• Start
  • Wiadomości
  • Miłość jest w neuronach? Wykład o uczuciach w Hevelianum. RELACJA

Miłość jest w neuronach? Wykład o uczuciach w Hevelianum. RELACJA

O “Czasoprzestrzeni miłości” w przededniu walentynek odpowiadała w Hevelianum dr Agata Kołodziejczyk. Astrobiolog i neurobiolog mówiła o różnych aspektach miłości, o tym gdzie i jak powstaje, o poszukiwaniu jej elementarnej cząstki i o tym, dlaczego nie warto się jej bać.
14.02.2020
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Dr Agata Kołodziejczyk
Dr Agata Kołodziejczyk
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Kto nie był - niech żałuje, a my przedstawiamy wyjątki z niezwykłego, wielowątkowego wykładu, który dr Agata Kołodziejczyk - neurobiolog i astrobiolog, trenerka astronautów w prywatnym laboratorium Analog Astronaut Training Center, naukowiec współpracująca m.in. z Europejską Agencją Kosmiczną, kierownik wielu projektów naukowych, przedstawiła z precyzją i pasją naukowca kochającego to, co robi.

 

Czym kochamy - sercem czy mózgiem?

Odpowiedź nie jest prosta. Na planszy otwierającej prezentację specjalnie pokazałam symbol mózgu w kształcie serca, ponieważ po dziś dzień próba scharakteryzowania tego, co dzieje się w naszym sercu, a co w mózgu, gdy kochamy, jest bardzo ciekawym wyzwaniem. Kiedy jesteśmy zakochani, serce zaczyna bić szybciej. Większość z nas powie, że jest to efekt pewnych procesów zachodzących w mózgu. Jako neurobiolog zgodzę się z tym, co mówicie w kwestii serca, tylko, że ta cała neurochemia, która dzieje się wówczas w mózgu to także tylko efekt działania czegoś. Ale czego?

Miłość to, mówiąc ogólnie, stan umysłowy, którego zaczątki u każdego człowieka pojawiają się już w łonie matki, już na tym etapie tworzona jest specyficzna sieć neuronowa, na której po urodzeniu jesteśmy w stanie “coś” zbudować. Miłość budujemy aż do śmierci, a niektórzy, wierzą, że stan ten istnieje nawet ponad nasze życie, że jest po prostu w powietrzu wokół nas.

Stan miłość wyraża się w naszych zachowaniach (stanach emocjonalnych), a także w umiejętnościach kognitywnych (poznawczych). To dzięki niemu jesteśmy wrażliwi na świat zewnętrzny.

 

Symbol mózgu w kształcie serca otwierał prezentację dr. Agaty Kołodziejczyk w Hevelianum 12 lutego 2020 r.
Symbol mózgu w kształcie serca otwierał prezentację dr. Agaty Kołodziejczyk w Hevelianum 12 lutego 2020 r.
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Neurony - podstawowe jednostki budujące nasz komputer/mózg

Nasz umysł składa się z neuronów, które już same w sobie, jako pojedyncze komórki, stanowią niezwykle skomplikowaną strukturę. Każdy z nas ma określoną ilość neuronów, do 24 roku życia proces produkcji nowych neuronów w mózgu (neurogenezy) jest jeszcze dość intensywny, później znacząco spada, ale wciąż istnieje, zwłaszcza w hipokampie. Nasz organizm do końca życia może je produkować, ale uszkodzone neurony z reguły się nie regenerują, są za to niezwykle plastyczne.

Głowy neuronów - dendryty, są to nasze “inputy”, “wtyczki do kontaktu”, rejony komórki nerwowej, które są czułe na bodźce. Komórka zbiera je zewsząd, gdy tylko dostanie odpowiedni potencjał elektryczny. Po depolaryzacja błony komórkowej, przez neuron przechodzi prąd, a wewnątrz niego następuje synteza różnych neuroprzekaźników. W zależności od tego, jaki to jest neuron, będzie przy tym produkować glutaminian, acetylocholinę - jest tego bardzo dużo, kilkadziesiąt różnych związków może być wyprodukowanych w tym procesie.

