• Start
  • Wiadomości
  • Kwiaty pod Victoriaschule. Coraz mniej świadków, emocje wciąż silne

Kwiaty pod Victoriaschule. Coraz mniej świadków, emocje wciąż silne

- Mam już 86 lat i prawie wszystko mi wysiada, ale pamięć wciąż jest dobra. Skrzeczący głos Adolfa z radia słyszę, jak by to było wczoraj - mówi Alojzy Zischke. Jak zwykle 1 września przyszedł z żoną pod Victoriaschule, bo to straszne miejsce, naznaczone w Gdańsku krwią Polaków. W tym budynku na samym początku wojny więziono i bito tysiące ludzi, o których warto pamiętać.
01.09.2018
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Gertruda i Antoni Zischke przed budynkiem Victoriaschule
Gertruda i Alojzy Zischke przed budynkiem Victoriaschule
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Alojzy Zischke miał wtedy siedem lat, jego żona Gertruda była o rok młodsza. Oboje mieszkali na obszarze Wolnego Miasta Gdańska. 1 września 1939 roku Niemcy rozpoczęli wojnę przeciwko Polsce. Byli do niej solidnie przygotowani: mieli listy z nazwiskami i adresami, już o świcie przeprowadzili zmasowaną akcję aresztowań działaczy polskich organizacji społecznych i politycznych. Jednocześnie ogłosili likwidację Wolnego Miasta Gdańska i włączenie jego terenów do III Rzeszy.

Pan Alojzy i pani Gertruda pamiętają grozę tamtych dni tak, jak mogły to zapamiętać dzieci. Rozmowy dorosłych, prowadzone szeptem. Strach. Zadowolenie tych, którzy nienawidzili Polaków. Niepewność tych, którzy nie czuli się Niemcami, co robić dalej. To zresztą nie tylko dotyczyło dorosłych - dzieci potrafią być okrutne wobec kolegi czy koleżanki, uznanych za “ciało obce”. Szczególnie dzieci tresowane przez Hitlerjugend.

- Mam już 86 lat i prawie wszystko mi wysiada, ale pamięć wciąż jest dobra. Skrzeczący głos Adolfa z radia w pierwszym dniu wojny słyszę tak, jak by to było wczoraj - mówi Alojzy Zischke. - Tylu ludzi Niemcy zmarnowali. Nikt z mojej rodziny, ani z bliskich żony, nie znalazł się w Victoriaschule, ale to nie było jedyne miejsce, gdzie zamykano i przesłuchiwano Polaków. Mojego wujka wzięli do Granicznej Wsi koło Skarszew. Jego syn, mój kuzyn, dał się potem wcielić do niemieckiej armii, żeby ratować ojca. Poszedł do dowódcy i mówi: “Nie może być tak, że ja tu składam przysięgę na Hitlera i III Rzeszę, a mój tata siedzi w więzieniu”. Wujka wypuścili z obozu koncentracyjnego po dwóch tygodniach od tej rozmowy, musiał tylko pokazywać się co jakiś czas na komisariacie żandarmerii. Po wojnie był ciągany przez komunistyczną bezpiekę, której się bardzo nie podobało, że wujek wyszedł z obozu przez bramę, a nie przez komin.

W sobotę, 1 września, 2018 roku państwo Zischke, trzymając się za ręce, przyszli pod Victoriaschule. To ten sam budynek z lat 80. XIX wieku - przetrwał wojnę. Za niemieckich czasów mieściła się w nim szkoła dla dziewcząt, dziś należy do Uniwersytetu Gdańskiego. Na lewo od wejścia jest tablica z 1958 roku, upamiętniająca wydarzenia z początku wojny.

Kwiaty od Urzędu Miejskiego w Gdańsku (wiceprezydent Piotr Kowalczuk) i od Konsulatu Generalnego RFN w Gdańsku
Kwiaty od Urzędu Miejskiego w Gdańsku (wiceprezydent Piotr Kowalczuk) i od Konsulatu Generalnego RFN w Gdańsku
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

