• Start
  • Wiadomości
  • Nasza Wielkanoc. Ile w niej zostało z dawnych tradycji? ROZMOWA

Nasza Wielkanoc. Ile w niej zostało z dawnych tradycji? ROZMOWA

O wileńskich palmach w Gdańsku, o pisankach z Mezopotamii i Huculszczyzny, o bukszpanie na wielkanocnym stole i okołoświątecznej antymuzyce rozmawiamy z Anną Ratajczak-Krajką z Oddziału Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku.
21.04.2019
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Anna Ratajczak-Krajka pracuje w Oddziale Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku
Anna Ratajczak-Krajka pracuje w Oddziale Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Izabela Biała: Nasza współczesna “miejska” Wielkanoc pełnymi garściami czerpie z tradycji ludowej: śmigus-dyngus, palmy, najpiękniej zdobione pisanki - to wszystko zawdzięczamy pielęgnowanym od wieków wiejskim zwyczajom...

 

Anna Ratajczak-Krajka: - Wielkanoc w obrzędowości ludowej, ale też w tradycji chrześcijańskiej jest największym i najbogatszym świętem. Obchodzimy je w momencie gdy tradycyjne wiejskie społeczności z całego świata czciły okres przejścia z czasu zimowego do wiosennego. Te wszystkie wiosenne rytuały, obrzędy połączyły się w jedno z chrześcijańską Wielkanocą.

Elementy tradycji krążącej dziś wokół obrzędowości wielkanocnej cały czas są żywe, także dla tych którzy nie uczestniczą w liturgicznej części tych świąt: pisanki, żywe gałązki w domu, zajączek czy kurczaczek. Te dwa ostatnie to dużo późniejsze elementy. To jajko było pierwsze i jest podstawą wielkanocnego obrzędu ludowego we wszystkich kulturach.



Ludowego, czy wręcz - pogańskiego?

- Właściwie nawet pogańskiego, ponieważ symbolika jajka wywodzi się ze starożytności i pierwsze wzmianki o kolorowanych jajkach i w ogóle o jajkach jako o elemencie rytualnym pochodzą z Mezopotamii i Asyrii. Tam także natrafiono na pierwsze znaleziska związane z nimi. Także w Egipcie i w Chinach - właściwie we wszystkich kulturach pojawiał się motyw jaj, po których się pisze lub które pokrywa się kolorem.

Jajka weszły do tradycji chrześcijańskiej jako symbol związany z Wielkanocą w XII wieku. Jeśli chodzi o Polskę, to pierwsze znaleziska dowodzące ich szczególnej roli pochodzą ze Śląska Opolskiego i datuje się je na X wiek. XIII-wieczny kronikarz Wincenty Kadłubek po raz pierwszy wspomina malowane jajka w źródle pisanym. Jajko jako symbol życia, odrodzenia, wewnętrznej mocy w tej idealnej formie kulistej, zamykającej bezpiecznie życie w środku, od zawsze było ważne dla człowieka. Jajka miały też moc ochrony przed siłami nieczystymi i zapewniały urodziaj i zdrowie.

 

Pisanka kurpiowska
Pisanka kurpiowska
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Czy tylko w okresie Wielkanocy, czy wcześniej -  podczas świętowania przejścia z zimy w wiosnę, jajka miały to szczególne znaczenie?

- Jajko jako takie było stosowane w medycynie ludowej. Wierzono, że potrafi “zabrać” zło i chorobę, odwrócić urok i chronić przed nim. Toczono je na przykład po ciele chorej osoby, wynoszono na rozstaje dróg i tam pozostawiano. Nikt takiego porzuconego jajka nie brał, żeby nie sprowadzić na siebie choroby. Toczono je także po grzbietach zwierząt hodowlanych, żeby były dorodne, silne i zdrowe.

Jajka dekorowane miały znaczenie bardziej symboliczne, a kiedy zaczęto je święcić, nawet skorupki wykorzystywano jako swoisty amulet, bo uważano, że w całości jest pełne mocy. Zatem skorupki lub wydmuszki podrzucano pod drzewa owocowe jako ochronę przed szkodnikami, nawet kury dostawały sproszkowane skorupki do paszy.

 

Jakie pisanki znajdują się w zbiorach Oddziału Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku?

- Mamy kilkadziesiąt pisanek z różnych stron Polski: białostockie, kujawskie, krakowskie, grodzieńskie, huculskie, łowickie, rzeszowskie, sejneńskie, suwalskie... W dużej mierze pozyskiwane były z konkursów na najpiękniejszą pisankę organizowanych w powojennym Gdańsku. Panie, które po wojnie trafiły tutaj z Kresów i innych stron Polski, przywoziły ze sobą tradycje zdobnicze.

