PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Spisek Bartholdy’ego

Spisek Bartholdy’ego
Pod koniec roku 1796 przygotowania do powstania dobiegały końca. Spiskowcy wierzyli, że nienawiść do Prusaków jest tak duża, a determinacja ludu tak wielka, iż wystarczy tylko iskra, by poruszyć zbrojną lawinę.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Daniel Chodowiecki, warta przy Bramie Oliwskiej, 1773
Daniel Chodowiecki, warta przy Bramie Oliwskiej, 1773
Fot. Zbiory BG PAN

„Tego poranku spadło nieszczęście jak wampir ma moje miasto rodzinne, przeznaczone na zagładę, i wysysało z niego szpik przez długie lata aż do zupełnego wyniszczenia! (...) Poczucie bezsilności wzmogło gniew mieszczan do wściekłości zaprawionej goryczą. Skoro pierwszy strach minął, zamieniła się ona w zajadłą zaciętość, w coraz głębiej sięgającą nienawiść do Prusaków i do wszystkiego, co pruskie, a wkrótce przerodziła się w silne postanowienie bronienia ostatniego nędznego pozoru dawnej wolności za cenę wszystkiego: ciała i życia, majątku i mienia”.

Tak opisywała nastroje w mieście po pierwszym rozbiorze Polski Joanna Schopenhauer w „Gdańskich wspomnieniach młodości”. „Podział Polski postanowiony w Rosji w 1772 roku, który temu Królestwu zagrabił przynajmniej jedną czwartą jego obszaru, został przeprowadzony niezwykle szybko, a chociaż Wolne Miasto Gdańsk tylko z zastrzeżeniem pozostawało pod polską opieką, to jednakowoż nadzwyczaj ważna część została mu odjęta”. Na rzecz Prus Polsce „zostały odjęte” między innymi Warmia, województwa pomorskie, malborskie i chełmińskie oraz część Wielkopolski i Kujaw. Sam Gdańsk stał się enklawą oddzieloną od pozostałych ziem polskich dwiema granicami. Z terytorium należącego do miasta Prusacy zagarnęli wówczas między innymi Stare Szkoty, Chełm, Siedlce, Wrzeszcz i Nowy Port. Z części zagarniętych przedmieść już pod koniec 1772 roku utworzono Królewsko-Pruskie Bezpośrednie Miasto Chełm, mające być konkurencją dla Gdańska (od 1775 roku poczęto tu nawet organizować sierpniowe jarmarki dominikańskie, które już niedługo zaczęły niekorzystnie oddziaływać na transakcje zawierane na jarmarku w Gdańsku).

 

Plagi pruskie

Przybyły z Berlina do Gdańska na początku stycznia 1772 roku rządowy komisarz pruski F. W. Reichardt zapowiedział: „Król, mój pan nie weźmie miasta siłą (...), lecz odbierze miastu cały handel, wygłodzi je, doprowadzi do nędzy i żebractwa”. Zapowiedzi te były konsekwentnie wprowadzane w życie. Zajęcie Nowego Portu spowodowało przejęcie kontroli przez Prusy nad handlem morskim Gdańska, a podwójne granice celne na Wiśle pod Toruniem i pod Gdańskiem oddały Prusakom kontrolę nad handlem wiślanym. Do tego doszły również kontrybucje nałożone na wsie gdańskie, przymusowy werbunek obywateli gdańskich do wojska pruskiego, „kordon sanitarny” wokół miasta, ustanowione w 1772 roku „cła fordońskie” w wysokości 10 procent na wszelkie towary wymieniane między Polską a Gdańskiem.

Wszystkie te „plagi pruskie” doprowadziły do upadku gdańskiego handlu i wyraźnego zubożenia mieszkańców miasta. „Jakby na urągowisko pozostawiono wolnemu, niegdyś tak potężnemu miastu hanzeatyckiemu z dawna nadany republikański ustrój, zamykając równocześnie źródło dobrobytu, który stale się kurczył. Na krótki czas pozostały jeszcze tylko pozory życia, zanikające z każdym dniem” (J. Schopenhauer). Trudno się zatem dziwić, że Prusaków, sprawców wszelkich nieszczęść, darzono szczerą nienawiścią, a pogarszające się warunki życia w mieście stały się przyczyną wielu społecznych niepokojów.

