Śmietnik w mieszkaniu. Nietypowe odkrycie strażaków

W jednym z mieszkań przy ulicy Chrzanowskiego na Strzyży doszło do zajęcia ogniem. Straż pożarna nie mogła dostać się do pomieszczenia, nie pozwalały na to zalegające tam... śmieci. - Mieszkańcom trzeba pomóc, być może konieczna będzie terapia - mówi Monika Ostrowska, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
08.03.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

W poniedziałek rano, 7 marca, straż pożarna przyjechała do kamienicy około godziny 10 po tym, jak prawdopodobnie jeden z sąsiadów, zawiadomił o dymie na klatce schodowej. Strażacy mieli problem z wejściem do mieszkania. Zamiast drzwiami, weszli oknem. W trzypokojowym mieszkaniu, które przypominało wysypisko śmieci nie było lokatorów.

- Śmieci, które strażacy znaleźli w mieszkaniu, spaliły się w jednym pokoju - mówi Tadeusz Konkol, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku. - Lekko ranna została osoba mieszkająca na wyższym piętrze.

Lokal przy ulicy Chrzanowskiego do tej pory zajmowany był przez 78-letnią kobietę i jej 57-letniego syna. Mieszkanie, w którym przebywali, jest własnościowe. Jak nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, kobieta ma jeszcze jednego syna, który nie utrzymywał bliskich kontaktów z rodziną. Po zdarzeniu zaofiarował jednak pomoc.

- Ci państwo nie byli naszymi klientami - wyjaśnia Monika Ostrowska, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. - Nie mają problemów finansowych, mieszkanie nie było zadłużone. Cieszy nas fakt, że drugi z synów jest otwarty na współpracę. Na środę zaplanowaliśmy wywiad środowiskowy, po którym podejmiemy decyzję, jak można im pomóc. Niewykluczone, że niezbędna będzie terapia. Na pewno będziemy ich wspierać.

We wtorek, 8 marca, w mieszkaniu przy ulicy Chrzanowskiego rozpoczęto akcję sprzątania i dezynfekcji. O asystę w tych czynnościach poproszeni zostali funkcjonariusze straży miejskiej.

- Takie działania, czyli sprzątanie bez woli i obecności lokatorów mieszkania, mogą być tragiczne w skutkach - tłumaczy dr Aleksandra Niemyjska, wykładowca z SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w Sopocie. - Zbieractwo, czyli hoarding disorder, to problem, który od lat występuje w Stanach Zjednoczonych. Powstały tam nawet specjalne służby, odpowiedzialne za takie przypadki. Porządkowanie mieszkań przez osoby inne niż lokatorzy, w Stanach wielokrotnie kończyło się samobójstwami. Takie akcje należy przeprowadzać wspólnie ze zbieraczami. To ci ludzie, oczywiście z fachową pomocą, sami powinni decydować, co wyrzucić. Nie wolno robić tego za nich.

Do niedawna zbieractwo uznawane było za zaburzenie obsesyjno-kompulsywne.

- Dzisiaj hoarding disorder wyróżnione jest, jako osobna jednostka chorobowa. Funkcja przedmiotów, które ci ludzie gromadzą, w ich mniemaniu jest olbrzymia. Głównym motorem działania takich ludzi jest lęk. Oni się boją, że z każdą wyrzuconą rzeczą, wyrzucą jednocześnie fragment siebie – dodaje dr Niemyjska.

- To problem natury psycho-patologicznej - tłumaczy dr Jacek Buczny, także wykładowca SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w Sopocie. - Takim ludziom niezbędna jest terapia, oni nie są w stanie sami sobie pomóc.

Jak poinformowała nas Aleksandra Siewert z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku, biegli badają okoliczności zajęcia mieszkania przez ognień.

- Za około dwa tygodnie powinniśmy wiedzieć, jaka była przyczyna tego zdarzenia. Prawdopodobna jest wersja awarii instalacji elektrycznej, ale to zbyt wcześnie, by potwierdzić tę informację.


TV

Pracownicy magistratu oddali krew