PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Johannes Falk i jego pieśń na Boże Narodzenie

Johannes Falk i jego pieśń na Boże Narodzenie
O Johannesie Falku pamięta się głównie dlatego, że stworzył jedną z najbardziej znanych pieśni związanych z Bożym Narodzeniem. Jest śpiewana przede wszystkim na obszarze niemieckojęzycznym, ale można ją też usłyszeć w wersji angielskiej.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Johannes Daniel Falk urodził się 28 października 1768 roku w Gdańsku, zmarł pięćdziesiąt osiem lat później w Weimarze (14 lutego 1826 roku). Był utalentowanym pisarzem i poetą, ciekawym myślicielem protestanckim, a przede wszystkim osobą o otwartym sercu – dzisiaj powiedzielibyśmy, że był społecznikiem, który opiekował się biednymi i sierotami. Sam nigdy nie był zamożny i może dlatego umiał ofiarować tym, którymi się opiekował, całkiem autentycznie całego siebie. Stworzył jedną z najbardziej znanych pieśni związanych z Bożym Narodzeniem. Jej uroczysty ton dobrze wprowadza w nastrój dni wypełnionych – o czym możemy usłyszeć już w pierwszej zwrotce – Bożym błogosławieństwem.

Johannes Falk urodził się w drugiej połowie XVIII wieku i ulegał czarowi swojej epoki. Był religijny, ale postępowy, skłonny do żartów, ale nie frywolny, tak samo światowy jak prowincjonalny. Mógł to w sobie godzić, ponieważ w jego czasach życie toczyło się wedle jasno określonego porządku: królowie królowali, arystokraci bawili się, chłopi pracowali, a duchowni, ustrojeni w odpowiednie szaty, stosownie do wyznania i pozycji w hierarchii, występowali w swoich świątyniach, głosili kazania, a niekiedy publikowali książki. Pochylali się nad ubogimi, lecz ubogimi być nie zamierzali. I nie wymagano od nich zbyt wiele. Kiedy jednak zawierucha wojenna, związana z osobą cesarza Francuzów, przeorała Europę, wszystko uległo zmianie. Falk zrozumiał, że chrześcijaństwo winno być czymś więcej niż deklaracją postawy, postanowił działać i to konkretnie. Według niego tylko to miało sens w trudnych czasach, jakie nastały.

Johannes Falk, portret z weimarskiego okresu życia

Ze znanej rodziny, syn perukarza

Rodzina Falków z pewnością nie należała do zamożnych, trudno jednak nazwać ją ubogą, co czynią niekiedy autorzy biogramów pisarza. Zawód  perukarza, którym zajmował się ojciec Johannesa, w czasach, gdy wszyscy – zarówno kobiety, jak mężczyźni – nakrywali perukami głowy, zapewniał przyzwoite i pewne zarobki, które pozwalały na utrzymanie rodziny i trzypiętrowego domu. W swoim warsztacie zatrudniał dwóch pracowników i był aktywny w parafii jako „zwierzchnik biednych”. Z powierzonych pieniędzy organizował pomoc dla  potrzebujących, a zwłaszcza dzieci. Falkowie żyli skromnie, bo uważali, że tak się godzi; wydatki nadprogramowe uznawali za ekstrawagancje.