Pierwszy tumult antypruski wybuchł w sierpniu 1783 roku. Zorganizował go tragarz zbożowy Schlamm, za którym poszli inni robotnicy portowi i czeladnicy widzący w pruskich akcjach przyczynę pogorszenia się życia w Gdańsku. Podobne przyczyny miał też strajk czeladników traczy z roku 1785.

Coraz gorsza sytuacja ekonomiczna Gdańska, rosnąca bieda i bezrobocie spowodowane „plagami pruskimi” nie przeszkodziły jednak władzom miasta i setkom mieszkańców owacyjnie witać króla Prus Fryderyka Wilhelma II, który 23 września 1786 roku przejeżdżał przez Gdańsk. Polski królewski komisarz generalny Fryderyk Ernest Henning raportował Stanisławowi Augustowi na początku października: „Mam honor zawiadomić Cię, Panie, że Jego Majestat Pruski przejeżdżał tędy 23. dnia miesiąca ubiegłego przez część posiadłości gdańskich. Jego Majestat wjechał przez bramę zwaną Petershageńską, a opuścił [miasto – MA] bramą Oliwską. Magistrat pospieszył złożyć Monarsze wszelkie dowody respektu i radości”. Nie doszło do żadnych wystąpień antypruskich.

 

Pierwszy Wielki Czwartek

W 1768 roku, w swoim testamencie politycznym Fryderyk II Wielki napisał: „Ktokolwiek posiądzie ujście Wisły i miasto Gdańsk, będzie bardziej władcą tego państwa [Polski] niż król w nim panujący”. Do wypełnienia testamentu „starego Fryca” doszło w roku 1793.

Prusy od dawna szukały pretekstu do zagarnięcia Gdańska. Na początku 1793 roku stała się nim „sprawa Garniera”, francuskiego emigranta oskarżanego przez Prusaków o działania wrogie wobec Królestwa Prus. 24 lutego w deklaracji Fryderyka Wilhelma II nazwano Gdańsk „punktem zbornym sekty jakobinów”. Oskarżony przez Prusaków o szerzenie niebezpiecznych poglądów rewolucyjnych, Jan Józef Garnier, został aresztowany. Następnie rezydent pruski, Jan Chrystian von Lindenowski, zażądał od magistratu wydalenia Francuza z miasta. Po całej serii pruskich gróźb Garnier został wydany Prusakom. W tym samym czasie (styczeń 1793) podpisano traktat rozbiorowy.

Na początku marca pod wały miejskie podeszły wojska pruskie dowodzone przez generała Karola Albrechta Raumera. Pertraktacje na temat warunków poddania trwały aż do 27 marca, kiedy to delegacja Rady Miasta oddała Gdańsk w ręce oblegających. Następnego dnia, w Wielki Czwartek 28 marca, miało zacząć się obsadzanie stanowisk przez wojska pruskie.

Decyzja Rady wywołała w mieście powszechne niezadowolenie. Świadek ówczesnych wydarzeń, Gotthilf Löschin wspomina, że gdańscy żołnierze zmuszeni do opuszczenia swoich stanowisk wygrażali Prusakom i władzom miasta oraz niszczyli broń, by nie dostała się w ręce napastników. Wiele wałów obronnych zostało opanowanych przez marynarzy, żołnierzy i rzemieślników Zajęte działa skierowano w kierunku nadchodzących wojsk praskich i rozpoczęto ostrzeliwanie nieprzyjaciela. Wkrótce do walczących dołączyły tłumy gdańszczan, powiększając liczbę tych, którzy bronili wałów. Bitwa, która się rozpętała spowodowała śmierć wielu obrońców, ale i nieprzyjaciół. Ataki pruskie i kontrataki gdańskie zwiększały liczbę jeńców po obu stronach. Zdobyty przy ataku na Bramę św. Jakuba sztandar pruski obnoszono triumfalnie po mieście. Mimo starań władz miasta na ulicach cały czas trwały zamieszki i antypruskie demonstracje, a na wałach dochodziło bez przerwy do potyczek. Dopiero 4 kwietnia o godzinie dziesiątej pierwsze oddziały pruskie wkroczyły do miasta, a 15 kwietnia na budynkach publicznych Gdańska zawisły pruskie orły. 7 maja burmistrzowie i rajcy złożyli na ręce generała Raumera hołd królowi pruskiemu. Na znak żałoby wszyscy włożyli na siebie jednolite, czarne stroje.