 

Pisanki ze zbiorów Oddziału Etnografii MNG wykonane techniką batikową i skrobaną
Pisanki ze zbiorów Oddziału Etnografii MNG wykonane techniką batikową i skrobaną
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Najbardziej przyciągają wzrok te huculskie - jest ich kilkadziesiąt, każda inna, każda równie kunsztownie zdobiona…

Wykonawczynią większości jest Anna Brzozowska, urodzona w 1924 r. we wsi Prokurawa w powiecie Kołomyja. Brała udział w wielu konkursach, te trafiły do nas w 1970 r. po sopockim konkursie Artykuł Regionalny. Barwione są techniką batikową, czyli woskową, podstawą jest czerń, ale mają wiele kolorów. Jako było farbowane kilkukrotnie, począwszy od najjaśniejszego do najciemniejszego barwnika. I to są właśnie pisanki, bo pisano po nich za pomocą patyczka z lejkiem, przez który lało się gorący wosk wytopiony w świecy i cieniutko nanoszono wzory, często związane z symboliką solarną, czyli okręgi, słońca, spirale, przed wojną często występowała też swastyka.

 

Pisanki huculskie autorstwa Anny Brzozowskiej
Pisanki huculskie autorstwa Anny Brzozowskiej
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Inny przykład pisanki batikowej w naszej kolekcji wywodzi się z Białostockiego, mamy też pisanki w tradycji grodzieńskiej czy krakowskiej, a dla naszego regionu charakterystyczne są jajka zanurzane po prostu w barwniku, czyli kraszanki, malowanki, albo byczki. Mamy też skrobanki - pisanki które najpierw barwiono, a później zeskrobywano z nich warstwę barwnika tworząc wzory, były tworzone w różnych regionach. Te są już mniej geometryczne, zobaczymy na nich raczej bukiety kwiatowe, zwierzęta, czasem napisy.

Warto też wspomnieć o pisankach łowickich, zdobionych naklejanymi kolorowymi wycinankami z papieru. Na jajka można było też naklejać „duszę” sitowia, czyli miękki rdzeń tej rośliny, włóczki czy koraliki.

 

Pisanki ze zbiorów Oddziału Etnografii MNG wykonane techniką batikową i skrobaną
Pisanki ze zbiorów Oddziału Etnografii MNG wykonane techniką batikową i skrobaną
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

 

Dzisiaj pielęgnujemy zwyczaj barwienia jaj łupinami cebuli, a poza tym najczęściej kupujemy barwniki w sklepie. Skąd brało się kiedyś to bogactwo kolorów?

- Barwy od żółci do brązu uzyskiwano właśnie dzięki wywarowi z łupin cebuli, niebieskości dawały wywary z kwiatów malwy lub czerwonej kapusty. Czerń z kolei to zasługa wyciągu z kory dębowej lub olchowej, albo z łupin orzecha włoskiego. Zielenie pozyskiwano z wywaru z młodych pędów zboża ozimego. Burak odpowiadał za różowości. Inwencja była duża, szukano sposobów, by wyróżnić się wśród innych twórców i pochwalić się swoim kunsztem przed członkami rodziny, których podczas świątecznych odwiedzin częstowano pisankami, życząc pomyślności, szczęśliwość i obfitość w całym roku.

 

Okazją do pochwalenia się swoim kunsztem była chyba także wizyta w kościele ze święconką?

- Tradycyjnie zwyczaj święconki na wsi polegał na tym, że błogosławiono wszystkie pokarmy jedzone podczas tej największej w roku uczty. To były święta przepychu, w pełni zastawionych stołów: ciast, charakterystycznych bab, mazurków, wędlin, kiełbas i jajek. Dlatego święcenie często odbywało się w domu. Ksiądz chodził po wsi i wchodził do poszczególnych chałup, albo też wszyscy przynosili całe swoje jedzenie w określone miejsce: przy krzyżu, czy gdzieś na plac na środku wsi. Dopiero po II wojnie światowej zaczęto traktować to wydarzenie symbolicznie, zamykając w koszyczkach małe porcje pokarmu.

 

Pisanka wykonana techniką skrobaną, wzory kurpiowskie
Pisanka wykonana techniką skrobaną, wzory kurpiowskie
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Wróćmy do tego tradycyjnego wielkanocnego stołu. Co znajdowało się na nim oprócz jedzenia?

- Do elementów, które absolutnie musiały znaleźć się na świątecznym stole należy agnusek, czyli baranek Boży (łac. agnus dei). Najczęściej zrobiony był z masła, później z ciasta, a jeszcze później z masy cukrowej. Podczas wielkanocnych warsztatów, które organizujemy u nas, wróciliśmy do tej tradycji. Mamy drewniane, barankowe formy, do których dzieci wkładają masę cukrową. One akurat stawiały swoje baranki na łączce z papieru, ale w tradycyjnych domach łączkę robiło się z rzeżuchy lub zboża. Ważne dla wielkanocnego stołu było to, co żywe. Przystrajano je więc roślinami, które nie tracą liści i młodymi gałązkami. Dlatego w dekoracji świątecznej i w palmach znajdziemy bukszpan, gałązki brzozowe i bazie. Przed świętami wcześniej zrywano gałązki, trzymano je w cieple i wodzie, by puściły pierwsze listki.

