Basta Wałowa! Mieszkańcy nie chcą oszpeconego centrum

Bastion Wałowa, czyli cztery 17-piętrowe wieżowce, które mają powstać na terenie Młodego Miasta, budzą coraz większe emocje. Protestują mieszkańcy, znane osobistości, a prezydent Adamowicz zaprasza dewelopera do rozmowy.
29.01.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Bastion Wałowa: cztery punktowce, przed nimi biurowiec. Czy deweloper może robić co chce w centrum Gdańska?

Cztery 17-kondygnacyjne wieżowce są od kilku dni najgorętszym punktem zapalnym w Gdańsku. Dlaczego? Wieżowce, jak wieżowce - niespecjalnie ładne, ale też nie jakieś peerelowskie koszmarki.   

Gdzie więc leży problem? Chodzi o kontekst. Otóż mają stanąć przy ul. Wałowej, w centrum miasta, w dzielnicy zwanej Młodym Miastem, na terenach postoczniowych. O to miejsce od dawna trwa spór między miastem, mieszkańcami, historykami i konserwatorami zabytków: co wyburzać, co chronić? Czy robić skansen czy nowoczesną dzielnicę? Jak budować, by to, co w stoczni historyczne, połączyć w sensowny sposób z tym, co nowoczesne?

Tymczasem te cztery wieżowce, zwane Bastionem Wałowa, oraz pobliski biurowiec, nie odpowiadają na żadne z tych pytań. Zdaniem praktycznie wszystkich stron, poza deweloperem, wrocławską firmą LC Corp, cztery 17-piętrowe klocki przy ul. Wałowej, właściwie dewastują ten teren estetycznie: nijak nie mają się do reprezentacyjnej dzielnicy, którą Młode Miasto miałoby się w przyszłości stać i być dumą Gdańska.  


List otwarty: nie psujmy!

Kilka dni temu w sprawie wieżowców przy Wałowej wypowiedziała się w grupa wpływowych gdańszczan: napisali oni list otwarty do Leszka Czarneckiego, przewodniczącego rady nadzorczej LC Corp, prosząc, by zmienił projekt czterech feralnych wieżowców. “Nie psujmy dzielnicy, która powinna być jedną z wizytówek współczesnej Polski” - piszą sygnatariusze listu, wśród nich pisarze Stefan Chwin i Paweł Huelle, dyrektor ECS Basil Kerski, rektorzy wyższych uczelni, redaktorzy naczelni trójmiejskich mediów, ludzie kultury, sztuki i nauki. “Jeszcze nie jest za późno” - czytamy dalej w liście - “osiedle LC Corp może być atrakcyjne, świetnie wkomponowane w tę przestrzeń Gdańska, może być wzorem dla innych deweloperów. Prosimy o zmianę projektu Bastionu Wałowa”.    

Do dyskusji włączył się też prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Zaprosił on Leszka Czarneckiego wraz z przedstawicielami zarządu LC Corp, i projektantami wieżowców (ci są z gdańskiej firmy architektonicznej ME Concept), na spotkanie w celu podjęcia dalszych rozmów na temat możliwości zmian projektu. “Mam nadzieję, że uda się znaleźć rozwiązanie tej bulwersującej sprawy” - pisze Adamowicz.


LC  Corp: rentownie, zgodnie z prawem

Rzecznik LC Corp Wojciech Sury mówi, że jego firma nie zna jeszcze treści listu od prezydenta Adamowicza: - Pewnie dostaniemy go po weekendzie, zobaczymy, co w nim jest, i wtedy podejmiemy decyzję, co dalej. Nie chcemy rozmawiać z prezydentem za pośrednictwem mediów i tworzyć “faktów medialnych”.

Natomiast prezes Leszek Czarnecki błyskawicznie zareagował na list otwarty wpływowych gdańszczan sprzed dwóch dni. W odpowiedzi napisał, że niestety, ale spółka prowadzi już sprzedaż mieszkań w tej inwestycji, mieszkania cieszą się zainteresowaniem, a “wprowadzenie znaczących zmian na obecnym etapie projektu wiązałoby się z ryzykiem utraty rentowności przedsięwzięcia i naraziło powodzenie biznesowe całej inwestycji”. LC Corp przypomina też, że przyszła budowa jest zgodna z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, uzgodniona z konserwatorem zabytków i była przedmiotem konsultacji z przedstawicielami Urzędu Miasta.  

Na swojej stronie LC Corp reklamuje te budynki jako "położone w centrum Gdańska, z unikalnym widokiem, dużymi, panoramicznymi oknami i łatwym dostępem do rozrywki, pracy i usług". Można już kupić mieszkania w budynkach 2 i 4, z widokiem na zatokę lub starówkę. "Wybór należy do ciebie!" - zachęca deweloper. 


Miasto: nie mamy wpływu na estetykę

Co na to władze miasta? Paweł Adamowicz w swoim liście do Leszka Czarneckiego z LC Corp przypomina, że “prawo budowlane nie daje możliwości ingerencji Prezydenta w jakość i estetykę rozwiązań projektowych”.

