PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Łabędzi śpiew

Łabędzi śpiew
O dwóch tekstach, które zostały opublikowane w „The National Geographic Magazine” w 1939 roku.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Dzięki uprzejmości pani Teresy Halikowskiej-Smith skromna kolekcja moich gedaniców wzbogaciła się o nowe pozycje. Są to dwie oryginalne zszywki, wyjęte z czasopisma „The National Geographic Magazine”. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie daty i zawartość publikacji. Obie pochodzą z roku 1939 i dotyczą Gdańska.

Pierwsza – październikowa – jest zbio­rem dziewięciu fotografii z komentarzem, zatytułowanym – „Wojenne chmury nad Gdańskiem i polskim portem”. Widać wyraźnie, że redaktorzy „The National Geographic Magazine” byli zaskoczeni wybuchem wojny, a chcąc przybliżyć swoim czytelnikom gorący temat, zdecydowali się na publikację fotoreportażu z materiałów archiwalnych. Żadne bowiem z prezento­wanych zdjęć – a przypomnijmy, że jest paź­dziernik 1939 roku – nie zostało wykonane po l września. Pierwsza fotografia jest bar­dzo interesująca: przedstawia niemieckich mieszkańców Gdańska w sierpniu 1939 ro­ku, czytających nagłówki gazet wyłożonych w witrynie trafiki. Dalsze zdjęcia pozba­wione są już takiego dramatyzmu. Widzi­my kolejno Motławę zatłoczoną statkami, Rybackie Pobrzeże, posterunek graniczny w Tczewie, pracujący Żuraw, samochód w trakcie kontroli na gdańsko-polskim przejściu w Kamiennym Potoku (Kolibki). Dwie ostatnie fotografie ukazują Gdynię: panoramicznie, oraz w urodzie jej wielko­miejskiej, nowoczesnej architektury. Ten cykl obrazków opatrzony komentarzami miał dostarczyć angielskiemu czytelniko­wi podstawowej wiedzy na temat miejsca, w którym zaczęła się obecna wojna.

Niemieccy obywatele Gdańska z niepokojem śledzą dzienniki w witrynie świeżo odmalowanej trafiki
Niemieccy obywatele Gdańska z niepokojem śledzą dzienniki w witrynie świeżo odmalowanej trafiki
Fot. Rene Zuber, C. Anders & Co. / „The National Geographic Magazine”
Statki oceaniczne na górnej Motławie przy nabrzeżu u wrót Gdańska. Gdańsk podzielony jest na trzy części dwoma żeglownymi odnogami rzeki, które wpadają do Wisły
Statki oceaniczne na górnej Motławie przy nabrzeżu u wrót Gdańska. Gdańsk podzielony jest na trzy części dwoma żeglownymi odnogami rzeki, które wpadają do Wisły
Fot. European / „The National Geographic Magazine”
Brukowane drogi prowadzą z polskiego miasta Tczewa do Gdańska
Brukowane drogi prowadzą z polskiego miasta Tczewa do Gdańska
Fot. Rene Zuber, C. Anders & Co. / „The National Geographic Magazine”
Gdańsk nadal przechowuje towary w pięćsetletnim Żurawiu. Ten wielki spichrz zbudowano blisko pół wieku przed wyprawą Kolumba. Wówczas Gdańsk był spichlerzem Polski
Gdańsk nadal przechowuje towary w pięćsetletnim Żurawiu. Ten wielki spichrz zbudowano blisko pół wieku przed wyprawą Kolumba. Wówczas Gdańsk był spichlerzem Polski
Fot. Hans Tschira, European / „The National Geographic Magazine”
Stop! Gdańska straż graniczna kontroluje samochód przy polskiej granicy. Kamienny Potok, tuż za Sopotem, na szlaku do polskiej Gdyni. Podróżująca kobieta okazuje paszport i przepustkę. Strażnik podnosi szlaban, pozwalając na wjazd
Stop! Gdańska straż graniczna kontroluje samochód przy polskiej granicy. Kamienny Potok, tuż za Sopotem, na szlaku do polskiej Gdyni. Podróżująca kobieta okazuje paszport i przepustkę. Strażnik podnosi szlaban, pozwalając na wjazd
Fot. Sonnke Black Star / „The National Geographic Magazine”

Czego więc dowiedzieć się mógł czytelnik „The National Geographic Magazine” w paź­dzierniku 1939 roku?

