PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Największy ceglany na świecie

Największy ceglany na świecie
Obok francuskiego gotyku kamiennego, w północnych Niemczech i Polsce, leżących na obszarze ubogim w kamień, narodził się i rozwinął gotyk ceglany – w porównaniu z kamiennym bardziej ascetyczny, niemal koszarowy. Stąd na naszym terenie mamy bodaj jeden kościół kamienny - w Pręgowie. Nie popadajmy jednak w kompleksy. Posiadamy coś, czego nie mają dumni Francuzi, pyszni Grecy ani nikt inny. Cóż takiego? Największy kościół ceglany na świecie. Jest nim gdańska Bazylika Konkatedralna pw. Najświętszej Maryi Panny.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Pośród gęstej zabudowy Gdańska Kościół Mariacki wygląda jak potężna fregata prowadząca flotyllę mniejszych żaglowców; 1939
Pośród gęstej zabudowy Gdańska Kościół Mariacki wygląda jak potężna fregata prowadząca flotyllę mniejszych żaglowców; 1939
Fot: W. Birker; Zbiory BG PAN

Początki

Najprawdopodobniej w 1190 roku wzniesiono w Gdańsku pierwszą świątynię chrześcijań­ską. Postawiono ją w części podgrodzia za­mieszkiwanej przez kupców i rzemieślni­ków. Był to drewniany kościółek pw. św. Mi­kołaja, w 1227 roku przejęli go dominikanie. Po roku 1227 zbudowano kościół pw. św. Kata­rzyny, początkowo również drewniany. W XIII-wiecznym Gdańsku stała też kaplica pw. św. Marii Magdaleny, należąca do zako­nu pokutnic, mieszkających między kościo­łem św. Katarzyny a dzisiejszą ulicą Stolar­ską. Blisko książęcego grodu wznosiła się świątynia pw. Wszystkich Świętych, prze­budowana w połowie XIII wieku z drewnianej na ceglaną albo kamienną. Późnoromańskie bazy granitowe, znajdowane na tamtym te­renie, mogły należeć do tego kościoła.

Na miejscu obecnego kościoła pw. Najświęt­szej Maryi Panny stał w latach 1243-1308 drewniany kościółek pod tym samym wezwaniem. Zbudował go książę Świętopełk prawdopodobnie dla upamiętnienia zmarłej matki. Został zniszczony w 1308 roku przez po­żar, który mógł powstać wskutek walk z nę­kającymi miasto wojskami brandenburski­mi lub z Krzyżakami, którzy w listopadzie 1308 roku podstępnie opanowali miasto.

 

Niedokończona budowa

Prace budowlane przy wznoszeniu gdań­skiego kościoła Najświętszej Maryi Panny prowadzono w trzech etapach przez 159 lat, od marca roku 1343 do lipca 1502. Czy jednak w roku 1502 rzeczywiście ukończono budo­wę tego kościoła? Wydaje się, że ją tylko przerwano. Potwierdza to wykończenie za­chodniej wieży dzwonnej, prowizoryczne, nie harmonizujące z lekkością strzelistych wież zdobiących korpusy tej najdostojniej­szej gdańskiej świątyni. Mimo owej dysharmonii, dla wielu pokoleń Wieża Mariacka, przykryta tymczasowym dachem, stała się tak samo osobliwie gdańska, jak Dwór Artusa z fontanną Neptuna, Żuraw zbudowany nad bramą ulicy Szerokiej czy Ratusz Głów­nego Miasta.

Według przypuszczeń, wieżę dzwonną miał zdobić wysoki szczyt, którego modelem, wykonanym w skali 1:10, jest wysmukły sakramentarz (z łac. tabernakulum) z 1482 roku, stojący przy północno-zachodnim filarze prezbiterium. Z takim szczytem wieża przekroczyłaby wysokość, wynoszącą obecnie 82 metry, osiągając około 160 metrów!

 

Gigant od zarania

159 lat budowy kościoła Mariackiego to wcale niedużo, jeśli uwzględnić ogrom inwestycji, finansowanej wyłącznie przez gdańszczan oraz fakt, że na budowach pracowano kiedyś tylko w miesiącach cie­płych, okołoletnich.

