PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Śmiała czyli cud pod Gdańskiem

Śmiała czyli cud pod Gdańskiem
Była połowa stycznia roku 1840. Na Żuławach rowy melioracyjne i kanały pokrywał lód. Tymczasem w górnym zlewisku Wisły zaświeciło słońce i dmuchnęły z zachodu wilgotne wiatry. Spowodowało to nieoczekiwane roztopy oraz ruszenie lodów spod Włocławka.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

W ciągu kilku dni koryta prawobrzeżnych odpływów Wisły – chodzi o Nogat i Szkarpawę – zapchała kra, która nie przepuszczała wody spływającej z górnego biegu rzeki. Pochód wody i lodu został w sposób naturalny skierowany do Wisły Gdańskiej, która na odcinku od wsi Neufähr (dzisiejsze Górki Wschodnie) aż po ujście przy Westerplatte od 25 stycznia 1840 roku również była zaczopowana szczelnym 12-kilometrowym zatorem lodowym. Przez kilka dni napływające z południa wody kotłowały się między przeciwpowodziowymi wałami Dolnej Wisły szukając nadaremnie jakiegoś ujścia.

Odczyty wodowskazów rozmieszczo­nych w kanałach i rowach meliora­cyjnych oraz w międzywalu Wisły wypełnionym po brzegi wodą były alarmują­ce. Na najniżej położonych terenach notowa­no podnoszenie się lustra wód gruntowych. W wielu miejscach woda przesiąkała przez nieszczelne wały.

Przełom Wisły w 1840 roku koło gdańskich Górek, litografia wg rysunku J. Gottheila
Przełom Wisły w 1840 roku koło gdańskich Górek, litografia wg rysunku J. Gottheila
Fot. Zbiory BG PAN

Pierwsze uderzenie

29 stycznia 1840 poziom Wisły Gdańskiej prze­kroczył stany alarmowe. Wszystko zapowia­dało, że woda podejdzie jeszcze wyżej. To już nie wróżyło powodzi. To już jakby była po­wódź. Zapowiadała się straszniej od ostatniej, sprzed jedenastu laty, z kwietnia 1829 roku. Wtedy straty były katastrofalne. No i ruszyło się. 30 stycznia 1840 roku, bodaj około południa, woda pokazała swoją bezlito­sną potęgą. Prawobrzeżny wał w pobliżu wsi Bohnsack (Sobieszewo) poddał się.

Neufähr znaczy: nowa droga. Pod dzisiej­szymi Górkami, w roku 1793, Wisła wyprostowała nieco swoje łożysko – popłynęła no­wym biegiem. Stąd zapewne ta nazwa wsi – Neufähr. Woda przedarła się na znaczny obszar Neue Rinnen Nehrung (Nowe Niziny Nadmorskie) od Górek hen za Sobieszewo. Szyb­ko zalała stare łożysko pod Neufähr, oddzielo­ne od bałtyckiej plaży wydmą szeroką zaled­wie na kilkaset kroków, najwęższą na całej Mierzei.

Poziom rozlewiska podnosił się w zatrwa­żającym tempie. Jak podaje A. Krzyżanowski w „Przyjacielu Ludu” z 1843 roku, „woda zaś pod Neufähr wznosiła się do wysokości, jakiej ży­jące pokolenie zapamiętać nie mogło”. Neufähr zaś, wieś wówczas prawie nikomu nieznaną, czekał rozgłos nie tylko lokalny – wkrótce miała zdobyć sławę miejsca, gdzie wydarzył się cud.


Łodzią jak bryczką – reguła trzech łódek

Wymuszona latami doświadczeń zapo­biegliwość żuławian nakazywała utrzymywanie w gospodarstwie minimum trzech łodzi – jednej dla domowników, drugiej dla inwentarza oraz trzeciej dla potrzebujących pomocy. Na co dzień lu­dzie poruszali się tymi łodziami – jak gdzie indziej bryczkami – po całych Żuła­wach. Dopływali kanałami do Gdańska, Elbląga, Królewca, Malborka. Z towarem. Z wizytą. Po zakupy. Z krową na targ. Po cokolwiek.


