• Start
  • Wiadomości
  • Sara, żona Artura Boruca: - Nienaturalne jest nas izolować

Sara, żona Artura Boruca: - Nienaturalne jest nas izolować

Nie tylko piłkarze wzbudzali zainteresowanie kibiców i mediów podczas zgrupowania reprezentacji Polski w Juracie i Jastarni. Oblegane były też żony i partnerki naszych zawodników. Jedną z nich była Sara Boruc, żona Artura, bramkarza drużyny narodowej i angielskiego klubu Bournemouth.
21.05.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Sara Boruc w Jastarni: - Nawałka dobrze zrobił, że mogłyśmy być blisko mężów.

Żony i partnerki piłkarzy mieszkały z piłkarzami w hotelu Bryza w Juracie od środy (18 maja) do soboty (21 maja). Jedną z nich była Sara Boruc, żona Artura Boruca. Sara rozmawiała z portalem gdansk.pl, o tym, co znaczy być żoną piłkarza, zwłaszcza przed Euro.

Sebastian Łupak: Jak wyglądał obóz w Juracie z Pani perspektywy? 

Sara Boruc: To miał być obóz rodzinny, regenerujący, miało być trochę przyjemności. I tak było: parę godzin treningu a później różne aktywnosci, organizowane razem. W czwartek był na przykład wspólny grill i koncert De Mono.

Czy do Francji też Pani pojedzie? 

- Jeżeli mąż będzie powołany, to oczywiście, że pojadę kibicować. Takie wydarzenie rzadko się zdarza. Ostatni raz byłam na Euro w 2008 roku. Było super! A tu dziewczyny są świetne [żony innych piłkarzy - red], więc już się poumawiałyśmy na Francję. Im więcej dziewczyn pojedzie, tym lepiej! Ale nie będę jechała, jeśli mąż nie będzie grał.

Zamieszkacie z piłkarzami w hotelu w La Baule? 

- Będziemy mieszkać blisko, ale nie w tym samym hotelu. To już by było nietaktem. Ale będziemy się widzieć. Trener jest daleki od izolowania swoich zawodników, to nie jest tak, jak było wcześniej, za czasów innych trenerów, przed Nawałką. Mamy przyzwolenie, by przebywać z mężami, chłopakami, narzeczonymi. To jest naturalne, normalne. Nienaturalne jest nas izolować, żebyśmy musiały się przemykać. Bo pewnie i tak byśmy pojechały, z pozwoleniem czy bez, a tak przynajmniej wszystko jest legalnie.

Jakie szanse ma Polska na Euro? 

- Aż tak dobrze na piłce nożnej się nie znam. Nie jestem najlepszą osobą, żeby to oceniać.

Bardzo przeżywa Pani mecze męża, na przykład te ligowe Bournemouth? 

Chyba bardziej przeżywam jednak mecze reprezentacji Polski. Wiadomo, że w lidze każde zwyciestwo to ziarnko do ziarnka, punkt do punktu, i to się liczy na koniec. Ale jak gra dryżuna narodowa, to są inne, większe emocje.

Czy kibicowała Pani z mężem drużynie niepozornego Leicester, która zdobyła niespodziewanie mistrzostwo Anglii? 

- Bardzo kibicowaliśmy Leicester. Tym bardziej, że Artur gra w podobnej drużynie, która była beniaminkiem i dopiero awansowała do Premier League. To, że wygrał Leicester, to nadzieja dla wszystkich mniejszych drużyn, jak Bournemouth. To pokazuje, że wszystko w lidze angielskiej jest możliwe. No i kibicowaliśmy ze względu na "Wasyla", Marcina Wasilewskiego, obrońcę Leicester, bo jesteśmy dobrymi znajomymi.

Mało wiemy o Bournemouth, więcej o Arsenalu czy Man Utd. Jak wygląda miasto, klub? 

- Miasto jest dość małe, ale pięknie położone, nad samym morzem. Kibice bardzo oddani. Natomiast stadion bardzo mały, bo na 12 tysięcy kibiców, więc niestety większość z nich nie może się dostać na mecz i często gdzieś tam koczują pod stadionem. To jest trochę przykre. Mam nadzieję, że wybudują lepszy stadion, skoro się utrzymali w Premier League, o co dzielnie walczyli. To jedyna zmiana, jaka by się tam przydała organizacyjnie. W kwestiach piłkarskich się nie wypowiadam.

Jak się wam tam mieszka? 

- Świetnie! Dzieci chodzą do tej samej szkoły od trzech lat. Udało się ich nie przenosić ze szkoły do szkoły, mimo, że Artur zmienił klub z Southampton na Bournemouth. Klimat jest świetny. No, a co najważniejsze, Artur gra w Premier League i nie siedzi na ławce.  

Jak się Pani zintegrowała z żonami innych piłkarzy w Juracie? 

- Pierwszy raz byłam na takim obozie integracyjnym. Wcześniej trzymałam się z dwiema, trzema dziewczynami, a teraz poznałam resztę. W Juracie była super organizacja, super duże pokoje rodzinne, były nianie, które zajmowały się dziećmi, więc dziewczyny nie były uwiązane, mogły wyjść z hotelu. Był trening fitness z Anią Lewandowską. Było bardzo aktywnie, dużo jazdy na rowerach. Właściwie to trenowałyśmy razem z chłopakami.

Pracowita rodzina. Wywiadu udziela Sara Boruc...

... oraz jej mąż Artur Boruc.

TV

Czwarty mikrolas już rośnie - zobacz, jak powstawał na Oruni Górnej