• Start
  • Wiadomości
  • Teatr Wybrzeże. "Do komina Murzyna. Murzyna” - tak budzi się totalitaryzm

Teatr Wybrzeże. "Do komina Murzyna. Murzyna” - tak budzi się totalitaryzm

Na treść spektaklu “Do komina Murzyna. Murzyna”, najnowszej premiery Teatru Wybrzeże, składa się kompilacja aż sześciu tekstów mówiących o totalitaryzmie - jego początkach i skutkach - w nieoczywisty sposób: ośmioletni Mulat marzy o wstąpieniu do Hitler-Jugend i budowaniu nowej rzeczywistości. Czy to marzenie się ziści? Autorem scenariusza i reżyserem jest Zbigniew Brzoza. Premiera w niedzielę, 5 listopada. [Na końcu publikacji - WYWIAD z reżyserem].
03.11.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Premiera 'Do komina Murzyna! Murzyna!' odbędzie się 4 listopada 2017 w Teatrze Wybrzeże na Scenie Kameralnej

Zbigniew Brzoza na scenie Teatru Wybrzeże reżyserował już “Komedię omyłek” Shakespeare'a (2007) oraz “Sprawę operacyjnego rozpoznania” (w 2011 roku). Tym razem wziął na warsztat "Dzienniki" Victora Klemperera. Jest to dzieło niezwykłe z kilku powodów. Autor był niemieckim filologiem i literaturoznawcą, a jego życie w narodowo-socjalistycznych Niemczech naznaczone zostało żydowskim pochodzeniem. Przetrwał dzięki wiernej miłości żony - czystej rasowo Niemki, która trwała przy nim mimo rosnącej skali prześladowań. Naziści zaliczyli Klemperera do ostatniej kategorii Żydów przeznaczonych do unicestwienia w ramach Holokaustu, gdy miał już być wywieziony do obozu zagłady, uciekł dzięki zamieszaniu, do jakiego doszło wskutek zbombardowania Drezna przez amerykańskie lotnictwo. Dzienniki Klemperera zawierają wnikliwe obserwacje z lat 1933 do 1945, od chwili dojścia Hitlera do władzy po kres nazistowskiego reżimu. Brzoza przeanalizował wszystkie tomy dzienników, ale sprawa okazała się nie taka prosta.

- Waliłem w mur Klemperera długo, zanim zdałem sobie sprawę, że na podstawie “Dzienników” nie zrobię przedstawienia - wspomina Zbigniew Brzoza. - Owszem mógłbym, ale byłby to spektakl, którego nawet ja nie uniósłbym emocjonalnie: potwornie ciężki, nie do wytrzymania. Szukałem innego punktu widzenia, przestrzeni, którą mógłbym rozstrzelić fragmentami “Dzienników”. Rodzaju wehikułu. Szukałem różnych rozwiązań i ciągle nie mogłem się do tego dobić. Zatrzymało mi to pracę na długi czas.

Sześć tekstów i jeszcze jeden

Brzoza wybrnął z impasu łącząc kilka tekstów. Do “Dzienników” dodał “JĘZYK TRZECIEJ RZESZY” tego samego autora, “WSPOMNIENIA NEGER, NEGER…” Hansa-Jurgena Massaquoi, powieść “BERLIN. ALEXANDERPLATZ“ Alfreda Doblina, “Czarne dzieci” Heinricha Hoffmanna oraz opowiadanie “Palacz zwłok” Ladislava Fuksa. Opatrzył całość również własnymi komentarzami. To wszystko sprawiło, że powstał spektakl, w założeniu, uniwersalny. Wszechstronna opowieść o istocie totalitaryzmu, a nie relacja jednego bohatera.