Rodzina  mogła się pochwalić ciekawym rodowodem. Prapradziadek Johannesa, Jeremiasz Falck (w tym czasie tak zapisywano nazwisko) zwany Polonusem (ok. 1609-1677), był znanym i cenionym miedziorytnikiem, działał nie tylko w Gdańsku, również w Paryżu, Amsterdamie i Hamburgu. Zyskał sławę, która sprawiła, że został zaproszony na dwór szwedzkiej królowej Krystyny do Sztokholmu. Jego żoną była Anna Mercator (1630-1672), prawnuczka słynnego kartografa i geografa Gerharda Mercatora (1512-1594). Jeremiasz powrócił przed śmiercią do rodzinnego miasta, a gdy zmarł, jego ciało złożono w kościele św. Piotra i Pawła na Starym Przedmieściu. Także pradziadek, Gerhard Falck (1658-1727) był miedziorytnikiem oraz złotnikiem – najwyraźniej profesja, jaką wykonywał, a pewnie i on sam wart był mezaliansu, skoro jego żoną została wywodząca się ze szkockiej arystokracji Elisabeth Spalding (zmarła w 1725 roku). Ich syn, Antonius Jeremias Falck (1706-1790), „mieszkaniec pracujący w Gdańsku”, ożenił się przynajmniej dwukrotnie, owocem zaś drugiego związku (z Anną Marią Nauwerck) był ojciec Johannesa, Johann Daniel Falk (1737-1808 – nazwisko odtąd występuje w dokumentach w tej właśnie formie).

Barwne, hugenockie pochodzenie miała matka Johannesa, Constantia. Jej dziadek, Jean Chaillou (urodzony około 1670, zmarł w 1723) był muzykiem  w Genewie i kapelmistrzem na dworze w Berlinie. Do Gdańska rodzinę sprowadził ojciec Constanti, Michel Chaillou (1715-1787), człowiek wielkiej religijności i temperamentu, z zawodu perukarz, lubujący się we francuskiej literaturze i dyskusjach. Najwyraźniej to on przekazał zięciowi, Johannowi Danielowi Falkowi, tajniki dość intratnego rzemiosła. Urodzona w 1742 roku Constantia (zmarła w 1813 roku) odziedziczyła po nim usposobienie. Johannes opisywał matkę jako kobietę zdecydowaną o pięknej twarzy cherubina i niezwykle złożonej osobowości, która była mieszaniną swoistego żaru (także w gniewie) oraz bogobojności. Musiało się to podobać pisarzowi, skoro chętnie sugerował, że swój charakter odziedziczył po hugenockiej części rodziny.

Rodzina mieszkała przy Lastadii, którą Falk w swoich wspomnieniach określa jako pełną kolorytu i raczej nietypową, gdyż znajdując się w bezpośrednim sąsiedztwie Motławy była tylko po jednej stronie zabudowana domami, po drugiej zaś wznosiły się spichrze, składowano drewno, przeładowywano towary, a także  budowano łodzie. Johannes, pierwszy syn w rodzinie (ale drugie dziecko z siedmiorga potomstwa) został ochrzczony dwa dni po narodzeniu w w pobliskim kościele św. Piotra i Pawła. Jego ojcem chrzestnym został, co ciekawe, Martin Soermans, dziadek cioteczny Arthura Schopenhauera, z którym Falk wiele lat później miał się zaprzyjaźnić w Weimarze.

Kościół św. Piotra i Pawła należał wówczas do zwolenników nauk Kalwina, czyli inaczej mówiąc kościoła reformowanego. Jego wyznawcy stanowili zawsze zdecydowaną mniejszość w luterańskim głównie Gdańsku. Parafia była niewielka, ale dobrze zorganizowana, przy samej Lastadii znajdował się dom opieki dla ubogich, nieco dalej, przy ulicy Pumpergasse (obecna św. Piotra), a właściwie na rogu Lastadie, Petrikirchhof i Pumpergasse wzniesiono małą szkołę dla współwyznawców. Dzieci z biednych rodzin pobierały w niej naukę całkowicie bezpłatnie.

Właśnie tutaj, 5 maja 1775 roku, w klasie składającej się z pięćdziesięciu siedmiu uczniów, edukację rozpoczął mały Johannes. Podczas pierwszego, trzyletniego etapu nauki należało opanować „katechizm, pisanie i czytanie po łacinie i po niemiecku, Biblię, uczone sentencje, łacińskie słownictwo i odmianę”. Jednym z najbardziej poruszających doświadczeń, związanych z dzieciństwem, był dla Johannesa spacer, na który zabrał go ojciec. Wędrowali po plaży podczas jednej z wiosennych burz 1778 roku. Zamierzali obserwować statki płynące po zatoce, tymczasem dziewięcioletni chłopiec stał się świadkiem prawdziwej morskiej katastrofy – obrazy wyrzucanych na brzeg pakunków, toreb, pogruchotanych desek i martwych ciał, na trwałe wryły się  w jego pamięć.