Wielki Czwartek 1793 roku przeszedł do historii Gdańska jako dzień największej klęski, stał się symbolem upadku gdańskiej republiki, końcem mieszczańskiej wolności. Ten dzień pozostał jednak w pamięci gdańszczan również jako dzień walki, wspólnego, zbrojnego oporu przeciw najeźdźcy.

Na pewno właśnie tak ten dzień, 28 marca 1793 roku, zapisał się w pamięci młodego studenta Gimnazjum Akademickiego w Gdańsku, Gotfryda Beniamina Bartholdy’ego. W pamiętny Wielki Czwartek miał piętnaście lat i najprawdopodobniej brał udział w demonstracjach antypruskich a być może również w walkach.

 

Gorąca głowa

Urodził się 28 listopada 1778 roku w rodzinie mistrza perukarskiego i fryzjerskiego. Jego dziadek, Salomon, przybył Gdańska zapewne w połowie wieku XVIII, służył w straży miejskiej, ojciec, również Gotfryd, uzyskał obywatelstwo gdańskie w roku 1771 wraz z patentem mistrzowskim. Rodzina nie należała do ubogich: oprócz dobrze prosperującego zakładu perukarsko-fryzjerskiego posiadała własny dom przy ulicy Kaletniczej 3, na rogu z ulicą Długą. Po śmierci ojca, Gotfryda Beniamina wychowywała matka Florentyna równocześnie prowadząc warsztat.

Ulica Długa, w głębi róg z Kaletniczą i dom rodziny Bartholdych; Piotr Willer, ok. 1687
Ulica Długa, w głębi róg z Kaletniczą i dom rodziny Bartholdych; Piotr Willer, ok. 1687
Fot. Zbiory BG PAN

W dniu wkroczenia Prusaków do Gdańska Beniamin był studentem Gimnazjum Akademickiego. Jednak w roku 1795 został wydalony z uczelni za zatarg z rektorem Gralathem. Sprawa była doprawdy niepoważna. Młody student odmówił bowiem podporządkowania się odwiecznemu zwyczajowi Gimnazjum, zgodnie z którym studenci ostatniego roku obowiązani byli do noszenia przez dwa tygodnie szpady i pozdrawiania absolwentów szkoły. Młody Bartholdy uniesiony ambicją odmówił poddania się temu rygorowi, złożył nawet w Prezydium Policji zażalenie na rektora. Policja odrzuciła jednak wniosek studenta i nakazała mu przeprosić rektora. Bartholdy odmówił i musiał opuścić mury Gimnazjum Akademickiego.

Zaraz po walkach z marca 1793 roku Gotfryd Beniamin zaczął snuć plany sprzysiężenia antypruskiego. Wierzył, że podobnie jak lud Paryża i Warszawy, również lud Gdańska powstanie przeciw znienawidzonemu okupantowi. Musi go tylko do tego poprowadzić zorganizowana siła, prężny związek, na czele którego staną dzielni patrioci i republikanie.

Trzeba pamiętać, że idee rewolucji francuskiej były powszechnie znane nad Motławą, rozpalały gorące głowy, dawały nadzieję na ogólnoeuropejską wojnę, która zmiecie Prusy z mapy Europy. „Danziger Zeitung” przynosiła regularnie wieści z Paryża. Również wieści z Warszawy napawały optymizmem, szczególnie przyjęcie 3 maja 1791 roku nowej, polskiej konstytucji, która – choć w części – zgadzała się z republikańskimi tęsknotami gdańszczan.