- Wreszcie zdałem sobie sprawę, że niewiele wcześniej przeczytałem dzienniki Hansa-Jurgena Massaquoi - opowiada Brzoza. - Na początku to łączenie mnie przeraziło, ale stanąłem pod ścianą. Zacząłem się zastanawiać, co by było, gdybym zaczął tę historię budować wokół Massaquoi. Zauważyłem, że im bardziej myślę o historii niemieckiego Mulata, syna liberyjskiego księcia, to tym więcej pojawia się przestrzeni dla Klemperera.

Reżyser z projektem przedstawienia przyszedł do dyrektora Teatru Wybrzeże Adama Orzechowskiego i zaproponował współpracę.

- Zawsze kiedy myślimy o wyborze tekstu, zależy nam, by był istotny, a żyjącym tu i teraz, przychodzącym do naszego teatru, mógł coś opowiedzieć - zapewnia Adam Orzechowski. - Zbyszek zaproponował kompilację wielu tekstów. Od tego myślenie o spektaklu się rozpoczęło. Próbujemy teraz tę materię oswajać, budować jakiś świat.


W teatrze zawsze coś znaczy

Temat - budzenie się totalitaryzmu - łatwo byłoby zamienić w prosty komentarz do współczesności, ale obaj twórcy od tak bezpośrednich porównań odżegnują się.

- Zaczynamy czytać podwójnie? W teatrze zawsze coś znaczy - ostrzega dyrektor. - Mam nadzieję, że to co się tu dzieje nie jest teatrem aluzyjnym. To nie są czasy, kiedy na scenę wychodził człowiek w czarnych okularach i wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Co nie znaczy, że nie mamy prawa komentować rzeczywistości. Każde naruszanie naszej tożsamości, poczucia demokratycznego myślenia o życiu społecznym, czy o naszym życiu w państwie są dla nas istotne. I dobrze, gdy o takich rzeczach jak zbaczanie z kursu czy o małych “ukłuciach komara” - jak w teście - mówimy. Musimy się zastanawiać czy 1000 ukłuć komara zmienia nas czy nie. O naszą wolność w sensie osobowym i narodowym, państwowym i społecznym, zawsze należy zabiegać. To nie jest sprawa załatwiona raz na zawsze. Ciągle jesteśmy poddawani wyborom.

Swing jest najmodniejszym tańcem

W spektaklu wrócimy do lat 30-tych XX wieku. W Niemczech do władzy doszła już NSDAP-e , ale parlament wciąż działa, tak jak opozycja, samorządy lokalne i niezależna prasa. Ludzie żyją, bawią się - swing jest najmodniejszym tańcem. Ośmioletni syn księcia liberyjskiego plemienia Vai i hamburskiej pielęgniarki, zafascynowany jest Hitlerem. - Mówimy tu też o pewnym wykluczeniu - wyjaśnia Orzechowski. - Bohaterem jest dziecko. Mulat, który urodził się w Niemczech, wielbi Hitlera i marzy o wstąpieniu do Hitler-Jugent i nie wie, dlaczego go nie chcą.

Tylko profesor filologii Victor Klemperer - syn rabina, członek kościoła protestanckiego - nie traci nadziei, że ta władza szybko przeminie.

- Spektakl nie opowiada groźnych ani tragicznych sytuacji - wyjaśnia Brzoza. - Wymaga od widzów słuchu, daje pole do wyobraźni. W Klempererze jest strasznie dużo lęku, ale on ten lęk przekraczał opisywaniem zdarzeń i zjawisk - jak swoje pierwsze godziny w więzieniu - w sposób precyzyjny, dostrzegając dziwność i piękno tych miejsc. W ten sposób odklejał się od rzeczywistości.

Przedstawienie ma dość skomplikowaną formę - dużo w nim pojawia się materiałów filmowych. Ten zabieg nieco dystansuje nas - widzów, patrzymy na scenę ze świadomością podwójnej umowności. Czy to łagodzi brutalną wymowę materiału?

