PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Dwaj rybacy z osady w Jelitkowie

Dwaj rybacy z osady w Jelitkowie
W pierwszym albumie „Był sobie Gdańsk”, wydanym w 1996 roku, znalazło się zdjęcie, które ukazuje przedwojennych rybaków przy kieliszku jałowcówki „Machandel”. Zdjęcie to okazuje się być jednym z tych, które po latach przemówiło…
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
„Dwa stare wilki morskie z Jelitkowa”
„Dwa stare wilki morskie z Jelitkowa”
Fot. Zbiory BG PAN

Stało się to dzięki zbiegowi okoliczności, jakim było przypadkowe odnalezienie tekstu w czasopiśmie „Unser Danzig” („Nasz Gdańsk”). Dwutygodnik „Unser Danzig” – przypomnijmy – był redagowany przez gdańszczan (i ich potomków), którzy po 1945 roku zamieszkali w zachodnich landach Niemiec. W czerwcu 1962 roku w tym czasopiśmie zamieszczony został niedługi, ale interesujący komentarz dotyczący tego zdjęcia. Okazuje się, że było ono publikowane w albumie gdańskich fotografii wydawnictwa „A.W. Kafemann” (w 1942 roku), i tam odnaleźli je potomkowie jednego z przedstawionych na nim rybaków, a działo się to w bardzo oddalonym od Gdańska Karlsruhe w Badeni-Witembergii, gdzie zamieszkali po 1945 roku. To oni opowiedzieli o okolicznościach powstania tej fotografii redaktorowi „Unser Danzig”, Alfonsowi Rohde, który na tej podstawie napisał o „dwóch starych wilkach morskich z Jelitkowa” („Zwei alte Seebären in Glettkau”).

***

Według krewnych rybaka zdjęcie powstało w samym sercu rybackiej osady w Jelitkowie, czyli przy ówczesnej ulicy Wiejskiej (Dorfstrasse). Obecnie ta ulica nosi nazwę Bałtyckiej i – co ciekawe – zachował się przy niej szereg stojących w niedużych odstępach wielorodzinnych rybackich domów z okrytego tynkiem pruskiego muru, przykrytych wysokimi dwuspadowymi dachami (trzy parterowe i jeden – wysunięty najdalej na północ – piętrowy). Mniej więcej środkowy odcinek tej ulicy zajmuje szeroki plac wiejski. Są też luźno stojące mniejsze rybackie domki z otynkowanego pruskiego muru oraz piętrowe i dwupiętrowe domy czynszowe z lat międzywojennych też otynkowane, budowane z cegły).

Chociaż to ulica niezwykła ze względu na nieźle zachowaną zabudowę dawnej rybackiej osady, jest jednak stosunkowo mało znana, mimo że dzieli ją zaledwie sześćdziesiąt/siedemdziesiąt kroków od biegnącej wzdłuż plaży popularnej promenady spacerowo-rowerowej o nazwie Jantarowa (wiedzie z Brzeźna aż po granicę Sopotu z Gdynią). Jednak zabudowa ta jest mało widoczna dla spacerowiczów i rowerzystów, gdyż zasłaniają ją wysokie parkany oraz wyższe budynki, pełniące różne funkcje (gastronomiczne, hotelowe, mieszkalne). Równie słabo widoczna jest od strony biegnącej równolegle do Jantarowej ulicy Kaplicznej (dawna Brösnerstrasse, następnie Kapellenstrasse, ta druga nazwa powstała od niewielkiej katolickiej kaplicy św. Piotra zbudowanej w 1926 roku pod numerem 15, w miejscu, gdzie dzisiaj stoi duży kościół Apostołów Piotra i Pawła z 1981 roku). Kolejne domknięcie osady stanowiła dzisiejsza ulica Morska (dawna Badestrasse, czyli Kąpielowa), która prowadzi z Kaplicznej do morza na wysokości wejścia plażowego nr 67 (przy ujściu Potoku Oliwskiego). Z kolei równoległa do Morskiej uliczka, prowadząca od ulicy Kaplicznej do wejścia na plażę numer 64, a więc położona jakby na drugim krańcu ulicy Bałtyckiej, jest po prostu odgałęzieniem Bałtyckiej.

Właśnie na odcinku plaży wydzielonym wymienionymi wejściami 64 i 67 prosperowała przez dużą część XX wieku przystań rybacka z szopami i wbitymi w piach słupami do suszenia i reperacji sieci oraz z ręcznymi kołowrotami do ściągania łodzi w głąb lądu. A jak jest dzisiaj? Po dawnej przystani nie pozostał żaden ślad. Jedyny obecnie mieszkający w Jelitkowie rybak cumuje łódź poza Jelitkowem, a w pobliżu domu utrzymuje tylko murowany boks (przy wejściu plażowym numer 65), gdzie sprzedaje ryby dowożone samochodem.