 

Wysoki, ale nieuczony

Nauka szła Johannesowi bardzo dobrze, tym trudniej było mu zaakceptować fakt, że po ukończeniu podstawowych trzech lat, został – zgodnie z wolą  myślącego praktycznie ojca – wypisany ze szkoły. Miał mu pomagać w warsztacie i uczyć się rzemiosła. To zajęcie, a zwłaszcza przynoszenie „do mieszkania pięknie ułożonych i upudrowanych peruk gdańskich radców” zdecydowanie nie odpowiadało głodnemu wiedzy i ciekawemu świata chłopcu, który w trakcie sześciu lat terminowania wielokrotnie i nadaremno szukał ucieczki od przygotowywanej przez rodziców nudnej przyszłości. Jako dwunastolatek w zabawny sposób wyraził opinię o sobie: „Kto mnie widzi, cieszy się, że jestem taki duży – ale ja skłamałbym, gdybym powiedział, że również się cieszę – bo tak sobie myślę, że niejeden jest duży, a i tak jest osłem, więc co mi z mojego wzrostu, kiedy nie mogę się uczyć”.

Był jednak zdesperowany, miał ambicję i robił wszystko, aby dopiąć swego. Musiał się jednak z tym kryć, przynajmniej do pewnego czasu. Przyłapany z książką, szybko ją tracił. Zbesztany, tym mocniej goniony był do pracy. Nie ustępował jednak łatwo: „Wieczorem, w półmroku i kiedy pozostali w warsztacie odmawiają nieszpory, wykradam się z domu po książkę z biblioteki pana Brücknera. Ale gdzie czytać, oto cała sztuka. Tak więc wchodzę na krużganki, kiedy latarnie płoną i czytam, aż twarz mi się zrobi purpurowa, a dłonie skrępuje zimno”. Literatura pociągała go również dlatego, że sam zaczął pisać, oczywiście, jak na młodego człowieka przystało, przede wszystkim wiersze. Kiedy zdecydował się je pokazać i spotkał się z pozytywnym odbiorem, podniosło go to na duchu  i umocniło w nadziejach na przyszłość.

Po namowach matki, zawsze życzliwej wobec entuzjazmu syna i dumnej z jego talentów, ojciec – może nie tyle srogi, co przedkładający realne zalety perukarskiego fachu nad mrzonki wynikające z młodzieńczych marzeń o innym, lepszym życiu – w końcu pozwolił synowi na dalszą naukę. Odbywało się to etapami, Johannes musiał wykazać się nie tylko determinacją, ale również cierpliwością. Najpierw nastąpiły lekcje gry na wiolonczeli, a młodzian okazał się uzdolniony również muzycznie. Szło mu na tyle dobrze, że wraz z nauczycielem co niedziela grywał w kościele św. Mikołaja na mszy u dominikanów, opierając się jednocześnie wytrwale podejmowanym przez nich próbom nawrócenia go na katolicyzm. Wiosną 1784 roku nareszcie mógł powrócić do nauki. Tym razem trafił do szkoły św. Piotra, która w tamtym czasie przechodziła trudniejszy okres. W pierwszym roku Falk miał zaledwie jednego kolegę w klasie, w drugim i ostatnim pozostał sam jeden. Uczył się więc bardzo intensywnie, ale nie przerażało go to, gdyż wiedział, że ma wiele do nadrobienia.

