• Start
  • Wiadomości
  • Bogdan Borusewicz o KOR: po pierwszym aresztowaniu strach przechodził

Bogdan Borusewicz o KOR: po pierwszym aresztowaniu strach przechodził

Bogdan Borusewicz, wicemarszałek senatu, opowiadał w Europejskim Centrum Solidarności, jak 40 lat temu narodził się Komitet Obrony Robotników (KOR). - Patrzę, przy drzwiach stoi bardzo młoda dziewczyna, jakaś chyba licealistka, i pomyślałem: “a co ja zrobię, jak tu szkoła podstawowa zacznie przychodzić?! - mówił popularny "Borsuk".
24.09.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Bogdan Borusewicz przy biurku Jacka Kuronia w ECS. U Kuronia nie dość, że toczyła się działalność opozycyjna, to jeszcze jedzenie było pyszne.

Bogdan Borusewicz zaczął majstrować przy biurku Jacka Kuronia. - Zdaje się, że gdzieś tu jest skrytka - mówił, macając pod blatem, wokół szuflad. - Gdzieś tu za szufladą, ale nie wiem dokładnie gdzie. 

Autentyczne biurko Jacka Kuronia, i w ogóle cały jego gabinet, stoją na wystawie stałej w Europejskim Centrum Solidarności. Borusewicz oprowadzał po niej zwiedzających, chcąc w ten sposób przypomnieć o 40. rocznicy powstania Komitetu Obrony Robotników, który został założony 23 września 1976 roku w Warszawie.  

Borusewicz opowiadał: - Kuroń mieszkał przy ówczesnym placu Komuny Paryskiej, dziś placu Wilsona - wspominał wicemarszałek senatu. - Wszyscy, w tym ja, jechali wtedy do Jacka Kuronia. Jak jechałem do Warszawy, to spałem u Antka Macierewicza, ale ponieważ jego żona podawała tylko herbatę, to na obiady chodziłem do Kuroniów. Oni świetnie gotowali! U Kuronia był bez przerwy kocioł, ktoś wychodził, ktoś przychodził, więc on w ogóle drzwi nie zamykał, żeby nie musieć co chwilę wstawać i ich otwierać. Co jakiś czas wpadała bezpieka i zbierała to, co było na biurku.   

Borusewicz był wtedy studentem: - Jeździłem między Gdańskiem, Lublinem a Warszawą. Pisałem pracę magisterską z historii między 1975 a 1977 rokiem. W Lublinie na KUL zaczęliśmy działalność studencką, łącznie z kopiowaniem książek. Mój kolega skopiował “Archipelag GUŁag” Sołżenicyna, ale ponieważ robił to metodą fotograficzną, to kilka tomów mieściło się w dużej walizce. Jak to zobaczyłem, to powiedziałem: “nie tędy droga, koledzy, przecież, żeby przeczytać książkę, nie będziemy się wymieniać walizkami!”

Zdaniem Borusewicza fenomen KOR polegał na tym, że inteligencja zaczęła jednoczyć się z robotnikami, i zajmować ich sprawami. Zaczęło się od represji w 1976 roku.  

- W czerwcu tego roku był ostry bunt robotniczy w Radomiu i Ursusie. Po tym poszły represje, około tysiąca osób zatrzymano, a kilka tysięcy wyrzucono z pracy. To był zapalnik, żeby opozycja poszła krok dalej. Wiedzieliśmy, że ci ludzie potrzebują pomocy, że ówczesna władza stosowała wobec robotników inne metody niż wobec inteligencji: w Radomiu ich bito, była “ścieżka zdrowia”, dwa szeregi milicjantów z pałami po 75 centymetrów, każdego lano, kopano, znęcano się. W sądzie w Radomiu odbywały się sprawy tych robotników. I tam, w sądzie spotkałem grupę z Warszawy. Sprawy krótkie: zeznanie milicjanta i wyrok. 

Wicemarszałek senatu wspominał, że pierwotna liczba członków KOR, czyli około 30 osób, była związana z pojemnością mieszkania profesora Edwarda Lipińskiego, gdzie odbywały się spotkania: - Więcej nie można było tam zmieścić, więc bez sensu było to rozszerzać dalej. Ale inni i tak działali, nawet nie należąc do KOR oficjalnie. Tych ludzi było znacznie więcej. KOR się przekształcał: pomoc dla robotników, walka o amnestie dla więźniów politycznych; zbiórki pieniędzy dla zwolnionych z pracy; ale też wydawanie podziemnego “Biuletynu Informacyjnego”, pisma “Robotnik”, kursy samokształceniowe, kolportaż prasy i książek.

Borusewicz mówił też, jak poznał swoją żonę, Alinę Pienkowską, pielęgniarkę, która później działała w opozycji: - Ona trzy razy podchodziła, zanim zapukała do moich drzwi w bloku w Sopocie. W końcu się odważyła. Patrzę, bardzo młoda dziewczyna, jakaś chyba licealistka, i pomyślałem: “a co ja zrobię, jak tu szkoła podstawowa zacznie przychodzić?!” A ona co robi? Otwiera torebkę i wyciąga dowód osobisty! A ja do niej: “co pani z tym dowodem?! Ja też mam swój wyciągnąć?!” A potem herbatka, bo ludzie przychodzili bardzo zdenerowani, po prostu bali się. 

"Borsuk" tłumaczył, że stworzył wtedy w Trójmieście nowe środowisko: - Robotniczo-inteligenckie. Tych młodych stoczniowców przeszło 200-300 przez te nasze grupy. Znaczna część z nich zniknęła, bo byli namierzani przez SB, a to byli chłopacy z miasteczek, ze wsi, z hoteli robotniczych. Natychmiast usuwano ich ze stoczni i z hotelu! Ale dochodzili nowi. Hartowali się w sytuacji represji. Zaczęliśmy wydawać “Robotnika Wybrzeża”. Coraz więcej ludzi przychodziło na rocznicę Grudnia’70, która była organizowana od 1977 roku: najpierw kilkaset osób, potem dwa, cztery tysiące.    

Wicemarszałek senatu wspominał też, że działalność opozycyjną rozpoczął dużo wcześniej. Jako uczeń liceum plastycznego w Gdyni Orłowie został aresztowany w 1968 roku za rozdawanie ulotek i spędził w więzieniu półtora roku. - Doniósł na mnie mój nauczyciel ze szkoły, mój ulubiony pan od chemii, który jak się po latach okazało, był współpracownikiem SB - mówił z goryczą.

W sali poświęconej stanowi wojennemu Borusewicz opowiadał o tym, jak w nocy z 15 na 16 grudnia 1981 roku zorganizował strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina i jak czołgi rozjechały ten strajk: - Zapytałem oficera, który siedział na czołgu, czy będzie strzelał. “Będziemy!" - powiedział. A żołnierze za jego plecami płakali. Strajk nie przetrwał nocy, ja uciekłem po drabinie. Nie mieliśmy wtedy szans. Komuniści przestali z nami rozmawiać. Później była kopalnia Wujek. 

Na koniec "Borsuk" powiedział: - Nikt nam nic za darmo nie dał. Wszystko ciężko wywalczyliśmy. I dlatego teraz nikt nam tego nie odbierze!



TV

W zoo zamieszkały dwa lemury