Pospolite ruszenie duchownych i świeckich

Stawało się jasne, że przerwanie lewo­brzeżnych wałów pozostawało kwestią najbliższych dni albo godzin. Niewiele mogły przeciwdziałać zbliżają­cej się klęsce żuławskie Związki Wałowe (Deichverbande), już od średniowiecza po­wołane do budowy i utrzymywania przeciwpowodziowych wałów Dolnej Wisły oraz konserwacji i ochrony systemu odwodnień. Działały na zasadach „pospolitego ruszenia”. Rekrutowały się z drużyn stanowio­nych przez wszystkie lokalne społeczności mieszkające w sąsiedztwie wałów – na rów­ni przez świeckich jak i duchownych.

Związki Wałowe nie były dobrze przygo­towane do wałki z lodem. Pierwszy lodołamacz miał pojawić się na tym odcinku Wi­sły dopiero w 1881 roku. Nie znano też przecią­gania z jednego brzegu na drugi obciążo­nych kamieniami promów-lodołamaczy. Stosowano natomiast rozrywanie wałów ła­dunkami wybuchowymi w miejscach, gdzie spiętrzona woda – grożąca zalaniem gęsto zaludnionych terenów – mogła uczynić naj­mniej szkód.


Badacz czy konspirator?

Wincenty Pol (1807-1872), poeta, geo­graf, profesor UJ, w swoim obrazie literac­kim „Na groblach” ukazuje miedzy innymi sytuację powodziową na Żuła­wach AD 1840 i jej szczęśliwe zakończenie, według relacji pewnego rybaka z wioski Górki (Naufähr) na Mierzei Wiślanej.

Była to druga wizyta poety-geografa na pobrzeżu gdańsko-królewieckim. Pierwszy raz spędził kilka letnio-jesienno-zimowych mie­sięcy, bodaj w miejsco­wości Maulen nad Zale­wem Wiślanym, jako in­ternowany podporucz­nik armii powstańczej po klęsce powstania listopadowego. Drugim razem przyjechał „nie­oficjalnie” w 1842 roku, kie­dy z trudem udało mu się uzyskać w Komen­danturze m. Lwowa zdjęcie nadzoru policyj­nego i paszport upraw­niający do wyjazdu na zjazd przyrodników do Niemiec.


Przygotowani na najgorsze

Oczekiwanie na powódź było powszech­ne na całych Żuławach. Według opowieści rybaka z Górek, ,,jak noc nadchodziła, rosła trwoga w całej okolicy i coraz wyżej przy­wiązywano czółna przy palach u domów. Całe Żuławy były podobne do wielkiego obozu, bo po groblach palono wielkie ogni­ska, aby się na nie kierować w czasie po­trzeby i widzieć nawet nocą, czy się woda wznosi, czy opada. Latarnie migały się oko­ło każdego wodowskazu... I we dnie tylko kładli się ludzie do snu (...) Wszystkie pom­py były zalane... (...) W łąkach, nawet oto­czonych nieprzerwanymi groblami, podnosiło się coraz wyżej zwierciadło wody... i rozlały się całe jeziora (...) Bydło na stat­kach ryczało straszliwie! Ludzie ledwo już żyli od trwogi! Tymczasem przychodziły sztafety z Krakowa i Warszawy co chwila, że lody na górnej Wiśle zniosło i że kra niepa­miętna idzie”.


Poczta łódkowa

Mieszczanie gdańscy z niepokojem pa­trzyli w stronę lewobrzeżnych wałów zabezpieczających Żuławy i Gdańsk od powodzi. Trwożyli się przecież nie tylko o swoje domy w mieście i towary zmagazynowane na Wy­spie Spichrzów, ale i o posiadane dobra na Żuławach, podtapianych podnoszącą się wo­dą gruntową oraz wydostającą się spod coraz mniej szczelnych wałów.

Ci właśnie właściciele – jak za swoim roz­mówcą notuje Wincenty Pol – „utrzymywali wielkim kosztem pocztę łódek, które co chwila donosiły wiadomości o stanie wody i krach, jakie wielkim zatorem siadły na po­czątku Nogatu, Szkarpawy i pod naszą wioską Neufähr, co sprawiło, że cała powódź wzięła przewagę na łoże Leniwki [Wisły Gdańskiej]”.

