Zakaz nie wystarczy. Po utonięciu dwojga młodych w Wiśle

Po tragicznym wypadku, w którym zginęły dwie młode osoby, w rejonie ujścia Wisły do Zatoki Gdańskiej, zarządcy terenu planują wprowadzić dodatkowe zabezpieczenie terenu. - To trudny rejon, jeśli postawimy zabezpieczenia to muszą one przetrwać ekstremalne warunki pogodowe - tłumaczą przedstawiciele Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku.
20.05.2016
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

W trakcie przeprowadzonej przez policję akcji poszukiwawczej. Wisła jest w ogóle zdradliwą i niebezpieczną rzeką - szczególnie u ujścia.

Jest niedziela, 15 maja. Grupa młodych: 16 - letnia dziewczyna wraz ze swoim o pięć lat starszym kolegą i dwójką młodszego rodzeństwa spacerują po betonowym nabrzeżu. Przed wejściem na konstrukcję rzecznego falochronu mijają ustawiony znak zakazujący wejścia. Nie zauważają go, albo nic sobie z tego nie robią - jak większość spacerujących...

Nabrzeże znajduje się na terenie rezerwatu przyrody „Mewia Łacha” w północno—wschodniej części Wyspy Sobieszewskiej.

- Można tu spotkać wielu spacerujących - powie mi kilka dni później po wypadku, Bogusław Pinkiewicz, rzecznik Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Gdańsku. - Ludzie lubią tu przychodzić. Nie znam niestety statystyk, więc nie powiem, ile osób dziennie spaceruje wzdłuż betonowego nabrzeża. Najwięcej osób jest oczywiście w weekend.

Czy na konstrukcji znajdującej się na brzegu doszło już kiedyś do śmiertelnych wypadków? Przedstawicielowi RZGW w Gdańsku nic na ten temat nie wiadomo. Pamięta, jak z lodołamacza dostrzegł na brzegu niebezpieczną sytuację: - Płynęliśmy lodołamaczem po zamarzniętej Wiśle - mówi Pinkiewicz. - Zobaczyliśmy jak na nabrzeże wchodzi mężczyzna z mały dzieckiem. Konstrukcja była zamarznięta i bardzo śliska. Mężczyzna na szczęście szybko zrezygnował z pomysłu.

Pogoda 15 maja była zdradliwa. Świeciło słońca, wiał silny wiatr, a momentami padał deszcz. Betonowa konstrukcja - po której spacerowali młodzi - była śliska, chociaż temperatura oscylowała w granicach 15 stopni Celsjusza. W pewnym momencie, 16-letnia dziewczyna prawdopodobnie straciła równowagę, przewróciła się i wpadła do rzeki. Porwał ją silny nurt.

Jej 21-letni przyjaciel rzucił się za nią do wody.

Przygotowania do akcji poszukiwawczej. Ciała udało się odnaleźć na dnie rzeki, dzięki sonarowi.

Mijały sekundy, później minuty. Nie wypłynęli. Dzieci, które towarzyszyły siostrze i jej przyjacielowi zaniepokojone zadzwoniły po pomoc. Wkrótce rozpoczęła się akcja poszukiwawcza. Woda zimna - więc po kilku godzinach ratownicy nie mieli już złudzeń, że poszukują ciał. Na miejsce przyjechała grupa strażaków z Giżycka i przy pomocy specjalistycznego sonaru przeczesywała centymetr po centymetrze dno Wisły.

W końcu udało się odnaleźć ciała ofiar.

- Bliscy potwierdzili ich tożsamość - mówi podkom. Aleksandra Siewert z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.


Czy tak musiało być

W trakcie poszukiwań ciał 16-latki i jej o 5 lat starszego przyjaciela w mediach i na portalach społecznościowych huczało od domysłów. Internauci i dziennikarze zastanawiali się, czy konstrukcja przy ujściu Wisły jest przeznaczona do spacerów, i czy powinna być specjalnie zabezpieczona.

Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku, który zarządza tym terenem, odpowiada na pytania reportera portalu gdańsk.pl:

- Konstrukcje te, to obiekt hydrotechniczny, który nie jest przeznaczony do spacerów. Nie jest to ani molo, ani bulwar. - wyjaśnia Pinkiewicz, rzecznik RZGW w Gdańsku. - Po wybudowaniu betonowej konstrukcji postawiliśmy tam znak zakazujący wstępu.

Betonowa konstrukcja, która kosztowała ok. 50 mln zł, to instalacja przeciwpowodziowa, która służy między innymi do usprawniania spływu lodu w głąb Zatoki Gdańskiej.