***

Potomkowie jelitkowskiego rybaka uwiecznionego na zdjęciu, sugerują, że powstało ono około 1923/1924 roku. W tamtym czasie, a więc w połowie lat dwudziestych, ogromną część mieszkańców Dorfstrasse stanowili rybacy i ich rodziny. Według księgi adresowej na rok 1927 spośród 58 mieszkańców aż 21 parało się rybołówstwem, podobnie było rok później (24 na 64). Liczba rybaków nie zmniejszyła się znacząco w latach trzydziestych. W 1934 roku na łączną liczbę dziewięćdziesięciu mieszkańców wymienia się 27 rybaków i podobnie w 1937 roku, kiedy wśród setki mieszkańców dwudziestu trzech zajmowało się rybołówstwem. Dopiero lata wojny przyniosły istotną zmianę, bo w 1942 roku było ich tylko piętnastu, co można wytłumaczyć mobilizacją mężczyzn do wojska.

Według księgi adresowej na rok 1927 społeczność osady oprócz najliczniejszych rybaków (21) tworzyli prości robotnicy i wdowy (po 14), cieśle i rentierzy (po 3), murarze, nauczyciele i ślusarze (po 2); pojedynczo były reprezentowane takie zawody, jak celnik, doker, dróżnik, kapitan, kelner, krawcowa, listonosz, marynarz, mistrz piekarski, oberżysta i sekretarz.

A jak to wyglądało w 1934 roku? Księga adresowa wymienia (oprócz rybaków) robotników (19), wdowy (13), dalej plasowali się cieśle i nauczyciele (po 5) i ślusarze (2). Pojedynczo były reprezentowane takie zawody, jak fryzjer, kapitan, kelner, komornik skarbowy na emeryturze, krawcowa, manewrowy, marynarz, mistrz budowlany, mistrz piekarski, murarz, operator dźwigowy, położna, przedsiębiorca budowlany, rentier, restaurator, starszy wachmistrz policyjny, telegrafista, urzędnik kolejowy i właścicielka sklepu spożywczego. Wypada dodać, że księgi adresowe odnotowują tylko właścicieli nieruchomości i tak zwanych głównych lokatorów (bez współmałżonków, dzieci i służby). Atmosfera między sąsiadami musiała być dobra, skoro przy trwającej kilka lat budowie wspomnianej kaplicy św. Piotra (1924-1926) ewangeliccy sąsiedzi ofiarnie wspierali miejscowych katolików, a pracowano – jak bywa przy takich inwestycjach – z potrzeby serca czyli bez materialnego wynagrodzenia („na chwałę Bożą”).

***

Dzięki tekstowi Alfonsa Rohde w „Unser Danzig” jelitkowscy rybacy wyszli z anonimowości, ale też okazało się, że okoliczności powstania zdjęcia nie są całkiem banalne. Autorem fotografii jest Gustav Nord, znany gdański aktor, który pamiętany jest między innymi z tego powodu, że popularne były liczne zdjęcia (także w formie pocztówek), na których demonstrował rytuał picia machandla.

Jak wynika z relacji przekazanej redaktorowi „Unser Danzig”, pewnego popołudnia Nord wybrał się z aparatem fotograficznym na Dorfstrasse. Była ona wtedy w większej części zamieszkiwana przez rybackie rodziny, i poszukiwał „modeli”, którzy zasiedliby przed obiektywem jego aparatu przy kieliszku machandla. I znalazł ich. Byli to starsi rybacy: panowie z bródkami, w codziennym ubraniu do prac na przystani, na opalonych i osmaganych morskim wiatrem głowach mieli bardzo popularne szyprówki (rodzaj czapki).

Kiedy Nord ich wypatrzył, zdążyli wrócić z przystani i dla odpoczynku przysiedli w słońcu przy stole wystawionym przed domem przy Dorfstrasse 29, który należał do rybaka Behnke. Byli to Julius Pienschke i Rudolf Posanski (to Rudolf był przodkiem Kaszubów z Karsruhe). Pierwszy widnieje na zdjęciu po lewej i śmieje się do kompana, który jedną ręką przytyka kieliszek do ust, a w drugiej trzyma fajkę z krótkim cybuchem (takie fajki nazywano tutaj „Jauchschepper”). Jak widzimy, Pienschke nie w pełni uczestniczy w piciu machandela, jego kieliszek stoi odwrócony do góry dnem. Opróżnił go przed zrobieniem zdjęcia, czy odmówił picia?

