- “Nóż i wódka to codziennie w porcie używane rzeczy” - cytował Daniluk fragment artykułu z międzywojennej Gazety Gdańskiej i komentował: - Nie żadne tam pistolety, a jeśli nawet to niezmiernie rzadko. Prosty proletariacki nóż i trochę wódki wystarczyło, by krew się lała. Czasem byli tylko ciężko ranni, czasem trupy, ale ścieliły się one dość gęsto.
Napady na banki, robione w chicagowskim stylu lat ‘30?
- Nie było takich przypadków - mówi Daniluk. - Banki zlokalizowane były głównie na dzisiejszej ul. Ogarnej i wygląda na to, że trzymane tam pieniądze były naprawdę bezpieczne. W prasie nie ma żadnych informacji o napadach.
Wykład “Ciemna strona Wolnego Miasta Gdańska” przyciągnął tłum zainteresowanych. Audytorium było zróżnicowanie pod względem wiekowym: uwagę zwracała duża liczba osób poniżej 30. roku życia, w tym wielu nastolatków - co może sugerować rosnącą modę na poznawanie historii miasta. Kto nie znalazł wolnego krzesła, ten stał lub usiadł na schodach. Kilkadziesiąt osób poszło piętro wyżej, na galeryjkę, skąd z powodzeniem można było raczej wykładu słuchać, niż go oglądać.
Jan Daniluk uprzedził na wstępie, że nie będzie to opowieść o gangsterach, jakich znamy z hollywoodzkich filmów. Na podstawie 8-letniej lektury niemieckich tytułów gazet wydawanych w Wolnym Mieście Gdańsku (i jednej polskiej - Gazety Gdańskiej) poznał skalę oraz charakter przestępczości w latach 20. i na początku lat 30., jeszcze przed przejęciem władzy przez narodowych socjalistów. Była to rzeczywistość miasta portowego, gdzie na dynamikę zjawisk społecznych - również tych negatywnych - wpływ mają marynarze i tysiące podróżnych. Nie brakowało więc pijaństwa, burd, bójek (często na noże), kradzieży, oszustw, porwań i przemytu (szczególnie produkowanego w Gdańsku na dużą skalę alkoholu, który wędrował do objętych prohibicją krajów skandynawskich). Wbrew dzisiejszym wyobrażeniom przestępczość nie skupiała się w Nowym Porcie czy na Oruni (przyłączonej do Gdańska dopiero w 1933 r.), ale prawdziwą “jaskinią zbójców” były okolice istniejącego do dziś budynku Poczty Polskiej i wybudowanego w ostatnich latach gmachu Muzeum II Wojny Światowej - gdzie dominowała stara zabudowa i wąskie uliczki (miejsca te uległy niemal całkowitemu zniszczeniu w 1945 r.). Tam znajdowała się od XIX w. gdańska dzielnica “czerwonych latarń”. Swoje mroczne zakamarki miała też Wyspa Spichrzów i Dolne Miasto. W zaułkach można było z łatwością znaleźć “kawiarenki”, które nie tyle były miejscem picia kawy, co schadzek, na charakter których właściciel lokalu przymykał oko - nierzadko miało to związek z dziecięcą prostytucją.
Niemiecki Gdańsk miał w tym czasie ok. 15-procentową mniejszość polskich mieszkańców i tłumy przyjezdnych Polaków z terenów całej II Rzeczypospolitej, którzy do Stanów Zjednoczonych emigrowali właśnie przez Gdańsk (do 1931 r. masowo). Napływająca do miasta biedota, związane z podróżą dramaty poszczególnych osób - to wszystko miało wpływ na wzrost przestępczości, bez większego związku z polepszeniem lub pogorszeniem sytuacji ekonomicznej (np. czasy Wielkiego Kryzysu i hiperinflacji).
Jan Daniluk na co dzień pracuje w Muzeum II Wojny Światowej, obecnie kończy doktorat - monografię o Gdańsku lata 1939-1945. Autor nie ukrywa, że chciałby aby w przyszłości z zebranych przez niego informacji powstała książka o życiu przestępczym w Wolnym Mieście Gdańska, ale póki co materiał jest zbyt skromny - nie tylko ten znaleziony w prasie, ale również w zachowanych wspomnieniach z epoki.