Innowacyjnie zarządzana szkoła. Związkowcy mówią STOP

Władze samorządowe Gdańska uważają, że udało się utworzyć szkołę publiczną, która działa tak dobrze, jak prywatna. Jednak nauczycielskie związki zawodowe torpedują zastosowane rozwiązania jako sprzeczne z obowiązującym prawem. Pierwotnie Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku oddalił skargę związkowców, ale po ponownym rozpatrzeniu sprawy uznał naruszenie prawa. W tym tygodniu powinno być znane pisemne uzasadnienie, które wyjaśni charakter decyzji sędziów.
17.11.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Szkoła przy Azaliowej jest oczkiem w głowie gdańskiego samorządu. Wybudowano m.in. świetną bazę sportową - nowoczesną salę gimnastyczną, kryty basen i boiska pod gołym niebem.

Pierwszy wyrok uradował szkolną społeczność, drugi postawił znaki zapytania. Pod koniec października ponad 800 gdańskich rodzin poczuło niepokój o to, gdzie dalej będą uczyły się ich dzieci. Czy nadal w Pozytywnej Szkole Podstawowej w Kokoszkach im. Arama Rybickiego. 

- Zapewniam rodziców i zapewniam dzieci, że tak samo jak jutro wybiorą się do szkoły na Azaliowej, tak i w kolejnych dniach do szkoły będą chodzić - uspokajał w Telewizji Gdańsk Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta miasta ds. polityki społecznej. - Szkoła normalnie funkcjonuje, proszę się nie bać. Co jest bardzo istotne: przez sąd zostało podważone zarządzenie o najem lokalu, o najem budynku, nie o samo powołanie szkoły.

Z punktu widzenia rodziców trudno o lepszą placówkę oświatową. Pozytywna Szkoła Podstawowa w Kokoszkach zaczęła działać 1 września 2014 r. Ma charakter publiczny i jest bezpłatna. Nie potrzeba też żadnych znajomości, żeby dziecko zostało przyjęte do klasy, ponieważ obowiązuje rejonizacja. Jest wszystko, co można sobie wymarzyć dla dzieci: nauczyciele zaangażowani w swoją pracę, ponadprogramowe lekcje języków obcych i zajęcia sportowe, znakomita baza lokalowa.

Dyrekcja placówki dba o kształtowanie wśród uczniów postaw obywatelskich - jest to możliwe m.in. dzięki stałej współpracy z Polską Akcją Humanitarną Janiny Ochojskiej.

Piotr Szeląg, dyrektor zarządzający Pozytywną Szkołą Podstawową w Kokoszkach, przekonuje, że wyrok nie wpłynął na funkcjonowanie powierzonej mu placówki: - Działamy normalnie, realizujemy nasze plany. Wśród rodziców początkowo pojawiły się plotki, że nas zamykają, ale nie wywołały większego zamieszania. Nauczyciele też już podchodzą do sprawy spokojnie. Gościem na ostatniej radzie pedagogicznej był wiceprezydent Kowalczuk, który wyjaśnił, że nie ma powodów do paniki.

 

Ojciec ucznia: „Jeden minus”

Najdziwniejsze być może jest to, że w wakacje i ferie szkoła w Kokoszkach nie jest zamknięta jak inne placówki publiczne, ale zamienia się w jedną wielką świetlicę. Dzieci, które nie wyjechały na wypoczynek, nie muszą siedzieć w domu lub błąkać się samopas. W szkole czekają nauczyciele, którzy prowadzą gry i zabawy, ciekawe zajęcia edukacyjne. Organizują też wycieczki - na przykład do zoo, muzeum, teatru.

Mało tego - placówka otwarta jest na dorosłych. W szkole funkcjonuje biblioteka, dostępna dla wszystkich okolicznych mieszkańców. Działa też Uniwersytet Trzeciego Wieku. Swoją siedzibę ma Rada Dzielnicy Kokoszki i Stowarzyszenie Przyjaciół Dzielnicy Kokoszki.