Przypuszczalnie od samego początku pla­nowano, że kościół stanie według modły hanzeatyckiej na planie krzyża łacińskiego. Potwierdzałoby to odkrycie przed ostatnią wojną nieukończonych fundamentów szy­kowanych pod nawy poprzeczne (tzw. transepty, mające tworzyć ramiona krzyża. Nie ukończoną budowę tych fundamentów rozpoczęto w latach 1343-1361.

Konstrukcja – początkowo dwupiętrowej – wieży dzwonnej, zdolna dźwignąć jeszcze kilka kondygnacji, również sugeruje, że gdańszczanie od samego początku plano­wali zbudowanie świątyni ogromnej. Prze­szkodzili w tym częściowo Krzyżacy, nie godzący się, by jakakolwiek budowla prze­wyższała ich warownię wzniesioną na miej­scu dawnego grodu książąt pomorskich (po grodzie tym nie ma dziś widocznych śla­dów, przypuszcza się, że zlokalizowany był przy dzisiejszej ulicy Grodzkiej, opodal lo­dziarni Miś). Drugą, nie mniej ważną prze­szkodą, mogły być ujawniające się pustki w kasie budowniczych kościoła.

 

Ostatnia cegła

Wiadomo, że mistrz murarski Henryk Hetzl o godzinie 4. po południu, w 28 dniu lipca, roku 1502 był u Najświętszej Maryi Panny. Znajdował się wysoko, około trzydziestu me­trów ponad kościelną posadzką, gdzie kładł ostatnią cegłę sklepienia, które sam ufundował. Było to gwiaździste sklepienie żebrowane, rozpięte nad skrzyżowaniem nawy głównej z transeptami i prezbite­rium, później wielokrotnie fotografowane. Do ukończenia pozostało mu ostatnie żebro i właśnie je kończył. Czy był tego świadom, że wykonuje ostat­nią pracę murarską na budowie mariackiej świątyni? Czy wiedział, że wszystkie póź­niejsze roboty będą miały już tylko charakter rozbudowy, przebudowy albo repe­racji kościoła?

 

Sklepienie nad skrzyżowaniem naw
Sklepienie nad skrzyżowaniem naw
Zbiory BG PAN

Wieża, dzwony i co jeszcze?

Najbardziej wyróżniającym się elementem gdańskiej panoramy jest na pewno masyw­na Wieża Mariacka z charakterystycznym dachem o załamanych połaciach. Ze wszyst­kich stron opięto ją wysokimi przyporami na sposób flamandzki. Drugiej takiej nad Bałtykiem nie znajdziesz. Zbudowana na słabonośnym gruncie, mocno filtrowanym przez podskórne wody, stosem dziesiątków tysięcy cegieł pnie się do wysokości 77 metrów, mierząc zaś po kalenicę dachu – 82 metry. Wi­dać ją już spod Pruszcza, z Helu. Jej mury są grube na dobre 3 metry.

Uwzględniając, że jedna cegła gotycka waży nawet do 7 kilogramów, można by zapytać o siłę nacisku wieży na grunt, o jej fundamenty. Za nieco wykrętną z konieczności odpo­wiedź niech posłuży stwierdzenie, iż wła­śnie mija pół tysiąca lat, jak wieża dzielnie sobie stoi i jakoś się nie przewraca. Co zaś tyczy fundamentu, to legł na dębowej pali­sadzie, a jego szalunek uszczelniono powszechnie stosowanym i niezawodnie izolu­jącym nawozem zwierzęcym.

Nie jest to jednak budowla niezniszczal­na, doskonała. W latach międzywojennych na całej wysokości otoczono ją rusz­towaniem. Nie bez powodu. W wielu miejscach mury popękały. Najgroźniejsza szczelina powstała w południowo-zachodnim narożniku. Była tak szeroka, że mógł do niej wejść kilkunastoletni pomocnik murarski, co jest uwiecznione na foto­grafii. Jeszcze dzisiaj bystrym okiem ła­two wypatrzyć ceglane plomby założone w tamtych latach na wszystkich pęknię­ciach. Od wewnątrz wszystkie szczeliny zalano betonem.

