, jako przedstawicielka Międzywydziałowego Koła Naukowego Projekt Management na PG.