Po dobrze zdanych egzaminach dostał się bez problemu do Gdańskiego Gimnazjum Akademickiego, a stać go było na uczęszczanie do tej szkoły tylko dzięki rozmaitym stypendiom oraz codziennie udzielanym korepetycjom. Nauczyciele dostrzegali jego szczególne uzdolnienia, a także specyficzne poczucie humoru, które szczególnie chętnie obracał przeciwko temu, co uznawał za deformację godziwego życia, również religijnego. Spośród rozmaitych ludzkich przypadłości najbardziej mierziła go hipokryzja. Był bardzo pracowity i osiągał coraz lepsze wyniki, mimo to wciąż pozostawał skromny i pobożny – choć doceniał uroki życia i potrafił się nim cieszyć, nie ulegał wpływom mniej rozważnych kolegów, którzy mieli ochotę przekraczać zasady, uznawane przez niego za wiążące. Podobno pewnego razu, namawiany przez znajomych do odwiedzin w budzącym jego wątpliwości przybytku, uciekł i schronił do szczęśliwie otwartego kościoła.

Dzięki muzyce i wiolonczeli Johannes Falk poznał swoją pierwszą młodzieńczą miłość. Uczęszczając na amatorskie koncerty do malowniczo położonego Aniołkowa, dzielnicy na północ od centrum miasta, a ściślej do uroczego domu pewnego gdańskiego patrycjusza, dość szybko, a z całą pewnością żarliwie i szczerze zakochał się w jego córce – Jeanette. Nastąpił czas romantycznych listów, wykradanych minut i pospiesznych pocałunków. W sprawie dość szybko zorientowała się matka dziewczyny. Falk, jako syn perukarza, nie miał najmniejszych szans, by jej rodzina mogła go zaakceptować. Niewinny w rezultacie romans ciągnął się jeszcze jakiś czas dzięki pomocy wtajemniczonej we wszystko kuzynki. Zakochani spotykali się na spacerach w Oliwie, dobrym miejscem okazał się również kościół. Plany dotyczące wspólnego życia od początku znajomości skazane były na niepowodzenie. Wkrótce Jeanette poznała bogatego Anglika i nadszedł koniec znajomości z młodym wiolonczelistą.

 

Stypendysta z Gdańska

Chwalony za pilność, dokładność i świetne wyniki, Johannes Falk zaczął marzyć o studiach. Jak się okazało, marzenie to mogło się spełnić – otrzymał stypendium od miasta i wkrótce miał się wybrać do Halle w Saksonii, gdzie od 1694 roku funkcjonował znany w całych Niemczech uniwersytet, jeden z niezwykle prężnych ośrodków oświecenia. Co do wyboru kierunku studiów nie miał wątpliwości – interesowała go przede wszystkim teologia. Zrażony do tradycyjnych form religijności preferowanych przez jego rodzinę, odnalazł własne podejście do wiary dzięki Samuelowi Ludwikowi Majewskiemu, który był jego mentorem i dobroczyńcą, pastorem w jego parafii. Religijność młodego Falka kształtowała się przez lata i wyrażała się poprzez czyn – zamiast modlić się za biednych, wolał im po prostu pomagać. Stypendyści miasta, wybierający się na studia, byli oficjalnie żegnani przed rajców. Jeden z nich powiedział wówczas do Falka słowa, które okazały się  znamienne. Wspominał je z zadumę wiele lat później, kiedy opiekował się sierotami: „Na zawsze pozostaniesz naszym dłużnikiem. Jeśli kiedyś i do twoich drzwi zapukają biedne dzieci,  pomyśl, że to my nimi jesteśmy, my starzy radcy gdańscy i nie odsyłaj ich z niczym”.