Bartholdy postanowił działać. Już w roku 1793 namówił dwóch szkolnych kolegów – Jana Gottliba Koppe i Wiesselmeyera – do zawiązania spisku. Nazwali się Związkiem Wolnych Prusaków. Po przedwczesnej śmierci Wiesselmeyera zostało ich tylko dwóch, ale w następnych latach grupa stale, choć powoli rozrastała się. Do sprzysiężenia wstąpili uczniowie gimnazjum: Karol Fryderyk Blenck, Jan Gottlieb Schweitzer, Zyligan, Bihn i Kummer oraz czeladnik złotniczy Krampitz. W roku 1797 do grupy dołączyli kolejni uczniowie (Kapitzki, Vossberg), czeladnicy (Marcin Sokołowski, Nonhübl) i żołnierz miejski Zobel.

Jak podaje Bogdan Głębowicz, „rozwój sprzysiężenia można podzielić na dwa wyraźne etapy. Etap pierwszy obejmuje lata 1793-95, od pierwszych projektów do przystąpienia do grona spiskowców Fryderyka Augusta Kummera. Etap ten charakteryzują prowadzone w wąskim gronie dyskusje nad przywróceniem republikańskiego ustroju w Gdańsku, wspólna nauka języka greckiego i hebrajskiego, (...) przechadzki przeznaczone na naukę strzelania z pistoletu” oraz wspólne lektury „Historii Karola XII” Woltera i opisów oblężenia Gdańska w roku 1734. Spiskowcy bardzo czujnie wsłuchiwali się również w wieści płynące z głębi Polski. Nadzieje budziło w nich powstanie kościuszkowskie, a szczególnie rajd brygady Madalińskiego i działania zbrojne generała Dąbrowskiego w Wielkopolsce. Wierzyli, że wraz z podejściem wojsk polskich pod Gdańsk uda się w mieście wywołać zbrojne powstanie i wspólnymi, gdańsko-polskimi siłami przegnać Prusaków z Prus Zachodnich. Niestety, te rachuby spaliły na panewce i młodzi spiskowcy znów zostali sami ze swoimi ideałami.

Drugi etap spisku zaczyna się od przystąpienia do grupy Fryderyka Augusta Kummera. Jego wojskowe zamiłowania i zdolności (chciał poświęcić się służbie w artylerii) poprowadziły grupę w kierunku związku zbrojnego. Spiskowcy poczęli gromadzić broń (najprawdopodobniej zdobywaną na strażnikach miejskich), proch i amunicję. Regularnie przeprowadzali ćwiczenia w strzelaniu w okolicach Bramy Oliwskiej. W grupie pojawiły się stopnie wojskowe nadawane członkom sprzysiężenia przez Bartholdy’ego oraz projekty własnego umundurowania (długie płócienne białe spodnie, biała kamizelka i zielony kabat, do którego przypięta była trójkolorowa, biało-zielono-czerwona kokarda).

W tym czasie Bartholdy zażądał od współtowarzyszy wpłacenia po 60 guldenów na potrzeby przyszłej rewolucji. By dać dobry przykład sam oddał wszystkie swoje oszczędności w wysokości 240 guldenów. Większość pieniędzy wydano na zakup 200 pocisków do pistoletu, blisko 1000 do muszkietu, 6 łokci lontu, 15 funtów kul i 8 granatów. Sprzysiężeni przystąpili do opracowywania taktyki przyszłej walki.

Przywódca związku próbował zorganizować szerszą agitację wśród mieszkańców Gdańska za pomocą zwerbowanego kaznodziei. W tym celu wysłał w październiku 1796 roku jednego ze spiskowców (Blencka) z listem do diakona kościoła św. Katarzyny Jana Daniela Richtera znanego w mieście z nieprzyjaznego stosunku do Prusaków. Bartholdy pisał między innymi: „Chociaż nie mam zaszczytu znać Pana osobiście, tak jestem przeświadczony o Jego poglądach, że odważam się powierzyć Panu to, co mi szczególnie leży na sercu” (E. Keyser). Szczegółowy plan powstania Blenck przekazał Richterowi ustnie. Kaznodzieja kategorycznie sprzeciwił się wstąpieniu do spisku i jego popieraniu. Obiecał jednak, że nie zdradzi władzom pruskim zamierzeń sprzysiężonych.