Brzoza: - Robię to po to, żeby w rozmowie na temat zupy ogórkowej, widz usłyszał kwestię: “czy czarnoskóry Hans może jeść z nami kolację?”. I odpowiedź: “Nie, to jego nie dotyczy. My mamy problem z Żydami w tej chwili.” “Aha, to jedzmy tę ogórkową.” To jest właśnie “ukąszenie komara”!


Premiera w sobotę, 4 listopada, o godz. 19, na Scenie Kameralnej w Sopocie. Kolejne spektakle: 5, 7, 8 listopada.


Reżyserem spektaklu, autorem scenariusza i opracowania muzycznego jest Zbigniew Brzoza


WYWIAD Z REŻYSEREM SPEKTAKLU

Anna Umięcka: Bardziej interesuje pana w spektaklu dramat jednostki czy obraz społeczeństwa na skraju przepaści, jaką jest narodowy socjalizm?

Zbigniew Brzoza*: To jest nie dramat, ale przedstawienie epickie. Staram się na pierwszy plan nie wrzucać konfliktów, raczej wyciągać paradoksy życia codziennego: mamy normalną rodzinę, relacje z małżonkami i dziećmi, i nagle... w tym ułożonym, harmonijnym świecie ktoś zadaje pytanie: “czy dziecko niearyjskie może zjeść z nami kolację?” Nic więcej się nie wydarza.

To już wystarcza, żeby poczuć grozę…

- Właśnie, tak pisał Klemperer - nie o wielkich wydarzeniach, tylko o czymś, co określał jako “ukłucia komara”. O drobnym rankach i krótkotrwałym bólu, o którym się natychmiast zapomina...

...ale one coś nam robią?

- O tym jest to przedstawienie! Te ranki w puencie powodują, że los bohaterów staje się nieodwracalny. Nasi bohaterowie - nie w sensie fizycznym tylko eliot’owskim - stają się wydrążonymi ludźmi [red.: z wiersza E. T. Eliota “Wydrążeni ludzie”]. Degeneruje się ich życie moralne. Poza ich intencją.

Historia ich niszczy?

- Tak. Spektakl wymaga więc bardzo subtelnego grania, zaledwie obecności, żeby widz zauważył, że bohaterowie przyglądają się różnym wydarzeniom nie znając ich zakończenia. My już tę wiedzę mamy, patrzymy na nich z pewnej wysokości, domyślamy się. A oni wciąż mówią beztrosko.

Czy my - ludzie zawsze mamy do końca nadzieję, że katastrofa nie nastąpi?

- Raczej masowo zwalniamy się z odpowiedzialności. To, co wydawało się niemożliwe po II Wojnie Światowej - to zwalnianie się społeczeństw się z odpowiedzialności - teraz wróciło z jakąś potwornie wielką siłą.

Europa rzeczywiście skręca w zatrważającym kierunku. Czy jako artysta wypatruje pan znaków? Nadciągającej grozy?

- One same przychodzą. Spektakl oczywiście wynika z mojego lęku związanego z przyszłością, ale mnie nie interesuje bieżączka. Wypatruję początku, bo kiedyś to się musiało zacząć. Jeśli chodzi o Niemcy - to nie tylko moje zdanie - tym dniem końca świata był 23 marca 1933 roku, kiedy to Reichstag, czyli parlament niemiecki przekazał Hitlerowi, wtedy już kanclerzowi Rzeszy (zresztą kanclerzowi rządu mniejszościowego), prawo do wydawania dekretów z mocą ustawy. Czyli właściwie sam się rozwiązał. Tego dnia dowódca niemieckich socjaldemokratów, Otto Wels, wygłosił ostatnie demokratyczne przemówienie w ówczesnych Niemczech.

To nam przypomina, że “Hitlerów” stwarzają okoliczności.

- Ten świat, jak w “Piosence o końcu świata” Miłosza, udawał swoje istnienie: ogrodnik sprzedawał pomidory i nie było żadnych znaków na niebie. I trwało to latami, stopniowo, w sposób niezauważalny...

