Z Sylwią Mrowińską pod żaglami po lepszą przyszłość

– Jeśli chociaż jedna osoba z tych, które pływają na „Pogorii”, dokona dobrych wyborów, to to, co robię, ma sens – mówi Sylwia Mrowińska, zamiłowana żeglarka. Dzięki niej wielu młodych ludzi z rodzin z problemami poznaje smak żeglarstwa i dostrzega szansę na życie inne niż życie taty czy mamy.
26.12.2015
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Sylwia Mrowińska. Z zamiłowania żeglarka. Z serca przyjaciółka młodzieży.

 

27 grudnia 2011 roku, Pogoria

Po ciężkim dniu pracy i jeszcze cięższej nieprzespanej nocy rano przypływamy do Genova. Nareszcie można odpocząć i pójść na miasto. Jesteśmy już tak wykończeni, że nawet na to nie mamy siły. Zaczęliśmy od sprzątania całego statku, bo mamy wachtę bosmańską. Po południu zjedliśmy obiad i mogliśmy wyjść na miasto. (...) Ten dzień był bardzo ciekawy, zauważyłem, że w przeddzień wyjazdu bardzo dużo osób znalazło tu swoją drugą połówkę. Mam nadzieję, że się rozczytacie. Było miło, ale się skończyło. Pa

Masło:)

 

– To był 2011 rok, właśnie zbliżały się święta Bożego Narodzenia – wspomina Sylwia Mrowińska, na co dzień starszy inspektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku. – Pływałam już jakiś czas na „Pogorii” i znałam ludzi z nią związanych. Niespodziewanie pojawiła się przede mną możliwość zabrania w rejs dzieci naszych podopiecznych z Centrum Pomocy Społecznej 2. Musiałam przekonać do swojego pomysłu zarząd The Sail Training Association Poland (STAP), stowarzyszenia zajmującego się szkoleniem żeglarskim młodzieży i armatora „Pogorii”. Nie musiałam przekonywać zbyt długo.

Tak zrodził się program „Żeglujmy w lepszą przyszłość”.

Dla miłośniczki żeglarstwa, która nim wypłynęła na pełne morze, przemierzyła na żaglach jeziora mazurskie i kaszubskie, było jasne, że żeglowanie to nie tylko fantastyczna przygoda. To także szkoła życia, w której można nauczyć się odpowiedzialności, współpracy, zakosztować braterstwa, zobaczyć kolorowy świat.

Gdy publikujemy ten artykuł, piętnaścioro nastolatków powoli kończy świąteczny wyjazd na „Pogorię”. To już piąte w historii żaglowca młodzieżowe Boże Narodzenie na morzu. Dla większości tych nastolatków to pierwsza zagraniczna wyprawa; dla wszystkich – przygoda życia.

Każda z tych młodych osób ma za sobą nieciekawe przejścia. Pochodzą z rodzin z problemami, zagrożonych wykluczeniem społecznym. Nie mieszkają w domach rodzinnych, lecz w rodzinach zastępczych, rodzinnych domach dziecka lub innych placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Z rodzicami widują się rzadko lub wcale. Święta to dla nich zwykle trudny czas. Dzięki uporowi Sylwii Mrowińskiej mogą Boże Narodzenie spędzić na „Pogorii”.

Pokład żaglowca szorowało już 52 młodych ludzi między 15. a 17. rokiem życia. Odbyło się siedem rejsów (wiosną lub w Boże Narodzenie).

- Jeśli choć jedno z tych nastolatków będzie wybierać w życiu mądrze, moje starania mają sens - mówi Sylwia Mrowińska.

 

Kaszubka przyjeżdża do Gdańska

26 grudnia 2011 roku, Pogoria

Drugi dzień świąt a ósmy dzień wycieczki spędziliśmy na morzu. Zaczęliśmy nocną wachtę od godziny 4.00 do 8.00. Przychodząc na wachtę od razu musiałem stanąć za ster. Były ciężkie warunki atmosferyczne, ciężki wiatr i duże fale, ciężko było ogarnąć ster i jacht, ponieważ mocno bujało, ale daliśmy radę ;)

Krystian


Zanim Krystian znalazł się na „Pogorii”, musiało upłynąć trochę czasu. A Sylwia Mrowińska musiała z Kościerzyny, gdzie się urodziła, przyjechać do Gdańska. Powód? Mężczyzna.

– W 1993 roku przyjechałam do Gdańska, zamieszkałam na Przymorzu – opowiada żeglarka. – Zaczęłam pracę w gdańskim Urzędzie Miejskim od najniższego szczebla: byłam referentką, m.in. w Wydziale Spraw Lokalowych, potem w Wydziale Spraw Społecznych, w końcu przeszłam do MOPR-u, oddział w Nowym Porcie, gdzie jestem starszym inspektorem.  

Do Nowego Portu pani Sylwia dociera na piechotę. Idzie z Przymorza kilka kilometrów z kijkami do nordic walking. To sposób, żeby robić to, co lubi najbardziej – uprawiać sport. Od dziecka jest jej pasją: narty, tenis, siatkówka, koszykówka, pływanie. Nawet piłka nożna, w której też odnosiła sukcesy. Jako jedyna dziewczyna grała w podwórkowej drużynie.

– I nie raz wybierałam! Każdy, kto gra w nogę, wie, co to znaczy – śmieje się. – Krótko mówiąc, byłam niezła. Graliśmy na podwórku, rodzice kibicowali nam z okien. Jak strzeliłam gola, dostawałam największe brawa. Grałam też w siatkówkę, koszykówkę, a nawet w… szachy. I to jako uczennica trzeciej klasy podstawówki! Grałam też w koszykówkę w MKS „Kaszubia”, gdańska „Spójnia” zaprosiła mnie do swojej drużyny. Po sportowym dzieciństwie i młodości zostało mi całe pudło medali.