Wyjazd do Halle wyznaczono na 16 września 1791 roku. Powóz odebrał Johannesa z domu i zawiózł na plac w pobliżu Hohen Wasser (określone w relacji Falka jako publiczne miejsce spotkań). W opracowaniu Johannesa Demandta jest identyfikowane, choć z zastrzeżeniami, jako Hohe Seigen, czyli Rybaki Górne (będące wschodnim przedłużeniem ulicy Pfärdetränke – Wodopoju ). Bardziej prawdopodobne wydaje się, że chodzi tu  jednak o okolice Wasserkunstu (Kunszt Wodny), słynnej stacji pomp, dostarczającej świeżą wodę do miasta, a usytuowanej w okolicy mostu między Targiem Siennym i Rakowym. Właśnie stąd odjeżdżały dyliżanse pocztowe. I w tym miejscu obaj wybierający się na studia uczniowie – Johannes oraz  jego dobry przyjaciel ze szkolnej ławki, Ernst Ludwig Erdman – mieli zostać pożegnani przez nauczycieli, przyjaciół i rodzinę. Z niewyjaśnionych przyczyn wszystko odbywało się w wielkim pośpiechu. Chłopcy wsiedli do „pocztylionu” zanim na miejsce dotarła z warsztatu matka Falka. Spóźniona, na darmo szukała syna w tłumie. Rozczarowanie, jakie z tego wynikło, sprawiło, że oboje doświadczyli wielkiego smutku i bólu, który matka w listach do syna opisywała jako silniejszy od bólu rodzenia.

Żegnany przez wielu, ale nie przez najbliższych, Johannes Falk opuścił miasto, do którego nigdy więcej miał nie wrócić. Ale przez całe życie z sympatią i miłością je wspominał.

 

W Weimarze i podczas wojny

Wybór teologii okazał się jednak niekoniecznie trafny dla otwartego umysłu Falka. Szukający prawdy i raczej nieskłonny do kompromisów, gdy idzie o pryncypia, porzucił studia. W 1798 roku przeniósł się z Halle do Weimaru. Atmosfera miasta, które dzięki Friedrichowi von Schillerowi i Johannowi Wolfgangowi von Goethe stało się ważnym ośrodkiem intelektualnym nie tylko Niemiec, ale całej Europy, rozbudziła talent pisarski gdańszczanina. Sprawiła, że chętnie uczestniczył w życiu towarzyskim, dyskusjach, a także muzykowaniu. Poznał wtedy nie tylko twórcę „Fausta”, ale również wielu ludzi parających się literaturą – pochodzącego z Morąga pastora o zacięciu filozoficznym, Johanna Gottfrieda von Herdera (1744-1803); cenionego pisarza, dramaturga, a także tłumacza dzieł Szekspira na język niemiecki Christopha Martina Wielanda (1733-1813), redaktora jednego z najbardziej wpływowych pism zajmujących się współczesną twórczością „Merkuriusza Niemieckiego”; i wielu innych. Jednak ci dwaj, jako że Johannes liczył się z ich opinią, zdołali go przekonać do poważnego zajęcia się pisaniem. Twierdzili, że jest spostrzegawczy, ma lekkie pióro i potrafi w zabawny, niewymuszony sposób przedstawić poważne skądinąd problemy, choćby społeczne, posiłkując się oczywiście zaczerpniętymi bezpośrednio z życia przykładami.

Trudno się dziwić, że Falk, posiadając taki dar, największe uznanie zyskał jako publicysta, autor żartobliwych tekstów i redaktor co najmniej kilku czasopism, gdyż były to czasy, gdy powstawały one – zwłaszcza w Niemczech i Francji – niczym grzyby po deszczu. W latach 1797-1806 redagował i wydawał  cieszący się sporą popularnością „Taschenbuch für Freunde des Scherzes und der Satyre”. Jego opowiastki publikowane w tym periodyku ukazały się potem w kilkutomowym zbiorze „Satirische Werke” z 1817 roku. Żyjąc w czasach, które wierzyły, że rozwój oświaty, swoboda myśli i filozofia rozwiążą większość problemów ludzkich, podchodził do tego sceptycznie, generalnie był „za”, lecz z zastrzeżeniami. Wszelka przesada, także w dziedzinie spekulacji intelektualnej, wydawała mu się ścieżką na manowce. Ważną jego pracą była książka o Goethem, napisana w 1824 roku, a wydana osiem lat później, Jest to jedna z pierwszych, do dziś cenionych, biografii wielkiego poety.

