Piłkarze Lechii przegrali na PGE Arenie z Lechem Poznań 1:2. Stracili szanse na mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski, ale nadal zajmują w tabeli czwarte miejsce, które daje w przyszłym sezonie grę w kwalifikacjach Ligi Europy. W ostatnich trzech kolejkach chodzi o to, by owo miejsce utrzymać.
Trzeba mieć dużą wyobraźnię, żeby na lewej obronie wystawić Rudinilsona. Reprezentant Gwinei Bissau nie zna się na robocie na tej pozycji. Jest nieruchawy, mało zwrotny, wykonuje ruchy, które mają mało wspólnego z futbolową techniką i nie ma głowy do budowania akcji. Trener Jerzy Brzęczek wystawił go na tej pozycji raz, w spotkaniu ze Śląskiem we Wrocławiu. Rudinilson pokazał się na boisku w drugiej połowie i spisywał się źle.
Mecz z Lechem był jego drugim występem w życiu w pierwszej drużynie Lechii. Na co dzień jest bowiem środkowym obrońcą zespołu rezerw.
Brzęczek miał kłopot właśnie z lewą obroną. Kontuzjowani są Jakub Wawrzyniak i Mavroudis Bougaidis, za czerwoną kartkę cierpi Nikola Leković. Czy trenerowi nie miał jednak kto opowiedzieć o walorach i wadach Gwinejczyka? Brzęczek ma wyobraźnię, skoro na niego postawił. Rudinilson dawał się z łatwością mijać, a w 29. minucie był jednym z głównych winowajców przy straconym golu. Dawid Kownacki zakręcił nim na skrzydle, podał do Łukasza Trałki, a ten strzelił na bramkę Lechii. Trzy metry od Łukasza Budziłka nogę do piłki wyciągnął zupełnie zapomniany przez pozostałych obrońców Kasper Hamalainen i było 1:0 dla Lecha.
Być może nie byłoby tego nieszczęścia, gdyby trener zastosował inne rozwiązanie: Grzegorz Wojtkowiak na lewej obronie, a Mateusz Możdżeń na prawej. Wygląda o wiele bardziej obiecująco, ponieważ Możdżeń ma pojęcie o grze na boku boiska.
Tym, który najbardziej powinien pamiętać o Hamalainenie przy pierwszym golu, był Rafał Janicki. Ze środkowym obrońcą Lechii też jest duży kłopot. Drugiego gola Lech zdobył w sposób prozaiczny, rzadko spotykany w Ekstraklasie. Po dalekim wykopie przez bramkarza Jasmina Buricia, piłka odbiła się wysokim kozłem na połowie Lechii. Janicki był najbliżej jej. Miał mnóstwo czasu, by próbować ją wybić nogą, albo nawet posłać w trybuny. Najlepsze jednak w tej sytuacji wydawało się zagranie głową – do swojego bramkarza albo gdziekolwiek.
Co zrobił Janicki? On się… uchylił i piłka przeleciała za jego plecy, a tam dopadł do niej będący w pełnym biegu Szymon Pawłowski z Lecha. Pawłowski potrafi grać w piłkę i po chwili było 2:0 dla gości.
Janicki, odkąd został kopnięty w głowę podczas meczu z Górnikiem Łęczna 26 kwietnia i stracił przytomność, wyraźnie chroni głowę przed piłką. Być może potrzebna jest tutaj pomoc psychologa. Jeśli obrońca, który puka do bram reprezentacji Polski, zamierza wyjechać do zagranicznego klubu (Celtic Glasgow?) musi koniecznie pozbyć się tej słabości.
Rzecz jasna, trener Brzęczek nie mógł się spodziewać takiego zachowania Janickiego, ale w ten właśnie sposób uleciała szansa na większy sukces w tegorocznych rozgrywkach. O Ligę Europy można wciąż powalczyć.
Lechia Gdańsk - Lech Poznań 1:2 (0:1)
Bramki: Stojan Vranjes (90, karny) dla Lechii oraz Kasper Hamalainen (29), Szymon Pawłowski (74) dla Lecha. Żółte kartki: Kevin Friesenbichler, Stojan Vranjes, Sebastian Mila (Lechia) - Zaur Sadajew, Barry Douglas (Lech). Czerwona kartka: Dariusz Formella (90, za zagranie ręką). Sędzia: Szymon Marciniak (Płock). Widzów 23 921.
Lechia: Budziłek - Wojtkowiak, Janicki, Gerson, Rudnilson (67, Grzelczak) - Makuszewski, Borysiuk, Vranjes, Mila, Bruno Nazario (86, Wiśniewski) - Friesenbichler (71, Colak).
Lech: Burić (82, Gostomski) - Kędziora, Arajuuri, Kamiński, Douglas - Kownacki (76, Formella), Trałka, Linetty, Hamalainen, Pawłowski - Sadajew (61, Jevtić).
Tabela
- Lech Poznań 34 36 60-32
- Legia Warszawa 34 35 61-33
- Jagiellonia Białystok 34 32 49-39
- Lechia Gdańsk 34 28 43-42
- Wisła Kraków 34 27 56-46
- Śląsk Wrocław 34 26 46-42
- Górnik Zabrze 34 26 47-49
- Pogoń Szczecin 34 22 43-46
Krzysztof Guzowski