Te związki w postaci elektrochemicznej przekazują sygnał dalej, przez “output” położony w dolnej części każdego z neuronów. Przy czym takich wejść i wyjść z pojedynczej komórki neuronowej są setki, a neuronów tworzących sieci neuronowe - miliony.

Każdy z nas ma inną sieć połączeń, skrzyżowania dróg (konektony) następują w różnych miejscach. Przez tę różnorodność neurobiologia ludzkiego mózgu jest niezwykle skomplikowaną dziedziną. Są jednak pewne cechy wspólne naszych sieci neuronowych i właśnie one budują m.in. ten uniwersalny stan miłości.

 

Nasze skomplikowane neurony
Nasze skomplikowane neurony
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Od oksytocyny po endorfiny

Najbardziej chyba osławiony neurohormon miłości - oksytocyna, odpowiada za tworzenie więzi, buduje jakby fundament sieci neuronowej, którą tworzymy przez całe życie. To ona wytwarza “to coś”, co nas skleja i powoduje, że mamy zdolność do kochania. Wystarczy, by człowiek na minutę przytulił samego siebie, a już z wyjść neuronów nastąpi wyrzut oksytocyny (polecam spróbować). Co istotne, dzieje się to w środku mózgu, w jego starej ewolucyjnie części, która występuje nie tylko u ludzi, ale i zwierząt. To w tej podstawowej jednostce układu nerwowego budowane są więzi.

Wydzielanie się oksytocyny powoduje z kolei pobudzenie ośrodków wydzielających serotoninę. Jej produkcja stymulowana jest także poprzez światło. Wystarczy trochę ultrafioletu i już po kwadransie jesteśmy radośni. Z kolei 20 minut joggingu wystarczy, by zapewnić nam wyrzut endorfin (wywołujących stany euforyczne tzw. hormonów szczęścia - red.).

 

Czy istnieje elementarna cząstka miłości?

Naukowcy od lat szukają odpowiedzi na pytanie, czy faktycznie oksytocyna jest elementarną cząstką miłości. Okazało się, że wszystkie nasze zmysły stymulują jej wydzielanie, a na pewnym krytycznym etapie życia jest niezbędna do dalszego rozwoju.

Jeśli bowiem w ciągu pierwszych dwóch lat życia “nie damy” dziecku oksytocyny (nie wydzieli mu się w mózgu), ono nigdy nie będzie w stanie kochać. Jak spowodować jej produkcję u noworodka? Poprzez permanentne pobudzanie wszystkich receptorów. Dziecko czuje zapach skóry mamy, kiedy jest przy piersi; jego oczy widzą uśmiech mamy; uszy słyszą czułe słowa, a pobudzanie całego ciała poprzez przytulanie, wyzwala ogromne pokłady oksytocyny.

Jeśli jakieś dziecko nie doświadczy tego rodzicielskiego ciepła, w dobrych warunkach wyrośnie z niego socjopata. Takie osoby są później często wspaniałymi politykami i dyrektorami, potrafią walczyć o swoje jak rekiny. W gorszych warunkach z niemowlęcia, którego mózg nie wytwarzał oksytocyny, wyrosnąć może seryjny morderca. Dlatego tak ważne jest, by kochać i akceptować swoje dziecko, uczyć je miłości, dając mu jednocześnie ten pierwszy zastrzyk oksytocyny. 

 

Gdy rodzice dadzą miłość dziecku, ono także będzie kochać
Gdy rodzice dadzą miłość dziecku, ono także będzie kochać
Stephanie Pratt/pixabay.com

 

Morderstwo z (braku) miłości

Kilka lat temu byłam na stażu w holenderskim Groningen, ponoć najszczęśliwszym mieście w Europie, w którym mieszkańcy nawet na randkę jadą na rowerze trzymając się za ręce. Działa tam ośrodek badawczy wyspecjalizowany w neurobiologii przemocy, nienawiści i agresji, które są jakby odwrotnością miłości. Naukowcy sprawdzali tam, czy podając oksytocynę w postaci spray, czy dożylnie, można wyleczyć agresję.