W twórczości Falka wątki gdańskie, niekiedy dość rozbudowane, pojawiają się kilkakrotnie. Przedstawiony obraz miasta i żyjących w nim ludzi jest pełen ciepła, przywoływane wspomnienia wyraźnie cieszą pisarza, ale również w najszczerszy sposób wzruszają. Dostrzec to można przede wszystkim w – określanej jako powieść, lecz w zasadzie będącej autobiografią – książce: „Das Leben, wunderbare Reisen und Irrfahrten des Johannes von der Ostsee” („Życie, cudowne podróże i tułaczki Johannesa znad Bałtyku”, data wydania 1805 rok). Peter Oliver Loew tak o niej pisze: „Jest to utwór na pół autobiograficzny, na pół fikcyjny; na pół typowa wczesnoromantyczna powieść z wplecionymi w nią wierszami, na pół powieść epistolarna i powieść dziennik. Książka ta jest interesująca nie tylko pod względem literackim, lecz także tematycznym, choć stylistycznie brak jej jednolitości. Opowiada o nieszczęśliwej miłości młodego Johannesa, syna biednego rzemieślnika do Jeanette, o zajęciu Gdańska przez Prusy oraz wyjeździe bohatera z rodzimego miasta. Autorytarnych Prusaków Johannes – alter ego Falka – nie lubił, gdyż był orędownikiem demokracji i republikaninem”. Stary hanzeatycki Gdańsk pojawia się również w opowiadaniu opisującym z satyrycznym zacięciem, w jaki sposób pyszałkowaci i nadęci Prusacy podczas drugiego rozbioru Polski w 1793 roku zdecydowali się zagarnąć miasto nad Motławą.

Kiedy po błyskawicznej inwazji Napoleona na Niemcy w 1806 roku, wojska francuskie przystąpiły do dzielenia łupów, Falk zajął miejsce w lokalnej  administracji w Weimarze. Starał  się w tym czasie, konsolidując miejscowe elity i korzystając z własnych i cudzych znajomości, zmniejszać rozmiary uciążliwości, jakie spadły na ludność w wyniku działań władz okupacyjnych. Nie było to łatwe, wciąż bowiem obecna była na ulicach przemoc, kwitła korupcja, a przysłani do zarządzania Francuzi, protegowani marszałków i generałów, wydzierali z powierzonych im terenów na potrzeby armii, a także własne, najwięcej jak mogli, często ponad miarę. Z całą pewnością doświadczenia wyniesione z tych smutnych lat sprawiły, że w przyszłości Falk zdecyduje się zająć działalnością na rzecz ubogich. Nigdy wcześniej nie zetknął się bowiem z takim bezprawiem i nędzą.

Już w pierwszej połowie 1813 roku założył charytatywne, chrześcijańskie „Gesellschaft der Freunde in der Not” („Stowarzyszenie Przyjaciół w Potrzebie").  Z jego pomocą przeprowadzał zbiórki pieniędzy, odzieży i żywności, tym sposobem zdołał uratować wiele ludzkich istnień. Odmiana losu  miała przyjść niebawem. Wyzwolone po przegranej przez Francuzów i ich sprzymierzeńców bitwie pod Lipskiem (16-19 października 1813 roku) Niemcy znajdowały się jednak w opłakanym stanie. Wielu poszkodowanych przez wojnę bezradnie szukało pomocy. Osobista tragedia, śmierć czworga z siedmiorga własnych dzieci wskutek epidemii tyfusu, zdecydowała, że Falk postanowił zaopiekować się tymi, którzy jego zdaniem najmniej mieli szans na przetrwanie, czyli  sierotami, dziećmi i młodzieżą.