Przypuszcza się, że uszkodzenia muru mo­gły być skutkiem wibracji powodowanych kołysaniem dzwonów. Było ich siedem. Każdy służył czemu innemu. Najstarszy „Osanna”, odlany w 1373 roku, dzwonił na trwogę. „Apostolicą” z 1383 roku dzwoniono w święta apostołów. „Sybilla”, z końca XIV wieku, dzwoniła podczas uroczystości po­grzebowych. „Dominicalis”, z 1423 roku, był dzwonem niedzielnym. „Gratia Dei”, z 1445 roku, nazywany też dzwonem modli­tewnym, rozbrzmiewał trzy razy dziennie na Anioł Pański – wiadomo, iż ważył 130 cetnarów (ponad 8 ton), a rozkołysać go musiało dwunastu mężczyzn. „Ferialis” był dzwo­nem dni powszednich. Najwyżej wisiał najmniejszy dzwon, ufundowany przez mieszkańców ulicy Długiej w 1462 roku – „Die lange Glock”. Kiedyś kołysali dzwo­nami niewidomi dzwonnicy. Mieli na wieży swoje pomieszczenie. To oni sygnalizowa­li, kiedy należy otwierać albo zamykać bramy oraz rozpoczynać lub kończyć pra­cę w porcie i w mieście. Dzisiaj w Wieży Mariackiej wiszą tylko dwa dzwony, oba odlane po wojnie i poruszane są siłą motorów elektrycznych.

Z wieży rozciągał się szeroki widok nie tyl­ko na całe miasto z wszystkimi bramami, ale też na znaczny obszar Żuław, ujście Wisły, Zatokę, cysterską Oliwę i wzgórza Wysoczyzny Gdańskiej. Strażnicy strzegli stamtąd bezpieczeństwa miasta. Dla nich również wydzie­lono osobne pomieszczenie z piecem. W latach panowania Krzyżaków, około roku 1363, urządzono w wieży... przytułek dla ubogich – reclinatorium pauperum. Pomysł okazał się jednak zbyt daleko idący, a miesz­kańcy hałaśliwi, tak, że po krótkim czasie przytułek zlikwidowano.

 

Ołtarz główny

Pierwszy ołtarz główny stanął w prezbite­rium 2 sierpnia 1476 roku. Był bogato rzeźbiony i hojnie złocony. Nawiązywał – rzecz jasna – do Najświętszej Maryi Panny. Mimo że jego realizacja zmusiła gdańszczan do ogrom­nych wydatków, bez żalu zdemontowali go w 1516 roku w związku z budową... nowego oł­tarza. Stary przekazali kościołowi w Wocławach, gdzie wzbudzał wielki podziw. Spłonął tam w 1729 roku.

Nowy ołtarz w Mariackim po­wstał w latach 1510-1517. Kosztował gdańszczan zawrotną sumę 13 550 grzy­wien. Jedna grzywna była równa 185 gra­mom srebra. Większość pieniędzy zebrano ze sprzedaży odpustów. Podobno zachował się list odpustowy, wydany w maju 1516 roku przez papieża Leona X, a wystosowany na prośbę Jana Scultetusa, proboszcza mariac­kiego. Ołtarz nawiązuje do Koronacji Najświętszej Maryi Panny.

To rzeźbiarsko-malarskie arcydzieło zostało wykonane w Gdańsku przez mistrza Michała z Augsburga i jego warsztat. Gdańszczanie, olśnie­ni niezwykłym przesłaniem ewangelicznym i poziomem artystycznym ołtarza, przyjęli w 1518 roku mistrza z Augsburga do eksklu­zywnego Bractwa św. Rajnolda. Rzeźbiona scena Koronacji, tworzona przez ponadnaturalnie wielkie postaci Chrystusa, Maryi i Boga Ojca, jest umieszczona w złoconej i bogato zdobionej wnęce szafy ołtarzowej o wymiarach 489 na 390 centymetrów. Szafę zamykają trzy pary skrzydeł. Skrzydła wewnętrzne są obustronnie rzeźbione. Ich rewersy za­wierają łącznie dziesięć kwater ze scenami z życia Maryi i Jezusa. Awersy zdobiły 144 figury świętych i ojców Kościoła. W tej liczbie było czterdzieści rzeźb srebrnych. Przetopiono je na pie­niądze w 1577 roku podczas oblężenia Gdańska przez wojska Stefana Batorego. Malowane skrzydła są wzorowane na grafikach Dürera, który podobno był nauczycielem mistrza Michała. Malowidła odwrocia ołtarza wyko­nał w 1539 roku mistrz Marten. On również na­malował rewers podstawy szafy ołtarzowej – predelli. Na jej awersie umieszczono w 1870 roku płaskorzeźbę Juliusza Wendlera, przedstawiającą złożenie Chrystusa do gro­bu.

