Kurs na pracowników, których tak bardzo nam brak

Co zrobić, żeby firmy funkcjonujące w Gdańsku i na Pomorzu miały dobrze wykształconą i zaangażowaną kadrę w czasach gdy rynek należy do pracownika? Gdzie zaczyna się problem? Wiele odpowiedzi na te pytania padło podczas spotkania “Kurs na HR. Pomorskie śniadanie dla nauki i biznesu”.
17.06.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Uczestnicy drugiej części debaty, od l.: Wojciech Prejs (Flextronics Int.), Roland Budnik (dyrektor gdańskiego PUP), Teresa Kamińska (była prezes PSSE) oraz Piotr Bucki (coach, szkoleniowiec).

Wydarzenie “Kurs na HR. Pomorskie śniadanie dla nauki i biznesu” to cykl ogólnopolskich spotkań poświęconych tematyce zarządzania zasobami ludzkimi (HR), którego gdańska edycja odbyła się 16 czerwca 2016 r. w Sztuce Wyboru (Garnizon Kultury). W “nieco” dłuższym niż tradycyjne śniadaniu (trwało od godz. 9 do 13) udział wzięła blisko setka menadżerów z największych gdańskich i pomorskich firm odpowiedzialnych za HR w swoich organizacjach. Do debaty na temat kształcenia i rekrutacji kadr w czasach, gdy rynek pracy należy już do pracownika, zaproszono także samorządowców.

Jadwiga Piechowiak dyrektorka Zespołu Szkół Łączności opowiada o współpracy swej szkoły z przedsiębiorstwami, w tle Krzysztof Iwański (dyrektor personalny Flextronics Int.).

Szkoły zawodowe edukują… magistrów?

Pracodawcy podkreślali skutki szybkiego odpływu wykwalifikowanej kadry z Polski, którą coraz trudniej jest zastąpić nowymi pracownikami - od najniższych szczebli poczynając. Teresa Kamińska, była prezes Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, uznała, że ten problem ma w sobie “coś optymistycznego”.

- Niedobór wykwalifikowanych kadr w Polsce jest dowodem na to, że nasza gospodarka podskoczyła o “kilka półek technologicznych” i że nie jesteśmy już krajem, w którym tylko skręca się urządzenia z gotowych części - tłumaczyła Kamińska i podkreśliła: - Na dzisiejszym rynku pracy ważne są nie tylko umiejętności, ale i znajomość kultury pracy w danym przedsiębiorstwie. Inaczej pracuje się w firmie japońskiej, niemieckiej czy amerykańskiej.

Tematyka debaty nieustannie powracała do zagadnienia szkolnictwa zawodowego w Polsce i jego nieprzystosowania do wymogów pracodawców. Zespół Szkół Łączności w Gdańsku od wielu lat przeczy temu stereotypowi, na bieżąco dostosowując program nauczania do wymagań przedsiębiorstw. Jadwiga Piechowiak, dyrektorka ZSŁ twierdzi, że szkoły nie mają innego wyjścia: - W dzisiejszych czasach żadna szkoła zawodowa nie przetrwa bez wsparcia pracodawców. Wyposażenie jej pracowni nie będą w stanie nadążyć za rozwojem elektroniki i zastosowań nowoczesnych technologii w produkcji bez konkretnego wkładu przedsiębiorstw zainteresowanych zatrudnieniem jej absolwentów.

Wielu pracodawców wybiera jednak inną drogę. Krzysztof Iwański, dyrektor personalny polskiego oddziału Flextronics w Tczewie przypomniał, że jego firma od lat prowadzi własną szkołę : - Przekwalifikowujemy w niej fryzjerów, kucharzy, hotelarzy i filologów, żeby mogli pracować u nas w zupełnie innym zawodzie - wyliczył Iwański i dodał: - Od lat kładę ludziom do głów, że szkoła zawodowa to żadne zło. Osoba rozpoczynająca u nas pracę z dyplomem magistra kierunku innego niż techniczny, dostanie tysiąc osiemset, może dwa tysiące złotych wynagrodzenia - poinformował. - Dziewiętnastolatek po technikum elektronicznym zaczyna zaś od trzech tysięcy. Dopóki nie pokazywałem tej zależności na spotkaniach z rodzicami i uczniami w gimnazjach, ludzie nie mieli świadomości, że nie dyplom, a umiejętności techniczne są ważne.

Dyrektor personalny Flextronics dodał jeszcze, że idealną dla dzisiejszego rynku pracy kombinacją jest podjęcie studiów już w trakcie pracy w zawodzie.

Nauczyciel musi się uczyć, uczeń zasługuje na szacunek

Uczestnicy debaty zastanawiali się, czy są jakieś sposoby, by odbudować wśród uczniów i ich rodziców zszargany przez lata wizerunek szkół zawodowych.

- Nie wyobrażam sobie, żeby nauczyciel pracujący przez dwadzieścia lat bez żadnych szkoleń był w stanie wykształcić wykwalifikowaną kadrę - stwierdziła Teresa Kamińska. - Szkoły trzeba urynkowić. Jeśli na etapie szkolnictwa nie będzie przemyślanych i gruntownych zmian i inwestycji - również ustawiczne kształcenie nauczycieli, problem powróci do samorządów w postaci osób bezrobotnych, kończących nikomu niepotrzebne profile kształcenia.

- Kiedy w naszej szkole brakuje specjalistów w danej dziedzinie, zatrudniamy ekspertów z firmy, którzy błyskawicznie szkolą naszych nauczycieli - twierdzi Jadwiga Piechowiak. - Nie osiadamy na laurach, kiedy już raz rozpoczniemy współpracę z pracodawcą. Ciągle ją doskonalimy i wartościujemy po każdym roku szkolnym.

