• Start
  • Wiadomości
  • W sytuacji kryzysowej wszyscy jesteśmy ratownikami [ROZMOWA]

W sytuacji kryzysowej wszyscy jesteśmy ratownikami [ROZMOWA]

O tym, jak się przygotować do powodzi w każdej rodzinie, o zmianach wynikających z ćwiczeń służb miejskich “Wodny Gdańsk”, ale też o szacunku do małej retencji i darmowej komunikacji miejskiej na wypadek klęski żywiołowej - w rocznicę potężnej ulewy w Gdańsku rozmawiamy z Tadeuszem Bukonttem, dyrektorem Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku.
16.07.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Tadeusz Bukontt, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego UMG

Izabela Biała: Kto będzie wprowadzać i odwoływać darmową komunikację miejską w Gdańsku w przypadku zaistnienia klęski żywiołowej?

Tadeusz Bukontt: - Decyzję w tej sprawie, na podstawie zapisów w uchwale Rady Miasta Gdańska, podejmuje Miejski Zespół Zarządzania Kryzysowego [potocznie zwany sztabem kryzysowym - red.] z prezydentem lub jednym z jego zastępców na czele. Zespół będzie mógł ją wprowadzić, a także odwołać, za pomocą komunikatu.

Kiedy możemy się w Gdańsku spodziewać takiego komunikatu?

- W sytuacji tuż po zakończeniu zdarzenia losowego. W trakcie ulewy, śniegu czy innego tego typu wydarzenia nie będziemy się zastanawiali czy teraz pozwolić jeździć za darmo czy nie. Zarządzenie bezpłatnego transportu publicznego nastąpi w momencie największego zamieszania, kiedy jest problem z komunikacją mieście, jest nieregularna, zastępcza, objazdowa. Idea jest taka, żeby zadośćuczynić mieszkańcom te utrudnienia, ulżyć im i jednocześnie także skłonić właścicieli pojazdów do pozostawienia ich na parkingu. Zarządzenie to będzie krótkotrwałe: na kilka godzin, na noc, dzień, może dobę.

W maju bieżącego roku przeprowadzono ćwiczenia służb ratowniczych pn. “Wodny Gdańsk”. Jak Pan ocenia tę akcję. Czy od tego czasu zmieniło się coś pod względem organizacyjnym w miejskim sztabie kryzysowym?

- Nie nastąpiły wielkie zmiany. Ludzie i zespoły są wciąż te same, ale zacieśniliśmy kontakty interpersonalne.

To znaczy?

- Głównie chodzi o usprawnienie przepływu informacji między instytucjami uczestniczącymi w zdarzeniach kryzysowych. Wzmocniliśmy się w Miejskim Centrum Zarządzania Kryzysowego (tu pracuje sztab - red.) dublując obsadę dyspozytorów części służb, w tym strażaków i policjantów tu na miejscu, a nie tylko w ich bazach, którzy w razie potrzeby będą dysponować siłami. Z nami, w centrum będzie więc siedział już nie tylko komendant danej służby, ale także jego dyżurni. Usprawniamy komunikację między instytucjami i konkretnymi osobami. W miejscach ćwiczeń zapoznali się ze sobą przedstawiciele poszczególnych służb.

Ćwiczenia Wodny Gdańsk, czyli akcja ratunkowa w czasie powodzi na sucho

Nie znali się wcześniej?

- Mogli się znać z widzenia, ale oczywiście nie zawsze ci sami przyjeżdżali w dane miejsce. Teraz obowiązywać będzie ścisły scenariusz, Gdańskie Wody podzieliły miasto na rejony. W dane miejsca przyjeżdżać będą konkretne ekipy danej służby miejskiej, które będziemy w razie potrzeby wspierać służbami mundurowymi.

A co z dostępem mieszkańców do Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego? Rok temu padały zarzuty, że bardzo ciężko było się z nim skontaktować…

- Dlatego potrzebne jest sprawne call - center przeznaczone tylko dla mieszkańców Gdańska. Kiedy do nas dzwoni jednocześnie 200 - 300 osób, nie jesteśmy w stanie obsłużyć takiego nawału połączeń. Miejskie Centrum Kontaktu, które zostanie uruchomione w przyszłym roku, spełniać ma w sytuacjach kryzysowych rolę właśnie takiego łącznika między służbami ratowniczymi w centrum a mieszkańcami.