Byłam zachwycona, że dzieci, które nie zaznały miłości, będą miały szansę “chemicznie” się naprawić. Szybko wyprowadzono mnie z błędu:

“My robimy tylko badania na szczurach i podanie im oksytocyny odrobinę tylko minimalizuje agresję” - mówili koledzy z Groningen. Psycholog pracująca w ich zespole, która zajmuje się także resocjalizacją więźniów, opowiedziała mi o przypadku seryjnego mordercy, w którym zakochała się resocjalizująca go kobieta. To uczucie podziałało do tego stopnia intensywnie, że za dobre zachowanie zwolniono go z więzienia. Pierwsze co zrobił, to zabił swoją ukochaną. Nie da się oszukać architektury mózgu, jeżeli nie powstanie ona wtedy, gdy jest na to czas, to jej nie będzie. Warto to zapamiętać.

 

Temu narządowi już dziękujemy

Obserwujemy ostatnio, że wiele cech percepcji miłości zanika u ludzi. Jednym z takich rejonów nerwowych jest położony w nosie narząd Jacobsona, który służy do wykrywania feromonów. Po co nam ten narząd, gdy mamy Facebooka? Z jego pomocą nijak nie wyczujemy zza ekranu, czy ktoś jest atrakcyjny, czy nie, a natura usuwa wszelkie komórki, które nie mają funkcji w organizmie. Tak samo jest z siecią neuronową - nieużywana zanika. Wracając do narządu Jacobsona, naukowcy nie są do końca pewni, czy on jeszcze działa u ludzi. Obecnie nie ma jeszcze sposobu, by to zobrazować.

 

Z wolna żegnamy narząd Jacobsona
Z wolna żegnamy narząd Jacobsona
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Katedra twojej miłości

Znają państwo zapewne krótkometrażowy film Tomasza Bagińskiego “Katedra” (na podstawie opowiadania Jacka Dukaja - red.). Chciałabym go przedstawić w interpretacji innej, niż była w zamyśle autora i zachęcić do udziału w eksperymencie neuroanatomicznym (uczestnicy rzeczywiście obejrzeli film - red.). Widzimy w “Katedrze”, jak do naszej katedry miłości, naszej sieci neuronowej, wchodzi nowa osoba. Może ktoś z was odniesie to do własnych doświadczeń?

Na początku, kiedy kogoś poznajemy, wszystko jest jeszcze uśpione i pełne nadziei. Czujemy wokół czas, który sekunda po sekundzie przepływa przez tu i teraz. Pojawia się olśnienie nową osobą i euforia - krytyczny moment do nawiązania więzi. Pojawia się miłość. Zatracamy się i tracimy wolność na rzecz kolejnej sieci neuronowej nadbudowanej w mózgu. To bardzo luźna interpretacja naszego stanu umysłu, ponieważ ciężko jest mówić o czymś, o czym wszystko niby wiemy, czego wszyscy doświadczyliśmy, ale nie do końca jest to usystematyzowane i jasne.

 

Kadry z filmu `Katedra` Tomasza Bagińskiego, dla dr Agaty Kołodziejczyk filmowa katedra to katedra miłości
Kadry z filmu `Katedra` Tomasza Bagińskiego, dla dr Agaty Kołodziejczyk filmowa katedra to katedra miłości
Trailer filmu Katedra

 

Czujemy sens życia

Po co jesteśmy zakochani? Czy to jest niezbędne, żeby kochać? Czy musimy przejść przez ten sztorm emocjonalny, przez eksplozję neuroprzekaźników, oślepiającą nas energię przenikającą całe nasze ciało, przez którą nie możemy spać?