Dzięki osobistym kontaktom i żarliwym apelom zamieszczanym w wielu pismach, które wskazywały społeczeństwu rozmiary problemu, udało mu się zebrać odpowiednie środki, aby zrealizować cel, o którym myślał od dłuższego czasu. Wtedy to właśnie powstał pierwszy dom opieki „Lutherhof” (w latach późniejszych zmieniono nazwę na Instytut Falka), przeznaczony dla małoletnich. Falk roztaczał opiekę nad  swoimi sierotami nie tylko podczas ich pobytu w zakładzie. Wychowankowie stanowili dla niego odpowiednik rodziny. Starał się, jak mógł najlepiej, przygotować ich do samodzielnego życia w społeczeństwie i był pod tym  względem niezwykle nowoczesny. Uważał, że powinni oni przed wejściem w dorosłość – zadziwiające, bo powtarzał przekonania swego ojca – zdobyć ceniony i potrzebny zawód. Oczywiście, jako opiekun dbał również o ich wychowanie religijne. Mówiono o nim, że nigdy nie odmawiał pomocy.

 

O błogosławiony...

O du fröhliche, o du selige

 

O du fröhliche,  O du selige,

Gnadenbringende Weihnachtszeit.

Welt ging verloren,

Christ ward geboren,

Freue, freue dich, o Christenheit!

 

O du fröhliche, O du selige,

Gnadenbringende Weihnachtszeit.

Christ ist erschienen,

Uns zu versühnen,

Freue, freue dich, o Christenheit!

 

O du fröhliche, O du selige,

Gnadenbringende Weihnachtszeit.

Himmlische Heere

Jauchzen Dir Ehre,

Freue, freue dich, o Christenheit!

Tragiczne doświadczenia wojenne sprawiły, że Falk częściej w swojej twórczości podejmował tematy bezpośrednio związane z wiarą, szczególnie bliski stał mu się pietyzm, ruch religijny, zapoczątkowany w XVII wieku wśród luteran i bardzo popularny w Prusach, który kładł mocny nacisk na osobistą pobożność, osiąganą przez studiowanie Biblii, modlitwę i krzewienie idei tzw. pierwotnego kościoła. Rozwijanie właściwej wspólnoty polegać miało, między innymi, na zajmowaniu się warstwami społecznymi, którymi dotąd nikt się nie przejmował. Pietyści wierzyli nie tylko w Boga, także w edukację.

Na Boże Narodzenie 1816 roku Falk przekazał swoim sierotom w formie prezentu „Allerdreifeiertagslied” („Pieśń na trzy główne święta”), wysławiającą dni najważniejsze dla wszystkich chrześcijan: Narodzenie Pańskie, Wielkanoc i Zesłanie Ducha Świętego. Wyróżniało ją to, że każda ze zwrotek zaczynała się w podobny sposób, od radosnego zawołania:  „O du fröhliche” („O błogosławiony...”),  Już po śmierci Falka, w 1829 roku, jego uczeń, a także współpracownik Heinrich Holzschuher (1798-1847), zdecydował się zmienić fragment tekstu dotyczący Bożego Narodzenia. Nie było to posunięcie szczególnie radykalne, bo przy zachowaniu charakterystycznej frazy początkowej i końcowej w każdej zwrotce, dotyczyło zaledwie czterech prościutkich wersów. Właśnie w ten sposób powstał znany obecnie w krajach niemieckojęzycznych tekst jednej z najpopularniejszych pieśni związanych z Bożym Narodzeniem. Melodia, do której dopasowano słowa, powstała jednak nie w Niemczech, Austrii czy Szwajcarii, a nawet nie w krajach północnej Europy, lecz na Sycylii. Zaczerpnięta została z popularnej tam, katolickiej pieśni ku czci Maryi: „O Sanctissima”, która w opracowaniu wspomnianego już Johanna Gottfrieda von Herdera trafiła do Niemiec.

