• Start
  • Wiadomości
  • Polacy z Wolnego Miasta Gdańska po wojnie. Co dziś o nich wiemy? [ROZMOWA]

Polacy z Wolnego Miasta Gdańska po wojnie. Co dziś o nich wiemy? [ROZMOWA]

Z dr. Sylwią Bykowską z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk rozmawiamy o trudnych losach Polaków - gdańszczan z Wolnego Miasta Gdańska w powojennej Polsce. - Mieli poddać się weryfikacji narodowej, zasymilować i niczego się nie domagać - mówi gdańska historyk.
09.12.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Dr Sylwia Bykowska zajmuje się badaniem powojennej historii gdańszczan - Polaków z Wolnego Miasta Gdańska

Izabela Biała: Zajmuje się pani badaniem powojennych losów Polaków z Wolnego Miasta Gdańska. Co wiemy dzisiaj o tych gdańszczanach? Czy wielu ich zostało w swoim mieście po wojnie?

dr Sylwia Bykowska: - Została całkiem spora grupa, o czym świadczą dokumenty z procesu weryfikacji narodowościowej byłych obywateli Wolnego Miasta Gdańska. Przy czym warto zaznaczyć, że gdańszczanie to była ludność pogranicza. Sprawa przynależności państwowo - narodowej miała dla większości, jak sądzę, drugorzędne znaczenie. Oni byli przede wszystkim gdańszczanami, przywiązanymi do swojego miasta, co zresztą widać w ankietach personalnych z procesu weryfikacyjnego. Znam co najmniej kilkanaście przykładów, gdzie w rubryce “narodowość” ankietowany wpisał słowo “gdańska”.


Jak przebiegała ta weryfikacja narodowościowa?

- Kiedy Gdańsk po wojnie staje się polski, pojawia się problem obywatelstwa mieszkającej tu ludności - podobnie jak na wszystkich ziemiach należących przed wojną do Niemiec, włączonych do Polski jako ziemie odzyskane. Wszyscy mieszkańcy mieli obywatelstwo niemieckie, więc władza wszczęła proces weryfikacji narodowościowej, aby dać im możliwość otrzymania obywatelstwa polskiego. Ci, którzy zostali zweryfikowani jako Niemcy, musieli stąd wyjechać, a zweryfikowani jako Polacy mieli prawo pozostania.

Problem polegał na tym, że ludność miejscowa nie była pewna trwałości zmian. Co najmniej przez trzy lata po wojnie dość powszechne było przekonanie, że Gdańsk wróci do statusu wolnego miasta. Sądzę, że właśnie z tego powodu osoby indyferentne narodowo, dla których liczyła się po prostu gdańskość, nie od razu przystąpiły do weryfikacji. Z drugiej strony, kategoria narodu po wojnie mocno się wyostrzyła i trzeba było się określić. Zwłaszcza, że dla przejezdnych gdańskość była problematyczna - albo jesteś Polakiem, albo Niemcem, a reszta? Kto to są ci “tutejsi”? Między grupami ludności napływowej a miejscowej był duży dystans.


Jak to wygląda w świetle statystyk?

- Tylko do końca 1945 roku wpłynęło 10 tysięcy wniosków weryfikacyjnych. Większość z nich zweryfikowano pozytywnie, ale 1700 odrzucono. Ci, którzy przeszli proces otrzymali tzw. zaświadczenie tymczasowe, które dawało im prawo by w Gdańsku pozostać.

Do końca 1948 roku jako Polaków zweryfikowano już 14 tys. osób. To jest spore środowisko, przy czym warto zaznaczyć, że pozytywna weryfikacja wcale nie gwarantowała bezpieczeństwa. Latem 1945 roku w Gdańsku odbyła się masowa akcja przymusowych wysiedleń ludności niemieckiej. Przeprowadzono ją z użyciem siły, organizowało ją wojsko polskie i urząd bezpieczeństwa. W trakcie tej akcji wysiedlono także sporo rodzin zweryfikowanych jako polskie.


Wiele osób poddanych procesowi weryfikacji w rubryce narodowość wpisywało: gdańska

Jak to?