Bazie miały rolę trochę zbliżoną do funkcji jajka: niosły ze sobą dobro, chroniły przed złem przez cały rok, dawano je więc do zjedzenia zwierzętom, a sproszkowane samemu też się jadło.

 

Palma z Kociewia i dwie palmy `wileńskie`
Palma z Kociewia i dwie palmy `wileńskie`
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Mówimy tu o żywych palmach, tymczasem te, które najczęściej zdobią dziś wielkanocne domy zrobione są z kolorowych suszonych roślin.

- To najlepszy przykład, jak mieszają się tradycje. Te kolorowe, suche palmy nie są “tutejsze”. Palma jako symbol życia związana była bardzo z żywymi roślinami, jej podstawy to znów - gałęzie tych roślin, które albo nie tracą liści, albo które nim wybuchają na wiosnę - i znów bazie, tak jak w najprostszej palmie z naszej kolekcji, która pochodzi z Kociewia. Jest to po prostu pęczek związanych razem wierzbowych “kotków”. Na Kaszubach palmy tworzono również z bazi, ale także z gałązek krzewów malin czy bukszpanu.

Tradycja robienia bardzo kolorowych palm z barwionych suchych roślin, tak bardzo teraz rozpowszechniona, wywodzi się z Wileńszczyzny i trafiła na Pomorze po wojnie wraz z Wilniukami. Kitka, czyli końcówka takiej palmy jest zawsze zielona, a reszta kolorów jest bardzo zróżnicowana. Kolorowe palmy znajdziemy też na Kurpiach, gdzie do dziś jeszcze jest tradycja tworzenia wielkich palm, największa miała ponoć 36 metrów długości.

 

I tym sposobem, od stołu poprzez palmy docieramy do śmigusa-dyngusa…

- Nazwa pochodzi od smagania, oblewania i od niemieckiego słowa dingen, czyli rzeczy, fanty, którymi panna mogła wykupić się, by więcej rózgą czy wodą nie dostać. Często jako moneta wykupna służyły właśnie święcone jajka. A woda czy smaganie, gdzieniegdzie także i palmą, odganiać miało zło.

 

Dlaczego to zawsze panna musiała obrywać od chłopaków?

- Od chłopaków albo od dziada śmiguśnego, który był częścią wielkanocnego korowodu ciągnącego przez wieś w nocy z niedzieli wielkanocnej na poniedziałek. To z kolei zwyczaj charakterystyczny dla Małopolski. W dziadów zamieniali się kawalerowie, przebrani w odwrócone włosiem do środka kożuchy lub słomiane płaszcze z wysokimi czapami. Pośród pohukiwań i potupywań przemierzali wie, odwiedzając domy i polewając ich mieszkańców wodą. Zwyczaj ten jest wciąż żywy w okolicach Limanowej.

Z okresem przed Wielkanocą kojarzą się także tak zwane antyinstrumenty używane w okresie Wielkiego Tygodnia, gdy zakazana była wszelka muzyka.



Terkotka obrzędowa ze zbiorów Oddziału Etnografii MNG
Terkotka obrzędowa ze zbiorów Oddziału Etnografii MNG
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Co to za instrumenty?

- W Wielki Tydzień nie grano w wiejskich kościołach na organach, do Wielkiej Niedzieli nie używano też dzwonów. W tym czasie grano na instrumentach, które wytwarzały obrzędową wrzawę. Rytuał ten był związany z pierwotną potrzebą odganiania złych mocy, demonów. Hałasy odbywały się poza wsią, w ruch szły kołatki, terkotki jak ta z naszej kolekcji, i bębny. We wsi zaś, wrzawą nawoływano na mszę zamiast dzwonów. Wiosenna wrzawa służyła też uruchomieniu mocy witalnej przyrody. W Wielkim Tygodniu kaszubscy pasterze dęli w bazuny, idąc przez wieś, gospodynie zaś wynosiły im datki, takie jak chleb i mięso.

Dziś tego zwyczaju już nie ma. Jedynie w Jastarni w nocy jeszcze obecnie odbywa się bamblowanie, czyli granie na wielkich bębnach, jako wezwanie na mszę rezurekcyjną.

Także takie “antymuzyczne” instrumenty pokazywać będziemy na naszej wystawie “Dźwięki pierwotne”, którą otworzymy w spichlerzu Oddziału Etnograficznego 18 maja w Noc Muzeów. Będzie opowiadała o pierwotnej potrzebie wytwarzania dźwięku, o tym że jest on wszędzie, że wydaje go także nasze ciało, i że z tej potrzeby nasłuchiwania i wytwarzania rytmu powstała muzyka ludowa. Traktować będzie o takiej polskiej muzyce in crudo, tradycyjnej muzyce ludowej z czasów etnografa Oskara Kolberga, ale też o tym, co się z nią stało na przestrzeni dziejów, jak inspirowała klasycznych kompozytorów i jak inspiruje współczesnych artystów, o tym jak dziś się wraca do tych korzeni.

TV

Kaszubi – tożsamość obroniona. Rozmowa z prof. Cezarym Obrachtem-Prondzyńskim