PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Kilka warstw historii

Kilka warstw historii
Ten słup ogłoszeniowy pojawił się w Langer Markt (Długi Targ) u zbiegu z Matzkauschegasse (ulica Ławnicza) w drugiej połowie XIX wieku. Najstarsze zdjęcia tego miejsca ukazują jego obły kształt. Przez dziesięciolecia trwał na swoim miejscu, by informować mieszkańców Gdańska i przyjezdnych o najważniejszych, ważnych i zupełnie błahych sprawach miasta. Ostatni raz pełnił swą służbę w kwietniu i maju 1945 roku.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Słup ogłoszeniowy na rogu Długiego Targu i Ławniczej, 1945
Słup ogłoszeniowy na rogu Długiego Targu i Ławniczej, 1945
Zbigniew Kosycarz / Archiwum KFP

Ustawiono go obok dużej kamienicy, która rozsiadła się w połowie ważnego szla­ku komunikacyjnego i handlowego miasta. Budynek z jednej strony zamykał ulicę Długą (Langgasse), z drugiej otwierał Długi Targ. W tym miejscu zaczynała się również krótka i wąska Matzkauschegasse. To było idealne miejsce na słup ogłoszeniowy. Zachował się jego ostatni konterfekt: portret trumienny słupa z kwietnia lub maja 1945 roku. Niedługo później jego betonową bryłę usunięto wraz z gruzem zrujnowanych kamienic.

Zdjęcie wykonał – któżby inny!  – Zbi­gniew Kosycarz. Podczas swojego pierw­szego pobytu w Gdańsku, wiosną 1945 roku, jako uczestnik obozu harcerskiego wędrował z nieodłącznym aparatem uli­cami zburzonego miasta, fotografując to, co z niego pozostało, między innymi słup ogłoszeniowy. Mimo zgliszcz, ruin, grozy powojennego życia Gdańsk zafascynował młodego fotografa do tego stopnia, że już we wrześniu 1945 roku przyjechał tu na stałe. Dzięki temu posiadamy unikalną kronikę życia Wybrzeża (bo przecież nie tylko Gdańska) na przestrzeni pół wieku.

Na zdjęciu słup otaczają ruiny kamie­nicy przy Długim Targu 1. Zachowała się tylko jej boczna ściana, wewnętrzne stropy i dach runęły, zasypując chodnik ulicy Ławniczej. Tylko w bramie budynku zachowała się tablica mówiąca o tym, że tu przyjmuje dentysta Hans Schmidt. Wiemy, że jego gabinet działał do końca, aż do pierwszych miesię­cy 1945 roku. Doktor Schmidt przyjmował od godz. 9. do 13. i – po przerwie obiadowej – od 15. do 18.30.

Przez lata słup obrastał kolejnymi war­stwami zadrukowanego papieru. Marcowe bombardowania 1945 roku nie naruszy­ły jego betonowej konstrukcji, ale zerwały kilka warstw plakatów i ogłoszeń odsłania­jąc te, które nalepiano wcześniej. Dzięki temu ukazał się „archeologiczny” przekrój gdańskich losów; na jednym, betonowym podłożu słupa sąsiadują ze sobą pozo­stałości różnych epok gdańskiej historii najnowszej. Zobaczmy wiec, jakie ślady zachował nasz słup w kwietniu lub maju 1945 roku...

Z najgłębszej warstwy (z początku lat czterdziestych) pochodzi duży plakat reklamowy papierosów „OSTA”, jak wspomnienie cza­sów normalności, kiedy papieros nie był znakiem uprzywilejowania. Później, pod koniec wojny, w mieście brakowało pa­pieru (nie mówiąc już o papierosach), a największe drukarnie powielały przede wszystkim wojenne obwieszczenia władz wojskowych. O plakatach nikt już nie my­ślał.

