• Start
  • Wiadomości
  • Niepublikowane zdjęcia Politechniki Gdańskiej. Pierwszy album poświęcony jej architekturze

Niepublikowane zdjęcia Politechniki Gdańskiej. Pierwszy album poświęcony jej architekturze

Niezwykły album poświęcony architekturze Politechniki Gdańskiej wydał duet autorski zawodowo związany z uczelnią. Fotografik Krzysztof Krzempek i historyk architektury Jakub Szczepański opowiadają m.in. o odkryciach, na które natrafili podczas pracy nad książką, o żartach wykonawców uczelnianych gmachów wciąż widocznych na fasadach politechniki i o tym, jak wiele śladów uczelni znajdziemy w całym Górnym Wrzeszczu.
07.06.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Gmach Główny Politechniki Gdańskiej i młode drzewa prowadzącej do niego alei ok. 1904 r.

Izabela Biała: - Aż trudno uwierzyć, że wasz album “Kampus Politechniki Gdańskiej. Powstanie i rozwój” jest pierwszym po wojnie albumem poświęconym w całości architekturze i urbanistyce tej najstarszej uczelni w Gdańsku.

Jakub Szczepański: - Tak właśnie jest. Jeżeli można go z czymś porównać to z malutkimi wydawnictwami z okresu międzywojennego.

Krzysztof Krzempek: Tego typu publikacja ukazała się z okazji inauguracji działalności Politechniki Gdańskiej w 1904 roku. Zostały tam opisane i sfotografowane wszystkie ówczesne budynki uczelniane.

J.S: - Politechnika po wojnie wydawała właściwie tylko książki poświęcone rozwojowi poszczególnych wydziałów z naciskiem na działalność pracowników. Oczywiście pojawiały się w nich także fotografie budynków (często średniej jakości), ale nigdy całość jako zespół architektoniczny i urbanistyczny nie była tematem odrębnej książki.

K. K. - Ostatnie zdjęcie w albumie powstało dosłownie na tydzień przed oddaniem go do druku.

Krzysztof Krzempek (od lewej) i Jakub Szczepański

Długo pracowaliście nad swoim albumem?

K.K: - Trudno ustalić początek. Od dawna fotografuję politechnikę, od ponad 15 lat robię to systematycznie. Zebrany materiał zdjęciowy urósł do ogromnych rozmiarów, mam w archiwum tysiące zdjęć. Wiele miejsc fotografowałem kilkakrotnie: albo zmieniały się warunki oświetleniowe, albo możliwości sprzętowe, albo okazywało się, że mam do dyspozycji podnośnik i dzięki temu mogę wejść gdzieś na dach. Od dawna myślałem o tym, żeby taka publikacja powstała, ale ważne było dla mnie również to, żeby materiał był dobrze opracowany merytorycznie, żeby prezentowane zdjęcia miały osadzenie historyczne. Namówiłem Jakuba na to, żebyśmy zaczęli wspólnie pracować nad albumem.

J.S.: - Koncepcja docierała się przez kilka lat i ewoluowała, ponieważ zespół budynków na kampusie jest tak duży i skomplikowany, że można go pokazać na różne sposoby. Ostatecznie zdecydowaliśmy się pokazać całość z zachowaniem proporcji między różnymi epokami historycznymi, żeby nie koncentrować się tylko na powstaniu tego zespołu na początku XX wieku, tylko żeby dojść do dzisiejszych czasów. To ważne, ponieważ teren uczelni jest obecnie wielokrotnie większy niż na początku. Chcieliśmy pokazać ciągłość historii, narastanie od rdzenia poprzez realizacje w okresie międzywojennym, kiedy powstały nowe budynki i powiększył się obszar uczelni i później - w kilku etapach - kolejne zmiany powojenne.

Najkrótszy rozdział poświęcony jest zniszczeniom wojennym.

J.S: - Bo zniszczenia nie były wielkie - istotne były dla gmachu głównego, który uległ zniszczeniu tylko w środkowej części. Inne budynki przetrwały wojnę bez szwanku. To jest wyjątkowa sytuacja w skali Gdańska, że mamy spory zespół budynków, w którym zachowało się również tak wiele drobnych elementów wyposażenia: meble, posadzki, drzwi, klamki, poręcze schodów - to także staraliśmy się tutaj pokazać.