„Niebezpieczeństwo było wielkie dla tych pocztowych łódek – relacjonuje dalej rybak – i ostatnich dni [chodzi pewnie o ostatnie dni stycznia 1840 roku] płacono już każdą wia­domość po trzy dukaty złotem: bo ledwo czterech ludzi mogło kierować łódką, a nad­to trzeba się było przerabiać pomiędzy poje­dynczymi krami, które ciągle jeszcze woda niosła”.

Fragment mapy z 1849 r. ukazujący przełom Wisły Śmiałej obok Górek Wschodnich (Neufähr), linia brzegowa jeszcze nie jest ukształtowana jak obecnie; zaznaczony wał usypany w poprzek starego koryta rzeki ze znajdującą się na jego linii śluzą w Pleniewie (Plönendorfer Schleuse) – dzisiaj nieistniejącą; obok śluzy strzegąca jej bezpieczeństwa reduta Płonia (Fort Neufähr)
Fragment mapy z 1849 r. ukazujący przełom Wisły Śmiałej obok Górek Wschodnich (Neufähr), linia brzegowa jeszcze nie jest ukształtowana jak obecnie; zaznaczony wał usypany w poprzek starego koryta rzeki ze znajdującą się na jego linii śluzą w Pleniewie (Plönendorfer Schleuse) – dzisiaj nieistniejącą; obok śluzy strzegąca jej bezpieczeństwa reduta Płonia (Fort Neufähr)
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego Gdańsk

Dokąd dopływał rybak z Neufähr?

Czy z powyższego wynika, jakoby utrzy­mywano wodną komu­nikację z Gdańskiem mimo zatoru na dol­nym odcinku Leniwki? A może „rybak z Gó­rek” nie dopływał do Gdańska?

Uzasadnione wydaje się przypuszczenie, że ry­bak przeprawiał się tylko na drugi brzeg rzeki do „Weisse Krug” – była to straż­nica Związków wało­wych – „Biała Karcz­ma”, stojąca na koro­nie wału na gruntach wsi Wiślinka – i tam składał przekazywane zaraz do Gdańska mel­dunki o dynamicznie zmieniającej się sytu­acji na najwęższym odcinku Mierzei w okolicy Neufähr, gdzie wa­żyły się losy Żuław i Gdańska.


Po odmorskiej stronie

Według raportów inspektora wałowego J. Kossaka, podczas wysokich stanów Wisły od lat obserwowano w okolicy Górek przecieki wody „po odmorskiej stronie podnóża mierzei”. Po kilkunastu godzinach przesiąkania, podłoże wydmy osiągającej pod Górkami około 40 metrów n.p.m., zostało mocno rozmyte. Na­stąpiło pierwsze zapadnięcie gruntu, a po nim następne. W ciągu wieczora wystąpiła cała seria oberwań, aż nocą – z 31 stycznia na l lutego 1840 roku – mierzeja „ze strasznym hukiem i szumem” została przerwana na ca­łej szerokości wydmy.

Woda natychmiast rozlała się po świeżym zapadlisku i siłą swojej masy w ciągu niewielu minut poszerzyła i pogłębiła wąski i płytki przesmyk, tworząc nowy odpływ rzeki do morza. Pol tak charakteryzował nowe ujście: „Długość nowego biegu zajmuje 400 sążni – głębokość nowego wartu wynosi od strony lądu stóp 40, a od morza 17 do 20 stóp – szerokość 300 sążni na począt­ku, a 1.000 przy ujściu. Największe okręty i całe floty mogą chodzić takim wartem”. Według innego źródła, już rankiem l lutego, a więc po kilku zaled­wie godzinach, „szerokość przerwania Mierzei osiągnęła 200 m. Pod koniec lu­tego nowo powstałe ujście posiadało szerokość 600 m, rozszerzając się w kształcie lejka w stronę Zatoki, jak to przedstawiono na planie z 1841 r.” [J. Makowski 1997].


