• Start
  • Wiadomości
  • Zwyczajne - niezwyczajne. Mama z córką uratowały życie przechodniowi

Zwyczajne - niezwyczajne. Mama z córką uratowały życie przechodniowi

Zdarzyło się wam wyskoczyć w czasie pracy na krótką przerwę i uratować w tym czasie komuś życie? Marta Jurewicz znalazła się właśnie w takiej sytuacji. Razem z mamą Barbarą Dzielską pomogły 53-letniemu mężczyźnie, który zasłabł w drodze... na badania lekarskie. Pomogły, bo się nie bały i wiedziały co robić.
08.11.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Marta Jurewicz i jej mama, Barbara Dzielska, uratowały życie mężczyźnie, który zasłabł na ulicy

Marta Jurewicz i jej mama, Barbara Dzielska, pracują jako sanitariuszki w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym. Są przeszkolone z udzielania z pierwszej pomocy, a widok chorych ludzi jest dla nich codziennością. Nie przejdą obojętnie obok osoby potrzebującej pomocy.

- Tamtego dnia szłam do CMI (Centrum Medycyny Inwazyjnej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego – red.). Po drodze widziałam, że na ulicy leży człowiek, ale stał przy nim jakiś młody chłopak. Pomyślałam, że może się przewrócił, a tamten mu pomaga. Poszłam dalej. Po kilku minutach, kiedy wychodziłam z budynku, zobaczyłam moją córkę, która klęczała przy tym mężczyźnie. Podbiegłam i spytałam co się dzieje, a ona na to, że "pan się zatrzymał i musi podjąć reanimację" - opowiada pani Barbara.

Kobieta pobiegła po pomoc na Kliniczny Oddział Ratunkowy.

- Powiedziałam, że przed bramą umiera człowiek. Po chwili na miejscu pojawił się ratownik. Marta zdążyła już przewrócić pana na plecy. Zaczęła się reanimacja. W tym czasie podjechała karetka i zabrali mężczyznę do szpitala - opowiada.

Po kilku dniach, kiedy 53-latek doszedł do siebie, poprosił o kontakt do kobiet, którym zawdzięcza życie. Chciał je poznać. Spotkali się na szpitalnym oddziale. Mężczyzna, i jego brat, podziękowali za udzieloną pomoc.

- Miło, że się udało i człowiek żyje - mówi skromnie pani Barbara.

O wspaniałej postawie obu kobiet głośno zrobiło się w mediach. - Nie czuję się bohaterką. Uważam, że to obowiązek każdego z nas, by pomóc drugiemu człowiekowi, gdy tego potrzebuje - podkreśla pani Dzielska.

Co ciekawe, to nie pierwszy raz, kiedy obu paniom zdarzyło się ratować ludzkie życie.

- Nie wiem, czy przyciągam takie sytuacje, ale oby było ich jak najmniej - śmieje się pani Barbara. - Kiedyś z Martą ratowałyśmy mężczyznę, który zasłabł na przystanku. On także wybierał się na badanie do UCK, ale wysiadł z tramwaju i zrobiło mu się słabo. Poprosił, żeby powiadomić pogotowie. Porozpinałyśmy go, zadzwoniłyśmy po karetkę. Okazało się, że pan trafił na oddział w UCK - wspomina.

Do służbowych obowiązków obu pań w UCK należy m.in. umawianie i chodzenie z pacjentami na badanie, odbieranie wyników, itp.

- Jestem dumny, że mamy takich pracowników - przyznaje prof. Grzegorz Raczak, kierownik Kliniki Kardiologii i Elektroterapii Serca GUMed, wojewódzki konsultant ds. kardiologii. . - Wciąż jednak trzeba kształcić dorosłych i młodzież w podstawowych czynnościach resuscytacyjnych i uświadamiać, że choremu z zatrzymaniem krążenia nie można zaszkodzić. Można mu tylko pomoc, dlatego nie bójmy się ratować.

Pani Barbara przyznaje, że młody chłopak, który tamtego dnia stał obok leżącego mężczyzny, był przestraszony. Sprawiał wrażenie, że nie wie co zrobić.

Lekarze potwierdzają, że wielu z nas nie udziela pomocy ze strachu i braku wiedzy. Podkreślają, że potrzebne jest zwiększenie świadomości w społeczeństwie i przeszkolenie w zakresie udzielania pierwszej pomocy. Ma temu służyć opracowywana właśnie nowa podstawa programowa dla przedmiotu Edukacja dla bezpieczeństwa.

- Nagłe zatrzymania krążenia są w naszym kraju przyczyną zgonu wielu tysięcy osób rocznie. Wynika to w znacznej części z niepodejmowania akcji reanimacyjnej przez osoby będące bezpośrednim świadkiem takiego zdarzenia - tłumaczy prof. Raczak. - Natychmiastowe rozpoczęcie akcji ratunkowej, nawet prowadzonej przez osoby bez wykształcenia medycznego może uratować życie chorego. Bezczynne oczekiwanie na karetkę pogotowia zmniejsza z każdą minutą o około 12 procent szanse osoby poszkodowanej na przeżycie. Opóźnienie akcji ratunkowej o ponad 10 minut w praktyce równa się śmierci chorego.

Panie zatrudnione są w firmie DGP Dozorbud, świadczącej usługi outsourcingowe w UCK. Pani Barbara pracuje w Katedrze i Klinice Chorób Wewnętrznych, Chorób Tkanki Łącznej i Geriatrii, natomiast pani Marta w Klinice Kardiologii.



TV

Trzeci mikrolas w Gdańsku. Wspólne sadzenie w Pieckach - Migowie