Żurawie portowe w tle budynków Politechniki Gdańskiej. Potrzeby gospodarki morskiej były jednym z powodów powstania wyższej uczelni technicznej w Gdańsku

Czego nowego dowiedzieliście się o Politechnice przy okazji pracy nad książką?

K. K.: - Dotarliśmy do kilku zdjęć w wersji oryginalnej, które nie były dotąd publikowane. Parę z nich zachowało się na szklanych negatywach, z których wykonałem skany. Są to doskonałej jakości fotografie wnętrz Laboratorium Maszynowego (patrz niżej - red.).

J. S.: - Udało się nam znaleźć kilka dość ciekawych publikacji z nietypowymi ujęciami terenu uczelni, które pokazują jak mocno zmieniał się krajobraz w czasie. Ciekawe są zwłaszcza, w porównaniu ze stanem obecnym, fotografie pokazujące krótki etap z przełomu lat 20 i 30, kiedy to uczelnia doszła już do dzisiejszej ul. Siedlickiej, ale jeszcze tylko boiskami, na których później powstały budynki dawnego Wydziału Hydrotechniki.

Pewnym zaskoczeniem były też niektóre daty realizacji budynków powojennych. Na przykład budynek Wydziału Chemicznego (tzw. Chemia B), którego czas powstania (początek lat 50.tych - red.) wskazywałby na to, że powinien być to budynek socrealistyczny. Tymczasem absolutnie nie ma on nic wspólnego z socjalizmem. Zadziwiające jest, że udało się wtedy architektom zrealizować tak nowoczesny, modernistyczny jak na ówczesne czasy projekt, kiedy ze względów politycznych ten budynek powinien wyglądać jak…

Laboratorium Maszynowe Politechniki Gdańskiej, wkrótce po 1904 r., wnętrze hali głównej (skan wykonany ze szklanego negatywu)

Pałac Kultury?

J. S.: - Tak, a wygląda jak kontynuacja przedwojennego modernizmu. Widać tu więc pewną specyfikę rozwoju uczelni.

Patrząc na budynki kampusu, które powstały po wojnie, mam wrażenie że projektowano je z dużym szacunkiem i pokorą wobec tego co zastano. Nie są to gmachy rzucające się w oczy, nie przysłaniają wspaniałej architektury najstarszego zespołu budynków.

J. S.: - W większości realizacji powojennych, niezależnie od czasu powstania, widać ten duży szacunek dla przeszłości. I to też jest dosyć zaskakujące, bo przecież to były czasy kiedy architektury z przełomu XIX i XX wieku w ogóle się nie ceniło, w dodatku jeszcze niemieckiej. To, że politechnika przedwojenna w ogóle przetrwała, że tych budynków nie przebudowano, nie popsuto w okresie powojennym, jest dość zaskakujące. Świadomość, że architektura tego czasu wymaga ochrony i że ma wartość, zarówno na wschodzie jak i na zachodzie Europy, pojawiała się dopiero w latach 60 - 70.tych. Przedtem uważano te obiekty za bezwartościowe i bardzo często je przebudowywano.

Modernistyczna struktura elewacji powojennego budynku Chemii B, projektu Stanisława Sowińskiego i Wacława Rembiszewskiego

Wiele się jednak zmieniło…

J. S.: - Oczywiście, pierwotny układ urbanistyczny uległ ogromnej przemianie. Zniknęły bardzo efektowne ogrody, ale to po prostu dlatego, że brakowało miejsca. Już przed wojną zaczęto budować na tych terenach zielonych, bo uczelnia wciąż się rozwijała.

Krzysztof - można Ci pozazdrościć zrobionych z bliska zdjęć detali z fasad starych gmachów politechniki, które na co dzień, z poziomu chodnika, są prawie niewidoczne. Opowiedz o nich.