Falk stworzył również podniosły hymn „Wie mit grimmgem Unverstand Wellen sich bewegen!” (funkcjonuje w Polsce jako pieśń: „O opatrzności Bożej”). O ile pieśń „O du fröhliche” śpiewana jest w protestanckich, ale też katolickich świątyniach, o tyle zainspirowany koncepcjami filozoficznymi św. Augustyna utwór, sławiący mądrość Boga, który doskonale uporządkował świat, choć szlachetny w wyrazie  i podniosły w nastroju, wykonywany bywa głównie w luterańskich zborach.

O ty radosny, o ty błogosławiony

 

Oto radosny, błogosławiony

Okryty łaską świąteczny czas

Dla nas straconych

Chrystus zrodzony

Cieszy się, ach cieszy chrześcijański świat!

 

Oto radosny, błogosławiony

Okryty łaską świąteczny czas

Chrystus się zjawił

Nas obłaskawił

Cieszy się, ach cieszy chrześcijański świat!

 

Oto radosny, błogosławiony

Okryty łaską świąteczny czas

Anielskie chóry

Śpiewają z góry

Cieszy się, ach cieszy chrześcijański świat!

 

Przekład Natalia Müller

 

Przekład w miarę swobodny, ale zachowujący rytm oryginalnej pieśni. Jego zaletą jest to, że nadaje się do  śpiewania.

Niezwykła aktywność gdańszczanina w zakresie pomocy sierotom, a także jego bogata twórczość pisarska poświęcona temu tematowi, wywarły wpływ na działalność innego cenionego społecznika Johanna Hinricha Wicherna (1808-1881), pastora z Hamburga, który stworzył w rodzinnym mieście do dziś funkcjonujący przytułek połączony ze szkołą „Das Rauhe Haus”. Wichern był propagatorem nowego typu placówek wychowawczych, w których panować miała rodzinna atmosfera. Znany był również jako twórca tzw. wieńca adwentowego. To zwyczaj – obecnie kultywowany również w wielu krajach Europy i Ameryki Północnej, wzorowany na żydowskiej tradycji obchodzenia świąt Chanuka – zapalania świec w kolejne niedziele przed Bożym Narodzeniem. Ich coraz mocniejszy blask miał towarzyszyć spotkaniom, które poświęcano na rozmyślania nad zbliżającymi się wydarzeniami religijnymi.

Imieniem Johannesa Daniela Falka uhonorowanych zostało kilka domów opieki we współczesnych Niemczech, między innymi: Johannes-Falk-Haus w Eisenach, Johannes-Falk-Haus w Hiddenhausen, Johannes-Falk-Haus w Stuttgarcie. Trudno wyobrazić sobie piękniejszy pomnik dla kogoś, kto tyle serca ofiarował tym, którzy własnego domu zostali pozbawieni. Falk, który  stworzył pieśń sławiącą błogosławiony czas Bożego Narodzenia, starał się, by radość, o której pisał, gościła w sercach tych, co mieli niewiele powodów do radości. W osobie Falka spełnienie znalazły słowa, że siła jednostki zazwyczaj bierze się z działania.

I w Gdańsku nie zapominano o Falku. Jego imieniem nazwano ulicę we Wrzeszczu (w 1912 roku; dzisiaj Topolowa), a na domu przy Lastadii 19 umieszczono pamiątkową tablicę.

 

Natalia Müller i Waldemar Borzestowski

 

Wykorzystano m.in.:

„Historia Gdańska”, t. II, 1793 - 1815, pod red. Edmunda Cieślaka, Gdańsk 1993;

Johannes Demandt, „Johannes Daniel Falk. Sein Weg von Danzig über Halle nach Weimar (1768 - 1799)”, Göttingen, Vandenhoeck und Ruprecht 1999;

H. Motekat, „Ostpreussische Literaturgeschichte mit Danzig und Westpreussen, München” 1977;

B. Pompecki, „Literaturgeschichte der Provinz Westpreussen. Ein Stück Heimatkultur”, Danzig 1915;

Johannes Daniel Falk, „Das Leben, wunderbare Reisen und Irrfahrten des Johannes von der Ostsee”, 1805.

 

Pierwodruk: „30 Dni” 6/2011