Relacja świadka

„Noc zapadła (...) – opowiada rybak z Neufähr. Ale mnie coś gnało na wodę! (...) rybacka chata nasza leżała wysoko bar­dzo na brzegu (...), kazałem żonie palić przez całą noc ognisko przed (...) chatą, a sam po wieczerzy (...) wyruszyłem jeszcze z trzema towarzyszami na wody. (...) Noc była strasz­na i ciemna. Z dala już szumiały wody na zatorze i kry nowe się tarty i gwizdały przykro. (...) Była chwila jakiegoś odurzenia i zgłu­pienia! Przestaliśmy robić wiosłami, ale łódź naszą, która była łodzią morską rybacką z dętymi bokami, niosła woda na zator (...) w tejże chwili poczęła kra pękać i strzelać, jak gdyby z dział bito! A równocześnie roz­legł się straszny huk i szum w powietrzu, jak gdyby się cała ziemia trzęsła! Po kilku takich uderzeniach poczęła straszliwie bujać nasza łódka, a to tak bardzo, że i na otwar­tym morzu w czasie najpiękniejszej burzy nie powstają większe fale i nie rzucają bar­dziej. (...) Aż dotąd płynęliśmy silnie niesie­ni powodzią, ale po spokojnym zwiercia­dle. Teraz rozwarła się morska topiel szumna, fale biły wysoko i rzucały (...) gwał­townie. Chcieliśmy obrócić i płynąć pod wodę, ale (...) nie było już siły. Więc puściliśmy się z prądem (...) oczekując (...), że się lada chwila o zator rozbijem. Ale kra przerwała mierzeję w najwęższym jej pasie. Po kilku­nastu minutach wyniosła nas gwałtowność powodzi na otwarte morze. I tu od razu uspokoiły się fale, gdyśmy nowy wyłom mierzei pominęli. Gwałtowny prąd daleko od­niósł nas na stronę, a okrążywszy morzem na kilkadziesiąt węzłów marynarskich przy­biliśmy na mieliźnie do lądu mierzei od stro­ny morza. Tu wyciągnąwszy łódkę na piasek przeprawiliśmy się przez piaszczyste pagór­ki (...) do naszej wioski na powrót pieszo, bo strach było w gardło tej nowej odnogi (...) płynąć. Po ognisku kierowaliśmy się do cha­ty. Tu (...) przesiedliśmy się na łódź nową, i ja to byłem, mój panie, który Gdańskowi i Żuławom przyniosłem pierwszy wieść o przerwaniu Wisły i o tym, że niebezpieczeństwo minęło. Nie darmo tedy parło mię tej nocy na wodę, bo zarobiłem sobie na do­bry kawałek chleba i dziś nie łapię śledzi, ale piję kseres”.


Jednym radość, drugim – płacz

Protestanccy gdańszczanie i żuławianie, ufający bardziej pracy swoich rąk niż łasce Opatrzności, wdzięczni za wiadomość, przy­znali rybakowi niemałą dożywotnią pensję oraz jednorazową wysoką nagrodę pieniężną. Ów zaś zaraz przeprowadził się z ubogiej mie­rzei na bogate Żuławy, gdzie kupił wystawny dom, nadto przestał rybaczyć i stał się właści­cielem eleganckiej berlinki wożącej między innymi tu­rystów po Zatoce Gdańskiej.

Nie wiemy, czy rybak wypisał jakąś sen­tencję nad drzwiami swojego domu; natomiast wiemy od Pola, że zrobił to nad wej­ściem do kajuty berlinki. Umieścił tam napis: „Unglück des Reichen bringt dem Armen Segen!”, co się przekłada: „Nieszczęście bogacza przynosi biednemu błogosławieństwo”. Czy w przypadku rybaka było tak naprawdę?

Narodziny nowego przełomu Wisły i odże­gnanie katastrofalnej powodzi nie dla wszyst­kich było radosne i bezbolesne. Woda, rozpie­rając ciasne dla siebie koryto pod Neufähr, porwała w odmęt morza kilka chat. Czy znaj­dowali się w nich ludzie? – nie wiemy.

