PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Dwie wizyty Napoleona

Dwie wizyty Napoleona
Napoleon Bonaparte zdobył Gdańsk i w znacznym stopniu doprowadził do jego upadku i wyludnienia. Był jak dżuma, która sto lat wcześniej pozbawiła miasto połowy mieszkańców. W wyniku niezwykle długotrwałych działań wojennych całe dzielnice zostały doszczętnie zrujnowane, spalone i ograbione, narzucone miastu kontrybucje zachwiały jego finansami, a blokada kontynentalna Anglii doprowadziła do marazmu w handlu. Napoleon nazwał Gdańsk „kluczem do wszystkiego" i poświęcał mu wiele uwagi.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Tutaj koncentrował swoje armie ruszając na wschód, tu­taj osadził jednego ze swoich najwierniejszych i najbardziej zdolnych generałów Jeana Rappa, którego zadaniem było prowadzić obronę twier­dzy jak najdłużej, by tym sposobem odciągnąć znaczne siły wroga od głównego teatru wojny. Na próżno, klęska cesarza była już wówczas nieunikniona. Dzięki niej powrócił do Gdańska z Luwru „Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga, wywieziony z miasta niczym zwycięskie trofeum. Zainicjowana wówczas idea utworzenia Wolnego Miasta Gdańska odrodziła się wiele lat później w wyniku ustaleń traktatu wersalskiego.

Ta rzeźba – sztabowy stół cesarza z mapą, kapeluszem i płaszczem – ustawiona na Grodzisku upamiętnia wydarzenia sprzed ponad dwustu lat

Gdańsk kluczem do wszystkiego

Oblężenie Gdańska w 1807 roku było jed­nym z końcowych etapów wojny, jaką Prusy Fryderyka Wilhelma III wypowiedziały Francji, która znajdowała się u szczytu swojej militarnej potęgi. I szybko zostały pokonane, ale nie zaprzestały oporu, licząc na pomoc wojsk sojuszniczych. Garnizony silnie ufortyfikowanych twierdz Gdańska, Torunia i Kołobrzegu wciąż broniły się, li­cząc na rychłe przybycie odsieczy. Nadzieją napawał je fakt, że do wojny przystąpiła po­tężna Rosja.

Napoleon dobrze zdawał sobie sprawę z ogromnej roli, jaką w całej kampanii mógł odegrać Gdańsk. Pozostawienie na tyłach maszerującej na wschód francuskiej armii kontyngentu wroga, który mógł być zaopa­trywany drogą morską, stanowiło poważne zagrożenie. W niespełna 45-tysięcznym mieście znalazło się 15 tysięcy Prusaków i blisko 5 tysięcy Rosjan. Należało ich jak najszybciej unieszkodliwić. W tym celu, 4 stycznia 1807 roku, Napoleon zadecydował o utworzeniu wydzielonego X Korpusu, zło­żonego z wojsk francuskich, polskich, badeńskich i saskich, którego dowództwo po­wierzył jednemu z najwierniejszych żołnie­rzy, marszałkowi Franciszkowi Józefowi Lefebvre'owi. Korpus liczył 17 tysięcy żoł­nierzy, z których blisko połowę stanowili Polacy, między innymi Legia Poznańska ge­nerała Jana Henryka Dąbrowskiego.

Oblężenie miasta rozpoczęło się 7 marca 1807 roku, dwa dni później dywizja polska zajęła Borkowo, a następnie Maćkowy i Łostowice. 12 marca znalazła się na przedpolu  Chełma, skąd po czterech dniach przypuszczono pierwszy szturm na pozycje obronne nieprzyjaciela. Prowadził go na czele dwóch batalionów major Downarowicz. W oblężenie gdańskiej twierdzy zaangażowani byli najwybitniejsi napole­ońscy dowódcy, którzy zarówno wcześniej, jak i potem wsławili się nadzwyczajną od­wagą i umiejętnościami: generał Nicolas Charles Oudinot, którego dywizja 12 maja odrzuciła atak Rosjan usiłujących odzy­skać Wisłoujście, „Ajaks Wielkiej Armii" marszałek Jean Lannes, generał Ignacy Giełgud (zmarł z wycieńczenia 13 czerwca 1807 roku), Michał Sokolnicki i Antoni „Amilkar” Kosiński współtwórca Legio­nów. Artylerią, która podczas zmagań ode­grała podstawową rolę, dowodzili genera­łowie Jean Ambroise Lariboisiere i Francis Joseph Kirgener de Planta.