Mocno uduchowiony, ale i chyba porywczy twórca mariackiego ołtarza NMP, mistrz Michał, włączył się w latach dwudziestych XVI stulecia do zainspirowanej protestem Lutra reformy Kościoła. W 1526 roku, po stłumieniu protestanckiego tumultu, został wygnany z miasta i pozbawiony gdańskiego obywa­telstwa. Ujął się za nim król Zygmunt Stary oraz... kilku rozmiłowanych w sztuce hierarchów Kościoła. Po roku mistrz powrócił do Gdańska, ale co robił – historia milczy. Jego ołtarz, początkowo entuzjastycznie podziwiany, szybko popadł w zapo­mnienie. Przerabiano go i zniekształcano. Oczyszczony w latach trzydziestych XX wieku ze szpetnych przeróbek i odnowiony, przetrwał wojnę ukryty w Kadynach.

 

Ostrołuki z kamienia i cegły

Chociaż ostrołuk znany był już budowni­czym romańskim, dopiero architekci gotyc­cy w pełni go poznali i wykorzystali. Od­kryli, że dzięki uzyskiwanemu przezeń specyficznemu rozkładowi sił, umożliwia wzno­szenie szerokich naw o niezwykle wysokich sklepieniach, wspierających się już nie na przysłaniających światło ciężkich romań­skich murach, ale smukłych i strzelistych filarach. Ponieważ średniowieczni muratorzy kochali światło, pragnęli wprowadzić go jak najwięcej do swoich budowli. Redu­kowali mury do najniezbędniejszych fila­rów wynoszących sklepienia najwyżej, jak tylko możliwe. Okna odtąd zajmowały całe wnęki przęseł gotyckich kościołów. Znako­micie rozwinęła się sztuka witraży.

W średniowieczu zbudowano bodaj wszyst­kie znane katedry francuskie. Najczęściej stosowanym materiałem budowlanym był kamień. Wyczarowywano z niego najfantastyczniejsze budowle, z przepychem zdo­bione rzeźbami. Ponieważ ówcześni archi­tekci nie znali rysunku technicznego ani obliczeń konstrukcyjnych, ich dzieła, sta­wiane „na nosa”, często zawalały się jeszcze przed ukończeniem. Było tak ze słynną budową kościoła w Beauvais we Francji, gdzie sklepienia i wieże wydźwignięto poza granice możliwości. Katastrofy takie trak­towano w zasadzie jako normalne. Drogą prób i błędów, cierpliwie dochodzono do konstrukcji doskonałej, czyli takiej, która nie runęła. Największe francuskie katedry wzniesione są właśnie z wykorzystaniem tej wiedzy. Są tak wielkie, jak tylko mogą być, ze względu na ściśliwość kamienia. Gdyby były większe, budulec uległby skruszeniu. Inaczej niż dzisiejsze, gmachy gotyckie stoją właśnie dzięki ściskaniu i dzięki temu, czy to kamień czy cegła, właściwie nie potrzebują zaprawy.

 

Wypadek przy pracy?