Grupa zaczęła też dostawać tajemnicze listy nadawane w Gdańsku i Elblągu. Ich autorami byli rzekomi przywódcy podobnych sprzysiężeń w innych miastach Prus. Wśród nadawców pojawiały się nazwiska Fryderyka Gärtnera (występującego jako przywódca ogólnopruskiego sprzysiężenia), Volkmanna, Müllera oraz brzmiące z francuska Ferduna i Querforta. Relacjonowali oni młodym spiskowcom z Gdańska postępy w przygotowaniach do powstania w innych miastach pruskich i namawiali do rozwijania działalności spiskowej w Gdańsku.

Śledztwo prowadzone później przez władze pruskie nie potwierdziło istnienia rzekomych zwierzchników Bartholdy’ego. Niemieccy historycy mający dostęp przed II wojną światową do akt sprawy (Erich Keyser) sugerują nawet, że listy pisał i wysyłał sam Bartholdy, by wzmóc zapał członków sprzysiężenia. Ten wątek „spisku Bartholdy’ego” nie został nigdy wyjaśniony.

Pod koniec roku 1796 przygotowania do powstania dobiegały końca. Spiskowcy wierzyli, że nienawiść do Prusaków jest tak duża, a determinacja ludu tak wielka, iż wystarczy tylko iskra, by poruszyć zbrojną lawinę. Dlatego dzień wybuchu wybrali nieprzypadkowo: Wielki Czwartek, pamiętny z walk antypruskich sprzed kilku lat.

Bartholdy skomponował odezwę do ludu gdańskiego, która miała być ogłaszana w dzień wybuchu rewolucji.

 

Drugi Wielki Czwartek

Wielki Czwartek 1797 roku przypadł 13 kwietnia. Tego dnia „niedaleko Bramy Wyżynnej zgubiono czerwoną teczkę na listy, w której znajdowały się dwa świadectwa podróży i dwa listy frachtowe. Znalazca proszony jest usilnie o przyniesienie zguby do biura frachtowego Haase przy ul. Tandeta Nr 15”, do Gdańska przyjechali pan baron v. Roberts ze Słupska, konsul rosyjski i radca pan Baker, który zatrzymał się w „rosyjskim pałacu” oraz kupiec z Petersburga, pan Duisburg, który zatrzymał się w Domu Angielskim. Friedrichs d'or kosztował wówczas 22 floreny, a dukat holenderski 12 florenów 23 grosze. O tym szczegółowo donosiła gdańska gazeta „Danziger Nachrichten und Anzeigen”. O tym, co działo się w domu przy Kaletniczej 3, żadna gdańska gazeta nie napisała nigdy ani słowa.

Już od świtu spiskowcy poczęli zbierać się w głównej kwaterze rewolucji, domu Bartholdy’ego. Znosili ze skrytek broń, amunicję, granaty, a również niewielkie zapasy żywności (jeden ser, jedna szynka, pięć funtów masła, sześć czterofuntowych bochenków chleba, pół beczki piwa, pięć butelek wódki i sześć butelek wina). Blenck przyniósł również biały sztandar z pomarańczowymi frędzlami przygotowany przez jego matkę (miał on rzekomo posłużyć powitaniu króla pruskiego, który w maju miał zjechać do Gdańska, w rzeczywistości był – podobnie jak trójkolorowe kokardy – znakiem rozpoznawczym spiskowców).

O godzinie szóstej Bartholdy wyszedł z domu i skierował się ku Bramie Zielonej, gdzie zbierali się robotnicy i żołnierze miejscy szukający dorywczej pracy. Jednego z nich, Zobela, przyprowadził na Kaletniczą. Po wyłuszczeniu mu przyczyny zebrania i po kilku kieliszkach wódki Zobel złożył przysięgę i przystąpił do Związku Wolnych Prusaków. Obiecał również zwerbowanie dwóch tragarzy, Ahlerta i Kitza. Wkrótce sprowadzono ich na Kaletniczą. Ci jednak stanowczo, mimo trwających ponad godzinę pertraktacji, odmówili przystąpienia do sprzysiężenia.