K. K.: - Fotografując detale odkryłem coś, o czym nikt dotąd nie wiedział. Można to zobaczyć w serii zdjęć dotyczących budynku Wydziału Elektrycznego (dziś Elektrotechniki i Automatyki - red.). Miałem okazję fotografować z podnośnika szczyt budynku, co pozwoliło mi z bliska ująć wszystkie detale jego fasady. Generalnie detale na historycznych gmachach kampusu są bardzo dopracowane, wygładzone, wypieszczone, wiadomo dokładnie, co przedstawiają: żarówkę, węże, smoki… A tutaj znalazłem kamienie, które zostały potraktowane w inny sposób. Jest forma, ale łamana, a kamień robi wrażenie surowego. Fotografowałem sobie te rzeczy i zupełnie nic mi to nie mówiło: jakieś kółko, jakby młotek, rozwidlenie…. Później układałem te zdjęcia na różne sposoby i znalazłem cztery detale, które ułożyły się w napis V-O-L-T. Dotąd nikt tego nie opisał.

Detale bardzo ściśle były powiązane z funkcją danego budynku. Na gmachu Wydziału Elektrycznego znajdziemy więc wyładowania elektryczne, żarówki, bieguny magnetyczne. Na budynku Wydziału Chemicznego: symbole chemiczne. Są też i wewnątrz na balustradach w klatkach schodowych. Na ścianie w historycznym audytorium namalowany jest okresowy układ pierwiastków z 1900 roku. Zupełnie już dziś nieaktualny, bo wielu pierwiastków brakuje, mało tego - jeden nie jest już obecnie pierwiastkiem!

Postacie podtrzymujące rzygacze w szczytach fasady gmachu głównego Politechniki Gdańskiej. Na co dzień nie do zobaczenia z bliska, w albumie owszem

Czy udało Ci się sfotografować wszystkie detale z fasad i wnętrz?

K. K.: - Mam nadzieję…, ale mam jednocześnie przeczucie, że na pewno coś jeszcze zostało. Są miejsca trudno dostępne, do których nie wiadomo jak podejść i nie wiemy czy tam coś jest, czy nie. Na przykład fragment fasady gmachu głównego przy krawędzi dachu. Z przodu wydaje się, że nic tam nie ma, a jeśli popatrzy się z boku, okazuje się, że są tam przepiękne rzeczy. Między innymi zobaczyć można dużą pszczołę - znajdziemy ich kilka na gmachu głównym. Nawet trzony kominów na tym gmachu są przepięknie ozdobione. W narożnikach są muszle…. To są tysiące pozycji.

Można się zastanawiać dla kogo są te detale, skoro bez użycia wysięgnika są praktycznie niedostępne. Czy dla postaci alegorii nauki, która “widzi” je z góry, z zegarowej wieży, czy dla ptaków, dla Pana Boga?

K. K.: - Weźmy grupy postaci trzymające rzygacze w szczytach fasady Gmachu Głównego. Byłem zaskoczony kiedy je zobaczyłem z bliska (w albumie jest seria zdjęć tych postaci). Są rewelacyjnie, bardzo precyzyjnie wyklepane z blachy miedzianej. Dłonie oddano łącznie z paznokciami, twarze są pieczołowicie wykonane, widać brwi, rysunek mięśni na ciałach, jedna postać trzyma model kogi, inna ster. Sam się zastanawiałem: skoro to jest widoczne na co dzień wyłącznie z dołu z odległości 20-30 metrów, to po co aż tak precyzyjnie to robić?

J. S.: - Inny przykład to kamienne kule ziemskie trzymane przez dwie dłonie nad szczytami wschodniej i zachodniej elewacji gmachu głównego, które widać tylko z okien laboratoriów na poddaszu - pierwotnie tych okien tam nie było, powstały niedawno. Tutaj także dokładnie widać paznokcie i marszczenia skóry na stawach dłoni. Teraz da się to sfotografować, a pierwotnie w ogóle nikt tego nie oglądał, jedynie z daleka.

Jedna z dwóch kul ziemskich zdobiących szczyty elewacji gmachu głównego Politechniki Gdańskiej (tutaj nad sz. zachodnim)

Dlaczego więc zostało to tak precyzyjnie wykonane?