To dzieło miało zachwycać ogromem, pięk­nem i perfekcyjnym wykonaniem. Tymcza­sem dość łatwo dostrzec co najmniej dwie poważne niekonsekwencje lub błędy, po­wstałe w trakcie budowy. Otóż budujący nawę północną Hans Brand, by nie wejść ze swoją ścianą w okno transeptu, skrzywił ją na ostatnich metrach i w ten karkołom­ny sposób okno wyminął. Mistrz Hetzel na­tomiast, budujący przeciwległą nawę, nie skopiował skrzywienia Branda. Natarł swoją ścianą prosto w okno południowego transeptu, tak, iż traci ono swą okazałość. Podobnie też nie udało się postawić świąty­ni dokładnie na planie krzyża, na przeszko­dzie stanęła bowiem... plebania. Nie wiado­mo, czy okazała się zbyt ważna dla budowniczych, czy też były inne przyczyny. Dość, że jedno z ramion krzyża nie jest dostatecz­nie rozwinięte.

 

Chrzcielnica i spady od Świętego Jana

Stojąca przy wejściu do nawy głównej chrzcielnica jest tworem powstałym z tego, co zachowało się z mariackiego oryginału oraz ocalałych resztek chrzcielnicy z kościoła pw. św. Jana. Od św. Jana przeniesiono też między innymi am­bonę i organy. Ośmioboczny cokół chrzcielni­cy figury z brązu i bramka są oryginalne i pochodzą z Kościoła Mariackiego. Pierwotne baptysterium mariackie oddane zostało 16 listopada 1557 roku. Wszystkie elementy brązowe chrzcielnicy odlano w Utrechcie. Niewiele brakowało, a wcale by stamtąd nie przypłynę­ły. Wiozący je statek doznał poważnej awarii sztormując we mgle na wysokości Półwyspu Helskiego. Ładunek przesunął się, a okręt podczas przechyłu nabrał wody.

 

Przyfilarowy ołtarz św. Adriana
Przyfilarowy ołtarz św. Adriana
Zbiory BG PAN

Hiperprzybytek

Mało gdzie modlono się, jak w Gdańsku u Najświętszej Maryi Panny. Bo i były odpowiednie warunki! Poza ołtarzem głównym, znajdowało się tam 31 kaplic bocznych oraz dodatkowo 17 przyfilarowych ołtarzy utrzy­mywanych przez korporacje rzemieślnicze, cechy, bractwa i rody, w których posiadaniu pozostawały czasem nawet do XVIII stule­cia. Do dzisiaj zachowały się tylko dwa przyfilarowe ołtarze. Stoją w korpusie zachod­nim świątyni. Na jednym z nich umieszczo­no przytłaczającą, kamienną figurę św. Anto­niego.

Do reformacji Lutra ten istny kombinat du­chowy obsługiwało prawie 120 kapelanów, ośmiu wikarych i proboszcz. Na utrzymanie kapelanów i kaplic organizacje i rody prze­znaczały sporo pokaźnych zapisów. Najwcześniej sprawowano mszę św. w należącej do rodu Ferberów kaplicy pw. św. Baltazara. Latem rozpoczynano o czwartej ra­no, a zimą o piątej. Bywało i tak, że w jed­nym czasie odprawiano liturgię przy prawie wszystkich ołtarzach.

 

Największa nekropolia

Bazylika Mariacka jest największą w Polsce nekropolią urządzoną w murach kościoła. Ma najbogatszy zespół mieszczańskich płyt nagrobnych.

Od XIV wieku zaprzestano grzebania wybitniej­szych mieszczan na przykościelnym cmen­tarzu, udostępniając im krypty pod boczny­mi kaplicami oraz nawy. Zmarłych grzebano w nawach na głębokości 3-4 metrów. Często w kil­ku warstwach. Większość kaplic i krypt po­siadały korporacje, cechy i bractwa. Naj­bardziej liczący się w mieście cech kupców miał swoją kryptę pod kaplicą św. Marii Magdaleny. Były też krypty prywatne, nale­żące do fundatorów kościoła, między innymi krypta pod kaplicą św. Baltazara długo pozostawa­ła w posiadaniu rodu Ferberów.

O zmarłych i miejscu złożenia ciał przypo­minały epitafia umieszczone na ścianach i fi­larach świątyni. Miały formę rzeźb, płasko­rzeźb oraz malowideł. Nierzadko z wyszu­kanym obramowaniem. Do wrażliwej wy­obraźni najmocniej chyba przemawia epita­fium Konstantyna Ferbera. Widzimy tam przerażone dziecko spadające głową w dół. Podobno ta scena ma przypominać o cudow­nym wybawieniu od śmierci małego Kon­stantyna Ferbera.