Miasto dba o szkołę. Nowoczesna, świetnie wyposażona sala gimnastyczna - to standard. Na początku nowego roku szkolnego do użytku oddano wspaniały basen pływacki z wszystkimi zaletami aquaparku, a także boiska i bieżnie na świeżym powietrzu. Na uroczyste otwarcie tych obiektów dyrekcja szkoły wspólnie z Radą Dzielnicy i magistratem zorganizowała festyn. Przyszedł tłum rodziców, nie brakowało lokalnych polityków.

- Szkoła świetna, ale jest jeden minus - narzekał jeden z ojców w rozmowie z dziennikarzem portalu gdansk.pl. - Wszyscy w okolicy chcą, żeby ich dzieci chodziły właśnie tutaj. Nawet jeśli są spoza rejonu. Szkoła naprzyjmowała tych dzieciaków w cholerę i ciut-ciut. Klas jest po prostu za dużo.

Dzieci rzeczywiście  jest więcej niż wynikałoby to z danych meldunkowych. Tymczasem przepisy zobowiązują szkołę do przyjęcia uczniów na podstawie oświadczeń rodziców o miejscu zamieszkania. To też jest miara sukcesu - część dzieci, które nie są zameldowane w tej części miasta przeniesiono do dziadków lub krewnych tylko po to, by uczyły się w lepszym miejscu.

Do Pozytywnej Szkoły Podstawowej w Kokoszkach aktualnie uczęszcza 966 uczniów.

Nauczycieli jest ponad osiemdziesięciu. Wszyscy zatrudnieni są na umowy o pracę - tak jak to dzieje się w szkołach prywatnych. Co wyróżnia placówkę wszyscy nauczyciele zatrudnienie są na etatach, nie umowach godzinowych. Do pracy w takich warunkach zgłosiło się ponad 600 chętnych. Ci nauczyciele, których przyjęto świadomie dokonali wyboru i w pełni władz umysłowych podpisali umowy cywilnoprawne.  

Podobnie jak w zdecydowanej większości szkół prywatnych nie ma tutaj związków zawodowych. 10 kwietnia 2015 r. Pozytywnej Szkole Podstawowej w Kokoszkach nadano imię b. działacza opozycji antykomunistycznej Arkadiusza "Arama" Rybickiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej. W uroczystości nadania patrona placówce uczestniczyła wówczas premier Ewa Kopacz.

Szkołą w Kokoszkach zaczęły się interesować samorządy z całego kraju. Niektóre przysłały nawet do Gdańska swoich przedstawicieli, by z bliska przekonali się co i jak.

- Bardzo nam się podoba - mówili. - Tylko czy dacie sobie radę ze związkami zawodowymi? Weszliście w sumie na ich teren. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska wśród uczniów SP 45, podczas bicia rekordu Guinnessa w organizowaniu lekcji jak przygotowywać zdrowe śniadania.

 

Oświata wysysa pieniądze

Chodzi o pomysł na lepsze gospodarowanie pieniędzmi, jakie są wydawane na oświatę.

- Jesteśmy pionierami - mówi z dumą wiceprezydent Kowalczuk. - Nie dziwię się, że inni chcieliby pójść naszym śladem.

Już teraz w Polsce są gminy, które wydają na szkolnictwo ponad 70 proc. całego swojego budżetu. Póki co, można się podpierać środkami pomocowymi z Unii Europejskiej - ale co będzie, kiedy w perspektywie najbliższych lat te pieniądze się skończą? Co z nowymi placówkami i modernizacją już istniejących? Wszystko będzie finansowane z budżetu samorządu.

Gdańsk wymyślił, że powierzenie prowadzenia szkoły podmiotowi niepublicznemu będzie skutkowało bardziej efektywnym wykorzystaniem pieniędzy. Budowa szkoły w Kokoszkach kosztowała 36 mln zł, ale samorząd zdołał odzyskać 7 mln zł tytułem zwrotu podatku VAT.