J. S.: - Po prostu: satysfakcja projektantów i wykonawców, że jakość budynków była doskonała w każdym najmniejszym detalu. Początek XX wieku to bardzo ciekawy okres w rozwoju budownictwa. Istnieje jeszcze tradycyjne rzemiosło: są rzeźbiarze, snycerze i blacharze - rzemieślnicy, niekoniecznie artyści, którzy potrafią wykonać ręcznie takie detale. Jednocześnie to rzemiosło na wysokim poziomie spotyka się już wtedy z nowymi możliwościami technologicznymi. Przy budowie gmachów uczelni stosowano już żelbet, wprowadzono stalowe konstrukcje, dające możliwość budowania wielkich przekryć, bardzo dużych stropów, dzięki temu ta architektura jest taka efektowna. Doskonale widać tu spotkanie tych dwóch światów.

Zresztą autorzy zdawali sobie z tego sprawę w sposób często ironiczny. W rzeźbach jest bardzo dużo dowcipów. Mamy na przykład smoka podłączonego do maszyny i nie wiadomo czy on kręci kołem czy ono napędza jego, pod spodem widać, że wytwarza się jakaś energia. Albo putto z fasady gmachu głównego trzymający w rękach malutki projekcik tego budynku. Oczywiste było, że dekoracja ma nawiązywać do funkcji, ale jednocześnie projektanci zrobili to trochę z przymrużeniem oka.

Mieli wolną rękę, że tak sobie gdzieniegdzie żartowali?

J. S.: - W detalach na pewno, natomiast ogólne założenie, że dekoracje mają być wynikało wprost z decyzji cesarza Wilhelma II, który wtrącił się w etap projektowy. Pierwsza koncepcja mu się nie spodobała, zgłosił zmianę. To była decyzja polityczna na najwyższym szczeblu, że budynki kampusu mają być w stylu jednocześnie lokalnym, “starogdańskim” i państwowym czyli “niemiecko - renesansowym”. Detale są natomiast inne, autorskie.

Jeden z żartów, na który pozwolili sobie wykonawcy historycznych gmachów PG: jaszczur napędza mechanizm czy może na odwrót?

Czyli, jak to często bywa, i w tym przypadku inwestor wyznaczał główne kierunki.

J. S.: - Albert Carsten, jeden z projektantów pierwszych budynków politechniki, który nadzorował budowę aż do etapu wykonywania detali, sam kilka lat po powstaniu uczelni wybudował dom przy dzisiejszej ul. Batorego, pod numerem 10. I tam nie ma żadnych dekoracji, poza inicjałami “AC” na drzwiach wejściowych. Jego gust architektoniczny był zupełnie inny. Oczywiście gdyby zaprojektował gmach główny jako asymetryczną bryłę bez żadnych dekoracji, nikt by mu tego nie przyjął, to było zbyt nowoczesne jak na tamte czasy.

Myślę, że tutaj w zderzeniu gustu Carstena i cesarskiego zarządzenia, można się doszukiwać powodów tych żartów: “Mają być dekoracje to niech będą, ale przynajmniej śmieszne”, jak płaskorzeźba na budynku głównego palacza i mechanika ukazująca robotnika wrzucającego łopatą węgiel do paszczy smoka.

W albumie poruszyliście również temat otoczenia politechniki i budynków uczelni powstałych poza kampusem w pierwszych latach jej istnienia. Dlaczego poświęciliście im odrębny rozdział?

J. S.: - To jest bardzo istotna kwestia, bo kampus nigdy nie był wyizolowany z Wrzeszcza, który powstawał właściwie równolegle z politechniką. Pod koniec XIX wieku we Wrzeszczu były tylko letnie rezydencje i młyny. W momencie powstawania uczelni stało już kilka kamienic, natomiast dla rozwoju dzielnicy, szczególnie w części willowej Górnego Wrzeszcza, powstanie uczelni było bardzo ważnym impulsem.

Dlaczego?