Pierwszymi pochowanymi w kościele byli gdańscy burmistrzowie – Konrad Letzkau i Arnold Hecht, podstępnie zamordowani przez Krzyżaków w poniedziałek po Niedzieli Palmowej 1411 roku za sprzyjanie polity­ce Władysława Jagiełły. Pogrzebano ich przed kaplicą św. Jadwigi. Miejsce pochów­ku przyłożono kamienną płytą z łacińską in­skrypcją.

Od XVII wieku fundowano płyty grobowe dla całych rodzin. Częstą praktyką było odsprzedawanie płyt np. po wygaśnięciu rodu. Wówczas dodawano nowe inskrypcje albo płytę przekuwano. Data umieszczona na płycie najczęściej nie oznaczała roku śmier­ci, ale czas jej ufundowania. Do typowych zdobień nagrobnych płyt, poza inskrypcja­mi i numerami katalogowymi, należały kar­tusze, herby i obramienia. Od czasów napoleońskich pochówków w ko­ściele w zasadzie zaprzestano. Spośród istniejących tutaj kiedyś ponad pięciuset płyt na­grobnych, zachowało się kilkaset. Nie wszystkie jednak zajmują dawne miejsca. W latach pięćdziesiątych XX wieku, podczas przekładania posadz­ki, pogruchotanej w 1945 roku przez walące się stropy, popełniono trochę mimowolnych zmian.

 

Szlachetni majstrowie i prości bracia mniejsi od Najświętszej Maryi Panny

Statut murarski z 1388 roku głosił, że mistrz mógł trzymać dwóch uczniów i nieograniczoną liczbę czeladników. Ilu tych ostatnich pracowało na murach kościoła NMP, trudno dociec. Jedno jest pewne – ważną choć nie­docenianą rolę pełnili wśród nich tragarze, którzy roznosili cegły. To fakt, że posługiwano się już bloczkami, ale windowano tym spo­sobem głównie elementy rusztowania i za­prawę. Cegły natomiast były wnoszone przede wszystkim na plecach.

 

Gdańsk zawsze wierny

Reformacja w Gdańsku szybko zadomowiła się i okrzepła. Pierwsze nabożeństwo prote­stanckie odprawiono w kościele NMP już w 1529 roku. Zaraz też ujawniła się nowa więk­szość wyznaniowa. Katolikom pozostawiono jedną świątynię, kościół pw. św. Mikołaja. Jeszcze do niedzieli 2 listopada 1572 roku kato­lickiemu proboszczowi pozwalano odpra­wiać mszę św. przy głównym ołtarzu. Jed­nak już tydzień później na prawie czterysta lat mury świątyni mariackiej zostały dla kultu katolickiego zamknięte.

Godność probosz­czów mariackich oficjalnie nadal pełnili du­chowni katoliccy, nominowani na ten urząd przez królów polskich. Stale rezydowali w plebani sąsiadującej z kościołem, zaś pa­tronat królewski nad Kościołem Mariackim, który wygasł dopiero po rozbiorach, przez długie lata uniemożliwiał protestantom usuwanie z kościoła katolickich ołtarzy oraz in­nych „papieskich” dzieł sztuki. Mimo to, za­radny protestancki zarząd stopniowo uprzątał katolickie pozostałości, między innymi wielkodusznie ofiarował Zygmuntowi III Wazie przechowywane w predelli ołtarza główne­go liczne relikwie.

Owocem tego konfliktu jest zupełnie wyjąt­kowa pośród gdańskich świątyń, barokowa kaplica pw. Świętego Ducha, znana jako Kaplica Królewska, powstała przy znaczą­cej pomocy króla Jana III Sobieskiego. Jej bryła bardziej przypomina kamieniczki niż obiekt sakralny. Konsekrowano ją jako świątynię katolicką w 1685 roku, bez nadawa­nia temu wydarzeniu rozgłosu, w atmosfe­rze niemal konspiracji. Po 1945 roku tak pro­wadzono odbudowę otoczenia kaplicy, by z daleka było widać to filigranowe cudo przycupnięte pod masywną bryłą mariac­kiej świątyni. Jeśli dobrze przyjrzeć się uli­cy Grobla I, widać, że linia kamienic deli­katnie skręca, właśnie po to, by kaplica by­ła lepiej widoczna z oddali.