Od początku funkcjonowania szkoły do kasy miasta wpływa każdego miesiąca 100 tys. zł, co w skali roku daje 1,2 mln zł. Skąd te pieniądze? Z czynszu, jaki płaci podmiot zarządzający placówką - w tym przypadku fundacja Pozytywne Inicjatywy z Pucka, która z dobrym skutkiem prowadzi w Pucku Zespół Szkół im. Macieja Płażyńskiego, a także liczne żłobki i przedszkola na całym Pomorzu.

Skąd fundacja Pozytywne Inicjatywy ma pieniądze na płacenie czynszu, utrzymanie budynków i pensje dla nauczycieli? Z dotacji, jaka „idzie” za każdym uczniem do szkoły, w której się uczy. Obecnie jest to kwota rządu 750 zł miesięcznie, rok temu było więcej - 800 zł. Cała tajemnica polega na umiejętnym gospodarowaniu tymi środkami.

 

Powstrzymać, najlepiej ukarać

Od początku szkołę w Kokoszkach na celownik wzięli działacze polityczni SLD i PiS, a także Komisja Międzyzakładowa Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność w Gdańsku. Później przyłączył się Związek Nauczycielstwa Polskiego.

Sprzeciw wzbudziła przede wszystkim metoda zastosowana przez władze Gdańska. Czy może być tak, że samorząd buduje gmachy szkolne, po czym stwierdza, że są to po prostu lokale użytkowe i rozpisuje przetarg na ich dzierżawę? Przecież od początku było oczywiste, że nie chodzi o pomieszczenia biurowe, hurtownię lub sklep. Zainteresowani też nie mieli wątpliwości: swoje oferty zgłosiły dwa podmioty - oba z zamiarem prowadzenia szkoły.

Związkowcy uznali więc, że miasto podjęło próbę obejścia ustawy o oświacie - po to, by zrzec się swoich obowiązków w sferze oświaty publicznej na rzecz podmiotu prywatnego. Takie rozwiązanie jest dopuszczalne, ale tylko w przypadku małych placówek, nie przekraczających liczby 70 uczniów.

W styczniu 2014 r. doniesienie w sprawie Kokoszek złożył do prokuratury były poseł SLD, Franciszek Potulski. Wkrótce działacze PiS z posłem Andrzejem Jaworskim na czele powiadomili o domniemanym popełnieniu przestępstwa... Centralne Biuro Antykorupcyjne. Najważniejsze były dla nich dwa argumenty.

- Uważamy, że nie można majątku w wysokości kilkudziesięciu milionów złotych, za które budowana jest szkoła w Kokoszkach, traktować tak, jak każdego innego lokalu użytkowego w Gdańsku i oddawać go prywatnemu zarządcy w trybie konkursowym, w jakim oddaje się niewielkie pomieszczenia na prowadzenie handlu - mówił Jaworski. - Druga sprawa: nie godzimy się, by nowo wybudowana szkoła była oddawana jakiejkolwiek instytucji prywatnej, w momencie gdy jej prowadzenie to konstytucyjne zadanie gminy.
CBA odesłało doniesienie PiS do prokuratury. Śledczy sprawdzali, czy władze Gdańska dopuściły się nadużycia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Media nagłaśniały to śledztwo jako „nowe kłopoty prezydenta Adamowicza”, ale prokuratura ostatecznie nie dopatrzyła się złamania prawa i umorzyła postępowanie. W opinii śledczych, ustawa o systemie oświaty dopuszcza zakładanie szkół publicznych przez podmioty inne niż jednostki samorządu terytorialnego. Z pucką fundacją Pozytywne Inicjatywy została podpisana umowa cywilno-prawna najmu lokalu wraz z dzierżawą terenu, a gmina nie wyzbyła się prawa własności.

