Stracić z oczu rodziców w obcym mieście i nagle zostać samemu pośród tłumu obcych ludzi, to dla kilkulatka bardzo stresujące przeżycie. Nawet gdy wszystko skończy się dobrze, traumatyczne doświadczenie może długo powracać we wspomnieniach - tłumaczy Wojciech Siółkowski ze Straży Miejskiej w Gdańsku. - Dlatego też kolejny raz prosimy rodziców i opiekunów, by bacznie pilnowali swoich pociech.
Tylko w ostatnich kilku dniach strażnicy mieli do czynienia z trzema sytuacjami, które - jak podkreśla Siółkowski - nie powinny były się zdarzyć. Wszystkie dotyczyły dzieci w wieku 4-7 lat, które zgubiły się w tłumie i nie potrafiły odnaleźć swoich rodziców (ani rodzice ich). Jak się okazało, każdy z przypadków dotyczył turystów zagranicznych - z Norwegii, Węgier oraz Niemiec.
Do pierwszego takiego zdarzenia w ciągu ostatnich dni doszło w sobotę, 11 sierpnia. Tuż po godzinie 15 do mundurowych patrolujących ulicę Długą oraz Długi Targ podeszło dwoje turystów z Norwegii. Powiedzieli, że zgubił się ich 7-letni syn.
- Wypytaliśmy małżonków o rysopis chłopca oraz miejsce, w którym ostatni raz widzieli swoje dziecko. Informacje te natychmiast trafiły na Stanowisko Kierowania i za jego pośrednictwem do wszystkich patroli, które były w pobliżu - mówi starszy specjalista Andrzej Baj. - Rodziców 7-latka postanowiliśmy odprowadzić do mieszczącego się przy ulicy Piwnej Punktu Przyjęć Interesantów Komendy Miejskiej Policji. Nim dotarliśmy na miejsce, Stanowisko Kierowania poinformowało nas, że chłopiec czeka na swoich rodziców właśnie w policyjnym punkcie przy Piwnej.
Dzień później, w niedzielę, 12 sierpnia, około godz. 19, strażnicy którzy patrolowali Trakt Królewski otrzymali informację, że na Długim Pobrzeżu, tuż za Zieloną Bramą, widziano małego chłopca bez opieki, wyglądającego na zagubionego.
- Dziecko miało około czterech lat. Było przerażone, cały czas płakało. Nie można było się z nim porozumieć - opowiada starszy inspektor Piotr Milewski. - Przede wszystkim próbowaliśmy uspokoić chłopca, ale nie było to łatwe. Chwilę później podeszła do nas para, na widok której dziecko zareagowało bardzo emocjonalnie. Byli to jego rodzice, obywatele Węgier. Czterolatek z płaczem rzucił się im w ramiona.
Do kolejnej podobnej sytuacji doszło w poniedziałek, 13 sierpnia. Wieczorem, około godz. 20 do strażników z Referatu Profilaktyki podszedł na ulicy Długiej kelner zatrudniony w jednej z okolicznych restauracji, prowadząc zapłakane dziecko.
- Udało nam się dowiedzieć od chłopca, że ma 7 lat i jest obywatelem Niemiec. Uspokoiliśmy go, zaczęliśmy się rozglądać, czy w pobliżu nie ma rodziców malca - mówi młodszy inspektor Paweł Nadowski. - Byli niedaleko, kiedy zauważyli swoją pociechę w naszym towarzystwie, podeszli do nas. Chłopiec wpadł im w objęcia.