Tymczasem towarzysze Ahlerta i Kitza, zaniepokojeni długą ich nieobecnością poczęli gromadzić się pod domem Barthodych. To z kolei zaniepokoiło mieszkańców ulicy, którzy podejrzewali, że w którymś z domów wybuchł pożar, o czym jego mieszkańcy nie chcą powiadomić władz.

Sąsiad Bartholdych, nadzorca prac przeładunkowych w porcie, Jan Lange udał się więc o godzinie jedenastej do Dyrekcji Policji, by powiadomić władze o niepokojach na ulicy Kaletniczej. Zeznania Langego wywołały poruszenie w cyrkule, bowiem od jakiegoś czasu policja wiedziała o przygotowaniach do powstania. O spisku została zawiadomiona dwoma listami anonimowymi już 8 i 11 kwietnia. Anonim (później, w trakcie śledztwa wyszło na jaw, że był nim jeden ze spiskowców, Schweizer) donosił, że wielu młodych łudzi sprzysięgło się, by przywrócić w Gdańsku dawne wolności republikańskie. Nie podał jednak żadnych nazwisk. Władze co prawda wzmocniły straże i w kilku miejscach wytoczyły nabite armaty, ale nie zdołały dotrzeć do spiskowców.

Zeznanie Jana Langego złożone w Dyrekcji Policji 13 kwietnia 1797 roku oraz pismo von Schröttera do byłych burmistrzów Groddecka i Weikhmanna z 17 kwietnia 1797 roku, sugerujące ich udział w spisku
Zeznanie Jana Langego złożone w Dyrekcji Policji 13 kwietnia 1797 roku oraz pismo von Schröttera do byłych burmistrzów Groddecka i Weikhmanna z 17 kwietnia 1797 roku, sugerujące ich udział w spisku
Fot. Zbiory Archiwum Państwowego Gdańsk

Po doniesieniu Langego na Kaletniczą wysłano natychmiast dwóch policjantów miejskich, Fliegego i Schmidta. Fliege wszedł do domu (w tym czasie na ulicy nie było już zbiegowiska tragarzy, którzy obdarowani przez Bartholdy’ego kilkoma szóstakami odeszli zadowoleni). Na widok policjanta zebrani uciekli na wyższe piętra budynku, tylko Bartholdy zachował zimną krew i spokojnie rozmawiał ze stróżem prawa.

Fliege wezwał Bartholdy’ego, by ten udał się z nim do Dyrekcji Policji. Przywódca spisku poprosił o chwilę czasu na ubranie się i wszedł na wyższe piętro. W tym czasie ulicą Kaletniczą przechodził umundurowany oficer regimentu gdańskiego, Lebiński. Policjant poprosił go o pomoc w zatrzymaniu Bartholdy’ego. Teraz wydarzenia potoczyły się błyskawicznie: Bartholdy widząc umundurowanego oficera zrozumiał, że spisek został odkryty. Nie chcąc wpaść w ręce Prusaków, wystrzelił z pistoletu do Fliegego. Jednak chybił. Drugi strzał mierzony w oficera również chybił (niektórzy z historyków niemieckich sugerują, że drugim strzałem Bartholdy próbował odebrać sobie życie). Bartholdy’emu pozostała jedynie ucieczka. „W zamieszaniu, wywołanym gwałtownym atakiem, udało się Beniaminowi zbiec waz z Kummerem na strych kamienicy, a następnie na dachy sąsiednich domów. Tymczasem zewsząd nadbiegali żołnierze zaalarmowani przez Schmidta. Teraz już bez trudu opanowali całe mieszkanie wraz z przygotowaną bronią, kokardami, sztandarem. Schwytani na terenie posesji Schweitzer, Nonhübel i Sokołowski zostali wraz z Florentyną Bartholdy niezwłocznie pojmani i osadzeni w areszcie. Blencka w krytycznej chwili nie było zapewne na Kaletniczej. Nie uniknął jednak swego losu. Wkrótce został schwytany na mieście” (L. Prorok). W ciągu najbliższych dni aresztowano również Bartholdy’ego, Kummera i matkę Blancka.

 

Niepokój dworu

Odkrycie spisku Bartholdy’ego wywołało wielkie poruszenie władz pruskich. Były one bowiem pewne, że gdańska grupa młodzieży jest tylko niewielką częścią większego sprzysiężenia, w które zaangażowane są elity miasta.