- Tak, mimo zaświadczeń, UB tak traktowała tutejszą ludność. “Jeśli pan tu żył, nie mógł być pan Polakiem”, takie było przeświadczenie, wynikające z niewiedzy. Wszyscy traktowali ziemie odzyskane jako tereny poniemieckie, chociaż z Gdańskiem było trochę inaczej. Roszczenia Polski wobec Gdańska wysuwano przecież od kilku dziesięcioleci, więc ze wszystkich poniemieckich dużych miast traktowany był jako najbardziej polski, a mimo wszystko takie rzeczy się działy.


Dlaczego?

- Decydował czynnik ekonomiczny - ludność niemiecka traktowana była jako bezpaństwowcy, nie mieli praw do swoich nieruchomości i gospodarstw, a więc był to doskonały sposób, żeby się ich pozbyć i przejąć mieszkania. Panowała bieda, miasto było zrujnowane, a ludzie chcieli się gdzieś urządzić. Wiele polskich rodzin wyjechało do Niemiec po akcji wysiedleń z 1945 roku, albo musiało przeprowadzić się w inne miejsce w Gdańsku. Zachowały się sprawozdania mówiące o tym, że ludność gdańska zajmuje sutereny i piwnice.


Miejscowi musieli zejść do podziemi...

- Po wojnie przez dziesięciolecia trwał czas polityki narodowościowej i asymilacyjnej. Ludność, która sądziła, że z otwartymi ramionami będzie witać osadników jako gospodarze, straciła swoją pozycję i musiała się bronić. Sama sobie musiała prowadzić i utrzymywać komisję weryfikacyjną. Gdańszczanie mieli się zweryfikować, zasymilować i niczego się nie domagać, a są dokumenty świadczące o tym, że chcieli mieć swoją oficjalną reprezentację. Nie pozwolono na to, bo obawiano się separatyzmu. Z jednej strony panował strach przed działaczami, ale z drugiej strony tradycję i martyrologię gdańskiej polonii wykorzystywano w propagandzie. Mamy więc kompletny dysonans: z jednej strony gdańszczanie byli strażnikami polskości, a z drugiej była ta niepewność i niepozwalanie im na instytucjonalne kultywowanie tradycji kulturowej, ich aspiracji jako gdańszczan Polaków.


Do końca 1948 roku jako Polaków zweryfikowano 14 tys. przedwojennych mieszkańców Gdańska

Czy ten dysonans w PRL był permanentny?

- Tak było do 1956 roku, wtedy nastąpił wielki przełom, którego znaczenie prof. Cezary Obracht - Prondzyński porównuje z Sierpniem `80 i ja się z nim zgadzam. Podczas kilku miesięcy po dojściu Władysława Gomułki do władzy następuje próba udobruchania niektórych środowisk w Polsce. Powstaje Towarzystwo Rozwoju Ziem Zachodnich i tam działają przedwojenni gdańszczanie. Po raz pierwszy wtedy mogą oficjalnie zabrać głos. Bardzo ciekawe jest sprawozdanie z pierwszego spotkania Towarzystwa, po słowach przywitania następuje zdanie: “uczcijmy chwilą zadumy pamięć o naszych” i takie sformułowanie pada po raz pierwszy głośno. Dzieje Towarzystwa są bardzo ciekawe, pracuję nad ich zgłębieniem. W 1970 r. zostało jednak odgórnie zlikwidowane.

Przez cały PRL propagowano tezę, że integracja już się dokonała, nie ma autochtonów, w dyskursie publicznym unikano wszelkich określeń wskazujących na ich odrębność: jest jeden homogeniczny naród polski, ale to się odbiło rykoszetem w latach 80.tych. Ludzie Solidarności i pisarze tacy jak Stefan Chwin i Paweł Huelle, to młode pokolenie, zaczęło szukać swoich korzeni. Przez tyle lat nie dało się wyrugować gdańskości.

Rozmowę przeprowadziliśmy podczas odbywającego się w Gdańsku Polsko-Niemieckiego Sympozjum Historycznego. Przez cztery dni (od 6 do 9 grudnia) historycy z obu krajów debatowali w Domu Uphagena o losach powojennego Gdańska. Spotkanie wpisuje się w przygotowania do wydania szóstego tomu Historii Gdańska.

Dr Sylwia Bykowska z Gdańskiej Pracowni Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk w Gdańsku jest kuratorką seminarium.


CZYTAJ TAKŻE:

Gdańsk z perspektywy niemieckiego badacza historii Polski [ROZMOWA]



TV

Mevo się kręci!