Pielęgniarki: Giniemy jak dinozaury

„Coraz więcej mężczyzn kończy studia pielęgniarskie, fajna moda się na to zrobiła. Myśli pani, że zobaczymy ich w polskich szpitalach? Za granicą na nich czekają”. Rozmowa z Anną Wonaszek, od czterech lat przewodniczącą Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku.
16.09.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Anna Wonaszek (na zdjęciu w ciemnych okularach) podczas manifestacji w Warszawie.

Alicja Katarzyńska: Czy to możliwe, że w najbliższym czasie przy szpitalnych  łóżkach zabraknie pielęgniarek? Niezadowolenie z sytuacji finansowej i determinacja środowiska jest tak duża, że Komitet Obrony Pielęgniarek i Położnych mówi o strajku generalnym.

Anna Wonaszek: – Problem narasta od czasu tzw. ustawy 203 z 2000 roku, wprowadzającej rządową podwyżkę dla pracowników służby zdrowia właśnie o te 203 zł. Latami musieliśmy walczyć w sądach, by w ogóle te pieniądze dostać. Potem nie było już żadnej podwyżki. Powtarzam: żadnej. Pielęgniarek, pielęgniarzy i położnych ubywa z roku na rok. Nasza średnia wieku to 48 lat. Tworzy się luka pokoleniowa, bo młodzi wyjeżdżają z Polski. Z powodu braków kadrowych na szpitalnych oddziałach czterdziestoma pacjentami opiekują się dwie, a nawet tylko jedna pielęgniarka. Żeby przeżyć, pracujemy na dwa etaty, wiele z nas po 400 godzin miesięcznie. Jesteśmy potwornie zmęczeni, wypaleni, ale tak zdeterminowani, że tym razem nie odpuścimy. Tak, myślimy o różnych formach protestu. Wszystko  zależy od reakcji rządu.

10 września w Warszawie odbył się marsz. Co dał pielęgniarkom?

– Do Warszawy przyjechało z całej Polski ok. 12 tys. osób. To dużo, biorąc pod uwagę fakt, że musieliśmy znaleźć zastępstwa na ten dzień. Pokazaliśmy, że jesteśmy zgraną grupą zawodową, która nie chce i już nie może funkcjonować na dotychczasowych warunkach. Po raz kolejny wykrzyczeliśmy, że sytuacja zawodowa polskich pielęgniarek to agonia, że giniemy jak dinozaury. Wskazaliśmy zagrożenia dla naszego zawodu, czyli też to, co grozi naszym pacjentom. No i sprawdziliśmy, jak rząd z nami rozmawia, co nam proponuje…

Zaproponował 300 zł brutto od października…

– Czyli 170 zł na rękę. Ale to nie jest propozycja podwyżki, bo podwyżka to określona kwota dodana do podstawy pensji, a propozycja rządu to – nie wiem… zapomoga jednorazowa? Tych 300 zł brutto nie dostałyby wszystkie pielęgniarki, bo wykluczono te, które pracują w jednostkach podstawowej opieki zdrowotnej i szpitalach klinicznych. I właściwie nie dla wszystkich miałoby być tyle samo, bo część dostałaby po 100 złotych, a część po 400 złotych.

Próba rozmycia protestu: podzielić protestujących?

– Na to wygląda, to są przecież wytrawni gracze długo zajmujący się polityką. Na razie pojechaliśmy do Warszawy. To początek walki o uratowanie zawodu pielęgniarki, pielęgniarza, położnej w Polsce. Za rok do trzech lat wiele z nas odejdzie na emeryturę i nie zastąpią nas nowe pielęgniarki, bo ich nie ma. Nie dlatego, że się nie kształcą. Mnóstwo osób kończy studia na naszym GUMedzie i... wyjeżdża za granicę. Wiedzą, że zawód, który wybrali, to codzienna odpowiedzialność za zdrowie i życie ludzkie i że musi być wykonywany w godnych warunkach. Po ukończeniu uczelni przychodzą do Okręgowej Izby Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku po prawo wykonywania zawodu i jednocześnie proszą o dokument poświadczający, że mogą wykonywać zawód za granicą. Te dwa dokumenty odbierają w pakiecie, już na studiach wiedzą, że wyjadą. Coraz więcej mężczyzn kończy studia pielęgniarskie, fajna moda się na to zrobiła. Myśli pani, że zobaczymy ich w polskich szpitalach? Który mężczyzna będzie pracował za 1600 złotych na rękę? Za granicą na nich czekają, bo pielęgniarze mają więcej siły od kobiet, nie tak szybko „siądą” im kręgosłupy. Ci którzy wyjeżdżają, mogą liczyć na pensje kilka, kilkanaście razy większe niż w kraju. Zresztą, pieniądze to jedno, warunki pracy za granicą też są zupełnie nieporównywalne.

Ile pielęgniarka musi pracować, żeby się utrzymać?

– Dwa etaty, 400 godzin w miesiącu, żeby ten miesiąc przeżyć. Wiele pielęgniarek jest na kontraktach, więc nie ma ograniczeń godzinowych. Możemy pracować i pracujemy w dwóch, trzech miejscach, ale żaden pracodawca nie widzi, że danego miesiąca pielęgniarka przepracowała już 350 godzin. Gdyby wykazać, że wiele z nas pracuje na dwa etaty, i zmusić, żebyśmy nie przekraczały 160 godzin miesięcznie, na samym Pomorzu trzeba by zamknąć ze cztery–sześć placówek medycznych czy wręcz szpitali. Nie miałby kto pracować. Pracujemy tyle nie tylko dlatego, że musimy zarobić na życie. Takie jest zapotrzebowanie kadrowe.