Piotr Szeląg, dyrektor zarządzający Pozytywną Szkołą Podstawową w Kokoszkach.

 

Sąd mówi, że tak nie wolno

Skoro prokuratura umyła ręce - Komisja Międzyzakładowa Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność w Gdańsku poszły inną drogą: złożono skargę na tryb prowadzenia szkoły publicznej w Kokoszkach.

W sierpniu 2014 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gdańsku oddalił wniosek Solidarności uznając, że związek zawodowy nie jest uprawniony do wniesienia skargi w tej sprawie. Jednak 19 maja 2015 r. Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że Solidarność ma tzw. interes prawny. Wyrok WSA w Gdańsku został uchylony, a sprawa skierowana do ponownego rozpoznania. 

Przypadek szkoły w Kokoszkach ponownie znalazł się na wokandzie WSA w Gdańsku w środę, 21 października. Po krótkiej rozprawie został wydany wyrok. Zarządzenie prezydenta Gdańska z grudnia 2013 r. dotyczące wyboru prywatnego zarządcy szkoły w Kokoszkach zostało uznane za wydane z naruszeniem prawa.

Sędzia Dorota Jadwiszczok stwierdziła m.in., że sprzeczne z przepisami prawa było uznanie przez władze Gdańska obiektu szkolnego za lokal użytkowego do wynajęcia. 

- Nie idzie w tym zarządzeniu prezydenta Gdańska o wynajem lokalu użytkowego - podkreśliła sędzia Jadwiszczok. - Ten zespół budynków szkolnych, składający się m.in. z sali gimnastycznej, z całą pewnością nie pasuje do definicji lokalu użytkowego, opisanego w uchwale Rady Miasta Gdańska.

WSA zwrócił też uwagę na to, że w trakcie podejmowania decyzji o przekazaniu zarządzania szkołą niepublicznemu podmiotowi nie zasięgnięto opinii związków zawodowych.   

Przedstawiciele związków wychodzili z sali rozpraw w radosnych nastrojach.

- W Polsce obowiązuje prawo, i właśnie wszyscy się o tym przekonali, co bardzo mnie cieszy - mówiła Bożena Brauer, przewodnicząca Komisji Międzyzakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" w Gdańsku. - Decyzja sądu jest precedensowa. Szkołą w Kokoszkach interesują się inne samorządy w Polsce, które chyba zobaczyły w tym nowy sposób na komercjalizację, czy wręcz prywatyzację szkół. Dlatego ten wyrok jest taki ważny.

Pisemne uzasadnienie wyroku ma być znane 19 listopada.

Bożena Brauer, przewodnicząca Komisji Międzyzakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność w Gdańsku.

 

Dobroć Wojciecha Jaruzelskiego

- Prawda jest taka, że te podmioty publiczne - czyli szkoły, przedszkola, żłobki - będą bardzo łatwo mogły przejść w ręce prywatne - stwierdziła Brauer w rozmowie z portalem gdansk.pl. - My tego nie chcemy. Skoro za publiczne pieniądze zostały te obiekty wybudowane dla całej społeczności Gdańska, to one powinny pozostać nie w prywatnych rękach. Powinny być prowadzone przez samorząd miasta Gdańska, co gwarantuje wtedy warunki pracy określone w Karcie Nauczyciela. Jako związek zawodowy jesteśmy po to, by właśnie bronić praw nauczycieli i dbać o ich dobre warunki zatrudnienia. Niestety, w prywatnych szkołach, gdzie zatrudnia się nauczycieli tylko na podstawie kodeksu pracy, te warunki są gorsze. I prawda jest taka, że nauczyciele odchodzą stamtąd, jeśli tylko mają możliwość zatrudnienia w szkole prowadzonej przez samorząd. To, co się odbywa w Kokoszkach, to taka jakby dzika prywatyzacja.