Papierosy „Osta” reklamował „Danziger Vorposten” w listopadzie 1941 roku
Papierosy „Osta” reklamował „Danziger Vorposten” w listopadzie 1941 roku
Zbiory BG PAN

Z głębszych pokładów (ale nie tak starych, jak papierosy „OSTA”) pochodzą tygodniowe ogłoszenia repertuarowe gdań­skiego Staats-Theater. Ukazywały się one na słupach ogłoszeniowych jeszcze na począt­ku 1944 roku. Później zniknęły. Jednak do końca swej działalności artystycznej teatr publikował codziennie programy granych sztuk. Ale im bliżej końca, tym druki były wykonywane na coraz to gorszym papierze, coraz to prymitywniejsza techniką. W lipcu 1944 roku były to już brzydkie, powielane na prymitywnym powielaczu spirytusowym, druczki. Ostatni z nich wydrukowano dla, zamykającej działalność teatru 16 lipca 1944, premiery operetki „Manina” Nico Dostala. Jak donosiła jedyna w Gdańsku gazeta, hitlerowska „Danziger Vorposten”, publiczność stawiła się bardzo licznie, by po raz ostatni oklaskiwać ulubio­nych artystów. Muzyka Dostala, a szczegól­nie libretto Hansa Adlera i Aleksandra Lixa, były co prawda „przyciężkawe”, ale atrak­cyjność całości ratowała dobra reżyseria Eduarda Rogattiego. Chyba jednak nie w poszukiwaniu przeżyć artystycznej natu­ry przybyła do teatru na Kohlenmarkt (Targ Węglowy) liczna publiczność tego 16 lipca 1944 roku o godz. 18. Trwający trzy godziny spektakl był bowiem przede wszystkim pożegnaniem z dawnym życiem. Pierw­szym z jakże licznych pożegnań, które uczestników tego wieczoru miały czekać w najbliższych miesiącach. Aktorów, teatr i dawne czasy żegnały oklaski na stoją­co i „prawdziwy ogród kwiatów”. Nawet wysoka cena biletów (5 marek) i niepoko­jące wieści z frontów nie mogły odstraszyć widzów.

Program pożegnalnego spektaklu teatralnego w listopadzie 1944 roku powielono prymitywną techniką na brzydkim szarym papierze
Program pożegnalnego spektaklu teatralnego w listopadzie 1944 roku powielono prymitywną techniką na brzydkim szarym papierze
Zbiory BG PAN

Do tych samych „archeologicznych” pokładów, co afisze teatru (może nawet nie tak głębokich) należą strzępy ogło­szeń zapowiadających poranek (lub wie­czór?) artystyczny: „der Kleinkunst”, w ra­mach którego prezentowano niemieckie pieśni (?), poezje (?). Nie wiemy już, kto, gdzie i kiedy miał zebrać publicz­ność. Tak jak nie dowiemy się już, kto i dlaczego zapraszał na róg Junkergasse (ulica Pańska), o czym mówi inny ślad z na­szego słupa, strzęp ogłoszenia powyżej „der Kleinkunst”.

Na powierzchni naszych wykopalisk pojawia się warstwa ostatnia, najnowsza, choć i ona już historyczna: pierwszy afisz w języku polskim, znak nowego czasu, no­wej rzeczywistości – „B. O. P. odbudowuje nasze porty nad Bałtykiem”.

BOP – Biuro Odbudowy Portów – było specjalnym urzędem, powołanym przy Departamencie Morskim Ministerstwa Prze­myska, którego celem było „opracowanie planów oraz prowadzenie robót przy od­budowie portów Gdańska i Gdyni”, jak donosił 8 czerwca 1945 roku „Dziennik Bałtyki”. Dyrektorem BOP był na począt­ku delegat Ministerstwa Przemysłu, kpt. inż. Szedrowicz, a naczelnym inżynierem – ob. Turgielewicz. Biuro mieściło się – od kwietnia 1945 roku – we Wrzeszczu przy ulicy Morskiej 22.

„BOP nie będzie prowadzić we wła­snym zakresie większych robót, które będą zlecane firmom budowlanym na warun­kach przetargu. BOP będzie natomiast zakupywać materiały do tych robót” – tłumaczył czytelnikom „Dziennik Bałtycki” w artykule sławiącym „sukcesy współpracy polsko-radzieckiej nad Bałtykiem” (nr 21 z 12 czerwca 1945). Rzeczywiście: przyszły nowe czasy.

 

Mieczysław Abramowicz

 

Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 3/1997