W trybie pilnym, 15 kwietnia, przyjechali do Gdańska z Kwidzyna prezydent prowincji Prusy Zachodnie Fryderyk Leopold von Schrötter i prezydent Kamery von Auerswald (jak donosiły „Danziger Nachrichten und Anzeigen” obaj zatrzymali się w Domu Angielskim). Wspólnie z władzami gdańskimi rozpoczęli energiczne śledztwo. Von Schrötter, podejrzewając, że w spisek zaangażowani byli wybitni obywatele Gdańska przesłał byłym burmistrzom miasta z okresu panowania Rzeczypospolitej, Groddeckowi i Weikhmannowi, ostrzegawczy list, w którym na obu nałożył areszt domowy.

Wkrótce jednak okazało się, że w sprzysiężeniu brała udział niewielka garstka młodzieży zafascynowanej ideami republikańskimi. Mimo to dwanaście tomów akt spisku przesłano w trybie pilnym do Berlina, a prezydent Kamery kwidzyńskiej otrzymał z Królewca następujące instrukcje: „Pragnę zwrócić uwagę, by aresztowanych zupełnie od siebie oddzielić, trzymać w całkowicie pewnym pomieszczeniu i dostatecznie pilnować, by nie mogli się zejść. Jestem przekonany, że komisarzom śledczym winno szczególnie zależeć na ustaleniu założyciela spisku tak zwanego Fr. Gärtnera, którym prawdopodobnie jest sam Bartholdy, wszystkich członków spisku i tych, którzy pieniędzmi i na inny sposób go popierali (...) bowiem Związek Wolnych Prusaków został założony już w sierpniu 1793 roku” (cyt. za B. Głębowicz, akta w APG).

Wydział Kryminalny Sądu Kameralnego w Berlinie już 12 czerwca 1797 roku wydal wyrok w sprawne spisku Bartholdy’ego, podpisany przez króla Fryderyka Wilhelma II. Przywódca nieudanego powstania skazany został na śmierć przez ścięcie toporem, Blenck na dożywotnie więzienie, Kummer na piętnaście lat, Sokołowski na dwanaście, Schweitzer (mimo ujawnienia, że to on był autorem ostrzegawczych anonimów) na dziesięć i Nonhübel na osiem lat. Na kary więzienia skazano również Zyligana, Zobela, Koppego, Kopitzky'ego, Vossberga, Krampitza, Florentynę Bartholdy i matkę Blencka. Diakon Richter został odsunięty od urzędu kościelnego i skierowany do prowincjonalnej parafii.

Doprawdy nie wiadomo dlaczego niegroźnych w końcu spiskowców potraktowano tak surowo. Być może było to podyktowane chęcią zduszenia w zarodku wszelkich prób zmian ustroju królestwa pruskiego. Ale być może władze pruskie wyczuły, że ośmieszyły się w pierwszych dniach po wykryciu spisku i chciały zatuszować niedobre wrażenie bardzo surowymi wyrokami, by nikt nie śmiał podważać woli króla i jego urzędników.

Skazańcy zostali umieszczeni w twierdzach w Gdańsku, Toruniu i Grudziądzu. Bartholdy oczekiwał wykonania wyroku w więzieniu gdańskim. W międzyczasie jednak złożył do króla pruskiego prośbę o ułaskawienie. Fryderyk Wilhelm II przychylił się do prośby Beniamina, jednak skazańca o tym nie poinformowano. Miał się dowiedzieć dopiero na miejscu straceń.

Szafot ustawiono, 2 sierpnia 1797 roku, na wałach miejskich. Bartholdy odmówił przyjęcia ostatniej posługi z rąk duchownego, spokojnie wysłuchał wyroku i wkroczył na miejsce kaźni. Dopiero wtedy, gdy złożył głowę na katowskim pniu radca Grützmacher wstrzymał egzekucję i odczytał rezolucję króla o zamianie kary śmierci na karę dożywotniego więzienia. Bartholdy równie spokojnie powrócił do celi w Wieży Więziennej. Po jakimś czasie przewieziono go do twierdzy w Piławie.