Przede wszystkim, że Gdańsk był wol­nym miastem, liczącym ponad dwie trzecie wielkości Rhode Island, że miał 407 tysię­cy mieszkańców, granicę z Polska długości 147 mil, oraz że poza Sopotem i samym Gdańskiem, na terytorium wolnego mia­sta istniały 254 wioski i osady. Informacje o posterunkach granicznych w Tczewie i Kamiennym Potoku uświadamiać miały problem korytarza oraz wyjaśnić tło konfliktu. Angielski czytelnik dowiaduje się, że wolne miasto do końca I wojny światowej było stolicą Prus Zachodnich i dopiero na mocy traktatu wersalskiego odcięto go od terytorium Niemiec. Zwierzchność Ligi Narodów i unia celna z Polską stanowiły punkty zapalne, w końcu Adolf Hitler za­żądał zwrotu miasta Niemcom, na co nie przystała Polska – „co przyspieszyło kryzys w sierpniu 1939 roku”.

W sekwencji tych dziewięciu fotografii Gdańsk jawi się jako żywe, portowe miasto, mające połączenia morskie z całym światem, a śródlądowe z Polską, Litwą, Ukrainą i Niemcami. Jest także miastem wielu wyjąt­kowych zabytków: pięćsetletni Żuraw nadal pracuje przy załadunku towarów, a fakt, że zbudowano go pół wieku przed wyprawą Kolumba, porusza wyobraźnię czytelnika. Polska – oprócz tego że posiada (a raczej posiadała) ów feralny korytarz, przed­stawiać się może jako kraj z jednej strony nowoczesny – o czym świadczy wspaniale Gdynia – z drugiej zaś – jako państwo podejmujące decyzje irracjonalne. Bo skoro Gdynia dawno już zdystansowała Gdańsk w dziedzinie przeładunków i portowej konkurencji, dlaczego odmawiać Niemcom Gdańska? Taki wniosek można by wy­ciągnąć z całego materiału, ponieważ poza stwierdzeniem o „byłym spichlerzu Polski”, żaden z komentarzy nie sięga do czasów dawniejszych. Prawdopodobnie jednak za dużo wymagamy od redaktorów „The Na­tional Geographic Magazine”. Kiedy łamią makietę tego numeru, premierem Wiel­kiej Brytanii jest już Winston Churchill, ten sam, który po układzie w Monachium powiedział: „mogliśmy wybierać pomię­dzy hańba a wojną, wybraliśmy hańbę i będziemy mieć wojnę”.

Niemcy zajmują Gdańsk. Oddziały Rzeszy wkraczają do miasta. Żołnierze jednej z nazistowskich formacji militarnych paradują przed Dworcem Głównym
Niemcy zajmują Gdańsk. Oddziały Rzeszy wkraczają do miasta. Żołnierze jednej z nazistowskich formacji militarnych paradują przed Dworcem Głównym
Fot. Waro, c. Anders & Co. / „The National Geographic Magazine”

