Janusz Marszalec najpierw był zastępcą dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku Pawła Machcewicza, a po odwołaniu tego ostatniego został zdjęty ze stanowiska i otrzymał etat szeregowego pracownika w dziale naukowym. Teraz odchodzi z własnej woli.
- Starałem się wytrwać w tym muzeum po to, żeby próbować ocalić to, co było do ocalenia - tłumaczy dr Marszalec. - Okazało się jednak, ze intencje nowego kierownictwa co do zmiany wystawy są zupełnie realne i bardzo im zależy, żeby zaznaczyć, że ta wystawa jest ich, że to jest ich muzeum. Podjęli pierwszy krok zmierzający w stronę niszczenia naszego dorobku i ja nie mogę się na to zgodzić. Dlatego postanowiłem odejść z instytucji, którą tworzyłem, budowałem i której wiele poświęciłem.
Ten pierwszy krok, o którym mówi historyk, to zmiany w ekspozycji znajdującej się na poziomie „O”, poświęconej historii dzielnicy Wiadrownia (na terenie której zbudowano siedzibę muzeum) i stanowiącej uzupełnienie wystawy głównej. Jak zdradza dr Marszalec, zniknęła z niej opowieść o tym, jak minister kultury Piotr Gliński walczył z instytucją Muzeum II Wojny Światowej i jak bronili jej obywatele; usunięto również kilka zdjęć.
Zdaniem Marszalca to tylko początek cenzury. - Dyrektor Nawrocki mówi wprost, że będzie dążył do zmiany wystawy głównej i z pewnością zrealizuje swoje zamierzenia, nie patrząc na zapisy prawa. My, autorzy i kuratorzy wystawy, będziemy jej bronić przed sądem, natomiast mam wrażenie, że prawo pana Nawrockiego nie interesuje.
Marszalec odniósł się do argumentu wskazanego m.in. przez Najwyższy Sąd Administracyjny w Warszawie, który dał zielone światło dla połączenia Muzeum II Wojny Światowej z Muzeum Westerplatte i Wojny 1939 - że to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i minister kultury są właścicielem wystawy. - To się zgadza. Ale my nie rościmy żadnych pretensji finansowych, co do praw nam przysługujących. To nie jest kwestia finansów, tylko przyzwoitości, żeby wszelkie zmiany wprowadzać w uzgodnieniu z autorami - podkreśla historyk.
Tłumaczy, że nowy dyrektor od dwóch miesięcy, czyli od początku swojej kadencji, próbuje doszukać się błędów w wystawie. Zdaniem Marszalca to przygotowywanie opinii publicznej do zmian w ekspozycji, tymczasem nie tędy droga. - Uważamy, że wystawa powinna funkcjonować jakiś czas i być poddana ocenie przez zwiedzających, co się zresztą odbywa. Na stronie muzeum widać, że zdecydowanie przeważają głosy satysfakcji i zadowolenia, dobre oceny, tych krytycznych jest bardzo mało.
Choć zdaniem dr Marszalca usunięcie opisu i zdjęć z wystawy poświęconej Wiadrowni jest początkiem cenzury, uspokaja darczyńców i prosi, by nie zabierali na razie eksponatów. - Dwa miesiące temu publicznie prosiliśmy darczyńców, żeby powstrzymali się jeszcze z zabieraniem swoich depozytów, dlatego że uważaliśmy, że dopóki wystawa główna nie zostanie naruszona, przedmioty i pamiątki powinny być nadal w Muzeum. Teraz sytuacja nie zmieniła się jeszcze tak bardzo, dlatego, że nowe kierownictwo ocenzurowało wystawę archeologiczną, która nie jest częścią wystawy głównej - jest to fragment, który funkcjonuje niezależnie. Uważam, że na tym etapie darczyńcy nie powinni reagować. Dopiero wtedy, gdy dyrektor Nawrocki wkroczy na wystawę główną i zacznie zmieniać jej kształt, wtedy darczyńcy podejmą decyzję, którą uznają za słuszną.
Tekst, który dr Janusz Marszalec opublikował na Facebooku w nocy ze środy na czwartek 14-15 czerwca 2017 r.: W Muzeum II Wojny Światowej zaczęła się cenzura. Pod nóż poszła wystawa poświęcona historii dzielnicy Wiadrownia, na której stanęło Muzeum. Nie jest to część wystawy głównej, ale dzieło dopełniające zasadniczą część naszej narracji. Zniknęła z niej opowieść o tym, jak minister kultury walczył z naszą instytucją i jak bronili jej zwykli ludzie. Pełny tekst tego, co usunięto, zamieszczam niżej. Usunięto również kilka zdjęć.
|
Muzeum II Wojny Światowej. Paweł Machcewicz odwołany, Karol Nawrocki nowym dyrektorem