  1. Bertram dodaje o jeszcze innym drama­cie: „Mniej więcej w tym miejscu, gdzie dzi­siaj [w 1907 roku] w południowo-zachodnim rogu obwodu Schnackenburg znajduje się na wale wiślanym gospoda Luchta, trochę bardziej na południe, na brzegu obecnie zatopionym w Wiśle, w obwodzie Kronhof (Wieniec), znaj­dowała się karczma Katefftenkrugt i należący do niej znaczny obszar gruntu. Karczma, później zwana też Ludwigskrug, zatonęła wraz z większą częścią należącej do niej ziemi (...) Nastąpiło to po przerwaniu wydmy mor­skiej koło Neufähr i spowodowanym tym zniszczeniem obwałowań brzegów”.


Plönendorfer Schleuse i Martwa Wisła

Wincenty Pol wspomina, iż przed samym powrotem do Lwowa nie omieszkał odwiedzić pożegnalnie rybaka na jego Żuławach. Wisła wtedy już od dwóch lat wylewała większą część wód no­wym przełomem. Do odcinka zaś swojego biegu między Górkami a Gdańskiem, nazywanego dzisiaj Martwą Wisłą, wpływała wybudo­waną w przeciągu niespełna roku drewnianą śluzą komorową w Pleniewie (Plönendorfer Schleuse), o szerokości 12,55 metra i długości 62,80 metra, ochranianą przez wznie­sioną blisko redutę Płonia (Fort Neufähr), z której czujnie śledzono ruch na rzece i w śluzie. Ze „Słowni­ka Królestwa Polskiego” dowiaduje­my się, iż w roku 1877 przepłynęło tamtędy do Gdańska 6056 tratew, berlinek zaś i innych łodzi – 13 547.

Jak Wincenty Pol postrzegał świat tamtego pożegnalnego dnia na gdańskich Żuławach? Chyba ogólnie był zadowolony... Tak opisuje ów wieczór: „Jasne słońce chyliło się ku za­chodowi. Długie cienie wiatraków, starych drzew i żaglowych statków przecią­gały po zielonych łąkach i groblach (...) Ca­ła drużyna stała na grobli niedaleko domu, oczekując na przybycie bydła. (...) Krowy, jedna za drugą, poważnie, nie pędzone od nikogo ściągały na nocne leże (...), przecho­dząc ostrożnie po kładkach i mostkach na odgłos ligawek i pasterskich rogów. (...) Jedyna to chwila, gdzie każdy, wolny od pracy – rozgląda swobodnie po świecie – i z uśmiechem spogląda na powrót bydła, które się tu tak zna z miejscem i człowie­kiem, jak człowiek zna się z wagą wody i kierunkiem tych roboczych wiatrów”.


Śmiała

Nie wiadomo, kiedy dokładnie i gdzie wymyślił Pol używane do dziś określenie nowego ujścia. Być może, iż nazwę podsunął mu sam rybak już podczas pierwszej z nim roz­mowy „w piwnicy gdańskiej przy śniada­niu”. Jakakolwiek by była geneza tego okre­ślenia, szybko się spopularyzowało. Donio­sły akt nadania zapisał Pol takimi zwyczajnymi słowami: „To nowe koryto Wisły nie ma dotąd nazwiska: a że się nim Wisła tak poczciwie i raźno ku morzu przebrała – na­zwijmy ją tutaj: »Śmiałą Wisłą«”.

Łodzie rybackie z Górek na brzegu Wisły
Łodzie rybackie z Górek na brzegu Wisły
Fot. Zbiory prywatne

Postscriptum

Czy powstanie Wisły Śmiałej nastąpiło na pewno w sposób naturalny? Czy „straszny huk (...) jak gdyby z dział bito”, słyszany przez rybaka z Neufähr, nie sugeruje, że „cud natury” mógł być dziełem człowieka wyposażonego w ładunki wybuchowe? Jakakolwiek by padła odpowiedź, nie umniejszy cudu uniknięcia przez Żuławy i Gdańsk bodaj największej w dziejach powodzi.


Tadeusz T. Głuszko

 

Pierwodruk: „30 Dni” 4/1999