J. S.: - Okazało się, że potrzebne są setki mieszkań dla dobrze zarabiających pracowników politechniki. Oni albo sobie budowali albo kupowali domy, czy też mieszkania. Sprawdzałem jak to było w początkach politechniki. W księgach, w których są listy pracowników, były podawane ich adresy. Bardzo trudno znaleźć na ich osobę zatrudnioną na uczelni, która nie mieszkałaby we Wrzeszczu. Musiały powstać nowe domy, tu nie było za bardzo gdzie kupić mieszkania. Pierwszy rektor prof. Hans von Mangoldt mieszkał np. w dzisiejszym żłobku przy ul. Wassowskiego. Co najmniej kilku pracowników Wydziału Chemicznego podało adres zielonej kamienicy przy ul. Do Studzienki, należącej obecnie do wojska. Pewien bogaty docent był właścicielem willi, w której jest teraz Radio Gdańsk.

Większość budynków, o których piszemy to były prywatne inwestycje. Tylko dwie kamienice między ul. Narutowicza i Puszkina politechnika wybudowała sama w okresie międzywojennym. O tym, że mieszkań było za mało świadczą wspomniane listy pracowników. Spora część z nich jako adres zamieszkania podaje adres politechniki, mieszkali więc w kampusie. Było tu kilka służbowych mieszkań, w założeniu przeznaczonych dla najważniejszych osób z obsługi, jak: mechanik, główny inżynier, palacz, obsługa portierska, ogrodnik. Pracownicy merytoryczni poszczególnych wydziałów jednak też w takich mieszkali, choć trudno teraz do tego dojść, gdzie się znajdowały, bo wszystkie funkcjonowały pod jednym adresem.

Chłodnia kominowa oraz dom mieszkalny głównego mechanika oraz palacza i szklarnia widziana z wieży ciśnień, 1904 r.

I widok z wieży ciśnień w tym samym kierunku, ale w 2016 r.


A inne budynki, o których wspominacie w tym rozdziale?

J. S.: - Sporo było w początkach historii uczelni instytucji związanych z uczelnią, które budowały obiekty w sąsiedztwie. Przede wszystkim chodzi tu o różne bractwa, stowarzyszenia i korporacje studenckie. Wiele z nich dostawało po prostu gotowe budynki od uczelni. Tak było m. in. z siedzibą Związku Żeglarskiego uczelni (funkcjonował w willi przy dzisiejszej al. Zwycięstwa, w której mieści się konsulat Niemiec), albo z kolejnym obiektem Związku Sportowego, który powstał, wraz z kortami tenisowymi, przy obecnej ul. Uphagena. W okresie międzywojennym politechnika przejęła budynek dawnej loży masońskiej przy dzisiejszej ul. Własna Strzecha (obecnie działa tu Laboratorium Wysokich Napięć - red.).

Jak widać - to nie było tak, że równo z płotem kończyła się uczelnia.

Kto jest adresatem Waszej książki? Osoby związane w jakiś sposób z uczelnią, czy może takie które nic nie wiedzą o kampusie i nigdy tu nie były?

J. S.: - Może nawet głównym adresatem są ci, którzy nic nie wiedzą o politechnice. Nie było takiego założenia, żeby cokolwiek trzeba było wiedzieć wcześniej, żeby zrozumieć przekaz naszej publikacji. Natomiast myślę, że dla pracowników, studentów, absolwentów, również może to być ciekawe, choćby ze względu na bogaty, unikalny materiał zdjęciowy.

Nasza publikacja powstała w nieczęsto spotykany sposób. Najczęściej najpierw publikuje się bazowe teksty, czyli obszerne książki opatrzone aparatem naukowym, a później się je popularyzuje. My zaczęliśmy od wydawnictwa popularnego, a nad o wiele szerszą i większą wersją pracujemy teraz i mamy nadzieję skończyć ją w tym roku.

Album “Kampus Politechniki Gdańskiej. Powstanie i rozwój” kupić można w sklepiku z upominkami w Dziale Promocji PG przy ul. Narutowicza 11/12 (budynek nr 2 przy bramie głównej uczelni, czynny od pn. do pt. w godz. 8-15), cena: 35 zł. W przygotowaniu jest także wersja anglojęzyczna - powinna być gotowa do końca wakacji).

TV

Profilaktyka piersi w tramwaju w Dzień Kobiet