Załoga twierdzy, choć zdeterminowana i doskonale dowodzona przez sędziwego ge­nerała hrabiego Friedricha Adolfa von Kalckreutha, w niewielkim tylko stopniu mogła liczyć na pomoc mieszkańców miasta, któ­rzy często siłą byli przymuszani do udziału w kopaniu szańców. Jej stan osobowy uszczuplały masowe dezercje. Oblicza się, że łącznie porzuciło mundur około czterech tysięcy mężczyzn. Wkrótce przybyły pod Gdańsk długo oczekiwane działa oblężnicze. Mogły one swoim ogniem objąć nie tylko wały obronne, ale również niemal cały ob­szar zabudowany. Straszliwe bombardowa­nie trwało dokładnie czterdzieści dni i nocy, w tym czasie spadło na miasto około 30 ty­sięcy pocisków. Ludzie szukali schronienia na mniej zagrożonym Dolnym Mieście i Długich Ogrodach, które pełne były ludzi śpiących w kościołach i spichrzach. Joanna Schopenhauer pisała w „Gdańskich wspomnieniach młodości”: „Ziemia drżała, domy się trzęsły od straszliwego grzmotu dział, gdy uciekinierzy późnym wieczorem prze­chadzali się po ulicach miasta”.

Jest prawdopodobne, że Napoleon przy­był pod koniec oblężenia w okolice Gdańska. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że zatrzymał się wówczas w dworku Uphagenów w Pieckach. Tu mie­ściła się bowiem główna kwatera marszałka Lefebvre'a. Cesarz wizytował pole bitwy, w kwietniu 1807 roku obserwował umocnie­nia i walczących ze wzgórza Grodzisko (Hagelsberg) i tam podobno miał powiedzieć często przywoływane zdanie, że „Gdańsk jest kluczem do wszystkiego”. Podczas na­rady sztabowej udzielił marszałkowi i podle­głym mu oficerom, zwłaszcza artylerzystom, szczegółowych instrukcji, dotyczących odpowiedniego rozlokowania dział. W drugiej połowie kwietnia napisał do swojego brata Józefa: „opanowałem już okopy pod Gdańskiem i 100 dział oblężniczych tam zgromadziłem”. 24 maja osiągnął swój cel – prusko-rosyjska załoga zdecydowała się na kapitulację. Dwa dni później zwycięzcy wkroczyli do miasta. Na czele kolumny żoł­nierzy szli Polacy, w ten sposób marszałek Lefebvre postanowił uhonorować ich bohaterstwo. W magazynach znaleziono zapasy żywności na kilka miesięcy i spory arsenał broni, w tym kilkaset dział rozmaitego kali­bru.

 

Wizyta pierwsza – triumfalna

Na wieść o zdobyciu Gdańska Napoleon, który przebywał w Kamieńcu na Warmii, ruszył na północ i już wieczorem 31 maja dotarł do Oliwy. Żołnierze X Korpusu, którzy straszliwą daniną krwi okupili zdobycie miasta, byli przekonani, że pozwoli się im wypocząć. Pisał o tym generał „Amilkar” Kosiński; „Bardzo o pokoju gadają i spo­dziewam się, że w takim razie cesarz w Oli­wie, gdzie wczoraj stanął, zabawi się”. Czas pokazał, że nie miał racji.

