W turnieju, który rozgrywany był od środy, 30 stycznia, rywalizowało 9 narodowych reprezentacji. Wszystkie mecze odbyły się w hali Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu przy ul. Kazimierza Górskiego. W niedzielę, 3 lutego, reprezencja Polski zagrała swój ostatni mecz. Pomimo tego, że biało-czerwone przegrały, należą im się ogromne gratulacje. Nasza drużyna walczyła z naprawdę trudnym przeciwnikiem, który od początku był faworytem w grupie.
- Awans już mamy zapewniony na mistrzostwa świata, ale to będzie najtrudniejszy pojedynek - mówił nam tuż przed rozpoczęciem meczu Paweł Ludwichowski, drugi trener polskiej drużyny. - Reprezentacja Czech to top cztery na świecie i nigdy dotąd nie udało się zespołowi z Polski nawiązać z nią równorzędnej walki, czyli chociażby zremisować. To zawsze są trudne pojedynki, które często kończą się wysokimi wynikami na korzyść zespołu przeciwnego. Dziś jest bardzo dobra okazja, by powalczyć z nimi, na naszej hali, o jak najlepszy rezultat i może sprawić jakąś niespodziankę, bo zwycięstwo w tym meczu byłoby sensacją. Chcemy powalczyć o jak najlepszy wynik, czyli zagrać odważnie, agresywnie, ambitnie i oby skutecznie. A czy się uda, to się okaże.
Sensacji niestety nie było. Czeszki pierwszego gola zdobyły już w 1. minucie spotkania. Polki do bramki rywalek trafiły dwukrotnie - przy stanie 0:4 - Agata Arendarczyk w 42. minucie oraz - na 2:4 - Agata Plechan w 56. minucie. Finalnie mecz zakończył się przegraną biało-czerwonych 2:5 (0:2, 0:1, 2:2), co uznać można za dobry wynik dla Polski. Ponieważ w poprzednich meczach podpopieczne trenerów Christela Bertilssona i Pawła Ludwichowskiego pokonały Estonię, Włochy i Belgię, wiadomo było, że niezależnie od wyniku meczu z Czechami, nasza rezprezancja i tak ma pewne miejsce na mistrzostwach świata w Szwajcarii.
- Mistrzostwa świata to wspaniałe przeżycie - mówił Paweł Ludwichowski. - Tam zawsze reprezentuje się Polskę, więc jest to coś więcej niż reprezentowanie wyłącznie klubu. Jak gra się dla Polski, jest to zawsze zaszczyt. Dla wszystkich.