PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Proces o „Krzyżaków”

Proces o „Krzyżaków”
W 1901 roku w Krakowie wytoczono proces sprzedawcy książek, który rozpowszechniał „Krzyżaków”, wydanych w Gdańsku przez Bernarda Milskiego bez zgody właścicieli praw autorskich.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Strona tytułowa gdańskiego wydania

Powieść „Krzyżacy”, choć porywająca, nie wywołała tak gorącego entuzjazmu czytelników jak Trylogia; książka nie zyskała również międzynarodowej sławy w takim zakresie, jak wydawane w milionowych nakładach „Quo vadis”. Pisanie tej powieści zajął pisarzowi całe cztery lata, od lutego 1896 do marca 1900 roku, w tym czasie, jak sam wspominał, nawiedzała go pustka w głowie, czuł się zmęczony, niezdolny do napisania kolejnej partii tekstu. Pracę zakończył w domu swego przyjaciela, Brunona Abakanowicza pod Paryżem, wywodzącego się, podobnie jak Sienkiewicz, z tatarskiej familii.

Zgodnie z tradycją tamtych czasów, książka była publikowana na bieżąco w trakcie powstawania w warszawskim „Tygodniku Ilustrowanym” (od lutego 1897 roku do lipca 1900 roku), a także w kilku dziennikach. Można zaryzykować twierdzenie, że ówczesna powieść w odcinkach była protoplastą dzisiejszych telenoweli. W październiku 1900 roku prasa krakowska i warszawska zgodnie poinformowały, że za sumę 70 tysięcy rubli Sienkiewicz sprzedał na dwadzieścia lat prawa do drukowania „Krzyżaków”, a także wielu innych dzieł, które przed 1 czerwca 1900 roku były zamieszczane w krajowych czasopismach, znanej firmie wydawniczej i księgarskiej Gebethner i Wolff  (istniała od 5 XI 1857 roku). W istocie umowa taka została podpisana jeszcze w czerwcu 1900 roku przed notariuszem St. Stempniewskim w Warszawie.

Wydanie książkowe „Krzyżaków” miało uświetnić obchody 25-lecia pracy literackiej Henryka Sienkiewicza – z różnych względów przesunięte przez samego pisarza z 1897 na 1900 rok – dlatego określono je mianem jubileuszowego. W tym samym czasie na rynku księgarskim pojawiła się niespodziewanie, jak można przypuszczać, „piracka” wersja powieści, wydana nakładem gdańskiej oficyny należącej do Bernarda Milskiego. Historyk literatury polskiej i znawca twórczości Sienkiewicza, Julian Krzyżanowski, napisał o tym wydarzeniu, że „było ordynarnym targnięciem się na prawa autorskie Sienkiewicza i wywołało proces sądowy”.

Dla kogoś, kto patrzy na to wydarzenie z perspektywy gdańskiej historii, musi to być zaskakujące, gdyż właśnie to gdańskie wydanie „Krzyżaków” z 1900 roku w wielu publikacjach zaliczane jest do znaczących dokonań miejscowej Polonii. Co więcej, wspomniany Bernard Zygmunt Milski, wydawca i redaktor „Gazety Gdańskiej”, był osobą powszechnie szanowaną.

Milski urodził się w 1856 roku w Poznaniu, w rodzinie ziemiańskiej, kultywującej tradycje narodowe i patriotyczne. Do Gdańska przeniósł się w marcu 1891 roku, 2 kwietnia tego samego roku pojawił się pierwszy numer „Gazety Gdańskiej” (tytuł ukazywał się do 1939 roku). Jego firma wydawnicza reklamowała się, polecając swoje usługi w zakresie wykonania rozmaitych produktów drukarskich: broszur, katalogów, rejestrów, ksiąg rachunkowych, rachunków itp. Potencjalnych klientów starała się przyciągnąć „nader umiarkowanymi” cenami i „skorą usługą”.

Na łamach „Gazety Gdańskiej”, a zwłaszcza dwóch dodatków: „Gwiazdki Niedzielnej” i „Anioła Stróża” zamieszczano również przerabiane w pewien sposób utwory znakomitych polskich pisarzy, miedzy innymi Józefa Ignacego Kraszewskiego, Wincentego Pola, Marii Konopnickiej czy Henryka Sienkiewicza. Nie zawsze zorientowanym czytelnikom dostarczano produkt o tym samym tytule, ale inny. Czy pytano autorów o zgodę na tego rodzaju przeróbki ich utworów? Trudno wyrokować, ale można wątpić. Z pewnością wybitnym twórcom polskiej kultury poświęcano w „Gazecie Gdańskiej” wiele miejsca, znaleźć tam było można liczne artykuły dotyczące ich twórczości, jednak czy może to stanowić usprawiedliwienie dla opisanego wyżej procederu?