Trudno dziś jednoznacznie określić, gdzie zatrzymał się cesarz. Wiadomo, że nocował w jednym z dworów patrycjuszowskich, zbu­dowanych wzdłuż obecnej ulicy Polanki. W źródłach pojawia się nazwa posesji „Montbrillant” przypisywana dworowi pierwsze­mu, z jednoczesnym zaznaczeniem, że jego właścicielem był przybysz z Paryża, hrabia Guilloteau de Grandeffe. Niestety, nic tego faktu nie potwierdza. Wymieniona posia­dłość w tym czasie należała do byłego burmistrza Joachima Wilhelma Weickhmanna. Wielce prawdopodobna hipoteza zakłada, że miejscem pobytu Napoleona był nieistnieją­cy już Dwór VI, któremu często omyłkowo przypisywano nazwę „Montbrillant”, lecz do tej pory nie udało się ustalić, czy należał on wówczas do francuskiego hrabiego.

Nazajutrz, l czerwca 1807 roku, cesarz w towarzystwie świty i doborowego oddzia­łu jazdy udał się do Gdańska i po południu wjechał Drogą Królewską do miasta. Anoni­mowy autor wydanej w Hamburgu relacji „Gdańsk podczas oblężenia w 1807 roku” pozostawił wstrząsający obraz z tamtego czasu: „Widok obecnego Gdańska jest prze­rażający (...). Nowe Ogrody leżą zburzone, Stolzenberg jest straszliwą ruiną, podobnie bogata Szkocja. (...) Aleja leży wyrąbana, a pozostała część uszkodzona, Wisłoujście i Nowy Port wypalone i puste. (...) Stare Miasto straszliwie ucierpiało. Prawe Miasto mniej, ale też na Prawym Mieście nie ma ani jednego całego okna. Naliczono około 2000 uszkodzonych domów, bez spichlerzy, a z te­go ponad 700 zburzonych. (...) Gałęzie wszystkich drzew zostały użyte do faszyn: pościnano stare kasztany i olszyny na wa­łach do tego stopnia, że nie ma nadziei, żeby pnie mogły się kiedyś zazielenić, a wiele z nich wycięto. (...) Jednym słowem, trzeba na to przynajmniej życia ludzkiego i wiele dobrej woli, aby zatrzeć wspomnienia roku 1807”.

Trudno się dziwić, że cesarza powitano nadzwyczaj chłodno, milczały dzwony ko­ścielne, na całej trasie nie ustawiono choćby jednej triumfalnej bramy, zrezygnowano ze zwyczajowych iluminacji. Nikt też z władz miasta nie wyszedł, aby powitać zdobywcę. Zebrany wzdłuż trasy tłum, pobudzany przez wmieszanych weń agitatorów, dość niechętnie podejmował okrzyki na jego cześć. Wspomniany już anonimowy autor znalazł się w pobliżu zwycięskiego wodza i skreślił niezwykle sugestywny jego por­tret: „Napoleon jest raczej niski i z pewno­ścią nie przekracza wzrostem średnio wyso­kiego mężczyzny. Ciało ma bardziej przysa­dziste, aniżeli szczupłe. Karnacja jego skóry jest barwy pośredniej między brązową a żółtą, przez co wygląda on na człowieka chorego, bardziej niż tryskającego zdro­wiem i świeżością. Wyróżniają go oczy spo­glądające z gwałtownością, zdają się rzucać błyskawice wszędzie tam, gdzie utkwi swój wzrok. Porusza się szybko, krótkimi kroka­mi. Odziany w zielony mundur, ozdobiony gwiazdą na piersi i żółtą kamizelę, nosi na głowie mały trójkątny kapelusz. Niczym specjalnym się nie wyróżnia i gdyby nie ho­nory, jakie mu oddawano, nigdy nie wziął­bym tego człowieka za Napoleona”.