Nie tylko działacze Solidarności mieli powody do radości w sali rozpraw gdańskiego NSA. Ogłoszeniu wyroku przysłuchiwała się - w charakterze publiczności - Elżbieta Markowska, prezes Okręgu Pomorskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego. Na pytanie portalu gdansk.pl, o co idzie walka - odpowiedziała: - Przede wszystkim o to, by były stosowane przepisy ustawy o systemie oświaty. Jest artykuł mówiący o tym, że gmina ma prawo przekazać szkołę w zarząd niepubliczny tylko i wyłącznie w przypadku, jeśli liczba uczniów nie przekracza siedemdziesięciu. W przypadku szkoły na Azaliowej liczba ta jest znacznie wyższa. Po drugie, nie było żadnych konsultacji ze związkami zawodowymi. Rada Oświatowa powołana przy Radzie Miasta Gdańska nie jest gremium, gdzie związek zawodowy opiniuje chociażby sieć szkół. Po trzecie, jeśli miasto Gdańsk upiera się, że była opinia czy chociażby stanowisko związków zawodowych, to ja oczekuję, że w materiałach procesowych powinno się znaleźć to stanowisko. Takiego stanowiska nie ma, w związku z tym nie było żadnych konsultacji, a związki zawodowe nie wydawały żadnej opinii, ani nie ustosunkowały się konkretnie do zamiarów władz miasta.

Według wiceprezydenta Kowalczuka, oświatowe związki zawodowe de facto były czterokrotnie informowane o projekcie. Miało to miejsce w indywidualnej rozmowie z liderami miejskimi, podczas otwartego spotkania ze środowiskami zainteresowanymi, w trakcie posiedzeń Gdańskiej Rady Oświatowej, ciała doradczego Rady Miasta Gdańska i Komisji Edukacji Rady Miasta Gdańska.

- Głos był zawsze jeden i konsekwentny: że bez Karty Nauczyciela i działalności związków nie będzie zgody na tę szkołę - podkreśla Kowalczuk. - Reszta projektu miała dla nich drugorzędne znaczenie.

- Związkom zawodowym chodzi o sposób zatrudniania nauczycieli?

- Tak, między innymi tak, ze względu na to, że miasto twierdzi, jakoby to była placówka publiczna - potwierdza Elżbieta Markowska. - A w takim razie zatrudnianie powinno się odbywać na gruncie Karty Nauczyciela, a nie w oparciu o kodeksu pracy. To jest po prostu ominięcie prawa. Tak my to nazywamy.

Karta Nauczyciela jest ustawą szczególnego rodzaju, a przy tym ma ciekawą historię. Została wprowadzona w życie w styczniu 1982 r., na początku stanu wojennego. Reżim Wojciecha Jaruzelskiego chciał w ten sposób pozyskać środowisko nauczycielskie, które w niemałej części identyfikowało się ze spacyfikowaną właśnie Solidarnością. Karta Nauczyciela ma pierwszeństwo przed kodeksem pracy. Reguluje głównie prawa i przywileje nauczycieli - m.in. gwarantuje 18-godzinny tydzień pracy, 79-dniowe urlopy, roczne urlopy „na poratowanie zdrowia”. Czas poświęcony na pracę poza szkołą jest nie do zweryfikowania. Status nauczyciela został rozciągnięty m.in. na bibliotekarzy i logopedów.

Karta Nauczyciela jest coraz mocniej krytykowana m.in. przez Związek Miast Polskich jako rozwiązanie bardzo kosztowne dla państwa. Emocje budzą nie tylko długie urlopy, o jakich nie może nawet pomarzyć reszta Polaków. Niskie pensum sprawia, że nauczyciele mają możliwość podejmowania dodatkowej pracy w innym miejscu. Miało to może sens, gdy zarobki nauczycieli w czasach PRL były naprawdę niskie - jednak w obecnych realiach są po prostu przyzwoite.

