Mull spacerował po mieście z wyraźnym sentymentem. Miał 26 lat, gdy po raz pierwszy przyjechał do Polski w 1984 r. Termin wybrał nieprzypadkowo, była to rocznica Sierpnia.
- Chciałem zobaczyć, czy żyje jeszcze duch „Solidarności”. Interesowało mnie, czy będzie manifestacja - mówi amerykański ambasador.
Został wylegitymowany i zatrzymany przez milicjantów, którzy następnie radiowozem przewieźli go na komendę. Wypuścili po kilku godzinach.
- Gdańsk i stocznia to są dla mnie bardzo ważne miejsca - podkreśla Mull. - Za kilka dni wyjeżdżam i nie wiem, czy kiedyś jeszcze tu przyjadę. W tym miejscu chciałem złożyć hołd zwycięstwu wolności i demokracji. To jest zwycięstwo wszystkich Polaków.
Być może intensywny napływ wspomnień sprawił, że ambasador Mull spóźnił się 25 min. do urzędu miejskiego, na spotkanie z prezydentem Gdańska, Pawłem Adamowiczem. Czekała tam na Amerykanina miła niespodzianka: dostał w prezencie efektowny kompas.
- Będzie zawsze wskazywał mi drogę do Gdańska - stwierdził dyplomata.
Mull ma 57 lat. Ambasadorem USA w Warszawie został niecałe trzy lata temu. Zyskał sympatię dobrą polszczyzną i otwartością w kontaktach z Polakami. Jego wypowiedzi można było po polsku śledzić na Twitterze. Mull do pewnego stopnia wchodził nawet w rolę celebryty: przed kamerą telewizyjną lepił pierogi z pracownikami ambasady, przeleciał się jako pasażer odrzutowcem F 16 Sił Powietrznych RP, skoczył też na spadochronie, asekurowany przez jednego z naszych komandosów.
We wtorek prezydent USA Barack Obama mianował nowego amerykańskiego ambasadora w Polsce - jest nim Paul Wayne Jones, który też korzysta z Twittera i zapowiedział już wpisem po polsku, że będzie się uczył naszego języka. Jones jest w wieku 55 lat, był ministrem Departamentu Stanu USA, pełnił funkcje dyplomatyczne w Malezji, Rosji, Bośni i Hercegowinie oraz Kolumbii.