Według relacji znanej, kupieckiej rodzi­ny Zernecke, cesarz po wjechaniu do Gdań­ska był gościem w kamieniczce pod obec­nym numerem 17 na Długim Targu, w do­mu spowinowaconego z nią zamożnego menonity Corneliusa van Almonde. W pobliżu, pod numerem 31, w okazałym budynku na­leżącym do Piotra Eggerta zamieszkał zwy­cięski marszałek Lefebvre. Z wielu wzglę­dów wydaje się to jednak mało prawdopo­dobne. Miasto pełne było uciekinierów z pruskiego wojska, którzy bezpośrednio przed kapitulacją porzucili mundury i teraz pozostawali w ukryciu. Według relacji agenta króla Bawarii w jednym tylko dniu – 27 maja, gdy wojska napoleońskie wkracza­ły do miasta, było w mieście około dwóch tysięcy dezerterów. Ulice były zarzucone żołnierskim ekwipunkiem, jednak można się było spodziewać, że wielu z nich w dal­szym ciągu posiada broń. Napoleon, który przeżył już kilka zamachów na swoje życie, nie zaryzykowałby zamieszkania w cen­trum miasta, gdzie jego ochrona miałaby mniejsze szansę na zapobieżenie wrogim działaniom ewentualnych spiskowców. Do­datkowo, na podstawie ksiąg gruntowych Prawego Miasta, znajdujących się w gdań­skim archiwum, udało się stwierdzić, że w tamtym czasie nie tylko wymieniona kamieniczka, ale w ogóle żadna przy Długim Targu nie należała do rodziny Almonde.

Corneliusz, kupiec i obywatel ziemski, był za to właścicielem rozległych posesji na obrzeżach miasta, przy Nowych i Długich Ogrodach. Wiele wskazuje na to, że właśnie tę przy Długich Ogrodach pod numerem 47 cesarz wybrał na swoją kwaterę. Wspomina o tym współczesny wydarzeniom Friedrich Carl Gustav von Duisburg, autor wydanej w 1809 roku „Próby historyczno-topograficznego opisania wolnego miasta Gdańska”. Podaje on informację, że Napoleon wjechał do Gdańska l czerwca o godzinie drugiej po południu i od razu udał się do rezydencji, którą był obszerny dom kupca Almonde przy Długich Ogrodach.

Lokalizację i kontury jego zabudowań można dość wiernie odtworzyć na podstawie planu Daniela Buhsego z lat 1866-1869. Pose­sja ta znajdowała się po południowej, prze­ciwnej niż kościół św. Barbary, stronie ulicy, na wprost nieistniejącej jeszcze wtedy ulicy Trojana – obecnie Seredyńskiego. Rezyden­cja miała charakter barokowego pałacu, zwróconego tyłem do ulicy. Szerokość fasa­dy wynosiła nieco ponad trzydzieści metrów, prawie pięćdziesięciometrowe skrzydła ota­czały obszerny dziedziniec honorowy. Po­dobnie, jak wiele przedmiejskich działek, była bardzo wydłużona, a pałacowy ogród rozpościerał się aż do ulicy Tylnej, obecnie Sadowej, usytuowanej na zapleczu Bastionu Ogrodowego.

Dalsze dzieje pałacyku są dobrze udoku­mentowane. Kiedy w 1844 roku zmarł Corneliusz van Almonde, a trzy lata później odeszła jego żona, rezydencję odziedziczyły jej córki z pierwszego małżeństwa - Emilia i Matylda Barstow. W późniejszym czasie posesja przeszła na własność wojska i ze­szpecona przez liczne przebudowy zatraciła swój pierwotny urok. Na planach z początku XX wieku figuruje jako „budynek dywizji”.

Razem z Napoleonem w domu Almondego zamieszkała jego najbliższa świta, sztab do­wódców oraz grono towarzyszących mu gości. Przed rezydencją nastąpił specjalny przegląd polskiego legionu północnego, cesarz obser­wował musztrę żołnierzy, pozdrowił ich i przejechał przed frontem stojących w goto­wości oddziałów. „Bóg wojny”, jak każdy czło­wiek czynu, cenił czas i nie dopuszczał do jego marnowania, odżywiał się skromnie, spał ma­ło i pracował bezustannie, wymagał od innych równie wiele, co od samego siebie.

