• Start
  • Wiadomości
  • W Canal+ serial “Król”, w jednej ze scen - gdański aktor Marek Brand: “To była wspaniała praca”

W Canal+ serial “Król”, w jednej ze scen gdański aktor Marek Brand: “To była wspaniała praca”

Kolejne odcinki serialu "Król", którego scenariusz powstał na podstawie powieści Szczepana Twardocha, pojawiają się na platformie Canal+ od 6 listopada. Marek Brand, znany gdański aktor, reżyser i dramaturg, koordynator Teatru w Blokowisku w Klubie “Plama” GAK, miał okazję poznać atmosferę na planie biorąc udział w realizacji jednej ze scen. Jak wspomina tę pracę?
23.11.2020
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
 Król , serial Canal+
"Król", serial Canal+
fot. Canal+ fot. Canal+

 

Anna Umięcka: - “Król” Szczepana Twardocha z 2016 roku, szybko stał się w Polsce bestsellerem i otrzymał wiele nagród i wyróżnień, m.in. nominację do Nagrody Literackiej Gdynia (2017). Jego popularność i rozpoznawalność wciąż rośnie - w czerwcu tego roku powieść została nominowana do Europejskiej Nagrody Literackiej, a "The Times" uznał ją za książkę kwietnia 2020, w kategorii powieść historyczna. “Król” trafił też niedawno na rynek amerykański i na ekrany. A jak pan trafił na plan “Króla? 

Marek Brand: - Zanim zamieszkałem w Trójmieście, w latach 80 był adeptem w Teatrze Żydowskim w Warszawie i stąd moja znajomość z Hanną Kossowską, którą była konsultantką od obyczajowości na planie “Króla”. Hania, teatralna aktorka, jest też świetną kucharką i malarką, na gdańskim Festiwalu Kultury Żydowskiej "Zbliżenia", robiła warsztaty z koszernej kuchni i wykłady plastyczne. Gdy twórcy filmu zapytali ją, czy nie zna kogoś z “nieograną twarzą” poleciła mnie, mówiąc, że mam twarz “jak trzeba” [śmiech]. Zadzwonił więc do mnie kierownik produkcji, poprosił o zdjęcie, CV..., i po tygodniu zaoferował rolę “starszego Żyda” - tak się nazywała moja rola - i zaprosił na dwa dni zdjęciowe na plan serialu. 


Znał pan już wtedy książkę Twardocha?

- Tak, to było dość zabawne, bo przeczytałem ją dużo wcześniej i byłem zachwycony. Myślałem o niej długo, potem usłyszałem, że chcą kręcić serial. Aż tu nagle telefon!

Przy okazji mojego dłubania w piosenkach kabaretowych natknąłem się też, jakiś czas temu, na piosenkę “Kercelak” (targowisko), napisał ją chyba Schiller... a w pierwszym odcinku filmu, Szapiro, główny bohater filmu, chodzi i zbiera haracz od handlarzy właśnie na takim targowisku. Ale w tej scenie niestety nie brałem udziału. 


Scena z pana udziałem rozgrywa się w koszernej knajpie, gdzie dwóch skromnych Żydów siedzi przy stoliku. Przyjechali niedawno z Wilna do Warszawy i chcą się posilić. Czekają na jedzenie, rozmawiają, jeden z nich jest oburzony rozwiązłością panujących tu obyczajów. Nagle do środka wchodzą gangsterzy, by uczcić zwycięstwo boksera Szapiro. Sytuacja staje się groźna. 

- O tak, ale knajpa koszerna to ona była tylko z nazwy. Czy widać kiełbasę na stole? [śmiech]


Nie zauważyłam, ale oglądając ten odcinek [drugi] byłam tak przejęta sytuacją, w której znalazł się Pana bohater, że nie zwracałam uwagi na rekwizyty.

- O tak, my też byliśmy przejęci! [śmiech]. Kręciliśmy ją cały dzień.

