Główną bohaterką najnowszej premiery Teatru Wybrzeże w reżyserii Eweliny Marciniak, premierowo prezentowanego na Scenie Malarnia 22 października jest Róża (w tej roli Dorota Kolak), która opowiada historię z punktu widzenia siedmioletniej dziewczynki doświadczającej wybuchu wojny i znikania całego świata, jaki dotychczas znała. „Nigdy nie wiesz, co ci zapadnie w pamięć, ani czego się będziesz wstydził…” - mówi jeden z bohaterów „Resztek” - opowieści o pamięci, wygnaniu i tęsknocie za światem, którego już nie ma, i za jego mieszkańcami, po których pamięć zatarto, jak po nic nie znaczącym epizodzie.
- Bohaterka zatrzymuje się w czasie, zostaje niejako zamrożona w ciele siedmiolatki - mówi Jarosław Murawski, autor sztuki i dramaturg spektaklu „Resztki”. - Nie może dorosnąć do normalnej postaci, pozostając zasklepioną w przeszłości nieustannie rozpamiętuje wydarzenia, które doprowadziły do tego, że jej świat kompletnie runął. Jest zniewolona przez swoje wspomnienia.
Tekst sztuki Murawski oparł na wątkach zaczerpniętych ze „Stramera” Mikołaja Łozińskiego, stanowiącej sugestywną, wielogłosową kronikę losów żydowskiej rodziny z przedwojennego Tarnowa, oraz epizodach z książki „Wyjechali” W. G. Sebalda, uznawanego za jednego z najwybitniejszych pisarzy europejskich drugiej połowy XX wieku. Łoziński w swej książce w subtelny sposób kreśli intymny portret wielodzietnej żydowskiej rodziny u progu II wojny światowej - czyli u końca epoki, przekreślonej za chwilę przez Zagładę. Sebald natomiast przywołuje losy zachodnioeuropejskich żydowskich emigrantów zmuszonych do opuszczenia Niemiec przed wojną, konstruując swą opowieść jak zbieracz: idzie tropem fotografii, własnych wspomnień o bohaterach, ich pamiętników, zapisanych tras wędrówek i przymusowych emigracji.
- Zderzenie tych dwóch historii: żydowskiej rodziny, która żyje w przedwojennej Polsce, nie zdając sobie sprawy z nadchodzącej katastrofy, z toczącą się w późniejszych latach opowieścią o losach ludzi, których dotknęła Zagłada, wydało mi się dobrym scenicznym materiałem, na podstawie którego będzie można zrobić poruszający spektakl. Powstała opowieść o koszmarze pustki, której nie można zapełnić - dodaje autor sztuki.
Ważnym wątkiem spektaklu jest często obecna u Sebalda fotografia - jako maszyna do utrwalania czasu. Bohaterowie „Stramera” w ważnych momentach życia chodzą do zakładu fotograficznego, jakby przeczuwając, że fotograficzna klisza pozostanie jedynym materialnym śladem ich obecności.
- Nie chcemy opowiadać o wielkiej historii, tylko o pogubionych losach zwykłych ludzi, przypatrzeć się śladom ich dawnej bytności, zbadać miejsca, gdzie wciąż odczuwamy ich brak. Spojrzeć na ich stare fotografie, starając się przywołać świat, w którym żyli. Spróbować wywołać wstyd za to, że tak szybko uporaliśmy się z pamięcią o nich - mówi reżyserka spektaklu, Ewelina Marciniak.
W swoim nowym spektaklu przygląda się kwestii tożsamości, wspomnień, zachowanych na fotograficznych kliszach, i marzeń, bliskich nam wszystkim.
- Moim celem jest uobecnienie tych bohaterów, którzy odeszli. Przypomnienie o ich obecności nie tylko w tym najgorszym i najtragiczniejszym momencie, kiedy tracili życie, ale kiedy też pragnęli żyć najbardziej i mieli te same marzenia co my - dodaje reżyserka.
Premiera: 22 października na Scenie Malarnia Teatru Wybrzeże. Kolejne spektakle: 23, 24, 26, 27, 28 i 29 października oraz 23, 24 i 25 listopada na Scenie Malarnia. Czas: 2 godziny (bez przerw).
Scenografia: Grzegorz Layer i Ewelina Marciniak, kostiumy: Natalia Mleczak, choreografia: Dominika Knapik, muzyka: Wacław Zimpel. W spektaklu występują: Dorota Kolak - Róża, Krzysztof Matuszewski - Ferber, Katarzyna Dałek - Rena, Piotr Biedroń - Rudek, Piotr Chys - Nathan, Magdalena Gorzelańczyk - Rywka, Jacek Labijak - Botwina, Wacław Zimpel - Paul, nauczyciel, muzyka na żywo, Magdalena Boć - Zuzanna Lipska (wideo).
Wieloznaczna opowieść o miłości, pustce i stracie. Recenzja „Morza otwartego” w reż. Adama Nalepy