Jubilatka Jadwiga Budyta od sześciu lat mieszka w Domu Pomocy Społecznej przy Polankach w Gdańsku. Społeczność domu przygotowała dla niej wspaniałą imprezę urodzinową. Byli dostojni goście, rodzina i przyjaciele. Był występ chóru Towarzystwa Śpiewaczego im. Karola Szymanowskiego, było “dwieście lat” z akompaniamentem fortepianu. Torty, szampan, stosy kwiatów i prezenty, w tym ten wymarzony przez panią Jadwigę Budytę - solowy występ skrzypka.
Dostojna jubilatka była bardzo wzruszona, oglądając pokaz multimedialny złożony ze zdjęć z młodości i garści najważniejszych faktów z jej życia. Odebrała życzenia i prezenty m.in. od abp. seniora Tadeusza Gocłowskiego, posłanki Małgorzaty Chmiel i sekretarz miasta Gdańska Danuty Janczarek.
Jadwiga Budyta urodziła się 3 marca 1916 r. w Smoleńsku jako piąte z dwanaściorga dzieci Józefy i Andrzeja Budytów. W międzywojniu wyjechała do Warszawy, żeby uczyć się w szkole pielęgniarskiej.
- Była nas liczna grupa, ale mama zadbała o to, by każdego z rodzeństwa wykształcić. Wszystko zawdzięczam jej, jest moim wzorem na całe życie - mówi jubilatka.
Warto dodać, że matka świeżo upieczonej stulatki przeżyła 103 lata i jej córka postanowiła żyć dłużej.
Podczas Powstania Warszawskiego pani Jadwiga pracowała jako pielęgniarka w szpitalu powstańczym (wcześniej: Szpital Dziecięcy w Warszawie) przy Nowym Świecie. 24 września 1944 r. Niemcy zarządzili ewakuację placówki i to właśnie ona wyprowadziła cywilów z budynku zanim został on prawie dokumentnie zniszczony.
Jako żołnierz Armii Krajowej do końca wojny była sanitariuszką i opiekowała się dziećmi. Służbę zakończyła w stopniu podporucznika, ale w 2002 r. Minister Obrony Narodowej mianował ją porucznikiem (przyjaciółki nazywają panią Jadwigę od tego czasu “porucznik Budzia”). Przyznano jej również zaszczytny tytuł Weterana Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny, a za wzorową pracę w służbie zdrowia otrzymała Warszawski Krzyż Powstańczy.
Po wojnie przyjechała do Gdańska i rozpoczęła pracę na Akademii Medycznej, w 1946 r. uzyskała wreszcie upragniony dyplom pielęgniarski.
- Warszawy po powstaniu to już właściwie nie było, a Gdańsk to był wtedy modny kierunek, wszyscy chcieli tu jechać - wspomina pani Jadwiga. - Znajoma lekarka ze stolicy była już na miejscu i dała mi znać, że czeka tu na mnie praca. Przyjechałam i byłam tu bardzo szczęśliwa przez całe życie.
W Akademii Medycznej pracowała do emerytury, na którą przeszła, mając 68 lat. Była instrumentariuszką wielu znanych chirurgów gdańskich, na czele z prof. Zdzisławem Kieturakisem.
- Dbałam o profesora, żeby jadł i ubierał się odpowiednio, bo ciężko pracował. To był wspaniały człowiek i lekarz - podkreśla stulatka.
Szczególnie miło wspomina też spacery brzegiem morza z Gdańska do Sopotu, zawsze w towarzystwie lekarzy i pielęgniarek z Akademii i - obowiązkowo w kapeluszu przeciwsłonecznym.
Rodzina i przyjaciele opisują Jadwigę Budytę, jako osobę radosną, ciągle uśmiechniętą i “szczebiotliwą, jak maleńki skowronek na wiosnę”.
- Dobre miałam życie, w pracy robiłam to co kochałam, ciężko pracowałam i pewnie dlatego tak długo żyję. I chociaż sama nie założyłam rodziny, to zawsze otaczałam się bliskimi i przyjaciółmi, nigdy nie byłam sama - powiedziała nam jubilatka, jedząc urodzinowy tort, z kilkoma bukietami pachnących kwiatów na kolanach.