„Spotkajmy się, by podjąć zadanie wymyślenia projektu na przyszłość - stworzenia wizji kultury, o jakiej marzymy, której chcielibyśmy dla nas dziś i dla przyszłych pokoleń” - apelowali organizatorzy Forum Przyszłości Kultury w manifeście, zainicjowanym przez Teatr Powszechny w Warszawie.
„Potrzebujemy nowych opowieści, które przywrócą nam nadzieję oraz sens zaangażowania i działania na rzecz tego, co wspólne. To praca „Bildung”, o której pisała Maria Janion w liście do Kongresu - praca rozumienia prowadząca do empatii, mądry wysiłek przekształcania siebie i świata wokół. Nie dajmy odebrać sobie wizji przyszłości!” - argumentowano w manifeście.
Organizowane przez Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie Forum Przyszłości Kultury odbędzie się w dniach 18-19 listopada 2017 roku w siedzibie instytucji. Jednak już teraz trwają debaty, podczas której zaproszeni goście ze świata kultury, ale nie tylko, pochylają się nad tą dziedziną życia społecznego. Spotkania odbyły się m.in. w Poznaniu i Krakowie. W czwartek 5 października 2017 roku socjologowie, miejscy aktywiści i osoby zarządzające instytucjami kultury spotkali się w Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku podczas spotkania „Autonomia, samoorganizacja, samorząd. O kulturze i społeczeństwie poza instytucjami”.
Od protestów przeciwko ACTA do kultury niepodległej
Zanim ludzie kultury podjęli działania dążące do jej ochrony przed rządowymi zakusami, mogliśmy obserwować w Polsce na przestrzeni ostatnich lat inne liczne protesty: przeciwko ACTA w 2012 roku, zainicjowany w 2016 roku Ogólnopolski Strajk Kobiet, czy utworzony w tym roku Łańcuch Światła.
Tych kilka przykładów społecznej mobilizacji w skali masowej w Polsce zainspirowało socjologów i badaczy kultury do rozpoczęcia dyskusji na temat możliwości wypracowania taktyki działań zbiorowych w kierunku nadania kulturze w Polsce niezależności.
- Sprawa ACTA to był protest młodzieży, która czuła, że mogły zostać naruszone jej interesy ekonomiczne, ale liczyła się też perspektywa utraty przestrzeni zabawy, aktywności społecznej i pojmowanej bardzo ogólnie wolności. Był to również protest o charakterze antyrządowym - tłumaczył Mikołaj Rakusa-Suszczewski, socjolog i filozof polityki z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak podkreśla, tym jednak, co zaskoczyło badaczy, był fakt, że protest w sprawie ACTA nie był spontanicznym ani niezaplanowanym ruchem. - Siła tego protestu polegała na tym, że potrafił wyartykułować zarówno interes ekonomiczny, polityczny, jak i przestrzeń wartości, które chciał bronić. Dlatego uważam, że dzisiaj ruch protestu, który miałby się przerodzić w ruch społeczny, musi obejmować też ruch ekonomiczny - ludzie muszą mieć poczucie, że w grę wchodzą ich interesy; musi obejmować reperkusje polityczne, z którymi wiąże się z kolei kwestia zajęcia stanowiska moralnego - dodał Rakusa-Suszczewski.
Ostrzegł jednak, że tego rodzaju akcje, zdaniem badaczy, są krótkotrwałe. Czy zatem walka o wolność w kulturze powinna przebiegać jak ta wymierzona przeciwko ACTA? Czy powinna być skrupulatnie zaplanowana czy wybuchnąć spontanicznie?
Inicjatywa, która sama się stworzyła
Spontanicznie właśnie powstała w ubiegłym roku „Demokracja ilustrowana” - projekt Marianny Grzywaczewskiej i Edgara Bąka, w ramach którego zaproszeni do współpracy artyści stworzyli plakaty inspirowane tytułowym zagadnieniem. Jak podkreślała podczas debaty w IKM Grzywaczewska, to inicjatywa, która sama się stworzyła.