Po krótkiej rozmowie, w towarzystwie generała Rappa konno udał się na objazd miejskich fortyfikacji, docierając do Nowe­go Portu i twierdzy w Wisłoujściu. Zaglą­dał również do żołnierskich okopów. Pod­pułkownik Jan Weyssenhoff, świadek tam­tych wydarzeń, tak opisał je w swoich pa­miętnikach: „Oglądał roboty oblegających i oblężonych, dekretował gratyfikacją dla wojska, z szczególną zaś uwagą lustrował legię północną, zostającą podówczas jako pułk pod dowództwem Michała księcia Radziwiłła, pułkownika świeżo mianowanego; pułk ten odznaczył się nieraz w szczegóło­wych atakach dzieł twierdzy. Napoleon był przez marszałka korzystnie uprzedzony i dlatego, wszedłszy w ich szeregi, rozma­wiał przez tłumacza z żołnierzami, a że by­li zbyt obdarci i osmoleni biwakowym dy­mem, rozkazał pułkowi zostać w Gdańsku, przeznaczył na umundurowanie i oporzą­dzenie onego hojne fundusze”. Rzeczywi­ście, gdy reszta oddziałów dostała rozkaz wymarszu w kierunku na Gniew ku dal­szym bojom, poważnie osłabiona legia pół­nocna pozostała na miejscu jako garnizon twierdzy w Wisłoujściu.

Napoleon wizytujący szańce, fragment ryciny F. J. Dequevauvillersa według E. Swebacka

Następnego dnia, 2 czerwca 1807 roku, skoro świt cesarz podyktował kilka urzę­dowych listów, podpisał rozkazy i skreślił kilka słów do ukochanej Józefiny: „Od dwóch dni jestem w Gdańsku. Pogoda jest bardzo piękna. Czuję się wyśmienicie. My­ślę więcej o Tobie, niż Ty o mojej nieobec­ności. Do widzenia, droga Przyjaciółko”. Czekało go spotkanie z władzami miasta. Na audiencję zostali zaproszeni wybrani przedstawiciele magistratu i kupiectwa, a jej finał był do przewidzenia. Cesarz po­informował zebranych, że Gdańsk zapłaci kontrybucję wojenną w wysokości 20 mi­lionów franków, z czego połowa miała być przekazana Francuzom w postaci towarów przeznaczonych dla wojska.

Nakładanie kontrybucji na podbite mia­sta stanowiło jeden z najskuteczniejszych sposobów zapełniania cesarskiego skarbca, który mimo to wciąż świecił pustkami. Wy­datki na prowadzenie wojen były ogromne, równie duże sumy pochłaniali cesarscy fa­woryci, kwitła korupcja i łapówkarstwo. Napoleona nie obchodziło, w jaki sposób władze miasta zdołają w krótkim czasie zgromadzić potrzebną kwotę. Nie mogąc te­mu podołać, decydowały się na wzięcie wyso­ko oprocentowanej pożyczki. Chyba nikt z tych, którzy zapewniali jej spłatę, nie trak­tował sprawy poważnie, wszyscy grali na czas, licząc, że wkrótce musi się coś zmienić, oczywiście na lepsze.

Podczas wystawnego obiadu wydanego na cześć cesarza i marszałka Lefebvre'a, od kilku dni chlubiącego się nadanym mu ty­tułem księcia Gdańska, wspominano nie­dawne wydarzenia, a zwłaszcza bohater­stwo dowódcy X Korpusu, który potrafił w rozpiętym płaszczu, z bębnem w dło­niach, prowadzić swoich podkomendnych do ataku. Napoleon obdarował zdobywcę miasta 100 tysiącami skudów. Schowane w pudełku z czekoladkami zostały wsunięte do teczki marszałka, jako „drobny upomi­nek wzmacniający przyjaźń”. Wkrótce po obiedzie, popołudniową porą, cesarz z gro­nem adiutantów i małym odziałem jazdy udał się do Kamieńca, z którego wcześniej przybył.

W 77. biuletynie Wielkiej Armii Napole­on ogłosił: „Gdańsk skapitulował. To piękne miasto znajduje się w naszej władzy. Zasta­liśmy 800 dział, wszelkiego rodzaju magazy­ny, więcej niż 500 tys. kwintali zboża, poważ­ne zapasy win i wódek, wielkie ilości płótna i materiałów zaopatrzeniowych wszelkiego rodzaju dla wojska. W końcu to miejsce o wielkim znaczeniu militarnym znajduje się w naszym ręku”. O zdobyciu twierdzy w specjalnym liście poinformowano wielu wybitnych polityków ówczesnej Europy. 15 czerwca 1807 roku w katedrze Notre-Dame na cześć zdobywców Gdańska rozległo się uroczyste „Te Deum”.

