Budujmy uchodźcom mosty, nie mury

Najważniejsze zadanie na najbliższy czas dla naszych władz to informowanie. O tym, co się wydarzy, kto do nas przyjedzie, ile to będzie kosztowało i dlaczego zmiany są nieuchronne. Z Andrzejem Skibą, politologiem, prezesem Instytutu Debaty Publicznej w Gdańsku, rozmawiamy o wolności słowa, obawach i pomocy dla Unii Europejskiej.
06.10.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Andrzej Skiba, prezes niedawno otwartego w Gdańsku Instytutu Debaty Publicznej.

Sebastian Łupak: – Polska zadeklarowała, że przyjmie w ciągu dwóch lat około pięciu tysięcy uchodźców. Ci ludzie wkrótce pojawią się w Polsce, być może także w Gdańsku. Jak powinniśmy się przygotować na ich przyjęcie?

Andrzej Skiba: – Przede wszystkim potrzebna jest rządowa akcja informacyjna, żeby Polacy wiedzieli, kto do nas przyjedzie, co to będą za ludzie, skąd będą pieniądze na ich utrzymanie, mieszkania, czy uchodźcy dostaną pracę, czy będą to lekarze, inżynierowie, pielęgniarki czy jeszcze ktoś inny.  

– Informowanie coś da? Może mamy już wyrobione zdanie? Wszak w Gdańsku odbyła się duża demonstracja przeciwko uchodźcom – było na niej trzy tysiące ludzi. Na tę popierającą przyjęcie uchodźców, zorganizowaną przez Amnesty International, przyszło zaledwie 100 osób. Sądząc po liczbach, gdańszczanie nie chcą uchodźców…

– Ogólnie łatwiej być przeciw czemuś niż za czymś, a trudniej przedstawić konkretny program pozytywny. To ważne zadanie dla naszych władz: poinformować społeczeństwo, co się wydarzy. Ludzie mają swoje – mniej czy bardziej uzasadnione – obawy, lęki i fobie: strach przed obcymi, przed konkurencją ekonomiczną z ich strony, a czasem po prostu zwykły rasizm czy islamofobia. Trzeba więc rozmawiać i edukować. Lepiej o uchodźcach rozmawiać uczciwie – w czasie debat, w szkołach, na uczelniach, w mediach, odnosząc się do wszelkich ludzkich strachów, niż pozwolić, żeby radykałowie ten „dialog” przenieśli na ulice. Nie oddawajmy im debaty! W Gdańsku jest kilkaset tysięcy ludzi, którzy nie brali udziału w żadnej z obu demonstracji. To do nich trzeba trafić z kampanią informacyjną. Do rozsądnych ludzi trafiają rozsądne argumenty i są oni w stanie wyrobić sobie zdanie. Ważne jest, by uczciwie przedstawiać fakty i obalać mity.

– Radykałowie podczas gdańskiej demonstracji mieli krzyczeć: „Zrobimy z wami to, co Hitler z Żydami”, „Zawsze i wszędzie uchodźca jeb** będzie” oraz „Gdańsk dla Polaków”. Przypominało to faszystowskie bojówki SA w latach 30. Może lepiej zakazać takich demonstracji?

– Stoję po stronie jak najszerszej wolności słowa i zgromadzeń. Uważam, że każdy, kto chce, powinien mieć możliwość wypowiedzi. Oczywiście, dopóki nie narusza prawa, nie sieje nienawiści, nie buduje gruntu pod rasizm i szowinizm. Uważam, że lepiej niż zakazywanie działa piętnowanie: nagrywajmy takie demonstracje na telefony komórkowe, pokazujmy, co ci ludzie krzyczeli, i piętnujmy ich, a nawet stawiajmy przed sądem! Przypomnę, że policja ma prawo przerwać demonstrację, która łamie prawo. Natomiast jeśli ludzie, nawet rodziny z dziećmi, przychodzą na jakąś „antyuchodźcową” demonstrację okazać swoje lęki i obawy, bez wzywania do nienawiści, to powinni mieć do tego prawo.

– Czego oni się boją?

– Boją się o swoją tożsamość, o religię, boją się zagrożenia ekonomicznego ze strony uchodźców, o pieniądze na nich wydawane przez Polskę. Mogą się nawet bać, że w tej grupie uchodźców będą potencjalni terroryści przemyceni przez Państwo Islamskie. To racjonalne obawy.

– Jak ich uspokoić?

– Można informować, że islam nie jest tylko radykalny, ale też umiarkowany, że ma różne odnogi. Zapewniać, że nasze państwo, jego wyspecjalizowane służby, dokładnie sprawdzą, kto do nas dotrze. Mówić, skąd i jakie środki na pomoc uchodźcom zostaną przeznaczone.