Bałtycka 29, tutaj Julius Pienschke i Rudolf Posanski pozowali Nordowi do zdjęcia z „machandlem”
Bałtycka 29, tutaj Julius Pienschke i Rudolf Posanski pozowali Nordowi do zdjęcia z „machandlem”
Fot. G. Fortuna

Z relacji dowiadujemy się jeszcze, że małżonki rybaków, panie Grete Pienschke i Martha Posanski, były blisko spokrewnione. W słoneczny i ciepły dzień toczyły dłuższą pogawędkę przed domem sąsiada Behnke, kiedy dosiedli do nich mężowie. Byli oni – jak większość tutejszych rybackich rodzin – Kaszubami, więc zrozumiałe, że rozmowa toczyła się po kaszubsku.

Rybacy byli tak zajęci sobą, że początkowo prawie zignorowali Norda, kiedy zaczynał podchody w ich stronę, posługując się całkiem poprawną kaszubszczyzną. Dopiero kiedy powiedział wprost, że chce sfotografować rybaków przy kieliszku machandla i z fajką „Jauchschepper”, usłyszał, że skoro tak, powinien przynieść ten trunek. W końcu dobrotliwie zgodzili się posłużyć za modeli. Z kuchni wyniesiono kieliszki, ale z braku jałowcówki napełniono je… zwykłą wodą. Nie można wykluczyć, że robiąc zdjęcia Nord chciał pozyskać materiał, umożliwiający przygotowanie się do odegrania roli, którą było demonstrowanie rytuału picia tego trunku.

***

W czasach, kiedy średnia życia oscylowała „na lądzie” między pięćdziesiątką i sześćdziesiątką, Pienschke i Posanski byli żywymi przykładami długowieczności nadmorskich rybaków, którzy zazwyczaj dożywali siedemdziesięciu i więcej lat (tą długowiecznością jak wabikiem posługiwali się właściciele sopockich pensjonatów, by jak najwięcej zamożnych klientów skłonić do zamieszkania blisko plaży).

Rudolf Posanski urodził się w Jelitkowie 11 listopada 1862 roku, zatem w chwili wykonywania zdjęcia był już panem po sześćdziesiątce, a zmarł w lipcu 1941 roku będąc o krok od osiemdziesiątki. Jelitkowo nie doczekało się własnego cmentarza, dlatego pochowano go na parafialnym cmentarzu katolickim w Oliwie. Jego syn, Rudolf Posanski junior, również był jelitkowskim rybakiem i jest wymieniany pod tym samym adresem co ojciec.

Julius Pienschke był zbliżony wiekiem do Posanskiego. Nie znamy daty jego urodzin i śmierci, ale wiemy, że zmarł pod koniec lat pięćdziesiątych w Hamburgu dożywszy 96 lat. Urodził się prawdopodobnie w Sopocie. Pewne jest, że mieszkał w rozebranym przed trzydziestu laty parterowym domku rybackim przy Chrobrego 34 (wtedy Wӓldchenstrasse), bo pod tym adresem figuruje w księgach adresowych co najmniej od 1898 do 1912 roku, był wtedy sopockim rybakiem i trzymał łódź na sopockiej plaży. W księdze adresowej na rok 1916 znajdujemy go już w Jelitkowie, gdzie kupił (bądź sam wybudował) parterowy domek, który nazwał dumnie „Villa Margarete” od imienia pierwszej zmarłej żony (był trzykrotnie żonaty). Podobnie jak „kompan do kieliszka” był również katolikiem i nawet chyba aktywnym (to jego widzimy z odwróconym kieliszkiem), skoro od 1923 roku należał do dziewiętnastoosobowego Komitetu Budowy Kaplicy w Jelitkowie (Kapellenbauverein). Gdzie dzisiaj szukać jego willi? Stała przy Bałtyckiej 40, w tym miejscu, gdzie obecnie jest wąska, długa i pusta działka budowlana.

Co ciekawe, Pienschkowie i Posanscy są wymieniani w księgach adresowych pod kilkoma adresami. Juliusa Pienschke znajdujemy przy Dorfstrasse pod numerami: 21 (w 1916 roku), 2 (w latach 1927 i 1928), 25 (1934), 40 (1937) i pod numerami 25 oraz 40 (1942). Rudolfa Posanskiego natomiast znajdujemy pod numerami: 10 (1916), 11 (1927 i 1928), 12 (1934) i 31 (1937 i 1942). Numery od 16 do 31 nie dotyczą w zasadzie osobnych budynków, ale mieszkań wydzielonych w czterech wielorodzinnych domach rybackich. Trudno dzisiaj stwierdzić, jak była przyczyna, że te adresy ulegały tak częstym zmianom.

Wiemy, kim byli Julius Pienschke i Rudolf Posanski pod względem wyznaniowym, kim jednak czuli się pod względem narodowościowym – Niemcami czy Polakami? W niemieckojęzycznych materiałach są zapisywani zgodnie z niemiecką pisownią, nie możemy jednak wykluczyć, że gdyby mieszkali na polskiej części wybrzeża, podpisywaliby się w sposób naturalny jako Juliusz Pienszke i Rudolf Posański.