 

Wizyta druga – przed wielką wojną

Drugi pobyt cesarza związany był z wizy­tacją frontu północnego i czynionymi na ogromną skalę przygotowaniami do plano­wanej wojny z Rosją. Niektórzy przypusz­czają, że noc tuż przed wjazdem do miasta Napoleon spędził w Nowych Szkotach, w za­adaptowanym na karczmę dworku, miesz­czącym się przy ulicy Konrada Leczkowa i noszącym dziś nazwę „Napoleonka”. Nie ma po temu jednak żadnych podstaw, prócz uroczej tradycji, która jest ostatnio zręcznie wykorzystywana marketingowe.

Wiadomo, że cesarz przybył do Gdańska wieczorem 7 czerwca 1812 roku bezpośred­nio z Torunia, gdzie nie tylko przyglądał się fortyfikacjom, ale również zwiedzał dom, który pomyłkowo w tamtym czasie uchodził za miejsce urodzin Mikołaja Kopernika. Tym razem nie ma żadnych wątpliwości. Napoleon zatrzymał się „w siedzibie urzędo­wej gubernatora Rappa”. Dwa dni później czytelnicy „Danziger Zeitung”, konserwa­tywnej gazety ukazującej się sześć razy w tygodniu w nakładzie kilkuset egzempla­rzy, znaleźli na pierwszej stronie informa­cję: „Przedwczoraj o godzinie 7 wieczorem nasze miasto spotkało szczęście: mogło ono oglądać wjeżdżającego w obręb murów Jego Cesarską Mość Cesarza Francuzów i Króla Italii Napoleona Wielkiego!”.

Rezydencja gubernatora Rappa mieściła się w pałacyku przy Długich Ogrodach, nie był to jednak ten sam budynek, w którym Napoleon zatrzymał się w 1807 roku. Wznie­siony w rokokowym stylu dwuskrzydłowy pałacyk z dwoma pawilonami i obszernym dziedzińcem, leżał po drugiej stronie ulicy pod numerem 88/89, niemal naprzeciw rezy­dencji Almondego, i oddzielony był od niej efektowną kratą, ozdobioną w wielu miej­scach puttami i girlandami kwiatów. Znamy go jako pałac Mniszcha. Podczas oblęże­nia w 1807 roku mieszkał w nim generał hra­bia Friedrich Adolf von Kalckreuth, a gdy Gdańsk stał się Wolnym Miastem pałac cie­szył się świetnością jako rezydencja hrabie­go Rappa. Po ucieczce wielkiej armii spod Moskwy Rapp zajął go powtórnie i wykorzy­stywał jako miejsce dowodzenia, aż do kapi­tulacji w 1814 roku, a za czasów pruskich służył garnizonowi. Budynek rozebrano w 1905 roku.

Podczas drugiego, znacznie dłuższego, bo pięciodniowego pobytu w Gdańsku Napole­on śledził przygotowania do przyszłej kam­panii, zaopatrzenie magazynów i poprzez kurierów koncentrację wojsk w kilku waż­nych strategicznie punktach kraju. Co­dziennie organizowano narady sztabowe, podczas których omawiano kierunki ude­rzeń i ewentualne problemy logistyczne związane z poważnym rozciągnięciem linii komunikacyjnych między frontowymi od­działami a zapleczem. Cesarz ponownie zwiedził okolice portu i twierdzę w Wisłoujściu, zapoznał się z planami fortyfikacji i szczegółowo obejrzał ich stan podczas po­rannych przejażdżek, w których towarzy­szył mu Rapp i kilku adiutantów.