W roku 1799, po licznych prośbach, wstawiennictwach i ułaskawieniach, wszyscy skazani w procesie Bartholdy’ego byli już na wolności. (tylko on sam pozostawał uwięziony, choć z okazji koronacji Fryderyka Wilhelma III zmniejszono mu karę do dziesięciu lat twierdzy. Obiecano mu, że po złożeniu oświadczenia o odstąpieniu od młodzieńczych przekonań król pruski ułaskawi go. 24 sierpnia 1801 roku Bartholdy złożył podanie o łaskę, w którym napisał między innymi: „Ostatnie lata mej młodości były okresem, gdy duch podniecających nauk ziarna swe mógł rzucać najłatwiej w takie umysły, które do podobnych owoców były przygotowane podłożem idealistycznego marzycielstwa. Nie umiem wytłumaczyć, co we mnie obudziło popędliwość. Istniała jednak, lecz gdym się jej poddawał, wierzyłem, że kieruję się czystą moralnością” (cyt. za L. Prorok).

W roku 1802 Bartholdy był już na wolności i powrócił do rodzinnego miasta. Ponownie został przyjęty do Gimnazjum Akademickiego przez tego samego rektora Daniela Gralatha, z którym kiedyś wszedł w młodzieńczy konflikt. 25 stycznia 1803 roku złożył pomyślnie końcowe egzaminy. Nie wstąpił jednak na uniwersytet królewiecki, o czym myślał już wcześniej. Udał się bowiem do Francji, gdzie zaciągnął się do napoleońskiego wojska. Do Gdańska powrócił po upadku Napoleona z niezagojoną raną nogi. Do śmierci w roku 1819 pracował jako prywatny nauczyciel, udzielając lekcji w swoim nowym domu przy I Grobli 13.

***

„Spisek Bartholdyego” przeszedł do historii Gdańska jako wydarzenie o małym zasięgu i znaczeniu. Choć niektórzy autorzy polscy (Leszek Prorok, Tadeusz Kur) próbują nadać mu jakieś większe znaczenie społeczne i polityczne, widząc w nim – po części słusznie – pokłosie rewolucji francuskiej, to jednak „rewolucja 13 kwietnia” nie przyniosła rozwoju ruchów rewolucyjnych i republikańskich w Gdańsku i Prusach Zachodnich. Ta próba spisku nie miała też żadnego polskiego podłoża narodowo-wyzwoleńczego. Mimo niewielkiego zasięgu działania Związek Wolnych Prusaków wywołał jednak spore zamieszanie, wywołując niepokój nawet na dworze królewskim. Również pamięć o spiskowcach przetrwała pośród gdańszczan przez dziesięciolecia.

Być może warto zastanowić się nad propozycją Tadeusza Kura z roku 1981, by na domu Bartholdych przy Kaletniczej 3, róg Długiej, gdzie w marcu 1797 roku mieścił się „sztab główny” niedoszłego powstania umieścić tablicę, która przypomni młodzieńcze ideały garstki gdańszczan walczących o zachowanie republikańskich wolności. W każdym razie Gotfryd Beniamin Bartholdy wart jest tego, by gdańszczanie o nim pamiętali.

 

Mieczysław Abramowicz

 

Źródła i bibliografia:

Akta Naczelnego Prezydium Prowincji Prusy Zachodnie i cechów gdańskich, Archiwum Państwowe Gdańsk;

„Danziger Zeitung”, r. 1797;

„Danziger Nachrichten und Anzeigen”, r. 1797;

  1. Löschin, „Geschichte Danzigs von der altesten bis zur neuesten Zeit”, Danzig 1823;
  2. Keyser, „Die Verschwörung der Danziger Gymnasisten Bartholdy im Jahre 1797, Danzig 1922;
  3. Głębowicz, Związek Wolnych Prusaków w Gdańsku 1793-1797”, „Zapiski Historyczne” nr 1/1961;
  4. Kur, „Próżna fatyga kata w Gdańsku”, Warszawa 1981;
  5. Prorok, „Niedoszła rewolucja”, „Przegląd Zachodni”, nr 5/6, 1952.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 4/2002