 

Rys. Tadeusz Głuszko

Gorsety i kolorowe odsłony

Sklepienie kościoła podtrzymują 22 filary ośmioboczne oraz 4 filary o profilu stylizowanego krzyża greckiego – te ostatnie wy­stępują na skrzyżowaniu naw. Wszystkie zbudowano z cegieł. Po wojnie pięć z nich wzmocniono żelbetowym gorsetem. Było to wymuszone pękaniem trzonów filarów i groźbą runięcia nie tylko ich samych, ale i części sklepień. Na ogół budowano filary z litej cegły – jak np. wzmocniony gorsetem trzon północno-zachodniego filara w prezbi­terium. Sąsiedni filar południowy (również opasany gorsetem) budowniczowie średnio­wieczni wypełnili gruzem. Bardzo to obniży­ło koszty, ale i osłabiło konstrukcję.

Tak jak ściany, wszystkie filary są pobielone, dlate­go niewprawnym okiem trudno dostrzec gorsety. Dla wzmocnienia konstrukcji wszystkie filary spięte są obecnie (dobrze widocz­nymi) stalowymi naciągami. Rozkład sił w sklepieniu gotyckim dąży bowiem nie­ustannie do rozparcia konstrukcji na boki. Naciągi wspomagają pracę przypór, podpie­rających kościół ze wszystkich stron. Inaczej, niż np. u św. Katarzyny, przypory Mariackie­go wpuszczone są do środka kościoła. To roz­wiązanie nowocześniejsze i bardziej zaawan­sowane technologicznie, świadczące o jako­ści myśli technicznej budowniczych. Ubocz­nym produktem takiego rozwiązania są liczne wnęki, wykorzystane jako kaplice, któ­rych granice wyznaczają właśnie przypory.

Na ścianach i filarach w kilku miejscach od­słaniają się resztki dawnych fresków – gotyckich i późniejszych. Jeden z ciekawszych to malowidło z około 1500 roku, umieszczone na za­chodniej ścianie północnego transeptu, pra­wie naprzeciw odtworzonego ze­gara astronomicznego, przedstawiające le­gendę o św. Jerzym. Podczas prac zabezpie­czających stwierdzono istnienie pod nim drugiego fresku o identycznej treści. Obrazy rozwarstwiono, umieszczając fresk ze­wnętrzny na zastępczym podłożu. Obydwa malowidła są eksponowane razem z grupą rzeźb przedstawiającą św. Jerzego walczące­go ze smokiem. Ciekawe gotyckie freski odsłonięto niedawno w kaplicach św. Jadwigi i św. Jakuba.

 

Okna

Światło dzienne napełniające nawy Kościoła Mariackiego jest prawie równe postrzega­nemu na zewnątrz świątyni. Wynika to stąd, że przedostaje się tam aż 37 wielkimi okna­mi o wymiarach około 4,5 na 18 metrów. Największe okno, „przeprute” w ścianie wschodniej, nie ma sobie równych w całym Gdańsku. Jego szerokość wynosi 6,7 metra, a wysokość – 19,5 metra. Zajmuje powierzchnię 130 metrów kwadratowych. Wszystkie okna ozdobione są XIX-wiecznymi neogotyckimi maswerkami. Pionowo dzielą je tzw. laskowania, czyli listwy z odcinków kamie­nia lub cegieł.

Częstym motywem dekoracyjnym maswerków są liście koniczyny i rybie pęcherze. Niegdyś były przeszklone barwnymi witrażami. Zużyto na nie około 2 i pół tysiąca metrów kwadratowych szyb. Wpadające do kościoła światło migotało paletą kolorów.

 

Tadeusz T. Głuszko

 

Pierwodruk” „30 Dni” 7/1999