Wielkanoc? Barokowy Gdańsk imponował muzyką [ROZMOWA]

Charakterystyczne gdańskie pasje i kantaty, utwory na każdy dzień świąt, kompozycje grane przez kilka zespołów jednocześnie lub na przemian przez orkiestrę i uczestników mszy - takiej muzyki słuchano w kościołach barokowego Gdańska na Wielkanoc. Naszym rozmówcą jest Andrzej Szadejko, gdański organista wirtuoz, znawca i wykonawca muzycznego dziedzictwa naszego miasta, szef zespołu Goldberg Baroque Ensemble, z którym nagrywa muzykę napisaną przed wiekami w Gdańsku.
15.04.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Andrzej Szadejko, zdjęcie wykonane w kościele św. Trójcy w Gdańsku

W Boże Narodzenie wierni śpiewają w kościele kolędy. Kiedy pomyślę o utworach na czas Wielkanocy, to, poza pasją J. S. Bacha na Wielki Piątek nic nie przychodzi mi do głowy. Jak wyglądała muzyka wielkanocna w dawnym Gdańsku? Czy w zbiorach muzycznych PAN Biblioteki Gdańskiej, które zostały po gdańskiej epoce baroku, znajdziemy specjalną wielkanocną muzykę? Czego słuchali ówcześni gdańszczanie w tym świątecznym czasie?

- Współcześnie przychodząc do kościoła bardzo często ograniczamy się wyłącznie do nabożeństwa, które trwa pół godziny, może godzinę. Jeśli czas trwania mszy świętej jest dłuższy to niektórzy, włącznie z celebrującymi, są zaniepokojeni. W tamtej epoce nabożeństwa Wielkiego Tygodnia trwały czasami wiele godzin i były porozkładane na różne pory dnia. Wtedy działało to w taki sposób, że na święta społeczność gdańska naprawdę przerywała swoje codzienne czynności i biznesy. To był czas dla rodziny, zadumy, dla zrewidowania różnych rzeczy, które się zrobiło w ostatnim okresie. I temu miały służyć świąteczne nabożeństwa, a w nich właśnie muzyka. Z tego okresu w zbiorach PAN Biblioteki Gdańskiej zachowało się sporo gdańskiej literatury muzycznej obejmującej epoki od końca XVI do początku XIX wieku, w tym m.in. oryginalne, charakterystyczne dla Gdańska pasje na Wielki Piątek autorstwa: Johanna Balthasara Freislicha, Georga Philippa Telemanna i jeszcze dwóch innych gdańskich kompozytorów epoki baroku i kantaty na wszystkie trzy dni Wielkanocy.

Co jest charakterystyczne dla gdańskich pasji?

- To były utwory wielkich rozmiarów, od strony artystycznej nie ustępujące największym osiągnięciom muzyki tamtych czasów. Miały bardzo konkretną strukturę. Tekst gdańskiej pasji bazował nie tylko na Ewangelii. Musiał uwzględniać także słowa zaczerpnięte z niezmiennego przez całe stulecie kanonu ponad dwudziestu określonych chorałów, które pojawiały się w odpowiednich miejscach utworu, jako komentarz do tego co akurat wydarzyło się w jego narracji pasyjnej. Jedną z takich pasji wykonywałem kilka lat temu z moim zespołem w ramach Festiwalu Goldbergowskiego w Gdańsku. To są utwory wymagające dużego składu orkiestry: rozbudowanej sekcji continuo, czyli organy i klawesyn, wiolonczela, wiolon, fagot, teorba, czasami bombard (który w XVII wieku już wyszedł z użycia w Europie, a w Gdańsku był używany do końca XVIII wieku), do tego smyczki, no i instrumenty dęte: oboje, flety. To rzeczywiście wymagało dość sporej grupy muzyków.

Ile trwał taki utwór?

- Trudno to określić, ponieważ pasje były wbudowane w liturgię, nie funkcjonowały oddzielnie. Były wykonywane w Wielki Piątek, a na kolejne dni świąteczne pisano osobną muzykę. Pamiętajmy, że w tamtym czasie Wielkanoc trwała trzy dni. Zasada oddzielnej muzyki na każdy dzień świąt dotyczyła także Bożego Narodzenia i święta Zesłania Ducha Świętego - największych świąt, które funkcjonowały zarówno w kościele katolickim, jak i protestanckim, który - co warto zaznaczyć, dominował w Gdańsku XVII i XVIII wieku.

