Porcjonetka zawsze musi trafić pod kran

Nieodłączną częścią Jarmarku św. Dominika jest gastronomia i stoiska handlowe z żywnością: słodyczami, produktami regionalnymi, trunkami. Nad tym, by nasze przewody pokarmowe nie ucierpiały z powodu niedociągnięć sprzedawców, czuwają inspektorzy gdańskiego Sanepidu. Na szczęście kontrole wykazują, że jest coraz lepiej: rok temu nie wystawiono ani jednego mandatu!
28.07.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Katarzyna Maksymiuk

Fot. Jerzy Pinkas / www.gdansk.pl

Z Katarzyną Maksymiuk, starszym asystentem Oddziału Higieny Żywności, Żywienia i Przedmiotów Użytku Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gdańsku, rozmawia Alicja Katarzyńska.

Alicja Katarzyńska: Jakie wymagania sanepidu musi spełnić właściciel stoiska, na którym ma być sprzedawana lub wytwarzana żywność, by mógł rozstawić swój kram na Jarmarku św. Dominika?

Katarzyna Maksymiuk: – Jeszcze przed rozpoczęciem jarmarku właściciele wszystkich obiektów branży żywnościowej są zobowiązani zgłosić do sanepidu, co chcą sprzedawać lub wytwarzać na swoim stoisku. Wydajemy zgodę przed obejrzeniem stanu faktycznego, ale jak już zaczyna się sprzedaż, nasi pracownicy są na jarmarku codziennie. I przedpołudniem, i po południu, i w dzień powszedni, i w weekend...

Incognito?

– Nie, nie ma takiej potrzeby. W pracy nie nosimy fartuchów, więc nie musimy ich zdejmować. Chociaż faktycznie, kiedy wychodzimy na kontrolę, wyglądamy jak zwykli turyści, jednak zwracamy uwagę na co innego niż oni. Oceniamy, jak prezentuje się stoisko, co, gdzie i jak jest poukładane, zapakowane, czy żywność jest oddzielona od strumienia przechodniów, chroniona przed słońcem. Pod lupę bierzemy też pracownika: czy ma strój w miarę czysty – oczywiście rozumiemy, że pod koniec dnia może być trochę przybrudzony, jak wyglądają jego paznokcie , w jakich warunkach kroi chleb i smaruje go smalcem lub smaży naleśniki. Wbrew pozorom, warunki higieny nie dla każdego są oczywiste. Rok temu naszą uwagę przykuła młoda sprzedawczyni gofrów. Z sobie znanego powodu wiaderko z ciastem na gofry postawiła na gołej ziemi, na ziemi ciasto przyrządzała i stamtąd je czerpała do gofrownicy. Równie dobrze mogłaby z ziemi podawać kanapki… Została pouczona i na szczęście kolejne kontrole wykazały, że wiaderko stoi w odpowiednim miejscu.

A więc chodzicie nie-incognito od stoiska do stoiska i...

– Wytykamy błędy, zwracamy uwagę, zobowiązujemy do poprawy, informujemy, że za określone braki można dostać mandat, i… sprawdzamy sytuację następnego dnia. Z wieloma przedsiębiorcami dobrze się znamy, bo przyjeżdżają na jarmark regularnie. Pouczani przez nas przez lata, pilnują higieny i nie mamy się do czego przyczepić. Więcej błędów popełniają ci, którzy są na Jarmarku Dominikańskim po raz pierwszy albo wprowadzają nowy produkt. Przecież jarmark jest wyjątkowy między innymi dlatego, że znajdziemy na nim to, czego nie dostaniemy na co dzień w sklepie. Jest dużo stoisk typu „chleb ze smalcem”, są litewskie wędliny, słynne szynki wędzone z Hiszpanii, sery z Austrii i Niemiec, przyjeżdżają górale z oscypkami, gospodynie z kołaczami i sękaczami. Są też świeże owoce przy kliencie oblewane czekoladą, które rok temu miały dużo amatorów. Oczywiście nie brakuje alkoholi – są nalewki i piwa z niewielkich lokalnych browarów. Nowością tegorocznego jarmarku jest stoisko z „kręconym ziemniakiem”, więc przyjrzymy się, jak taka frytka wygląda i jak się ją wytwarza.

Na co zwracacie szczególną uwagę?

– Osoby mające styczność z żywnością muszą mieć aktualne orzeczenie lekarskie potwierdzające, że nie są nosicielami chorób zakaźnych, salmonelli. Bez niego nie mogą sprzedawać. Sprawdzamy też, czy produkty są przechowywane zgodnie z deklaracją producenta, czy jest prowadzony rejestr temperatur. Na stoiskach, na których przygotowuje się żywność, muszą być zachowane pewne zasady. Jeśli jedna osoba kroi i smaruje chleb albo robi sałatkę, inna powinna obsługiwać kasę. Bywa, że nie ma takiej możliwości i jedna osoba jest i kucharzem, i kasjerem, jednak wówczas szczególną uwagę zwracamy na to, czy są stosowane rękawiczki jednorazowe, aby uniknąć zanieczyszczenia żywności brudem z pieniędzy.

Często zdarzają się kary finansowe?

– W ubiegłym roku nie było ani jednej. Były tylko pouczenia i uwagi. Jednak we wcześniejszych latach nakładaliśmy kary pieniężne, jeśli po kontroli nie było poprawy. Pamiętam mandat dla sprzedawcy lodów. Przy sprzedaży lodów gałkowych porcjonetka musi być za każdym razem umyta pod bieżącą wodą, a sprzedawca opłukiwał ją w pojemniku. W stojącej wodzie podczas upału błyskawicznie namnażają się bakterie, a to prosta droga do wtórnego zakażenia lodów. Za przewinę i brak poprawy musieliśmy wystawić mandat. Takie sytuacje zdarzają się najczęściej pracownikom sezonowym, którzy dotąd nie mieli styczności ze sprzedażą żywności, a właściciele stoisk nie dbają o ich przeszkolenie, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że od przestrzegania zasad higieny może zależeć czyjeś zdrowie. Bywa, że pracownicy utrudniają nam zlokalizowanie właściciela stoiska. Nie wiedzą, gdzie jest ani jak się nazywa albo oznajmiają, że pracują „u pana Stasia”. Jednak przed sanepidem trudno się ukryć, zawsze docieramy do tych, których chcemy upomnieć.

Jeśli rok temu nie nałożyliście mandatów, to z jarmarczną higieną jest chyba coraz lepiej?

– Warunki sprzedaży bardzo się poprawiły. Większość przedsiębiorców ma dobry sprzęt. Jeszcze parę lat temu wielu nie miało lodówek, dziś mają raczej wszyscy. Mają także samochody z agregatami, które całą noc utrzymują odpowiednią temperaturę. Sprzedawcy dbają o stoiska, dobrze chronią towar, mają odpowiednią ilość jednorazowych rękawiczek. Dużo lepsza niż przed laty jest jakość oleju, na którym robi się frytki. Obecnie wykorzystujemy szybkie testy, które błyskawicznie na miejscu pokazują stan zużycia tłuszczu. Może trudno w to uwierzyć, ale w ubiegłym roku wszystkie testy, które robiliśmy na stoiskach z frytkami, wykazywały, że tłuszcz jest dobry, więc nasze kontrole mają sens.

TV

Bajpas kartuski działa