• Start
  • Wiadomości
  • Wojciech Książek: Polska edukacja nie zasługuje na tak radykalne zmiany

Wojciech Książek: Polska edukacja nie zasługuje na tak radykalne zmiany

Zapowiadana reforma szkolnictwa, która ma wejść w życie już we wrześniu 2017 r. wzbudza ogromny niepokój. I trudno się dziwić, bo ministerstwo zostawiło bardzo wiele niewiadomych. O opinie na temat proponowanych zmian poprosiliśmy przedstawicieli Związku Nauczycielstwa Polskiego oraz Sekcji Oświaty i Wychowania w NSZZ "Solidarność" - kwestionują oni sensowność ministerialnych planów.
29.06.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Czym politycy chcą wypełnić głowy i tornistry uczniów w 2017 r.?

Elżbieta Markowska, prezes Okręgu Pomorskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego:

- W moim odczuciu nie jest to dobra zmiana ani dla uczniów, ani dla rodziców, ani dla nauczycieli. W ciągu 15 lat już dwukrotnie zmienialiśmy strukturę organizacyjną systemu edukacji. Nie mamy dokładnej analizy dotyczącej zastrzeżeń do obecnego systemu, nie mamy badań ani odpowiedniej diagnozy dotyczącej tego, co należałoby w nim zmienić.

Jeżeli dzisiaj minister edukacji do proponowanych zmian ustosunkowuje się tylko na podstawie przeprowadzenia szesnastu debat wojewódzkich, gdzie formułowane były różnego rodzaju wnioski i uwagi, to mam pytanie - do czego system edukacji zmierza? Dzisiaj wykładnią są dla nas wyniki prowadzonego w wielu krajach świata badania wiedzy i umiejętności piętnastolatków (tzw. badanie PISA - red.). Skoro na podstawie testów PISA jesteśmy krajem znajdującym się w edukacyjnej czołówce - pytam: po co zmieniać coś co już zafunkcjonowało i sprawuje się nieźle? Oczywiście, są pewne mankamenty, ale w moim odczuciu należałoby po prostu nad nimi popracować.

Jeżeli pani minister cały czas podnosi kwestię problemów wychowawczych w gimnazjum to moje pytanie brzmi: czy proponowana przez nią zmiana spowoduje, że problemów wychowawczych nie będzie? Przecież wszystkie badania wskazują, że najwięcej tego typu kłopotów mamy w szkołach podstawowych i to z nimi dzieci idą do szkół gimnazjalnych.

Na dzień dzisiejszy nie wiemy, jak będzie wyglądała podstawa programowa i siatka godzin, ani tego, czy wszyscy nauczyciele pracujący obecnie w gimnazjach mają kwalifikacje do tego, by przejść do liceów. Nie można ogłaszać zmian struktury organizacyjnej szkoły w chwili, kiedy nie ma się całościowego obrazu tego, jak będzie przebiegało wdrożenie systemu! I co ważne, trzeba zastanowić się jakiej zmiany oczekujemy. A trudno mówić o zmianie w sytuacji, kiedy obecnie funkcjonujący system nie został zdiagnozowany.

Wojciech Książek, przewodniczący Sekcji Oświaty i Wychowania Regionu Gdańskiego NSZZ "Solidarność"

- Nie możemy mówić, że to niespodzianka, ponieważ pomysł likwidacji gimnazjów znalazł się w programie wyborczym PiS. Rządzącym zależało głównie na przywróceniu czteroletniego liceum. Przeciwnicy obecnie funkcjonującego systemu zarzucają mu, że trzy lata w liceum niezbyt dobrze przygotowywują młodego człowieka do egzaminu dojrzałości.

Zaproponowane zmiany uderzą przede wszystkim w gminy wiejskie. Otrzymają one bowiem niższą subwencję oświatową. Do tej pory w powiatach i gminach wiejskich prowadzących szkoły podstawowe i gimnazja, wójt bądź burmistrz dostawał subwencję na ucznia za sześć lat szkoły podstawowej i trzy lata gimnazjum. Po zmianach dostaną mniej środków, bo odjąć trzeba będzie jeden rok nauczania. Trzeba więc będzie zmniejszyć liczbę etatów, dlatego nauczyciele pracujący w gminach wiejskich i powiatach najmocniej odczują tą reformę.

Obecnie funkcjonujący system jest bardziej egalitarny. Więcej młodych ludzi, także z terenów wiejskich, przez systemy egzaminów mogło trafiać do szkół ponadgimnazjalnych. Wzrost odsetka ludzi z maturą w ostatnim piętnastoleciu to jest pewne osiągnięcie. Tak samo jak to, że kształcenie szerokoprofilowe trwa dziewięć lat. A zgodnie z proponowanymi zmianami będzie trwało osiem.

To, czego ja oczekiwałem po "reformie" to zmiany, ale po stronie programowej: w programach nauczania, podręcznikach, lekturach. A tego (póki co) nie ma. W podbramkowej sytuacji postawiono też samorządy. By wprowadzać takie zmiany potrzebne są dialog i pieniądze, a tego nie ma. Stąd spory niepokój.

Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, by uczeń nie znalazł się w potrzasku kolejnych radykalnych zmian, by nie stał się doświadczalnym zakładnikiem jakichś eksperymentów. Uważam, że polska edukacja nie zasługuje na tak radykalne zmiany. Przecież nic dramatycznie złego się w niej nie dzieje.

Czytaj także: 

Piotr Kowalczuk: - PiS chce wymienić 40 tysięcy dyrektorów

Likwidacja gimnazjów: pytania, na które nikt nie zna (jeszcze) odpowiedzi

Katarzyna Hall: - To powrót do PRL. Co chcemy osiągnąć?

Rząd likwiduje gimnazja. Część osób w Gdańsku straci pracę



TV

To przedszkole jest wzorem