Festiwal Goldbergowski w kościele św. Trójcy w Gdańsku, podczas którego można m.in. usłyszeć muzykę gdańskich kompozytorów sprzed wieków

Każdy z tych “dziennych” utworów miał inny charakter?

- Dokładnie. Muzyka spełniała rolę pewnego komentarza muzycznego do kazania, które wygłaszano danego dnia. Z reguły forma była taka, że grano część kantaty przed kazaniem, które wygłaszał kaznodzieja, a następną część zaraz po nim. Teksty wykorzystywane w utworach muzycznych uwypuklały najważniejsze elementy fragmentu pisma świętego i tezy związanego z nim tematu kazania. Wierni mieli więc do czynienia z dodatkowym, swoistym muzycznym kazaniem. Dlatego przy wykonywaniu tej muzyki bardzo ważne jest, by zwracać uwagę na tekst, który jest absolutnie fundamentem jej powstania.

Kantata Erstanden ist der heilige Geist na pierwszy dzień Wielkanocy gdańskiego kompozytora Johanna Daniela Pucklitza, fragment manuskryptu ze zbiorów BG PAN PL-GD-Ms.Joh.240

Sama muzyka nie ma wagi?

- Ma, ale jest ona służebna w stosunku do tekstu. On definiuje to, w jaki sposób ma wyglądać opracowanie muzyczne.

Porozmawiajmy więc o tekstach.

- Czerpano je z różnych źródeł. Były to nie tylko treści biblijne: psalmy, fragmenty z ewangelii, tzw. dictum, czy ze starego testamentu, ale także teksty pisane przez gdańszczan. Były one interpretacją danego fragmentu Biblii. Pracowano także na gotowych tekstach wspomnianych już chorałów. W gdańskiej tradycji zachowało się bardzo wiele tzw. kantat chorałowych - opartych na strofach chorału, z których każda była opracowywana w zupełnie inny muzyczny sposób. Czasami wykonywano tę muzykę na przemian z uczestnikami mszy. Grano część kantaty, później śpiewali wierni i tak naprzemiennie prezentowano wszystkie strofy. Ten rodzaj utworu muzycznego funkcjonował w Gdańsku bardzo długo.

Co jeszcze wyróżnia gdańską muzykę, w tym także utwory wielkanocne, na tle muzyki tamtych czasów?

- Druga bardzo gdańska specjalność to kompozycje wielozespołowe. Tradycja muzyki pisanej na kilka zespołów sięga przełomu XVI/XVII wieku. Jest to tak zwany styl wenecki. Ze względu na specyficzny kształt architektoniczny kościoła św. Marka w Wenecji, ustawiano w nim kilka zespołów, które w ramach jednego utworu dialogowały ze sobą z reguły na zasadzie echa i używając stosunkowo prostej harmonii. Ten rodzaj muzyki rozpowszechnił się w Europie na początku XVII wieku, później uległ zapomnieniu, ale gdańszczanie przejęli ten włoski styl i zakochali się w nim na długo. Jeszcze do końca XVIII wieku na wielkie święta, np. na Wielkanoc, był w Gdańsku realizowany bardzo uroczysty typ kantaty w stylu weneckim, co jest z punktu widzenia muzykologicznego kompletnym anachronizmem, ale muzycznie miało ciekawe konsekwencje artystyczne: język muzyczny, instrumentacja, harmonia i forma poszczególnych części tych utworów w gdańskich kantatach były na wskroś współczesne, nowoczesne jak na swoje czasy, co w zestawieniu z konserwatywną ideą wielozespołowości dawało zaskakująco oryginalny efekt.

POSŁUCHAJ WIELKOCZWARTKOWEJ KANTATY JOHANNA BALTHASARA FREISLICH`A "GOTT IST DIE LIEBE" w wykonaniu Goldberg Baroque Ensemble

Ale dlaczego gdańszczanie tak długo trzymali się takich utworów, bardzo kosztownych przecież ze względu na liczbę muzyków?