***

Osada przy Bałtyckiej i jej najbliższe otoczenie wygląda obecnie nieco inaczej, niż za czasów Pienschke'go i Posanskiego. Mamy dobrą okazję, by zerknąć, co kiedyś tam było i co pozostało, ale skierujemy uwagę tylko na kilka miejsc.

Do zabudowy Bałtyckiej należała wzniesiona z cegły wiejska szkoła przykryta wysokim dachem, stojąca po wschodniej stronie placu pod numerem 5, którą przez dwadzieścia trzy lata kierował gorliwy katolik Franz Halba. Z powodu wielkiego zaangażowania w budowę kaplicy, gdzie służył jako organista i organizator życia religijnego, w 1934 roku został usunięty ze szkolnej posady przez hitlerowskie władze Wolnego Miasta. Szkołę zamknięto w latach sześćdziesiątych XX wieku, budynek znacznie przebudowano i obecnie pełni zmienioną funkcję.

Po drugiej stronie tego placu, naprzeciwko dawnej szkoły, jest utworzony po wojnie szeroki dojazd do ulicy Kaplicznej, który pełni funkcję parkingu. Po tej stronie placu pod numerem 36 stoi piętrowy budynek mieszkalno-handlowy, gdzie przez długie powojenne lata na parterze działały dwa sklepy – spożywczo-warzywny i mięsny. Bodaj do samego schyłku wojny dawny właściciel tej nieruchomości, mistrz piekarski Gustav Fenske, prowadził pod tym adresem wytwórnię pumpernikla „Steege & Co. Pumpernickelfabrik”.

Innym wyróżniającym się budynkiem należącym do ulicy Bałtyckiej był dwupiętrowy dom w pasie zabudowy od strony nadmorskiej promenady. Jest to dom pod numerem 9 (stoi niemal naprzeciwko wejścia plażowego numer 65, przy którym można kupić świeżą rybę od jelitkowskiego rybaka), gdzie na parterze – bodaj do marca 1945 roku – Bernhard Kupper prowadził kawiarnię „Café Meersblick” („Widok na Morze”). Śladem po tamtej działalności pozostaje weranda dobudowana od strony promenady, w której kiedyś mieściła się sala kawiarniana – oferowano tu nie tylko posiłki, ale również atrakcyjne widoki.

W piętrowym budynku przy ulicy Kaplicznej 12, czyli przy skrzyżowaniu z Bałtycką, znajdujemy narożny piętrowy dom, na parterze obudowany z trzech stron dużą werandą restauracyjną. Tu Martha Gnoyke prowadziła – wydaje się do końca wojny – kawiarnię i restaurację „Café Gnoyke”, czynną co najmniej od 1927 roku (obecnie po modernizacji jako „Willa Złota Plaża”). Niejako na tyłach tego budynku już na początku XX wieku powstał rodzaj letniego ośrodka sobotnio-niedzielnego wypoczynku z kilkunastoma lekkimi pawilonami mieszkalnymi na wynajem (Wochenendkolonie Glettkau Ost.). Część tych domków zachowała się i łatwo je rozpoznać, choć są przebudowane i skryte w bujnej zieleni.

Blisko skrzyżowania Kaplicznej i Morskiej (ale po drugiej stronie Kaplicznej, przy działce zajmowanej przez „Hotel Mercure Gdańsk Posejdon”), w miejscu obecnie gęsto porośniętym drzewami stał nieduży piętrowy budynek hotelu Emila Kocka „Zum Goldenen Horn” (wcześniej „Nötzel's Hotel”), w którym w 1942 roku mieściło się dodatkowo biuro meldunkowe i oddział pocztowy. Kolejny hotel w tej okolicy stał przy rogu Kaplicznej i Pomorskiej, pod numerem Kapliczna 1, był to należący do rodziny Foxów „Ostsee Hotel” („Hotel Bałtycki”) z kawiarnią i restauracją (oba hotele rozebrano krótko po wojnie).


Tadeusz T. Głuszko


WYKORZYSTANO:

„Był sobie Gdańsk” (album), Gdańsk 1996;

Kwartalnik „Był sobie Gdańsk”, Gdańsk 2/1997;

„Hansestadt Danzig. Ein Bildwerk“, Danzig, 1942;

„Kronika parafii (katedralnej) w Oliwie (1904-1945)”, wydał i komentarzem opatrzył ks. dr. Zygmunt Iwicki, Gdańsk 1999;

Księgi adresowe Gdańska, Oliwy i Sopotu;

„Unser Danzig” z 5 czerwca 1962.


Pierwodruk: „30 Dni” 1-2/2018