W pierwszej połowie serbski golkiper uczciwie pracował na miano bohatera spotkania. Bronił, jak natchniony, będąc nie do pokonania dla zawodników Legii Warszawa. Zaimponował szczególnie na początku spotkania, gdy zatrzymał - praktycznie w jednej akcji - trzy uderzenia gospodarzy.
- Dobrze wszedłem w ten mecz, broniłem rzeczywiście dobrze. Szczęśliwie oraz z wyczuciem - mówił Vanja Milinković-Savić.
Jednak w drugiej połowie przytrafił mu się błąd, który kosztował biało-zielonych drugiego gola.
- No właśnie. Cały mój poprzedni wysiłek legł w tym momencie w gruzach. Źle zachowałem się przy tej sytuacji i Legia objęła prowadzenie. Później padły jeszcze dwie kolejne bramki, a jak wpuszcza się trzy, to żaden bramkarz nie może być zadowolony. Szczególnie, że przegraliśmy ten mecz - dodał Milinković-Savić.
Pierwsze pół godziny meczu w stolicy toczyło się pod wyraźne dyktando gospodarzy, którzy podrażnieni ostatnimi niepowodzeniami, starali się za wszelką cenę jak najszybciej objąć prowadzenie. Podopieczni Jacka Magiery postawili na frontalny atak i wykreowali całą masę dogodnych sytuacji, które mogły, a nawet powinny zakończyć się golem.
Gdańszczanie mieli jednak w swoich szeregach wybornie dysponowanego Milinkovicia-Savicia, który bronił wprost fenomenalnie. Serb potrafił odbić piłkę w sytuacjach, w których inni bramkarze z pewnością musieliby wyciągać ją z siatki. Tak było, kiedy na jego bramkę z najbliższej odległości uderzali m.in. Nemanja Nikolić, Guilherme czy Miroslav Radović.
Lechiści, szczególnie w ostatnim kwadransie pierwszej połowy mieli kilka okazji, by pokonać Arkadiusza Malarza. W ich poczynaniach brakowało jednak dokładności, np. w sytuacji Milosa Krasicia, który w jednym z kontrataków źle podał do Flavio Paixao i pogrzebał szansę na zdobycie bramki, czy komunikacji, kiedy bracia Paixao utrudnili sobie nawzajem do maksimum skuteczny finisz akcji na wprost bramki Legii.
Na początku drugiej połowy znów w roli głównej zagrał Milinković-Savić, ale tym razem jako czarny charakter. W 49. minucie po dośrodkowaniu Adama Hlouska w bardzo prostej sytuacji bramkarz Lechii wypuścił piłkę z rąk, a ta po prostu spadła najpierw na głowę Guilherme, a potem do siatki.
Zdobyta bramka dodała piłkarzom Legii jeszcze większego wiatru w żagle niż w pierwszej połowie i na efekty nie trzeba było czekać. W 58. minucie po bardzo precyzyjnym dośrodkowaniu Vadisa Odjidji Ofoe do piłki jako pierwszy w polu karnym dopadł Guilherme i mocnym strzałem po raz drugi pokonał Milinkovicia-Savicia.
Kolejne minuty przyniosły następne dogodne sytuacje dla Legii, ale tym razem bramkarz Lechii zachował się kapitalnie, broniąc bardzo groźne strzały Radovicia i Nikolicia. Z kolei w 67. minucie z pomocą Lechii przyszła poprzeczka, po tym jak Odjidja Ofoe wymanewrował obronę Lechii i wyszedł sam na sam z Milinkoviciem-Saviciem.
Co nie udało się belgijskiemu pomocnikowi Legii, to w 70. minucie wykorzystał Nikolić. Po prostopadłym podaniu Radovicia reprezentant Węgier ubiegł Mario Malocę i wbiegając w pole karne Lechii płaskim strzałem po raz trzeci posłał piłkę do siatki, niwecząc marzenia gdańszczan o wywiezieniu ze stolicy choćby remisu.
W 80. minucie biało-zieloni mieli szansę na honorowego gola, ale po podaniu Flavio Paixao dogodną okazję zmarnował Marco Paixao, który będąc pięć metrów przed bramką Legii, nie trafił w jej światło.
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk 3:0 (0:0)
Bramki: Guilherme (49., 58.), Nikolić (70.)
Żółte kartki: Radović, Hlousek - Peszko, Maloca
Czerwona kartka: Radović (89. za drugą żółtą)
Legia: Malarz - Bereszyński, Czerwiński, Rzeźniczak, Hlousek - Radović, Jodłowiec, Odjidja Ofoe, Hamalainen (55. Moulin), Guilherme (77. Kazaiszwili) - Nikolić (90. Wieteska)
Lechia: Milinković-Savić - Nunes (54. Kuświk), Wojtkowiak, Maloca, Wawrzyniak - F. Paixao, Sławczew, Chrapek (59. Wolski), Krasić, Peszko (68. Haraslin) - M. Paixao
wg/www.lechia.pl