Gdy miał 12 lat, napisał do przedwojennej gazety, że jako dorosły chciałby być geografem. Tekst pojawił się w rubryce "Kim chcę zostać i dlaczego?". Pisał, że lubi ten przedmiot w szkole, bo można się dużo dowiedzieć o Polsce i o innych krajach. Przyznał, że lubi podróże. Jeśli to się nie uda, napisał, że chciałby wtedy zostać reporterem, bo lubi pisać, dokumentować i ma dobrą wymowę.
Bardzo możliwe, że pasja podróżnicza szczupłego i smukłego jak tyczka Władzia Bartoszewskiego narodziła się podczas wakacyjnej wycieczki nad Bałtyk. Trwało upalne lato 1934 roku. Władzio z tatą pojechali zwiedzić Gdańsk, który był wówczas Wolnym Miastem. Fotograf zrobił zdjęcie, gdy stanęli przy cokole nieistniejącego dzisiaj pomnika niemieckiego cesarza Wilhelma I. W tle widać zachowaną świetnie do naszych czasów Bramę Wyżynną.
Można powiedzieć, że w dorosłym życiu ten plan na życie małego Władysława Bartoszewskiego spełnił się, choć w nieco odmienny sposób. Był bohaterem wojennym, żołnierzem AK ratującym Żydów przed zagładą, więźniem Auschwitz i powstańcem warszawskim. W czasach stalinowskich był wieziony przez komunistów, wspierał działalność opozycji demokratycznej w PRL, współpracował z Radiem Wolna Europa, był nauczycielem akademickim, wybitnym historykiem. W wolnej Polsce został parlamentarzystą, dyplomatą i mężem stanu, dwukrotnie pełnił funkcję ministra spraw zagranicznych. Poznał różne kraje, ale też pisał i dokumentował.
Plan obchodów 100. rocznicy urodzin Władysława Bartoszewskiego w Sopocie:
Szczegółowe informacje dotyczące dwóch ostatnich wydarzeń będą dostępne na stronie www.sopot.pl. Organizatorzy proszą o zachowanie reżimów sanitarnych. |
W życiu profesora Władysława Bartoszewskiego Gdańsk, Sopot i Gdynia odgrywały szczególną rolę. Nie tylko spędzał tu czas wolny, ale też był silnie związany emocjonalnie z dokonaniami wybrzeżowej opozycji antykomunistycznej. Miał też tutaj wielu przyjaciół. Poprosiliśmy o wspomnienia dwóch z nich: Bogdana Borusewicza i Jacka Taylora.
- Profesor Bartoszewski mniej więcej przez ćwierć wieku, aż do ostatnich dni życia przyjeżdżał rokrocznie wraz z żoną do domu ZAiKSu na dwutygodniowe wiosenne wakacje. One obejmowały zawsze Wielkanoc. Po raz ostatni był w Sopocie kilkanaście dni przed śmiercią. W jakimś sensie uważał Sopot za swoje stałe miejsce. Było to jego z dwóch ulubionych miejsc wakacyjnych. Jedno to Sankt Gilgen w Austrii, gdzie rokrocznie wyjeżdżał z żoną na trzy tygodnie latem, a do Sopotu przyjeżdżali na wiosnę - wspomina mecenas Jacek Taylor, który zaznacza, że w czasie pobytu profesora na Wybrzeżu, pełnił też rolę jego kierowcy. - Profesor czuł się tu jak u siebie. Miał zresztą honorowe obywatelstwo Sopotu. Najpierw przyznała mu je Gdynia w 1964, a później Sopot w 1967. W 2007 roku otrzymał z kolei tytuł doctora honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego. Jednym słowem, każde z miast Trójmiasta uznało go za swego. Tu na Wybrzeżu miał swojego ukochanego studenta z czasów, kiedy wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, mówię o Bogdanie Borusewiczu, z którym czuł się związany emocjonalnie i ideowo.
