O niefortunnie zakończonej inicjatywie gdańszczan pisały trójmiejskie media: członkowie Stowarzyszenia Przyjaciół Oliwy kupili za własne pieniądze używany rower wodny, dzięki któremu najpierw posprzątali zanieczyszczony staw za Dworem Oliwskim w Gdańsku, a potem oddali chętnym mieszkańcom do rekreacji. Sygnały o rowerze wodnym dotarły do Nadleśnictwa Gdańsk, które dopatrzyło się w tej wodnej rekreacji nieprawidłowowści: braku pozwolenia na korzystanie z roweru wodnego i używanie go w miejscu niedozwolonym. Straż Leśna, która przyjechała nad staw by wyciągnąć pływający pojazd, wystawiła też mandat właścicielowi sprzętu.
- Ten rower bardzo zintegrował mieszkańców - uważa Julia Lewandowska ze Stowarzyszenia Przyjaciół Oliwy. - Najpierw podczas sprzątania stawu, z którego wyciągnęliśmy kilkaset butelek, starą ławkę, kłody i inne śmieci. Potem każdy mógł z niego korzystać i okazało się to bardzo miłym sposobem spędzania czasu w mieście. Stworzyliśmy regulamin korzystania z roweru, było dużo chętnych. Ludzie widząc też, że to miejsce żyje, zaczęli o nie dbać.
Stwoarzyszenie zamierza wysłać oficjalne pismo do Nadleśnictwa Gdańsk z prośbą o zgodę na użytkowanie roweru na stawie.
- Liczymy, że ją dostaniemy - mówi Lewandowska.
Tymczasem "sporty wodne" na oliwskim stawie inaczej wyglądają z perspektywy Nadleśnictwa Gdańsk.
- O "imprezach" wokół stawu i na stawie poinformowali nas zaniepokojeni mieszkańcy Oliwy - tłumaczy Michał Grabowski, rzecznik prasowy Nadleśnictwa Gdańsk. - Sytuacja wcale nie wygladała tak sielankowo. Na rowerze pływała młodzież, dzieci bez opieki i dorośli. Ci ostatni często pod wpływem alkoholu. Były skoki do wody i imprezowanie nad stawem. Ale kwestią zasadniczą jest to, że staw nie jest kąpieliskiem! - podkreśla leśnik. - Ten staw jest przedłużeniem źródliska wodnego, które jest chronione konkretnymi przepisami. Nigdy nie można było się tu kąpać, pływać kajakiem czy rowerem wodnym. I nie ma takich możliwości, takich przepisów, żeby w tym miejscu zrobić miejskie kąpielisko.
Jak powiedział rzecznik konsultacje w tej sprawie już się w nadleśnictwie odbyły i nie ma możliwości, żeby odpowiedź na pismo stowarzyszenia była pozytywna.
- To nie jest zła wola urzędników, którzy torpedują pomysły gdańszczan - zapewnia Grabowski. - Ze strony mieszkańców była to po prostu trochę nieprzemyślana inicjatywa.