W uroczystym nadaniu szkole imienia Arama Rybickiego uczestniczyła m.in. premier Ewa Kopacz.

 

Czy wyrok zmieni szkołę?

Piotr Kowalczuk, zastępca prezydenta Gdańska, nie wie jeszcze czy miasto złoży wniosek kasacyjny do Najwyższego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Może nie być takiej potrzeby.

- Czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku i sprecyzowanie charakteru naruszenia. To ma znaczenie dla kolejnych kroków prawnych - mówi Kowalczuk. - Dopiero na tej podstawie będziemy mogli podjąć stosowne decyzje. Nasze działanie ma charakter pionierski, ale jesteśmy przekonani, że racja jest po stronie władz miasta. Warto zastanowić się, czy przepisy prawa, na jakie powołują się związkowcy, przystają dzisiaj do realiów nowej Polski i społeczeństwa, które ciągle się zmienia. Jeśli prawo nie nadąża za rzeczywistością, to prędzej czy później musi być poddane korekcie. Poza tym, nasze prawodawstwo najwyraźniej nie jest spójne. Ja na przykład nie bardzo rozumiem zasadę, że gmina nie może swobodnie dysponować swoim majątkiem dla dobra mieszkańców.

Kowalczuk podkreśla, że Gdańsk ma podpisaną umowę cywilno-prawną najmu lokalu wraz z dzierżawą terenu, tym samym gmina nie wyzbyła się prawa własności. Więcej - do kasy miasta wpływają pieniądze od dzierżawcy.

Piotr Szeląg, dyrektor szkoły, nie ukrywa rozczarowania wyrokiem WSA w Gdańsku.

- Mam wrażenie, jakby sąd ugiął się pod związkowym lobby - mówi dyr. Szeląg.

- Dlaczego związki zawodowe protestują?

- Ponieważ dbają głównie o przywileje zapisane w Karcie Nauczyciela. - uważa Szeląg. - Nie chodzi o dobro uczniów i ich rodziców, ale o wygodne życie dla nauczycieli. Karta jest jednym z głównych powodów, dla których polska oświata nie zmienia się na lepsze. Bo dlaczego miałaby się zmieniać, skoro w szkolnictwie publicznym niekoniecznie są promowani nauczyciele z pasją i pomysłem na doskonalenie nauczania? Karta Nauczyciela jest od tego, by zapewnić święty spokój średniakom i słabym, którzy do oświaty trafili przez pomyłkę. Dobrzy nauczyciele i tak się nią nie przejmują zbyt wiele, poświęcają uczniom swój prywatny czas.

- Od związkowców usłyszałem, że praca w waszej szkole nie jest szczytem marzeń. 40 godzin pracy tygodniowo, relatywnie niższe płace. Podobno wasi nauczyciele chętnie odchodzą do zwykłych szkół publicznych, jeśli tylko mają okazję.

- Bzdura. Rotacja kadrowa w naszej szkole nie jest większa niż w innych placówkach. Nauczyciel angielskiego pisze doktorat, dostał stypendium w Londynie, więc wyjechał. Ktoś inny tracił codziennie półtorej godziny na dojazd, uznał że nie ma to sensu... A jeśli chodzi o Kartę Nauczyciela: czy to nie zastanawiające, że ona nie obowiązuje w tych wszystkich prywatnych szkołach, w tym katolickich, które podziwiane są za wysoki poziom nauczania?

- Wyrok WSA zmieni waszą szkołę?

- Nie wiem jeszcze, trzeba nad tym usiąść z prawnikami - odpowiada Szeląg. - Póki co wyrok nie jest prawomocny. Mamy legalną umowę z miastem, która obowiązuje, więc aktualnie nic się nie zmienia i miejmy nadzieję, że się w ogóle nie zmieni. Gdyby miało się zmienić, wątpię czy ucieszy to kogoś, oprócz związkowców.

TV

Światowa stolica bursztynu