Wypuszczenie przez Milskiego na rynek „Krzyżaków” doprowadziło do konfliktu z właścicielami praw do powieści, czyli firmą Gustawa Gebethnera. W grudniu 1901 roku wytoczyła ona w Krakowie proces Franciszkowi Wiśniewskiemu, urodzonemu w Mogilnie w Poznańskiem trzydziestopięcioletniemu księgarzowi. Informację o tym zdarzeniu, opatrzoną tytułem „Rozprawa o »Krzyżaków«” umieszczono w dziale „Kronika”, na stronie tytułowej porannego wydania niezwykle wówczas poczytnego dziennika „Czas” Uzasadnienie wytoczenia sprawy przed krakowskim trybunałem brzmiało następująco: „Firma Gebethner nabyła od Henryka Sienkiewicza na przeciąg lat 20 prawo wydawnictwa jego dzieł, a między temi »Krzyżaków«. Powieść tę wydała w ładnem cztero-tomowym wydaniu. Bez pozwolenia firmy, przedruku »Krzyżaków« dokonał także księgarz B. Milski w Gdańsku i puścił w obieg powieść tę w jednym tomie, bardzo licho drukowanym, zawierającym mnóstwo błędów. Sprzedażą wydanej przez B. Milskiego powieści zajmował się obwiniony Franciszek Wiśniewski, tak w Prusiech, jak w Galicji i Krakowie. Przyznał się on do sprzedaży, twierdził jednak, że nie wiedział o tem, że B. Milski bezprawnie, nie porozumiawszy się z firmą Gebethner i Ska, książkę puścił w obieg. Wykazano wszakże, że tłumaczenie to jest nieuzasadnione, ponieważ B. Milski miał także wytoczony proces o niedozwolone wydawnictwo i o tem Wiśniewskiego zawiadomił. Po przeprowadzonej rozprawie, trybunał skazał p. Fr. Wiśniewskiego za przekroczenie odnośnych przepisów ustawy na 200 koron grzywny, ewentualnie dwadzieścia dni aresztu; uznał też przepadek zabranych egzemplarzy”. Sąd zobowiązał również nieuczciwego księgarza do ogłoszenia zasądzonego wyroku w wyznaczonych gazetach:  „Czasie”, „Nowej  Reformie”, „Wieńcu” i „Pszczółce”.

Sam Sienkiewicz, choć ubolewał nad samowolą nie tylko wydawców, ale również tłumaczy, z których większość uznawała jego powieści niemal za własne, przejawiał wyraźną niechęć do procesowania się. W swoim liście do Antoniego Wodzińskiego, pisarza z równą łatwością piszącego po polsku jak i francusku, a także tłumacza dzieł Sienkiewicza, napisał w 1900 roku, że byłoby to niezgodne z jego usposobieniem, a w dodatku odebrałoby mu spokój i możność skupienia się. Rozmaici szalbierze wykorzystywali tę słabość autora, zwłaszcza w roku jubileuszowym, kiedy spotęgowało się zainteresowanie jego twórczością i potem, gdy w 1905 roku przyznano mu nagrodę Nobla.

Mogli to robić w zasadzie bezkarnie, ponieważ carska Rosja nie należała do zawartej w 1886 roku konwencji berneńskiej, chroniącej prawa autorskie. Wydawcy niemieccy, amerykańscy, włoscy, angielscy zarabiali miliony na powieściach Sienkiewicza, powstały pierwsze filmowe adaptacje, rosyjska „Potopu” i włoska „Quo vadis”. Pisarz z zainteresowaniem przyglądał się „ruchomym fotografiom”, odrzucił jednak zaproszenia na kolejne kongresy literatów przekonany, że – tak czy owak – będzie okradany: „Wzywają mnie na kongres literacki, ale mam w dupie kongres, Towarzystwo, wystawę – i wieżę Eiffel”. Można przypuszczać, że w takiej sytuacji samo wydawnictwo Gebethnera, choć skutecznie wystąpiło przeciw komuś, kto narażając ich interes rozprowadzał „pirackie” egzemplarze „Krzyżaków”,  było raczej bezradne wobec wydawcy z Gdańska. Podobnie jak autor.

W 1900 roku naród zakupił i ofiarował Sienkiewiczowi w dowód wdzięczności za wszystko, co dla niego uczynił, liczący 17 włók majątek w Oblęgorku. Jubilat był zawstydzony przyjmując dar, dał temu wyraz w jednym z listów: „Za to wszystko jestem bardzo wdzięczny, ale prawdę rzekłszy, natura moja tak nie znosi tego, żeby mi ktoś coś darował, że gdyby nie to, że w ogóle jest ziemia – i dar narodowy – miałbym wielką pokusę otrząsnąć się z tego i żyć po staremu tym, co sam mam i zarobiłem”. Dość boleśnie brzmią te słowa, w żadnym razie nie pociesza fakt, że w podobnej sytuacji znajdowali się również inni pisarze, np. rosyjscy, jak Fiodor Dostojewski, Lew Tołstoj czy Antoni Czechow. Można powiedzieć, że na ich twórczości sprytni wydawcy całkiem legalnie dorabiali się sporych majątków.

Kończąc tę opowieść można na chwilę założyć, że jednak wszyscy chcieli działać z dobrą wolą. Być może… w jakimś nieznanym nam liście Sienkiewicz zgodził się, by Bernard Milski wydał „Krzyżaków” i nie uważał, że należy o tym fakcie poinformować Gebethnera. Jeżeli jednak tak by było, to dlaczego nie wspomniał o tym w umowie z 1900 roku, choć wyłączył wtedy z kontraktu kilka nowel odstąpionych innemu wydawcy, Dembemu? A może Milski nie wiedział, że Franciszek Wiśniewski będzie się starał sprzedawać wydane przez niego książki tam, gdzie ich sprzedawać nie powinien, a sam z własnej, nieprzymuszonej woli – zdarzali się i tacy – wypłacał pisarzowi stosowne tantiemy? Prawdopodobnie nikt już tego nie wyjaśni.

 

Waldemar Borzestowski