Do egzaminu na żeglarza podczas obozu żeglarskiego nie podeszła, bo... była brzydka pogoda i padał deszcz. Ale żeglowanie szybko stało się pasją na całe życie. Najpierw tzw. żeglarstwo szuwarowe, śródlądowe – po jeziorach kaszubskich i mazurskich.

– Pływałam w czasach, kiedy na jeziorach było jeszcze cicho, bo był zakaz pływania na silnikach, i kiedy było jeszcze pusto, bo tak niewielu było żeglarzy – wspomina. – Miałam też osiągnięcia w wędkarstwie, łowię zresztą do dziś, np. na norweskich fiordach. I nie mam żadnego problemu z nałożeniem robaka na haczyk.

Spotkanie z „prawdziwym” morskim żeglarstwem to 2004 rok, kiedy Mrowińska dowiedziała się o rejsach na „Pogorii” i popłynęła z koleżanką na Morze Śródziemne. Poznała tam żeglarzy pasjonatów i całkowicie się w żeglowanie wciągnęła. Tak bardzo, że została najpierw członkiem The Sail Training Association Poland (STAP), a dwa lata temu weszła do zarządu stowarzyszenia.

Na co dzień pani Sylwia pomaga ludziom na lądzie, w MOPR w Nowym Porcie.

 

„Pogoria”, czyli dom na święta

28 grudnia 2011 roku, Pogoria

Ostatni dzień na Pogorii, smutno, ale kiedyś nasz rejs musiał się skończyć. Dzień zacząłem nieco wcześniej niż inni, ponieważ miałem wachtę kambuzową – musieliśmy przygotować śniadanie, więc przed godziną siódmą już trzeba być na nogach. Po śniadaniu musieliśmy wszyscy się spakować oraz posprzątać swoje kajuty na błysk, ponieważ o 11 miała się zjawić nowa załoga. Gdy przyjechała, na Pogorii byliśmy już tylko gośćmi…

Damian P. 

„Pogoria” to pierwszy polski duży żaglowiec zaprojektowany przez konstruktora statków inżyniera Zygmunta Chorenia. Zbudowano ją w 1980 roku w Stoczni Gdańskiej na zamówienie Telewizji Polskiej dla Bractwa Żelaznej Szekli, które dziś pamięta się przede wszystkim z najbardziej popularnego programu o tematyce morskiej w historii polskiej telewizji – „Latającego Holendra”. Program prowadził kapitan Krzysztof Baranowski, drugi kapitan „Pogorii”.

„Pogoria” jest żaglowcem szkolnym. Każdy rejs wymaga współpracy całej załogi. Młodzi żeglarze uczą się sterowania jednostką, mają wachty nawigacyjne i kambuzowe, nawiązują trwałe przyjaźnie.

– To jest żeglarka od dziecka – mówi o pani Sylwii Marek Kleban, dyrektor STAP w Polsce. – Żeglarka, która dzieląc się pasją, realizuje swoje marzenia. Zaraziła nas pomysłem, aby wykorzystać żaglowiec i na czas świąt uczynić go domem dla młodzieży. „Pogoria” w święta albo pływa, albo stoi w porcie, ale życie toczy się na niej zawsze tak samo: wachty, sprzątanie, kambuz, prace bosmańskie.

Szkoła pod żaglami to wyzwanie fizyczne: trzeba wchodzić na reję, sprzątać cały żaglowiec, rzucać cumy, przezwyciężać ciągłe niewyspanie. Ale dużo dzieje się też w uczuciach: nabywa się pewności siebie, uczy, co to odpowiedzialność, akceptacja innych, odwaga, hart ducha. Dla większości osób podejmujących szkolenie pod żaglami jest to doświadczenie pozytywnie zmieniające życie.

Jak mówi pani Sylwia, młodzież, która trafia na pokład „Pogorii”, jest często smutna, zamknięta w sobie, z nieufnością podchodząca do nowych rzeczy. Ale wystarczy kilka dni i widać zmianę.

– Na którymś z rejsów miałam wachtę z chłopakiem spoza Gdańska – opowiada żeglarka. – Była piękna noc, jak to na morzu. Chłopak nagle zaczął opowiadać mi o swoim życiu. W młodości stracił oko w wypadku. Nie miał matki. Ojciec nadużywał alkoholu. Tak smutna była ta jego opowieść, że musiałam zejść pod pokład, żeby nie widział moich łez. Kiedy wróciłam, powiedział: „W życiu bym nie uwierzył, że spotka mnie coś takiego, jak święta na żaglowcu. W życiu…”.

 

To, co robi Sylwia Mrowińska, docenia nie tylko młodzież. Otrzymała dwie nagrody: w 2015 r. indywidualną Nagrodę Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej za wybitne, nowatorskie rozwiązania w pomocy społecznej, oraz Nagrodę Marszałka Województwa Pomorskiego „Srebrne Drzewko” za wybitne i nowatorskie osiągnięcia w dziedzinie pomocy społecznej dla pracowników jednostek organizacyjnych pomocy społecznej z terenu województwa pomorskiego.

 

Wpisy pochodzą z księgi „Rejs Pogorią po Morzu Śródziemnym, 19-29 grudnia 2011. Młodzież z Centrum Pracy Socjalnej 2 MOPS w Gdańsku”. 


TV

Gdański zegar spełnia życzenia?