• Start
  • Wiadomości
  • Setne urodziny pani Wandy Katowicz. Wyszła za mąż mając 76 lat - los w hollywoodzkim stylu

Setne urodziny pani Wandy Katowicz. Wyszła za mąż mając 76 lat - wileńsko-gdański los w hollywoodzkim stylu

Przez prawie całe swoje życie była księgową - m.in. w przedsiębiorstwie mieszczącym się na ulicy Łąkowej. Do Gdańska przybyła z pierwszym mężem, z Wileńszczyzny. Drugi raz stanęła na ślubnym kobiercu w wieku 76 lat, ze swoją miłością z młodości! Z wybrankiem przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych, ale po latach wrócili do jej ukochanego Gdańska. Oto stulatka o niezwykle ciekawym życiu - Wanda Katowicz.
21.11.2021
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Kiedy Wanda Katowicz mieszkała na Litwie, jako 15-letnia dziewczyna przeżyła młodzieńcze zauroczenie. Ten mężczyzna miał na imię Albert, był 12 lat starszy, niedługo potem wyjechał do Ameryki. Ale całe życie interesował się losem Wandy. Dowiedział się o śmierci jej męża, od swoich krewnych uzyskał jej adres i do niej napisał. Miała wówczas 76 lat, on - 88
Kiedy Wanda Katowicz mieszkała na Litwie, jako 15-letnia dziewczyna przeżyła młodzieńcze zauroczenie. Ten mężczyzna miał na imię Albert, był 12 lat starszy, niedługo potem wyjechał do Ameryki. Ale całe życie interesował się losem Wandy. Dowiedział się o śmierci jej męża, od swoich krewnych uzyskał jej adres i do niej napisał. Miała wówczas 76 lat, on - 88
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Setne urodziny bliscy wyprawili pani Wandzie w niedzielę, 21 listopada. Zaprosili na uroczystość prezydent Gdańska Aleksandrę Dulkiewicz, która - rzecz jasna - nie zawiodła. Jubilatkę fetowano wielokrotnie.

Wanda Katowicz urodziła się 1921 roku w Gajluszach - wsi położonej 80 km na północny wschód od Wilna. Wówczas była tam Polska - obecnie Litwa. Miała troje rodzeństwa. Oficjalnie urodziny obchodzi 20 listopada, ale niezbyt zgodnie z faktami. Dopiero niedawno okazało się, że tak naprawdę jest to data jej chrztu, którą wpisano do aktu urodzenia.

- Rodzice jej mówili, że urodziła się 11 listopada. W drugą niedzielę po urodzinach została ochrzczona w kościele w Hoduciszkach - mówi Małgorzata Juchniewicz, żona siostrzeńca pani Wandy. To najbliższa rodzina, bo gdańska stulatka nie ma własnych dzieci. - Dopiero kilka dni temu się tego dowiedzieliśmy, ciocia o tym wspomniała przy okazji Święta Niepodległości. Bardzo nas tym zaskoczyła.

W Gajluszach pani Wanda skończyła podstawówkę, później uczyła się w szkołach w Hoduciszkach i w Wilnie. Następnie wróciła do Gajluszy, gdzie została księgową w miejscowym urzędzie. Pracowała tam po wojnie, gdy nastały porządki sowieckie. Czuła się Polką, pochodziła z polskiej rodziny - dlatego w końcu zdecydowała się na wyjazd do PRL - kraju ojczystego, w nowych, pojałtańskich granicach.

- Do Polski wrócili w 1958 roku, kiedy na Litwie represje wobec ludności polskiej się nasiliły. Ciocia czuła, że nie jest u siebie, że Polski jest tam coraz mniej - wspomina Małgorzata Juchniewicz. - Dopóki nie przyszła wojna, żyli tam dobrze. Ziemie zamieszkiwały cztery nacje: Polacy, Białorusini, Rosjanie i Żydzi, wszyscy żyli w zgodzie, dzieci razem dorastały, dorośli się przyjaźnili. Ale przyszło nieszczęście, ludzie zaczęli występować przeciwko sobie. To były trudne czasy.

Do Gdańska przyjechała jedna z sióstr męża pani Wandy. Druga pojechała do Łodzi, i to tam najpierw pani Wanda zamieszkała. Ale w Gdańsku widziała lepsze drogi rozwoju, podjęła więc z mężem decyzję o przeprowadzce. Tu podjęła pracę jako księgowa, przepracowała aż do emerytury w firmie, która do dziś funkcjonuje na ulicy Łąkowej.

Mieszkali na Kartuskiej, obok dawnej mijanki tramwajowej. Potem udało się dostać ze spółdzielni mieszkanie na Kołobrzeskiej. Niestety szczęśliwe wspólne życie przerwała śmierć męża. Ale wtedy okazało się, że niezbadane są koleje losu. Do Wandy zapukała przeszłość.

- Kiedy ciocia mieszkała na Litwie, jako młoda, 15-letnia dziewczyna była zauroczona. Ten mężczyzna miał na imię Albert, był 12 lat starszy, niedługo potem wyjechał do Ameryki. Ale całe życie interesował się losem cioci - wspomina Małgorzata Juchniewicz. - Dowiedział się o śmierci jej męża, od swoich krewnych uzyskał jej adres i do niej napisał. Ciocia odpowiedziała, że zaprasza go do Gdańska. Przyjechał tutaj, spotkali się po latach, i oświadczył się. Ciocia wyszła za mąż za swoją pierwszą miłość. Miała już wtedy 76 lat!

 

NASZA FOTOGALERIA:

 

Skoro to historia jak z hollywoodzkiej komedii romantycznej, nie mogło być inaczej - po oświadczynach oboje wyjechali do Ameryki, gdzie wzięli ślub, i tam zamieszkali. Jednak na krótko. Wanda tęskniła za Polską, ciągnęło ją do ukochanego Gdańska, gdzie została jej siostra, która także przeprowadziła się tutaj. Była jej jedyną rodziną - dwóch braci pozostało w Wilnie. Nie mogłaby nie wrócić.

Z drugim mężem, wielką miłością, przeżyli w Gdańsku wspólnie 20 lat. Albert zmarł mając 101 lat. Patrząc z perspektywy czasu ta miłość to być może właśnie sposób na długowieczność. Ale nie tylko. Pani Wanda, która 20 listopada (oficjalnie) obchodziła setne urodziny, ma dziś energii i witalności za dwoje - dużo spaceruje - godzinę dziennie, czyta, liczy. Zamiłowanie do liczb z czasów pracy jako księgowa w niej pozostało, pozwala też utrzymać pamięć w dobrej formie. Sama gotuje.

- Tak naprawdę prowadzi bardzo skromne życie. Od dziecka była nauczona poszanowania do jedzenia, przeżyła trudne czasy na Wileńszczyźnie. U niej nic się nie zmarnuje. Wszyscy się od niej uczymy, jak bardzo trzeba szanować, to co spożywamy. Ona nigdy nie robi niepotrzebnych zakupów. Podstawą diety cioci Wandy są warzywa i owoce - zdradza Małgorzata Juchniewicz.

 

TV

Alia - nowa żyrafa w gdańskim zoo