Oczywiście to pomaga w utrwaleniu więzi, w konstrukcji tej sieci neuronowej, ale wcale nie jest konieczne. Patrząc na związki aranżowane, np. w Indiach czy w starych rodach arystokratycznych, okazuje się, że są też takie pary, które bez tego stanu pierwszego natężenia uczucia wielkiej namiętności, potrafią się kochać i ta namiętność u nich pojawia się później, nie od razu. Tak jak w “Katedrze” taki bodziec (namiętności) do budowy jest niezbędny, by tworzyć silną więź.

Jeśli ona powstanie, w dość krótkim czasie jesteśmy w stanie wejść na etap plato. To faza, w której czujemy, że zapuściliśmy korzenie w czasoprzestrzeni wszechświata. Czujemy sens życia i jesteśmy jak roślina, która na stabilnym podłożu jest w stanie rosnąć, wydawać owoce: bądź to w postaci biologicznego potomstwa, bądź utworów, wynalazków, odkryć, dzieł sztuki.

 

Dla nawiązania silnej więzi prędzej czy później pojawić musi się namiętność
Dla nawiązania silnej więzi prędzej czy później pojawić musi się namiętność
Pixabay. com

 

Im mniej miłości, tym lepiej?

W “Małym Księciu” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego padają bardzo ważne słowa o tym, że aby stworzyć więź, trzeba się zaprzyjaźnić, trzeba kogoś poznać. Nie wszyscy chcą to robić i mają na to czas. Niektórzy boją się zaprzyjaźnić, bo uważają, że gdy tej drugiej osoby nie będzie, będzie im ciężko. To rozumienie miłości jako uczucia zależnego od drugiego człowieka, dlatego boimy się zapadać w tę miłość, bo czujemy, że tracimy równowagę, że będziemy zależeć od niego zależeć. Tak nie jest, to tylko etap pośredni. Druga osoba potrzebna jest nam także po to, by spróbować zbudować własną katedrę miłości, umieć bardziej kochać.

Gorąco zachęcam, by się nie bać, lecz za każdym razem wydobyć z siebie naturalne uczucie bez lęków i obaw. Jeśli kochamy pełnią serca i duszy, mamy naturalną chęć zaprzyjaźnienia się z drugą osobą i choćby ona odeszła, niezależnie od przyczyn, zawsze będzie w nas.

To, jak ją “dobudujemy do naszej katedry”, zależy od nas. To bardzo ważne, by o tym pamiętać w naszym świecie pełnym lęków. Nie mamy przecież czasu, musimy chodzić do pracy i zarabiać pieniądze, a każdy sztorm emocjonalny blokuje nas, prawda? Wolimy więc spokojne morze, jak najmniej emocji.

Teraz jest wręcz trend by nie kochać, bo miłość jest postrzegana jako oznaka słabości: na emocjach można pogrywać, manipulować nimi, kontrolować, więc im mniej mamy miłości, tym bardziej jesteśmy silni i niezależni - takie bywa teraz myślenie o miłości. Tymczasem miłość to tak naprawdę moc i energia promieniująca na zewnątrz, to moc naszego umysłu i głęboko pojętego zrozumienia otaczającego nas świata. 

Zatem - jak mówił Franklin Roosevelt: zapraszam na głębię. Nie bójmy się sztormów, bo właśnie one czynią nas sprawnymi żeglarzami po morzu naszych emocji. Dają nam siłę.

 

Publiczność wykładu `Czasoprzestrzeń miłości`
Publiczność wykładu `Czasoprzestrzeń miłości`
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

 

Jedna wizyta u psychologa nie wystarczy

Pomyślne jest to, że jeśli stracimy uczucie do danej osoby, albo rozwodzimy się i musimy zrobić porządek w mózgu żeby nie oszaleć, można zrobić “bajpasy” w sieci neuronowej, tylko na to potrzeba czasu, bo restrukturyzacja mózgu to nie jest jedna wizyta u psychologa. To wymaga znacznie więcej procesów, neurony muszą się po prostu poprzepinać, żebyśmy nadal mogli być sobą i nie mieć już w mózgu “tatuaży i skaleczeń”. Czasem poznając kogoś, już z daleka widać, że człowiek jest zraniony i póki co nie ma sensu zaczynać z nim znajomości.