- „Demokracja ilustrowana” nie była w zamierzeniu aktywnością, ruchem społecznym - ona się nim stała. To wspaniałe, ale też obarczone odpowiedzialnością i pewną dyskusją, która jeszcze jest przed nami - podkreślała. - Rok temu w lipcu myśleliśmy z mężem, jak możemy zaangażować się w taki „soft” sposób w różnego rodzaju trwające już wtedy akcje i protesty; żeby nie tworzyć ostrej kontry. Postanowiliśmy wykorzystać nasze zasoby - zaprosić artystów, grafików, których znaliśmy, po to, żeby stworzyć symbole. Niekoniecznie chodziło nam o to, żeby zabrać symbole tzw. drugiej stronie, ale przynajmniej o stworzenie nowych. Bo dotychczasowe zostały tak nasiąknięte narracjami, że po prostu trzeba było szukać nowych.
Akcja zaczęła się w internecie i szybko ruszyła w teren. Spotkała się z takim odzewem, jakiego pomysłodawcy się nie spodziewali. I jak podkreślają - do jakiego nie dążyli. - Nie było naszą intencją, żeby stać się ruchem społecznym. Nie chcieliśmy być szufladkowani - tłumaczyła Grzywaczewska. - Postanowiliśmy przyjąć rolę wspierających artystów. Myślę, że „Demokracja ilustrowana” jest rodzajem towarzyszącej, wspierającej platformy, która o tyle ważna jest w kontekście kultury, że daje artystom potrzebną dla ich działań przestrzeń.
Podczas debaty podzieliła się opinią, niewątpliwie ważną dla przyszłych „bojowników” o wolność kultury, którzy zastanawiają się, na ile powinna być to bitwa we współpracy z instytucjami, a na ile ruch całkowicie niezależny. - Zauważyłam, że wielu ludzi bardzo się boi radykalizmu. Każdy ruch spontaniczny, który przeradza się w instytucję musi się jakoś określić, bez tego nie wiadomo, gdzie iść dalej. Teraz rozmawiamy, dyskutujemy, są debaty, pomysły, ale w pewnym momencie, kiedy dochodzi do protestu, trzeba się zjednoczyć w jakimś okrzyku. I zauważyłam, że ludzie z tego rezygnują. Dlatego naszą - „Demokracji ilustrowanej” - świadomą decyzją jest to, że chcemy być z boku, żeby przedłużyć życie tego projektu.
„Ludzie nie ufają instytucjom”
O problemach instytucjonalnych, z którymi być może będą musieli się zmierzyć artyści i ludzie świata kultury, opowiadała podczas debaty Aleksandra Szymańska z Instytutu Kultury Miejskiej. Aleksandra Szymańska IKM: - Instytucyjność, stabilność jest ważna. Natomiast jest trudna - ostrzegała. - Kiedy mówimy o ruchach społecznych, nie widzę instytucji, jako miejsca, poprzez które można się komunikować; również powody, dla których się zbierają ludzie, są niezwiązane z instytucją.
Jej zdaniem, obecnie panuje niechęć do instytucji, także tych zajmujących się kulturą. - Coraz mniej potrzebujemy instytucji - mówiła Szymańska.
Zwróciła także uwagę na problemy, z którymi one się borykają, pomimo ułatwień w postaci np. zaplecza finansowego. Jednym z nich jest autonomia instytucji, czego przykładem może być niedawna ingerencja rządowa w PiSF.
Podczas debaty paneliści wspólnie zastanawiali się nad tym, czy przyszłe uczestnictwo w kulturze wymagać będzie jeszcze w ogóle przynależności do sformalizowanych struktur. Podkreślali to, że kultura dzisiaj jest inna niż była 15 czy 20 lat temu, i w dużej mierze ulega deinstytucjonalizacji. Wskazali jednak konieczność zastanowienia się nad skalą docierania do odbiorcy w przypadku instytucji a nie-instytucji, a także skutkiem, jaki przynoszą działania oddolne.
- Myślę, że byłyby lepsze, gdyby miały jakąś formę wsparcia, zakorzenienia w formie instytucji - skomentował socjolog Krzysztof Stachura z Uniwersytetu Gdańskiego. - Natomiast inny powinien być model instytucji. Zbadaliśmy punkty styczne między instytucjami a tym, co dzieje się poza instytucjami. Okazało się, że instytucja jest akuszerem.
- Kluczową sprawą jest zbudowanie zaufania do instytucji. To jest bardzo realny problem, z którym musimy sobie jakoś poradzić - dodała Szymańska.
Debata „Autonomia, samoorganizacja, samorząd. O kulturze i społeczeństwie poza instytucjami” została zorganizowana przez Teatr Powszechny w Warszawie i Instytut Kultury Miejskiej we współpracy z tygodnikiem Polityka.
Pełen Manifestem Forum Przyszłości Kultury dostępny jest tutaj.