Równo rok od wielkiej ulewy - to idealny okres czasu na wyciągnięcie wniosków na przyszłość z tej niebezpiecznej sytuacji, zwłaszcza że wszelkie prognozy klimatologów wskazują na coraz częstsze występowanie gwałtownych opadów deszczu w naszej szerokości geograficznej...

- Każdy z nas powinien nauczyć się z tym żyć, pogodzić się z tym, że tak właśnie będzie. Mieć kalosze, latarkę, porządny parasol i kurtkę przeciwdeszczową i myśleć, że jeżeli pada deszcz to może warto wyprowadzić samochód z podziemnego garażu? Samemu myśleć - nie czekać aż przyjdą służby i o to poproszą, bo my nie damy rady powiadomić całego miasta. Promujmy rozsądek w myśleniu, kiedy zaczyna się robić niebezpiecznie, zastanówmy się: gdzie się znajdują nasi najbliżsi i sąsiedzi? A w domu zaopatrzmy się w odbiornik radiowy na baterie, żeby móc posłuchać komunikatów nadawanych w mieście. Bo one będą pojawiać się w każdym rodzaju mediów, także w formie sms. Jak wyczerpią się baterie w radio, a w komórce nie działa już internet, bo nie ma prądu, to dopiero wtedy będziemy biegać z megafonami. Ale żeby stanąć na ulicy z megafonem, trzeba najpierw zakończyć etap ratowania, przejść do obsługi poszkodowanych ludzi a później odbudowy, aż po sprzątnięcie każdego podwórka.

Wybijająca studzienka przy Węźle Kliniczna, rok temu. Takie miejsca to pułapki dla przechodniów

Jak jeszcze każdy z nas może się przygotować na klęskę żywiołową?

- Każda rodzina, każda wspólnota, czy zarządca budynku powinien sobie wypracować standardowe czynności w razie takich zdarzeń. Każdy powinien mieć “zestaw powodziowy” w domu: butelkowaną wodę do picia, latarki, kluczyki zapasowe do samochodu - żeby sąsiad np. mógł wyprowadzić za mnie auto z garażu podziemnego, a może to właśnie sąsiadowi, którego nie ma na miejscu, właśnie zalewa samochód na ulicy? Takie postawy trzeba propagować. W Stanach Zjednoczonych ludzie permanentnie ćwiczą postępowanie w takich sytuacjach. W mieście wszyscy nawzajem stanowimy dla siebie zespół ratowniczy. Musimy budować w sobie świadomość lokalnej wspólnoty.

Jakie zachowania powinniśmy starać się utrwalić w sobie w przypadku sytuacji kryzysowych?

- Pozbyć się niefrasobliwości, która często towarzyszy ludziom w takich sytuacjach i mieć trochę wyobraźni. Dlaczego ludzie podczas nawału wody płynącego ulicą koniecznie chcą przejść przez skrzyżowanie i wpadają w wybite studzienki? Nie myślą o tym, że one tam mogą być, bo ich po prostu nie widać. A samochody? Dlaczego kierowcy wjeżdżają w ogromne kałuże na skrzyżowaniach myśląc “skoro ci trzej przede mną przejechali, to i mnie się uda”? A wielu się nie udało. Na skrzyżowaniu Kartuskiej i Łostowickiej w zeszłym roku auta pływały jak boje.

Miejmy też szacunek dla małej retencji.

Kierowcy tego pojazdu nie udało się przejechać...

Dlaczego?

- W zeszłym roku mieszkańcy jednego z nowych osiedli na górnym tarasie Gdańska byli oburzeni: “jak to jest możliwe, że właśnie nam, w najwyższym punkcie miasta zalało garaż podziemny”? Sami nie mogliśmy tego zrozumieć - ale kiedy porównaliśmy stan rzeczywisty z projektem garażu, złapaliśmy się za głowy. Okazało się, że już po odbiorach technicznych nieruchomości i wprowadzeniu się mieszkańców, zarządcy budynku dla ułatwienia wyłożyli dodatkowo kostką wszystkie żwirowane zakręty i trawniki prowadzące do garażu. Zrobili przez to piękną zlewnię. Sami sobie tego deszczu tam nalali, mimo że do sytuacji doszło na najwyższym punkcie miasta.

Więcej podsumowań zeszłorocznych wydarzeń  w Gdańsku:

12 miesięcy po wielkiej ulewie. Jak zmniejszyć skutki (potencjalnej) kolejnej? [RAPORT]

12 miesięcy po wielkiej ulewie - uczymy się żyć z powodzią? [RAPORT]


TV

120-letnia kamienica jak nowa