Dlaczego hitlerowcy zajęli właśnie ten budynek i na dwa tygodnie, od 1 września 1939 roku, zamienili go w więzienie? Sprawa jest prosta: Victoriaschule mieści się na ul. Kładki (d. Holzgasse) i jest to lokalizacja na zapleczu gmachów policji - ze względów organizacyjnych, umieszczono więc w szkole Komendanturę Obozów Jenieckich Gdańska. Wnętrza Victoriaschule przez pierwsze dwa tygodnie wojny były miejscem potwornym. Już 1 września przywieziono tutaj ok. 1000 aresztowanych Polaków, głównie mężczyzn. Byli trzymani w piwnicach, salach lekcyjnych, sali gimnastycznej. Uwięzionych bito i poniżano. Na wolność wyszli tylko nieliczni, którzy mieli niemieckie związki rodzinne i zgodzili się podpisać deklarację lojalności wobec III Rzeszy. Pozostałych przewożono do innych więzień i obozów, gdzie ginęli. Trudno znaleźć któregoś z polskich działaczy społecznych w Wolnym Mieście Gdańsku, kogo by ominęły mury Victoriaschule. Więziono tu harcerza Alfonsa (Alfa) Liczmańskiego (zamordowany w Granicznej Wsi), posła Volkstagu Antoniego Lendziona i jego dwóch synów (ojca rozstrzelano w marcu 1940 r. w Stutthofie) i setki innych aktywnych postaci polskiego życia społecznego w WMG - w tym księży Bronisława Komorowskiego i Franciszka Rogaczewskiego (obaj rozstrzelani w Stutthofie na początku 1940 r.). Za pierwszą ofiarę śmiertelną Victoriaschule uważa się działacza polonijnego Romana Ogryczaka, który zmarł wskutek pobicia.

Uroczystości pod Victoriaschule odbywają się co roku, w cieniu Westerplatte. Jest coraz mniej osób, które pamiętają tamte wydarzenia - według Piotra Mazurka, prezesa Towarzystwa Przyjaciół Gdańska - w “Kole Polonii” w roku 2000 było blisko dwieście osób, dzisiaj jest ich zaledwie 12. Pamięć o tamtych wydarzeniach podtrzymywana jest przez Miasto Gdańsk i miłośników historii.

Co roku, 1 września, kwiaty pod Victoriaschule składają kombatanci, harcerze, radni, parlamentarzyści, delegacje urzędów, formacji wojskowych. Są też kwiaty od Konsulatu Generalnego Republiki Federalnej Niemiec. Przed wejściem do Victoriaschule ustawiane są krzesła dla osób starszych. Siadają na nich coraz mniej liczni polscy Danzigerzy i członkowie “Rodziny Ponarskiej” - organizacji skupiającej osiedlonych w Gdańsku, już po wojnie, bliskich ofiar kaźni w Ponarach pod Wilnem.

O. Tomasz Jank poprowadził modlitwę za więzionych i męczonych w Victoriaschule. Od rana wciąż myślał o Zygmuncie Ostrowskim, synu jednego z Polaków, który był tutaj trzymany i zginął w Stutthofie. Obok franciszkanina stoi Piotr Mazurek, prezes Towarzystwa Pprzyjaciół Gdańska
O. Tomasz Jank poprowadził modlitwę za więzionych i męczonych w Victoriaschule. Od rana wciąż myślał o Zygmuncie Ostrowskim, synu polskiego gdańszczanina, który był tutaj trzymany i zginął w Stutthofie. Obok franciszkanina stoi Piotr Mazurek, prezes Towarzystwa Przyjaciół Gdańska
Grzegorz Mehring/www.gdansk.pl

W tę sobotę do zebranych przemawiali prezes Piotr Mazurek i Piotr Kowalczuk - zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki społecznej. Krótko mówił też senator Antoni Szymański (PiS), który zna sprawę Victoriaschule z opowieści swojej żony (uwięziony dziadek). Modlitwę poprowadził o. Tomasz Jank ze znajdującego się dosłownie 100 metrów od Victoriaschule klasztoru oo. franciszkanów przy kościele św. Trójcy. Ojciec Jank powiedział, że od samego rana jego myśli są przy panu Zygmuncie Ostrowskim, który nie miał okazji dobrze poznać swojego ojca, ale przynajmniej odnalazł miejsce, w którym go więziono.

Prof. Zygmunt Ostrowski od wielu lat mieszka w Paryżu. Kiedyś odwiedził kościół św. Trójcy, przypadkowo nawiązał rozmowę z o. Tomaszem. Wyznał, że pochodzi z Gdańska, że jego ojca naziści aresztowali już pierwszego dnia wojny i potem zamordowali w Stutthofie. Zakonnik powiedział: “To znaczy, że tatuś był więziony w Victoriaschule, bardzo niedaleko”. Zaraz tam poszli. Nie sposób zapomnieć wzruszenie niemłodego już syna, który niespodziewanie dla siebie odkrywa choć taki ślad po utraconym w dzieciństwie ojcu.

- Tata profesora Ostrowskiego był pierwszym Polakiem aresztowanym w Gdańsku - powiedział do zebranych pod Victoriaschule o. Tomasz Jank. - W nocy po niego przyszli. Profesor był z nami tutaj rok temu. Niektórzy z Państwa pamiętają, jak rozpłakał się… Chciał kilka słów powiedzieć, rozpłakał się... Te rany pozostają na całe lata. 


Czytaj także: 

Syreny na Westerplatte. Chwała bohaterom! 79. rocznica wybuchu II wojny światowej

Obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku: “Pamiętajmy, jaką cenę zapłacili za naszą wolność”

TV

To przedszkole jest wzorem