Przewidywano ich rozbudowę na wielką skalę. Wyciskając z miasta dodatkowe pie­niądze, przystąpiono do prac ziemnych. Po prawej stronie Wisły powstał rozciągnięty bastion, umocniono redutę na Westerplatte, w Nowym Porcie wzniesiono fort montebelle – wszystko po to, aby zabezpieczyć tor wodny, który w razie oblężenia zapewniłby kontakt ze światem, możliwość uzupełnienia garnizonu i zapasów. Rozrosły się umocnie­nia Grodziska i Biskupiej Górki. Ludwik Szczaniecki, dziennikarz warszawskiej „Ga­zety Polskiej”, pisał w relacji z 1827 roku: „Nim się wejdzie do miasta, ukazują się szańce, tak dawniejsze, jak i nowe. Pochło­nęły one miliony (...), duma Napoleona za­grzebała tam skarby, które na dobro społe­czeństwa obrócone być mogły”. Zrobiły one również ogromne wrażenie na odwiedzającej miasto w 1858 roku Jadwidze Łuszczewskiej (Deotymie): „Odtąd zaczęły się dokoła rozwijać ogromne fortyfikacje. Gdańsk jest potężną warownią, długo, aż do znudzenia, jedzie się między fosami i wałami i przeby­wa kilka jeszcze mostów”.

Jak podczas poprzedniej wizyty cesarz Francuzów spotkał się z delegacją gdań­skich kupców, wysłuchując ich skarg na nie­dogodności i obciążenia związane ze stacjo­nowaniem w mieście ogromnego garnizonu. Po analizie przedstawionych dokumentów Napoleon obiecał część ich przejąć na sie­bie. Jednocześnie odrzucił zdecydowanie prośby przedstawicieli senatu o przywróce­nie swobodnej żeglugi i wolnego handlu na Bałtyku. Gdańsk, choć formalnie był Wol­nym Miastem i nominalnie – podobnie jak Księstwo Warszawskie – znajdował się pod protektoratem króla saskiego Fryderyka Augusta, w praktyce był całkowicie podle­gły cesarstwu i stanowił jego wysunięty przyczółek. Rządzący nim gubernator po­siadał pełnię władzy i jeśli musiał się z kim­kolwiek liczyć, to jedynie ze swoim bezpo­średnim zwierzchnikiem, Napoleonem. Mia­sto musiało więc uczestniczyć w blokadzie kontynentalnej Anglii, która w okresie po­przedzającym wojnę importowała niemal 90 procent gdańskiego zboża. Przyczyniło się to w sposób znaczący do zmniejszenia obro­tów i bankructwa wielu firm.

Cesarz opuścił miasto 11 czerwca rano, zaraz po śniadaniu, a już dzień później noco­wał w Królewcu. Podczas odwrotu spod Mo­skwy, rozmawiając z generałem Armandem Augustem Louisem Caulaincourtem, przy­znał się do błędu, jakim było ustanowienie Wolnego Miasta w oderwaniu od naturalne­go zaplecza, którym dla Gdańska było Księ­stwo Warszawskie: „Trzeba było przyłączyć doń również inne prowincje i uczynić Polskę państwem wielkim. Potrzebny jest jej Gdańsk i wybrzeże, przez które ten kraj mógłby wywozić swoje produkty”.

 

Francuska ścieżka

Napoleon przebywał w Gdańsku w sumie osiem dni. Nie był to długi czas, ale wystar­czający, by zaznaczyć swoją obecność, zwłaszcza że postać cesarza już za życia ota­czała sława całkiem szczególna, która zyski­wała mu po równi zachwyt i nienawiść. Apo­logeci cesarza, kolekcjonerzy i turyści zbie­rali każdą po nim pamiątkę, starali się by­wać w miejscach, które odwiedził podczas licznych, najczęściej wojennych podróży.

Dziwną koleją losu w Gdańsku pozostało niewiele śladów jego pobytu. Zachował się dwór Uphagenów w Pieckach, przed kilku laty odrestaurowany. Dziś otoczony jest przez blokowisko, więc trudno sobie wy­obrazić, jak widział go cesarz Francuzów. Wtedy dwór stał samotny wśród pokrytych zbożem pagórków. Ostatnia wojna prze­kształciła w ruinę rezydencję rodziny Almonde przy Długich Ogrodach. Rozebrano ją skrupulatnie do fundamentów. Dziś w tym miejscu rośnie wątła trawka, ubogi zieleniec położony przed „wieżowcami”, wzniesionymi w epoce wczesnego Gierka. Po pałacyku Mniszcha pozostał tylko frag­ment ceglanego ogrodzenia przylegający do ulicy Krowoderskiej. W Oliwie, na tere­nie stanowiącym kiedyś Dwór VI, w latach osiemdziesiątych XX wieku zbudowany zo­stał kościół pod wezwaniem św. Stanisława Kostki.