Podobno w sierpniu ’39 pogoda była bardzo piękna, ludzie planowali wakacyjne podróże…

- Podobno we wrześniu ‘39 było wielu Polaków, którzy się cieszyli, że w Polsce wreszcie będzie porządek i wszystko zacznie dobrze funkcjonować... Świat się nie kończy jednego dnia, a zmiany nie następują radykalnie. Nie ma przełomu - to pierwsza cecha totalitaryzmu. Drugą jest pojawienie się podwójnego życia, podwójnego porządku. Z jednej strony podporządkowanie się nowym normom, narzuconym przez system, a z drugiej swoim, zupełnie innym. Można być więc krwawym mordercą, a jednocześnie świetnym opiekunem rodziny. Można lubić swojego sąsiada, a jednocześnie doprowadzić go do więzienia, gdzie straci życie. Dualizm, a jednocześnie przezroczystość. Czy o tym da się opowiedzieć? My podejmujemy taką próbę.

Zbigniew Brzoza (ur. 1957) - reżyser. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim i Wydział Reżyserii w warszawskiej PWST. W latach 1997-2008 dyrektor artystyczny warszawskiego Teatru Studio. Od 2008 do 2009 roku dyrektor Teatru Nowego im. Dejmka w Łodzi. W czasie studiów był asystentem Andrzeja Wajdy. W ramach dyplomu pracował z Tadeuszem Łomnickim nad KARTOTEKĄ Różewicza (1989). Debiutował TRAWESTACJAMI Stopparda w Teatrze Studyjnym w Łodzi (1991). W 1992 odbył staż u Petera Brooka w Paryżu. Pierwszym głośnym przedstawieniem Brzozy była PRZEMIANA wg opowiadania Franza Kafki zrealizowana w łódzkim Teatrze Studyjnym (1993). Kolejne przedstawienia - ZBRODNIA Z PREMEDYTACJĄ wg Gombrowicza (1993) oraz BIZON Mameta (1995) w ocenie krytyków były zapowiedzią zmian pokoleniowych w teatrze polskim. Wprowadził na scenę Teatru Studio szereg tekstów współczesnych, m.in. MIŁOŚĆ NA MADAGASKARZE Turriniego (2000), a także dramatów węgierskich i rosyjskich, m.in. MERYLIN MONGOŁ (2004). Na deskach Teatru Wybrzeże wyreżyserował KOMEDIĘ OMYŁEK Shakespeare'a (2007) oraz SPRAWĘ OPERACYJNEGO ROZPOZNANIA (2011). Laureat wielu nagród artystycznych, m.in. Złotej Maski za PRZEMIANĘ (1993) i za ZBRODNIĘ Z PREMEDYTACJĄ (1996), a także - za to samo przedstawienie - Grand Prix na 36. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych.

DO KOMINA MURZYNA! MURZYNA!

Scenariusz, reżyseria, opracowanie muzyczne: Zbigniew Brzoza

Scenografia: Wojciech Żogała

Asystentka scenografa: Anna Włodarczyk

Kostiumy: Katarzyna Adamczyk

Ruch sceniczny: Wioleta Fiuk

Zdjęcia i montaż: Sławomir Kalwinek

Efekty dźwiękowe: Jacek Puchalski

Asystent reżysera: Piotr Witkowski

Inspicjent, sufler: Jerzy Gutarowski

W spektaklu występują: Dorota Androsz, Magdalena Boć, Katarzyna Dałek, Piotr Biedroń, Piotr Chys, Grzegorz Gzyl, Michał Kowalski, Robert Ninkiewicz, Adam Turczyk (debiut), Piotr Witkowski oraz Patryk Makowski, Piotr Burdzel, Bartosz Dwojakowski.

TV

Budowa basenu we Wrzeszczu jeszcze w tym roku