• Start
  • Wiadomości
  • Polacy z Białorusi: Polska to dla nas Zachód, ale taki swojski

Polacy z Białorusi: Polska to dla nas Zachód, ale taki swojski

Przedstawiciele Związku Polaków na Białorusi od lat regularnie odwiedzają Polskę, w tym Trójmiasto. Przyjeżdżają zazwyczaj na zaproszenie poszczególnych gmin, także Gdańska. W środę, 11 listopada 2015r., wezmą udział w tutejszej paradzie z okazji Święta Niepodległości.
11.11.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Do Gdańska na Dzień Niepodległości przyjechała kilkunastoosobowa delegacja Polaków z Białorusi

Dzień przed Świętem Niepodległości, 10 listopada, nad Motławą pojawiło się trzynastu członków Związku. Z przewodniczącym Związku Polaków na Białorusi Mieczysławem Jaśkiewiczem, rozmawia Kamila Grzenkowska.

Kamila Grzenkowska: To będzie już druga parada w Gdańsku, w dniu 11 listopada, w której członkowie Związku Polaków na Białorusi wezmą udział. Skąd pomysł, decyzja, by to w Gdańsku świętować tak ważny dzień?

Mieczysław Jaśkiewicz: - Mamy tu swojego ambasadora. On, co prawda, urodził się tutaj, w Gdańsku, ale jego "korzenie" pochodzą z naszych stron. To Adam Hlebowicz (dyrektor Radia Plus w Gdańsku, jeden z inicjatorów gdańskiej parady 11 listopada – red.). Byliśmy w Polsce w roku 2013. W Warszawie odbywała się wówczas prezentacja filmu o obronie Grodna w 1939 r. pt. "Krew na bruku". Tam, podczas konferencji prasowej, spotkaliśmy pana Hlebowicza. Zaprosił nas do Gdańska. Obecny był przy tym prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz, który poparł to zaproszenie. No i tak się zaczęło. W tym roku weźmiemy udział w paradzie w Gdańsku, a po niej zaprasza nas do siebie Sopot.

Czy podczas parady będą Państwo w jakiś sposób wyróżniać swoją obecność? Założycie specjalne stroje, może będziecie nieść transparenty?

- My nie lubimy się wyróżniać, chcemy być po prostu razem. Kiedy byliśmy tu przed dwoma laty, to w paradzie brali wtedy udział także Polacy z Kaliningradu i z Wilna. Wtedy mieliśmy baner z napisem "Grodno". Kaliningrad i Wilno też miały swoje banery. Szliśmy tak jeden za drugim. Ten nasz chyba gdzieś tu został, bo pamiętam, że nie zabraliśmy go ze sobą (śmiech). Szczerze mówiąc, nie planowaliśmy żadnych plakatów czy banerów w tym roku. My przede wszystkim chcemy tu być. U nas takich uroczystości nigdy nie było. W czasach sowieckich to organizowano je po kryjomu. Wiedzieliśmy o tym z opowieści naszych rodziców.

Co czuliście Państwo, kiedy braliście udział w poprzedniej paradzie w Gdańsku?

- Ja akurat przypomniałem sobie wtedy, jak mama z tatą opowiadali mi w dzieciństwie, że takie parady odbywały się, ale w czasach międzywojennych. Potem nic takiego już nie było. W Gdańsku, przed dwoma laty, czuliśmy radość i dumę. Wydaje mi się, że w Polsce to już bardziej obojętnie podchodzi się do tej niepodległości kraju, do wolności, bo ludzie mają to na co dzień. A kiedy człowiek tego nie ma, ale ma ten głód, tym bardziej, że tyle pokoleń walczyło o tą niepodległość, to mocniej to odczuwa, przeżywa. Ja każdego roku biorę też udział w biegu z okazji 1 marca, czyli w Dniu Żołnierzy Wyklętych. Kiedy widzę te zdjęcia, portrety tamtych żołnierzy, które tam zawsze wiszą, to wzruszam się i myślę wtedy: "przecież to nasi chłopcy".

Czy przed dwoma laty zagadywali Was inni Polacy, gdańszczanie, uczestniczący w tej uroczystości?

- Pewnie. Było bardzo dużo takich osób! Wie Pani dlaczego? Gdańsk, Gdynia i Sopot to w większości repatriacja z północno-wschodnich Kresów. Pytali, skąd jesteśmy. A jak zdążyli wcześniej zauważyć napis "Grodno", to zaczęli wymieniać inne miejscowości w pobliżu, wspominać lub opowiadać o swoich krewnych. Dlatego na tegoroczną paradę starałem się zebrać prezesów oddziałów naszego Związku, m.in. z Wasiliszek i Wołkowyska. Wasiliszki powinny być wam znane, tam Czesław Niemen się urodził. Wiem, że nasza obecność prowokuje przede wszystkim wspomnienia starszych osób, które teraz tutaj mieszkają.

Państwo dość często przyjeżdżacie na Pomorze, do Trójmiasta. Czy w tym roku specjalnie dopasowywaliście terminy, by być tutaj 11 listopada?

- Dokładnie tak. Chcieliśmy tutaj świętować Dzień Niepodległości. I akurat zaproszenie też mieliśmy. Chociaż u nas my, jako Związek Polaków na Białorusi, obchodzimy Święto Niepodległości, Dzień Konstytucji 3 Maja i inne ważne polskie święta. Co prawda, nie możemy zrobić u nas parad. Ale mamy swoją siedzibę, z większą salą, gdzie zbierają się w takich dniach grodnianie z naszego Związku. Dziś np. grała tam orkiestra dęta. Był też film dokumentalny o 11 listopada i występ chóru.

Odwiedzacie Polskę nie tylko oficjalnie, ale też prywatnie. Tu żyją wasze rodziny...

- To prawda. Mam rodzinę ze strony mamy, która mieszka w Opolu. Ciocię, a także kuzynki i kuzynów.

Nie myśli Pan o przeprowadzce do Polski? 

- Moje córki, Mirka i Marta, już tu mieszkają, ale... ktoś musi tam zostać. Jak to mówią: ryba gdzie głębiej, człowiek gdzie lepiej. Tu z Polski młodzi ludzie uciekają na Zachód, a nasi, na przykład, starają się do Polski. Dla nas to już Zachód, tym bardziej to swój Zachód. Córki skończyły tu studia i wyszły za mąż, za Polaków.

Na jak długo przyjechaliście do Polski?

- Przyjechaliśmy we wtorek, późnym popołudniem. W środę bierzemy udział we wspomnianej paradzie. W czwartek chcielibyśmy odwiedzić Bazylikę Mariacką, gdzie pochowany jest marszałek Maciej Płażyński. To nasz przyjaciel. Kiedy Związek Polaków był atakowany przez władze, on jako prezes stowarzyszenia Wspólnota Polska i jako marszałek Sejmu RP, był bardzo zaangażowany w pomoc dla nas. Po odwiedzeniu jego grobu, będziemy wracać na Białoruś.

 

TV

Kaszubi – tożsamość obroniona. Rozmowa z prof. Cezarym Obrachtem-Prondzyńskim