Wiesław Bielawski, wiceprezydent Gdańska ds. polityki przestrzennej (sam z zawodu architekt), dodaje: - Projekt rzeczywiście jest zgodny z planem zagospodarowania, ale kiepski. Ta architektura sobą nic nie reprezentuje. Widać, że projektowanie odbyło się z pominięciem kontekstu tego miejsca. My, jako miasto, możemy tylko zbadać zgodność z planem miejscowym. Wydając pozwolenie na budowę ja nie wypowiadam się co do architektury, bo nie mam takiego prawa. Jeśli jednak miałbym zmienić plan zagospodarowania przestrzennego, to narażam miasto na potężne odszkodowania. Deweloperzy będą mieli ogromne roszczenia. Zresztą plan zagospodarowania przestrzennego nie jest i nie będzie gwarancją dobrej architektury, bo nawet jeśli byłoby w nim ograniczenie wysokości, i nie można by stawiać budynków 17-piętrowych, to przecież niski obiekt też można zaprojektować brzydko. Kwestia prawa ma się nijak do estetyki. Dlaczego wszyscy pytają nas o ten projekt? Proszę zapytać architektów! Czy ja, wiceprezydent miasta, mam ustalać kolor i kształt okien? Architektura jest obrazem społeczeństwa i ktoś te mieszkania jednak kupuje.  


FRAG: niech miasto odrobi lekcję

Stroną w sporze jest także Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej (FRAG), czyli stowarzyszenie kilkudziesięciu mieszkańców Gdańska, którym na sercu leży ład przestrzenny miasta. Jak FRAG ocenia projekt Bastionu Wałowa?

- Projekt jest na dramatycznie niskim poziomie - ocenia Karol Spieglanin, prezes FRAG. - To bloki stojące w poprzek do wszystkiego wokół, odgradzające się murem od otoczenia, przytłaczające okoliczną zabudowę. To obecnie najgorszy projekt przeznaczony do realizacji w mieście, a znajdujący się jednocześnie w jednej z najlepszych lokalizacji! Do tego pan Czarnecki wspomina, że za projekt odpowiada renomowane biuro projektowe z Gdańska [ME Concept - red.] Przecież to biuro nie ma nawet strony internetowej, więc na czym niby polega jego renoma?!

Kogo FRAG obarcza winą za zaistniałą sytuację: władze miasta, inwestora, a może kolejnych pomorskich konserwatorów zabytków, którzy mogli objąć tereny postoczniowe ochroną i określić warunki ich zabudowy, a przez lata nie robili tego?

- Każda z tych stron spycha winę na kogoś innego - mówi Spieglanin. - Prawda jest taka, że miasto powinno mieć narzędzia umożliwiające zablokowanie niechcianej inwestycji na każdym etapie i nie bać się ich stosować, nawet kosztem wypłaty ewentualnych odszkodowań. Na pewno wina leży w zbyt elastycznych planach zagospodarowania przestrzennego. Od lat powtarzamy, że muszą one zostać zmienione tak, aby wymuszać konkretne rozwiązania urbanistyczne. Temat został zaniedbany także przez służby konserwatorskie, które nie chronią tego obszaru.

Czy jest teraz jakieś sensowne wyjście?

- Leszek Czarnecki jasno pokazał, gdzie ma zdanie mieszkańców - zauważa Spieglanin. - Mimo to, dalej będziemy zabiegać u niego o zmiany. Ale miasto i służby konserwatorskie też muszą odrobić lekcję i zabezpieczyć Młode Miasto przed kolejnymi podobnego rodzaju inwestorami.
 

Szyłak: konieczna księga projektowa 

Portal Gdańsk.pl rozmawiał także z Anetą Szyłak, kuratorką sztuki, działającą w ramach Rady Interesariuszy Młodego Miasta. Szyłak od lat zabiega, aby tereny postoczniowe stały się estetyczną, a jednocześnie nowoczesną dzielnicą.

Jak Szyłak ocenia te wieżowce?

- To jest niestety poziom Żabianki, z całym szacunkiem. Paskudne punktowce! Zastanawiam się, jak będzie wyglądała relacja między tymi wieżowcami a budynkiem Muzeum II Wojny Światowej, który powinien być tam dominującą budowlą. Jak to muzeum będzie teraz wyglądało z daleka, jak będzie wyglądała panorama tego miejsca?  

Czy można jeszcze pomóc Młodemu Miastu?

- Potrzebujemy teraz dodatkowych dokumentów, które opiszą dobre praktyki, będą zapisem kodów tego miejsca - mówi Szyłak. - Możemy sobie ustalić typy materiałów, charakterystyki elewacji, odległości od trotuarów. Paryż czy Berlin to miasta o wielkiej regularności, bo mają określone zapisy. A my się miotamy. Rozumiem inwestorów, bo oni muszą siłą rzeczy “wycisnąć” określoną ilość pieniędzy z działki, na której budują, Ale w interesie mieszkańców i urzędu miasta jest to, żeby miasto było harmonijne. Musimy więc zdefiniować coś, co nazywam “księgą projektową Gdańska”, katalog form, materiałów, kolorów, wysokości. Określimy tam, że to jest Gdańsk, którego chcemy: spójny, posklejany, harmonijny, zielony. Niech to zrobi jakaś agencja miejska przy udziale fachowców: urbanistów, architektów, konserwatorów. I trzeba to skonsultować społecznie. To potrwa, ale taki kod wizualny stoczni byłby odtąd wręczany każdemu inwestorowi, który chciałby tu coś zbudować. To byłby załącznik do miejscowego planu zagospodarowania. Nie jest jeszcze za późno, wciąż można to zrobić i uratować ten teren! 


TV

Seniorom - Wesołego Alleluja!