Miejscem, które od lat wiązano z osobą cesarza było Grodzisko i zgrupowane tam fortyfikacje, nazywane w wielu publikacjach fortami napoleońskimi. Powołany do życia Park Kulturowy Fortyfikacji Miejskich zręcznie wykorzystuje tę tradycję, która stanowi inspirację do wielu udanych przed­sięwzięć. Do dyspozycji zwie­dzających oddano punkt widokowy, upamiętniający fakt pobytu Napoleona. Na Wysokim Skrzydle Kurkowym ustawiono sztabowy stół cesarza, na którym spoczywa mapa oblężenia Gdańska z maja 1807 roku, przygotowane do wysłania rozkazy oraz je­go kapelusz i płaszcz. Autorem rzeźby jest gdański artysta Jacek Łuczak. Pod koniec kwietnia odbywają się inscenizacje wydarzeń związanych z oblężeniem miasta, w których uczestniczą pasjonaci z Polski, Niemiec, Litwy, Łotwy, Ukrainy, Białorusi i Rosji, ubrani w mundury z epoki, a obser­wują te zmagania tłumy turystów i gdańszczan. Pod stojącym na terenie Grodziska obeliskiem, który poświęcony jest poległym podczas walki żołnierzom rosyjskim, uczest­nicy widowiska oddają hołd rzeczywistym obrońcom i zdobywcom gdańskiej twierdzy, którzy stracili tu swoje, często młode życie w 1807 i 1813 roku.

***

Cmentarz żołnierzy francuskich na zboczu siedleckiego wzgórza

Wkrótce po zakończeniu wojny władze francuskie postanowiły ekshumować żołnie­rzy i obywateli francuskich poległych w wal­kach i zmarłych w obozach jenieckich – od wojen napoleońskich aż po II wojnę świato­wą. W sumie znaleziono ich tysiąc pięciuset na terenie całej Polski. Uznano, że Gdańsk będzie stanowił najlepsze miejsce, by tu zlo­kalizować cmentarz wojskowy, który zgro­madzi ich prochy. Na ten cel przeznaczono dwa hektary na szczycie jednego z moreno­wych wzgórz w dzielnicy Siedlce. W trakcie prac przygotowawczych, a było to w latach pięćdziesiątych, wydarzyło się coś niespo­dziewanego: pracujące przy wyrównywaniu terenu ekipy wyposażone w spychacz, ko­parkę i łopaty natrafiły na szczątki ludzkie. Jakież było zdziwienie, gdy po wstępnych badaniach okazało się, że w miejscu tym ist­niał już wcześniej cmentarz żołnierzy napo­leońskich.

Obiekt oddano do użytku we wrześniu 1967 roku, tuż przed przybyciem do Gdań­ska prezydenta de Gaulle'a. Na ulicy Le­gnickiej położono wtedy równy bruk, wy­siano trawę i posadzono kwiaty, a wszystkie domy otoczono metalowymi płotami. Zamontowano też wysokie, elektryczne lampy. W ten sposób limit inwestycji dla tej okolicy wykorzystano na następne kil­kadziesiąt lat.

Przejazd francuskiego prezydenta był pierwszym wydarzeniem z dzieciństwa, któ­re zapamiętałem. Sznur samochodów przeje­chał dokładnie przed naszymi oknami, wszy­scy w domu byli bardzo podekscytowani.

Cmentarz francuski to enklawa spokoju i zieleni, spotkać tam można zające i jeże. Zadbana murawa unosi rzędy białych krzy­ży i kilka muzułmańskich stel. Rokrocznie – w rocznicę zakończenia I wojny światowej – przedstawiciele Republiki Francuskiej skła­dają tu wieńce i zapalają znicze.

 

Waldemar Borzestowski

 

Pierwodruk: „30 Dni” 3/2007