Konstrukcja jest ciągle podmywana przez wodę. W zimie tworzy się na niej gruba warstwa lodu.

- Budując tak zwaną kierownicę ujścia Wisły, zakładaliśmy, że będą tamtędy chodzić tylko osoby zajmujące się serwisowaniem i naprawą tego urządzenia - dodaje przedstawiciel RZGW w Gdańsku.


Woda zabiera wszystko

Znak, który postawiono przed wejściem na tzw. kierownicę, jest bardzo charakterystyczny i nawet drogowy laik jest w stanie go odczytać i rozpoznać.

- Przed wejściem ustawiliśmy znak zabraniający ruchu pieszym. Czerwona obwódka a w środku postać mężczyzny - tłumaczy Pinkiewicz.

Wystarczy sprawdzić w kodeksie: B-41, czyli zakaz ruchu pieszych. Znak jest stosowany ze względu na brak chodnika przy dużym ruchu pojazdów stanowiących niebezpieczeństwo dla pieszych lub gdy droga posiada wydzielony ciąg przeznaczony do ruchu pieszego.

Problem w tym, że takiego znaku w miejscu wypadku nie widać.

- Ktoś go ukradł albo zmyła go fala. W tej chwili go nie ma, ale przed wypadkiem stał - mówi Pinkiewicz. Przypomina, że ścieżki do spacerowania są wyznaczone na terenie całego rezerwatu. Zakaz wejścia ze względu na bezpieczeństwo, jest m.in. na kierownicę.

W podobnym tonie wypowiada się gdańska policja. - Wejście na betonowy falochron jest niebezpieczne - mówi podkom. Aleksandra Siewert. - Jeśli już ktoś, mimo zakazu, zdecyduje się po nim przejść musi być bardzo ostrożny. Proponuję, zamiast spaceru po nabrzeżu wybrać inne, bezpieczne miejsce.

- Musimy podjąć decyzję, co robimy dalej - słyszę od przedstawiciela RZGW w Gdańsku, zarządcy terenu. - Gdybyśmy ustawili pionowe znaki wzdłuż kierownicy, to by niewiele dało - mówi Pinkiewicz. - Zimą cała konstrukcja pokrywa się lodem, a kra która się po niej przesuwa ścina wszystko co napotka na swojej drodze. Możliwe jest ustawienie znaków tylko przed wejściem na konstrukcję.


Bezpieczniejszy drugi brzeg

A może płot albo inne zabezpieczenia, które można by ustawić na konstrukcji - bo jak się okazuje, Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gdańsku zamontował płot na wschodniej kierownicy, czyli na nabrzeżu zbudowanym po drugiej stronie Wisły przy miejscowości Mikoszewo.

Jak czytamy w oficjalnym komunikacie RZGW w Gdańsku, jest to urządzenie, które udostępniono Grupie Badawczej Ptaków Wodnych "KULING" i służy ono do ochrony siedlisk ptasich w obrębie ujścia Wisły.

„W skład przekazanego wyposażenia wchodzi tzw. elektryczny pastuch, czyli ogrodzenie elektryczne pod niskim napięciem, odstraszające zwierzęta. RZGW w Gdańsku zainstalował na ujściu Wisły kamerę celem prowadzenia ciągłego monitoringu i udostępni z niej obraz przyrodnikom. Zamontował też płot na kierownicy wschodniej chroniący łachę przed ingerencją drapieżników i ludzi. Będzie to uzupełnieniem prowadzonego przez KULING dozoru w tamtejszym rezerwacie ornitologicznym.”

- Płot jest tymczasowy - słyszę od Pinkiewicza. - Jak tylko zrobi się chłodniej, trzeba będzie go usunąć.

Dlaczego podobny płot nie stanął na kierownicy po drugiej stronie, w miejscu w którym do wody wpadła dziewczyna?

- Po zachodniej stronie, czyli od Wyspy Sobieszewskiej ustawienie płotu byłoby trudniejsze - mówi Pinkiewicz. - Musimy w pierwszej kolejności pomyśleć nad dobrym oznakowaniem tego miejsca.

W piątek 20 maja, pięć dni po tragedii ma spotkać się grupa pionu technicznego RZGW w Gdańsku. Po spotkaniu zapadnie decyzja dotycząca oznakowania i być może zabezpieczenia betonowego nabrzeża


TV

Czwarty mikrolas już rośnie - zobacz, jak powstawał na Oruni Górnej