Głos zabrała również Beata Wierzba, gdańska radna i dyrektorka Pomorskich Szkół Rzemiosł w Gdańsku, w których od lat funkcjonuje kształcenie dualne.

W klasach zasadniczej szkoły zawodowej część praktyczna zajęć odbywa się w całości w firmie i jesteśmy z tego jako szkoła bardzo zadowoleni - podkreśliła Beata Wierzba. - 92 proc. absolwentów szkoły zasadniczej znajduje póżniej zatrudnienie. Niestety inne mamy doświadczenia w zakresie miesięcznych praktyk zawodowych dla klas technikum.  Uczniowie często są wykorzystywani przez personel do prac porządkowych bez wiedzy opiekuna praktyk - mówi Beata Wierzba. - Jeśli kwalifikacje absolwentów techników mają pasować do potrzeb rynku, firmy muszą się zaangażować w proces praktyk. Apeluję do państwa, byście zainteresowali się z poziomu dyrektora czy kierownika, jakie zadania stawiane są przed uczniami, czy rzeczywiście się uczą.

Beata Wierzba dyrektorka Zespołu Szkół Rzemiosł i gdańska radna opowiada o dobrych i złych stronach współpracy szkoły z firmami.

Poradnictwa nam trzeba

Roland Budnik, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Gdańsku nie miał dobrych wieści dla zgromadzonych: - W każdej już właściwie branży są niedobory pracowników specjalistów i to się będzie pogłębiać. Jest niż demograficzny, szkoły i uczelnie pustoszeją, urzędy pracy również - tłumaczył Budnik. - To wielkie wyzwanie.

Jako pośrednią przyczynę deficytu wykwalifikowanej siły roboczej dyrektor PUP wymienił praktycznie nieistniejące w Polsce poradnictwo zawodowe, zanikające również w jego instytucji. Powołał się na przykład Finlandii, gdzie każdy uczeń ma zagwarantowane 76 godzin indywidualnego poradnictwa na poziomie gimnazjum.

- W ten sposób uświadamia się rodzicom mocne strony dzieci i młody człowiek rozwija się już w określonym kierunku - opowiadał. - Z badań wynika, że osiemdziesiąt procent pracowników w Polsce uważa, że nie są na właściwym miejscu. Skądś się to bierze.

Nowe czasy - nowy człowiek

Swoje spojrzenie na wyzwania rynku pracy przedstawił także Piotr Bucki - szkoleniowiec, wykładowca i coach. Jego zdaniem w dzisiejszej rzeczywistości wszyscy powinni się nastawić na wspieranie w sobie idei “rozwijam się”. - Mówiliśmy tu o wyborze drogi zawodowej już w gimnazjum. Tymczasem nie ma żadnej pewności, że wybrany zawód będzie jeszcze istniał za te kilka lat - tłumaczył Bucki.- Trzeba przygotowywać ludzi do zmiennej rzeczywistości, a raczej sami muszą być na nią gotowi. Kto nie wykażę się taką postawą, będzie mieć kłopoty - ostrzegł i dodał: - Poza tym nie zapominajmy o kompetencjach miękkich. Wciąż pozostają uniwersalne. Dużą zaletą, rzadko dziś spotykaną na dowolnym szczeblu kariery, jest szerszy ogląd rzeczywistości - poza byciem ekspertem wąskiej specjalizacji.

Wojciech Prejs, kierownik HR Flextronics International zwrócił uwagę, że nie tylko poziom kształcenia kadr, ale także sytuacja gospodarczo- społeczna ma znaczny wpływ na rynek pracy: - Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich kilku lat granice zachodniej Europy przesuwają się coraz bardziej na wschód - powiedział Prejs. - Coraz częściej słyszę podczas rozmowy rekrutacyjnej od kandydata, że nie opłaca mu się podjąć pracy, bo jego rodzice są dobrze sytuowani i on radzi sobie doskonale, pozyskując dodatkowe dochody z nie do końca legalnego źródła - twierdzi Prejs. - Jeszcze cztery lata temu było to nie do pomyślenia.

W spotkaniu udział wzięła m.in. Hanna Zych-Cisoń członkini Zarządu Województwa Pomorskiego.

Bez Ukraińców nie będzie rozwoju gospodarki

Debata nie traktowałaby o dzisiejszym rynku pracy, gdyby nie poruszono zagadnienia rosnącej roli pracowników obcokrajowców, zwłaszcza obywateli Ukrainy.

Teresa Kamińska wyliczała: - Do prac domowych i opieki nad osobami starszymi chętnie zatrudniamy Ukraińców od lat, ale już nie tak samo chętnie w firmie - stwierdziła. - Jeszcze dwa lata temu zaledwie siedem procent pomorskich przedsiębiorców zatrudniało Ukraińców, dziś jest takich podmiotów już ponad dwukrotnie więcej i będzie jeszcze więcej - podsumowała. - Na Ukrainie żyje mnóstwo takich samych młodych, zdolnych ludzi jak w Polsce, gotowych wyjechać z kraju w niepewnej sytuacji politycznej. Są oni bardzo ważni dla rozwoju naszej gospodarki i powinniśmy się przygotować w taki sposób, by dobrze się u nas poczuli i zostali na dłużej.

- Otwarcie na pracowników obcokrajowców i na Polaków z innych regionów to jedyny sposób na bolączkę z brakiem rąk do pracy. Innego wyjścia nie ma - podsumował dyrektor Budnik.

Organizatorem cyklicznych spotkań "Kurs na HR" jest Grupa Progres.

TV

Mevo się kręci!