Powiedzmy to wyraźnie: ile zarabia pielęgniarka w Polsce?

– Moja koleżanka, 28 lat w zawodzie, zatrudniona na etacie, zarabia 2200 zł brutto. Pielęgniarka na kontrakcie dostaje ok. 3500 zł; po wszystkich odliczeniach – na składki ZUS, zdrowotne, inne – zostaje jej 1900 zł. Od ośmiu lat, czyli od czasu wprowadzenia „ustawy 203”, kiedy były ostatnie podwyżki dla pielęgniarek, nic nie dostaliśmy. Osiem lat temu minimalna płaca w Polsce wynosiła 980 zł brutto, dziś wzrosła do 1750 zł brutto: tyle zarabiają salowa czy goniec. Szanuję ich pracę, bo w służbie zdrowia wszyscy ciężko pracują, ale pielęgniarka nie może zarabiać o 100 czy 300 zł więcej od salowej.

Mówi Pani, że nie tylko pieniądze są powodem protestu, ale też warunki w jakich pracujecie?

– W Polsce na tysiąc mieszkańców przypada 5,5 pielęgniarki. Dla porównania: w Szwajcarii 16, Danii 15,4, a na bliższych nam Węgrzech prawie 9. Braki kadrowe powodują, że pracujemy w morderczych warunkach. Pielęgniarka przychodzi rano do pracy i otrzymuje raport z nocy: któremu z pacjentów w pierwszej kolejności trzeba podać leki, wykonać zabiegi, podłączyć kroplówki. Komu podać środki przeciwbólowe, komu antybiotyki, komu wykonać badania. Pomagamy rehabilitantom, zastępujemy często psychologów, których brakuje, i zwyczajnie pocieszamy pacjentów lub mobilizujemy do walki. Do nas należy edukacja chorego. Zwykła, wydawałoby się, toaleta pacjenta to dla nas ocena jego stanu: czy ma odleżyny, jak goi się rana, czy nie ma stanu zapalnego. Czasem – o ile jest na oddziale – możemy liczyć na pomoc opiekuna medycznego. Jednak wiele rzeczy musimy robić same, bo to my wiemy, jak zabezpieczyć pacjenta, żeby np. nie uszkodzić drenu. Nasza praca to też stała obserwacja i czujność wobec chorych. Pracowałam 18 lat na chirurgii klatki piersiowej. Nasi lekarze nie mieli wątpliwości, że to pielęgniarka odpowiada za pacjenta w stanie zagrożenia życia, bo to ona pierwsza ocenia jego stan i alarmuje lekarza.

A dokumentacja medyczna? Pielęgniarki też są nią obarczone, podobnie jak lekarze?

– Mam pacjenta, któremu wykonuję toaletę przeciwodleżynową, to znaczy, że muszę go przewracać co pół godziny z boku na bok. O godzinie 8.30 piszę: „pacjent przełożony na lewy bok, stan taki, stan ran taki i taki”, po pół godziny przekładam go i piszę: „o godz. 9.00 pacjent przełożony na prawy bok, stan taki i taki…”. Innemu pacjentowi robi się duszno, zapisuję: „podałam tlen”, po 20 minutach sprawdzam i zapisuję „po 20 minutach od podania tlenu pacjent w stanie dobrym” albo „po 20 minutach po podaniu tlenu stan pacjenta nie poprawił się…”. Opisuję każdą czynność wobec każdego pacjenta. To jest potrzebne i nam, i pacjentom, takie są standardy w całej Europie. Tylko jest jedna zasadnicza różnica: wszystkie te czynności, o których mówię, wykonuje przy 40 pacjentach jedna lub dwie pielęgniarki. Czy trzeba coś dodawać? W Anglii pielęgniarka opiekuje się dwoma-trzema pacjentami. Tam pracodawca dba, żeby nie pracowała więcej niż 160 godzin miesięcznie, bo przemęczona nie zaopiekuje się chorym jak należy. Im starsza pielęgniarka, tym ma mniej godzin pracy, a zarabia tyle samo. Tak jak w szkolnictwie, mają prawo do rocznego płatnego urlopu zdrowotnego.

Może pielęgniarki czeka droga lekarzy, którzy lepsze pieniądze wywalczyli akcjami protestacyjnymi?

– Wiemy, że rząd sam z siebie nic nam nie da. Politycy zdają sobie sprawę, że podwyżka dla pielęgniarek jest w interesie polskich pacjentów, ale interesy polityczne są ważniejsze. Nasze władze nie mają takiej wizji, zrozumienia czy nawet strachu przed społeczeństwem, że rzeczywiście za pięć lat zabraknie pielęgniarek w polskiej służbie zdrowia. Jeśli dostaniemy podwyżki, to dlatego, że je wyrwiemy, że wywalczymy akcjami protestacyjnymi. Chcemy 1500 zł podwyżki, przez trzy lata po 500 zł rocznie. Do podstawy wynagrodzenia, a nie obok, i to będzie pierwsza kwestia, którą ustalimy z rządem: co kto rozumie przez podwyżkę. Posłowie mają dostać po 500 zł podwyżki. Jakoś nie mam wątpliwości, że ta kwota będzie doliczona do podstawy ich pensji.

Więc strajk?

– My nawet nie musimy strajkować. Wystarczy, że zaciśniemy zęby i przez miesiąc, dwa będziemy pracować na jeden etat. Od razu się okaże, ile szpitali trzeba zamknąć.

TV

Po Wielkanocy zacznie jeździć autobus na wodór