- Wydaje się, że muzyka spełniała w tamtym czasie bardzo dużą rolę. Z jednej strony stanowiła element integracji społecznej, ale przede wszystkim była chyba emanacją wartości wyznawanych przez społeczność gdańszczan. Na jej podstawie można wnioskować, że byli to ludzie szalenie otwarci na różne nowinki przychodzące z zewnątrz, szybko je integrujący, a jednocześnie bardzo pewni wartości swojej tradycji i odmienności kulturowej, i mocno do niej przywiązani. Muzyka specjalnie pisana w Gdańsku towarzyszyła życiu miejskiemu na każdym kroku. Była swoistą wizytówką bogactwa i możliwości ekonomicznych miasta. Oczywiście różni muzycy przyjeżdżali tu na występy, ale wspierano raczej własnych twórców (którzy zresztą bardzo często nie byli rodowitymi gdańszczanami, ale osiedlali się tutaj). Do tego dochodzi jeszcze aspekt stricte muzyczny.

To znaczy?

- Gdańskie kościoły są bardzo duże, więc żeby muzyka wypełniała jakoś wnętrze i akustykę świątyń, zespoły musiały mieć odpowiednią liczebność. Wykorzystywano całe dostępne instrumentarium i muzyków mieszkających w mieście, którzy potrafili na nich grać. Grano nie tylko na współczesnych instrumentach, ale także cały czas równocześnie używano starych, znajdujących się w inwentarzu muzycznym kościoła Mariackiego, a które w innych miejscach w Europie dawno “wyszły już z mody”. To był taki gdański koloryt.

Kilka lat temu, w kościele św. Trójcy ojców Franciszkanów w Gdańsku spróbowaliśmy odtworzyć w jaki sposób te wielozespołowe utwory mogły być wykonywane. W Trójcy zachowany jest jedyny w Polsce i jeden z niewielu w Europie, chór muzyczny z wielkim organami (są rekonstruowane już od blisko dziesięciu lat).

Efekt był niesamowity, kwadrofoniczny, i niesłychanie barwny. Muzyka robi się przestrzenna, kolorowa, dociera z różnych miejsc i chyba tak musiała funkcjonować, gdy grano ją w barokowym Gdańsku. Otaczała ludzi ze wszystkich stron i dodatkowo w bardzo retoryczny sposób oddziaływała tekstem, który przekazywała.

Festiwal Goldbergowski w kościele św. Trójcy w Gdańsku, widok z perspektywy chóru

Aż chciałoby się usłyszeć taką kantatę w stylu weneckim podczas najbliższej wielkanocnej mszy świętej...

- Warto byłoby przywrócić tradycję i możliwość kontaktu z tym dziedzictwem Gdańska, chociażby w formie koncertowej. Tradycja muzyki wielkanocnej i w ogóle liturgicznej w Gdańsku XVII i XVIII wieku jest jednym z niewielu elementów, który stawia nasze miasto w czołówce kulturalnej tamtego czasu. To dzieła, które spokojnie mogą konkurować z największymi swojej epoki. W całej kulturze Gdańska jest bardzo niewiele podobnych dzieł sztuki o tak wielkim potencjale. Warto to podkreślać i wspierać, bo i współcześnie wysoka jakość tej muzyki jest natychmiast zauważana na świecie wszędzie tam, gdzie się choć na moment pojawia. Idealnie pasuje tu fragment recenzji ostatniej płyty zespołu Goldberg Baroque Ensemble: “fantastyczne wykonanie wspaniałych i kompletnie nieznanych kantat barokowych”. To idealne określenie potencjału, jaki drzemie w barokowej muzyce gdańskiej. Poznawanie jej pomogłoby nam zrozumieć i odtworzyć fundamenty naszej tożsamości kulturowej, zrozumieć tradycyjne gdańskie podejście do piękna, sztuki. A na dodatek mielibyśmy coś swojego, czego nie ma nigdzie indziej, co przyciągałoby ludzi z zewnątrz, tak, jak niegdyś bywało i co moglibyśmy pokazywać z dumą także poza Gdańskiem.

TV

Czwarty mikrolas już rośnie - zobacz, jak powstawał na Oruni Górnej