– Podobno ci ludzie chcą tak naprawdę jechać do Niemiec i Szwecji. Więc może nie mamy żadnego potencjalnego problemu, bo zaraz od nas wyjadą…

– Niemcy właśnie dlatego domagały się ustanowienia konkretnych zapisów i deklaracji od innych państw UE, że nie radzą sobie z tak ogromną falą uciekinierów. W pewnym sensie proszą o naszą pomoc. Nie możemy założyć, że wszyscy uchodźcy od nas uciekną i mamy problem z głowy. Potrzebna jest tu europejska solidarność: Polska coś od Unii przez lata dostała i teraz powinna Unię wesprzeć. Oczywiście, dbając przy tym o swój własny interes, o nasze bezpieczeństwo wewnętrzne. Na tym polega polityka unijna: ustępujemy w jednym miejscu, żeby ugrać coś gdzie indziej. Niemcy też nie zawsze są z nami solidarni, choćby w kwestii polityki energetycznej. To walka interesów, trzeba je zawsze dobrze ważyć.

– Czyli dobrze zrobiliśmy, deklarując pomoc uchodźcom?

– Powiem brutalnie: pewnych procesów nie unikniemy, nie powstrzymamy ot, tak, fali uchodźców, musimy się więc przyczynić do rozwiązania problemu. Każda zmiana niesie korzyści i zagrożenia. To od nas zależy, w jakim kierunku to pójdzie. Jeśli będziemy mieli konkretny program, możemy na tym skorzystać, na przykład jeśli pozyskamy wykwalifikowanych pracowników. Efekt finalny będzie zależał od naszego przygotowania.  

– Budowanie murów i płotów nie jest więc dobrym pomysłem?

– A czy mur berliński powstrzymał ucieczki z NRD do RFN? Nie. Wprawdzie je ograniczył, ale tylko czasowo. Aż w końcu i tak upadł. Te nowe mury i ogrodzenia na Węgrzech też nie są zbyt skuteczne, bo uchodźcy idą teraz przez Chorwację. Nie potrzeba nam murów, potrzeba mostów. Ale przy takim moście musi stać reprezentant polskiego państwa, który wie, kogo wpuszcza i na jakich zasadach. Przypomnę, że mamy w Polsce kilkaset tysięcy imigrantów ekonomicznych – z Ukrainy. Część ucieka z Donbasu, gdzie toczy się wojna, część szuka po prostu lepszego życia. Wykonują w Polsce prace za niższą stawkę niż Polacy. Problem uchodźców i imigrantów ekonomicznych wcale nie jest dla nas nowy. Dotąd sobie z nim dobrze radziliśmy.

– Gdańsk mieni się miastem wolności, miastem Solidarności. Mamy szansę udowodnić w praktyce, że takim miastem rzeczywiście jest. Okrzyki „Gdańsk dla Polaków!” bardzo psują nam reputację…

– Nigdy nie będziemy społeczeństwem jednolitym, jednakowo myślącym. Musimy więc o uchodźcach rozmawiać, słuchając różnych głosów, przedstawiając fakty i obalając mity. Przecież w naszym województwie już żyją i uchodźcy, i imigranci: z Rosji, Białorusi, Ukrainy, Armenii. Są tu od dawna ludzie o pochodzeniu tureckim, irackim czy kuwejckim, którzy założyli rodziny, zintegrowali się z nami i są częścią naszego społeczeństwa. W przypadku nowych uchodźców musimy z jednej strony pamiętać o naszym humanizmie i solidarności, a z drugiej brać pod uwagę nasze realne możliwości jako państwa. W Gdańsku istnieje już zespół ds. imigracji, w jego pracę angażuje się ponad 100 osób z różnych środowisk. Wierzę, że wspólnie znajdziemy dobre rozwiązania.

– Tymczasem zbliżają się wybory parlamentarne. Obawiam się, że zamiast szukania konkretnych rozwiązań, będziemy mieli pyskówkę, łatwe hasła i slogany, w dużej mierze antyuchodźcze…

– No cóż, polityka to emocje. One najłatwiej docierają do przeciętnego Kowalskiego i przeciętnej pani Nowak. Partie radykalne na pewno będą, mówiąc dosadnie, walić w ten temat równo, bo wiedzą, że mogą zyskać na tym głosy. Tak samo jest w Niemczech, Francji czy Szwecji. Tym bardziej potrzebna jest kampania informacyjna państwa oparta na faktach. Potrzeba nam dialogu i wiedzy.


 

Zobacz także:

Gdańsk: uczmy się debatować na wzór Anglików

Uchodźcy. Wolontariusz pomoże bliźniemu

Uchodźcy. Jak radzą sobie bremeńczycy?

Uchodźcy: Brema zainspiruje gdańszczan?

Różne wyznania, jedna modlitwa. Za uchodźców

Zanim przyjadą uchodźcy

Gdańsk: 200 mieszkań dla uchodźców?

TV

Po Wielkanocy zacznie jeździć autobus na wodór