Pożar budynku stoczniowego został zgłoszony 17 lipca 2018 roku około godziny 12, wkrótce potem, około godziny 12.40, do akcji gaśniczej przystąpiła Państwowa Straż Pożarna.
Gasiło go 17 wozów bojowych i stu strażaków przez ponad trzy godziny. Problemem były kłęby gęstego czarnego, drażniącego dymu, które wiatr rozwiewał nad miastem. Apelowano do mieszkańców o nieotwieranie okien przez kilka godzin.
- Nie udało się uratować magazynu. Nasze wysiłki skupialiśmy na tym, aby nie dopuścić do zajęcia się ogniem najbliższych budynków i to się udało - mówi Adam Jastrzębski komendant miejski Państwowej Straży Pożarnej w Gdańsku. - Obiekt nie był przeznaczony na pobyt ludzi, więc na szczęście nie było nikogo w środku i nikt w wyniku pożaru nie ucierpiał. Pracowaliśmy w aparatach ochrony dróg oddechowych, bo substancje wydzielające się podczas spalania farb i lakierów są bardzo toksyczne. Cały czas obawialiśmy się zawalenia dachu budynku, akcja była ciężka.
Jak powiedział Marcin Dąbrowski, prezes zarządu Stoczni Remontowej Nauta, na miejscu po pożarze pracują eksperci stoczni z komisji awaryjnej, którzy mają okreslić przyczyny pożaru i oszacować straty. Już w trakcie i po pożarze stan powietrza i wód basenu portowego badali inspektorzy z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Nie stwierdzili skażenia powietrza ani wody.
- Na miejscu jest też policja i prokuratura, która prowadzi swoje działania wyjaśniające - powiedział Marcin Dąbrowski. - Budynek magazynu prawdopodobnie zostanie rozebrany. Stocznia pracuje już normalnie.