Drugi materiał, wydrukowany w na­stępnym, listopadowym numerze pisma, jest obszerniejszy i ciekawszy. Zawiera re­portaż państwa Williama i Alicelii Franklin z ich podróży do Gdańska, jaką zdążyli odbyć dosłownie w ostatniej chwili, bo w sierpniu 1939 roku. Uzupełniony przez redakcję fotografiami (także już wojen­nymi) stanowi przyczynek do wizerunku ostatniego już w Europie miasta-państwa. Autorzy nie ukrywają sentymentu do takiej, archaicznej politycznie formy. „Wzrastają­ca siła nowoczesnych państw” dawno już zmiotła z areny dziejów tego rodzaju twory, Gdańsk jawi im się zatem jako „osobliwość przeszłości” z własna walutą, godłem, paszportami. Idea wolnego miasta, utwo­rzonego tylko po to, by dać Polakom dostęp do morza i portu, odwoływała się bardziej do przeszłości, niż realnych sto­sunków politycznych po I wojnie na tym terenie, chociaż „Gdańsk przez pięćset lat swojej wczesnej historii – jak stwierdzają państwo Franklin – był faktycznie wolnym i niezależnym miastem, mimo licznych związków z Zakonem Krzyżackim, Hanzą i królami polskimi”.

Garść okruchów histo­rycznej wiedzy, jaką zawdzięczali autorzy niewymienionym z imienia przyjaciołom z Gdańska, pozwala im na inkrustowanie relacji z podróży rozmaitymi ciekawost­kami. Należą do nich portret Napoleona eksponowany w ratuszu (za który mia­sto miało podobno zapłacić 80 tysięcy dukatów) lub historia skandalu wokół malowidła Antona Mollera, który ośmie­lił się przedstawić kilku rajców w kręgu cierpiących czyśćcowe męki pokutników.

Wysokie, ciasno zabudowane kamieniczkami gdańskie uliczki. Nad nimi wznosi się majestatyczna bryła kościoła Panny Marii
Wysokie, ciasno zabudowane kamieniczkami gdańskie uliczki. Nad nimi wznosi się majestatyczna bryła kościoła Panny Marii
Fot. William Franklin / „The National Geographic Magazine”

Państwo Franklin byli zachwyceni pa­noramą „ostatniego państwa-miasta”, jaką ujrzeli z wieży Kościoła Mariackiego. „Kręte uliczki, strzeliste fortyfikacje” przypomina­ły im „do złudzenia XV-wieczny sztych”. Ja­ko dobrzy obserwatorzy docenili również fakt, że XIX- i XX-wieczna architektura, zwłaszcza budowli publicznych, nawiązy­wała w sposób harmonijny i rozumny do dawnej, specyficznie gdańskiej stylistyki urbanistycznej.

Aby dać czytelnikowi pełniejszy ob­raz państwa-miasta, autorzy opisują swoją wycieczkę na Żuławy (gdzie zaskoczeni są poziomem tutejszego rolnictwa, „najprymitywniejszego jakie widzieli”), oraz Malborka i Sopotu. Ten ostatni objawia im się jako „najlepsze kąpielisko nad Bałtykiem” i „jedno z najbardziej wyrafinowanych miast europejskich”. Państwo Franklin, zaliczywszy partię ruletki w „Casino Hotel”, podziwiają przedstawienie „Tannhäusera” w Operze Leśnej, po którym dochodzą do wniosku, że „kurtyna z żywej zieleni i szczypty sosen” na pewno zachwy­ciłyby Wagnera. Relacja z podróży kończy się wizytą w Gdyni, która – „niedługo potem zajęta przez Niemców” – była dla autorów symbolem XX wieku i najnowszej techniki. Gdynia – podkreślają angielscy reporterzy – już na kilka lat przed kon­fliktem zdystansowała historyczny Gdańsk, ostatnie państwo-miasto.

Żołnierze oddziałów szturmowych i policjant
Żołnierze oddziałów szturmowych i policjant
Fot. Waro, C. Anders & Co. / „The National Geographic Magazine”

Tekst, bardziej krajoznawczy niż hi­storyczny, odpowiada charakterowi „The National Geographic Magazine”. Autorzy – zapewne nie zdając sobie z tego sprawy – zaśpiewali requiem nie tylko dla nie­istniejącego już państwa-miasta, ale także pewnej formuły Europy, która w tym zakąt­ku kontynentu przetrwała o chwilę dłużej. Zupełnie jak trzynasty, zagubiony w czasie miesiąc w prozie Brunona Schulza.

 

Paweł Huelle

 

Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 3(6)/1998