 

Marek Brand
Marek Brand
Fb Marek Brand

 

Ta scena jest bardzo emocjonująca. Prowokuje was szef gangu Jan Kapica (w tej roli Arkadiusz Jakubik). Czy to napięcie, nerwowość, które my - widzowie czujemy przed ekranem udzielają się też na planie?

- To zależy od warsztatu aktorskiego. Ja scalam się z postacią i ten strach, nerwowość muszę wzbudzić w sobie. Wyobrażam sobie, że taka sytuacja ma miejsce. Gram tak jak czuję, a reżyser potem wybiera odpowiednie ujęcie. Naszych dwóch podróżnych Żydów trafiło do knajpy przez przypadek. Przyjechali z Wilna, biedni, może przyjechali coś sprzedać na kercelak, albo kupić. Zobaczyli knajpę z napisem “koszer” - to weszli. A podano im kiełbasę. 

To było nawet zabawne, bo przy kolejnych dublach ta kiełbasa lądowała na naszym stole pięć albo sześć razy. Czas mijał, robiliśmy się głodni, a ona tak na nas zerkała [śmiech]. Nie mogliśmy jej zjeść jako postaci, bo była niekoszerna, a potem była zmiana planu, ktoś posprzątał i kiełbasa zniknęła!

Gdzie kręcono tę scenę?

- To było na Pradze, po drugiej stronie Wisły. We wtopionym w stare podwórko budynku. Obok kotłownia, jakaś szkoła. Dokładnie nie pamiętam. Tak dużo się działo, że nie miałem czasu się rozglądać. Kilka minut na posiłek i kolejne zdjęcia. Coraz trudniej znaleźć takie oryginalne lokalizacje, jak ta nasza spelunka. Miasta się rozbudowują, wyburzane są stare czy industrialne budynki. Dziś czasem szybciej i taniej jest wybudować scenografię w studio, niż znaleźć odpowiedni plener. Tym bardziej mam szacunek do osób, które odszukały to miejsce na potrzeby filmu.

Na plan pojechałem o 6 rano, o 9 już byliśmy przygotowany z kolegami.


Makijaż, kostiumy...?

- Tak, charakteryzatorka była zachwycona, że nie musi doklejać mi brody [śmiech]. Po kostiumie i makijażu były uwagi od reżysera, informacje ogólne o planie i zaczęliśmy po 9. Ujęcia z różnych stron, zbliżenia, próby dźwiękowe, bo mówiliśmy w jidysz. Skończyliśmy ok. 21 czy 22.  


Zna pan język jidysz?

- Nie uczyłem się go, chociaż przewijał się u mnie w domu. Trochę znam hebrajski, ale chociaż litery w obu językach są te same, wymowa jest inna. Jidysz przypomina bardziej niemiecki. Tekst dostaliśmy więc w transkrypcji, a do tego musieliśmy mówić z akcentem wileńskim. Henryk Rajfer był naszym konsultantem. 


Było więcej powtórek czy czekania?

- Było dużo powtórek: różne ujęcia kamery, czasem z efektami coś było nie tak i trzeba było poczekać. Ta scena jest zresztą bardzo nasycona, ma kilka sekwencji: wątek z dziennikarzem, który źle napisał o Szapiro, scena spięcia pomiędzy braćmi, kolejna przy stole, gdzie jedzą Szapiro i Kapica, potem nasza…


Jakie wrażenia odniósł pan na planie?

- Świetne kostiumy Emilii Czartoryskiej, znakomicie oddany klimat. Byłem też zachwycony atmosferą, którą budowali aktorzy pierwszego planu. Dużo wsparcia dawali sobie nawzajem i nam. Nie było żadnego zniecierpliwienia, a przecież powtarzało się sceny po kilka razy, bo jak to na planie: czasem ktoś za późno włączy kamerę albo dymu jest za dużo i czekamy aż opadnie. To była wspaniała praca!

 

TV

W zoo zamieszkały dwa lemury