Różne emocje mogą wywierać zmiany nie tylko w mózgu, ale w całym organizmie. Obrazuje to badanie ( “Cielesna mapa emocji” fińskich naukowców z Uniwersytetu Aaltoz - red.) z 2013 r., w którym poddano wywiadowi ponad 700 osób (po tym, jak zapoznały się z budzącymi różne emocje filmami, muzyką, historiami - red.), prosząc je o wskazanie miejsc na ciele, w których odczuwane przez nich emocje wywierają zmiany. Uczestnicy eksperymentu odpowiedzieć musieli, czy te emocje są hamujące,, czy aktywujące. Aktywację oznaczono na mapie żółcią i czerwienią, niebieski kolor symbolizował inhibicję, hamowanie.

Jak widać, złość (anger) pobudza górną część organizmu. Lęk (fear) tłumimy w środku. Miłość zaś pobudza cały nasz organizm. Jest odwrotnością zalewającej ciało błękitem depresji. Jeżeli więc jesteśmy załamani po jakimś związku, nie wpadajmy w ten niezdrowy dla organizmu niebieski stan.

 

Cielesna mapa emocji Lauri Nummenmaa, Enrico Glerean, Riitta Hari, and Jari K. Hietanen
Cielesna mapa emocji Lauri Nummenmaa, Enrico Glerean, Riitta Hari, and Jari K. Hietanen
https://doi.org/10.1073/pnas.1321664111

 

Praca domowa z emocji

Na koniec mam dla państwa pracę domową. Japoński naukowiec Masaru Emoto podjął  pierwsza próbę pokazania, jak nasze emocje promieniują na świat zewnętrzny, w tym przypadku na wodę.

Jeśli posypiemy powierzchnię głośnika piaskiem, to w zależności od częstotliwości fal dźwiękowych, kryształki piasku będą układały się w różne wzory, obrazujące maksima i minima. To samo zjawisko zachodzi w cząsteczkach wody, mają zdolność do hibernowania stanu sprzed zamrożenia. Pan Emoto przeprowadził różnego rodzaju eksperymenty: poddał wodę działaniu muzyki Mozarta i Johna Lennona; do poszczególnych kropli mówiono, że się je kocha (starając się przelać to uczucie), okazywano im wdzięczność, czy nienawiść.

Każda cząsteczka wyglądała po tym doświadczeniu inaczej. Jest to bardzo kontrowersyjne badanie, po publikacji jego wyników świat naukowy odsunął się od jego autora, dlatego zapraszam każdego do wypróbowania w domu czy i jak to działa.

Wystarczy rozpryskać krople wody na szalkach Petriego i przykryć je. Moje dzieci i ja mówiliśmy do wody różne rzeczy. Krople spędziły później dwie doby w zamrażarce, a następnie obejrzeliśmy próbki pod mikroskopem i... - nie powiem, co się stało. Zachęcam do samodzielnego sprawdzenia, do eksperymentowania z własnymi emocjami. To ćwiczenie nie tylko pozwoli sprawdzić, czy pan Emoto miał rację, ale także jak trudno jest wysyłać emocje, gdy człowiek próbuje się na tym skupić. 

 

 

Spotkanie z dr. Agatą Kołodziejczyk odbyło się 12 lutego 2020 r. w Wozowni Hevelianum i było jednym z nowego cyklu w jego ofercie - wykładów dla dorosłych. 

 

TV

MEVO rozkręca wiosnę. Wsiadaj i jedź: do pracy, na uczelnię, na plażę