Miejski konserwator zabytków odwiedził kościół św. Bartłomieja w poniedziałek rano (18 lutego). Oglądał wnętrza świątyni w towarzystwie proboszcza, ks. Józefa Ulickiego.
- Wszystko to są pęknięcia które znamy od półtora roku - podkreśla Grzegorz Sulikowski. - To wtedy z użytkowania została wyłączona kaplica, w której spękały ocalałe z wojny sklepienia. Już wtedy ustaliliśmy, że poza tym żadnego zagrożenia nie ma. Świątynia funkcjonuje normalnie i nie ma żadnych powodów, by to zmieniać.
Zdaniem Grzegorza Sulikowskiego, sytuacja w kościele św. Bartłomieja nie ma nic wspólnego z problemami, które w październiku ub. roku doprowadziły do zagrożenia katastrofą budowlaną i całkowitego zamknięcia kościoła św. Mikołaja.
- W św. Mikołaju doszło do gwałtownego pogorszenia stabilności świątyni - wyjaśnia miejski konserwator zabytków. - W św. Bartłomieju sytuacja jest inna. Problemy postępują bardzo wolno od stuleci, w kaplicy coś się działo “od zawsze”, świadczą o tym przypory i ślady prowadzonych prac.
Co dalej? Ks. proboszcz Józef Ulicki musi zlecić przeprowadzenie ekspertyzy - Miasto jest gotowe częściowo sfinansować jej koszty. Dopiero wówczas będzie wiadomo, jak należy przeprowadzić naprawę kaplicy i sklepień.
Kościół św. Bartłomieja wybudowano w XVI w. Mocno ucierpiał pod koniec II wojny światowej - trzeba było go odbudować w 85 proc., nie zachowało się nic z pierwotnego wyposażenia. Nawę główną i prezbiterium nakryto płaskim, żelbetowym stropem; nad kaplicami znajdują się sklepienia kryształowe, a całą konstrukcję wzmocniono żelbetowym wieńcem. Od 1960 r. był użytkowany przez wspólnotę katolicką. W latach ’90 świątynię przekazano Cerkwi Greckokatolickiej, po czym wnętrze zostało dostosowane do potrzeb nowych gospodarzy: powstały carskie wrota i ikonostas z czterema dużymi ikonami przedstawiającymi Chrystusa, Bogurodzicę z dzieciątkiem, Opiekę Najświętszej Marii Panny i św. Mikołaja; i dwunastoma mniejszymi powyżej przedstawiającymi najważniejsze święta roku liturgicznego.