- Z profesorem Bartoszewskim zetknąłem się po raz pierwszy w 1974 roku, kiedy studiowałem historię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim - wspomina Bogdan Borusewicz. - Już wtedy powstało tam wąskie grono skupione wokół koła historyków. Redagowaliśmy też oficjalne Pismo Młodych Katolików „Spotkania”, gdzie mieliśmy swobodę w doborze treści. Oparciem był też dla nas klub „Więzi”, który dla wąskiej grupy organizował bardzo ciekawe spotkania. Na KUL-u się gotowało, a my byliśmy w środku. Wtedy też pojawił się na uczelni z wykładami monograficznymi o Polskim Państwie Podziemnym profesor Władysław Bartoszewski. Wykłady pokazywały, że to Państwo było demokratyczne, działały organy Państwa, działała grupa przedstawicieli partii politycznych i ograniczony parlament. Profesor miał oryginalne dokumenty z czasów II wojny światowej. Pamiętam, że wstrząsnął nami testament Polski Podziemnej z 1945 roku. Był wstrząsający, ale jednocześnie bardzo budujący ze względu na swoją demokratyczność i otwartość. Państwem Podziemnym interesowaliśmy się także pod kątem wykorzystania pewnych wzorców współcześnie, w latach siedemdziesiątych. To nam bardzo pasowało. To właśnie profesor Bartoszewski zaproponował mi temat mojej pracy magisterskiej. Dotyczył on „Unii”, polityczno-wojskowej organizacji z czasów wojny. W związku z pisaniem pracy jeździłem do Warszawy, do archiwów i tak poznałem środowisko studenckie Marca'68.
- Profesor wielką wagę przywiązywał do przyjaźni i dobrze wiedział, że w Trójmieście ma bardzo wielu przyjaciół. Miałem wielkie szczęście zaliczać się do tej gromady. Z tymi ludźmi, których uważał za bliskich utrzymywał stały kontakt korespondencyjny. Był trochę staroświecki. Pisał kartki z podróży, pisał z okazji świąt czy imienin. Często też telefonował, ale przede wszystkim kultywował stary zwyczaj pisanych życzeń czy pozdrowień z różnych miejsc na świecie, a podróżował bardzo dużo. Dwukrotnie był ministrem spraw zagranicznych, co łączyło się z wielokrotnymi wyjazdami w świat - mówi Jacek Taylor. - Był bardzo towarzyski. Uwielbiał konwersację, bardzo dużo opowiadał. Zawsze słuchany był z wielkim zainteresowaniem, nawet przez osoby, które go znały przez dziesiątki lat i nie raz już słyszały te same opowiadania wielokrotnie. Był wielkim gadułą, ale był fascynujący i słuchało się go z wielkim pożytkiem. Miał nieprawdopodobną wprost pamięć, pamiętał wydarzenia i szczegóły i każde jego opowiadanie bardzo wzbogacało słuchaczy. Miał ogromny narracyjny talent, pisał z wielką łatwością. Czytało się go łatwo, chętnie i wartko. Napisał przecież mnóstwo książek, w tym całą serię książek wspomnieniowych przy wsparciu redakcyjnym Michała Komara. Mówił o sobie ja nie jestem historykiem, jestem dokumentalistą. Zbierał dokumenty dotyczące historii. Nie tylko historii Polski, ale też Niemiec, Izraela, historii Żydów. Myślę, że przez całe lata był najważniejszym zarówno dla Niemców, jak i dla Żydów Polakiem, wielkim przyjacielem tych narodów. To jest jego wielka zasługa dla Polski.
- Muszę powiedzieć, że po studiach zaprzyjaźniłem się z Władysławem Bartoszewskim. Wymienialiśmy krótkie listy, pocztówki. Mam to wszystko w moim archiwum. Jak mu się coś podobało to pisał do mnie. Po stanie wojennym także się spotykaliśmy. To była przyjaźń, choć między nami była duża różnica wieku, jednego pokolenia, ale świetnie się rozumieliśmy. Podziwiałem jego odwagę. Był zawsze w stanie bronić swoich poglądów. Był człowiekiem wierzącym, który opierał się o etykę katolicką, ale jednocześnie odrzucał wszystkie skrajności nacjonalistyczne czy antydemokratyczne. Pamiętał okres międzywojenny. Co prawda był młodym człowiekiem, ale pamiętał ONR i ruchy nacjonalistyczne. Ukształtowała go w dużej mierze Żegota, Kossak-Szczucka, której był sekretarzem. Siedział w Oświęcimiu, a potem siedział w więzieniach stalinowskich. To też miało znaczenie. Dla nas to był człowiek niezłomny, który mimo swoich doświadczeń był bardzo otwarty. W związku z tym jakoś tak przypadliśmy sobie do gustu i przyjaźniliśmy się do końca jego życia.
Profesor Władysław Bartoszewski zmarł w wieku 93 lat w 2015 roku. Pochowano go na warszawskich Powązkach w Alei Zasłużonych. Ceremonia pogrzebowa miała charakter państwowy. Za życia uhonorowany został licznym odznaczeniami zagranicznymi i krajowymi, w tym najważniejszym i najstarszym polskim odznaczeniem Orderem Orła Białego. Rok 2022 został przez Senat RP ogłoszony Rokiem Władysława Bartoszewskiego. 19 lutego przypada setna rocznica jego urodzin.