• Start
  • Wiadomości
  • W piątek Strajk Rodziców: nie poślą dzieci do szkół. Czy taki protest ma sens? [OPINIE]

W piątek Strajk Rodziców: nie poślą dzieci do szkół. Czy taki protest ma sens? [OPINIE]

W ten piątek, 10 lutego, w Trójmieście odbędzie się Strajk Rodziców - nie poślą swoich dzieci do szkoły: część rodziców w ten desperacki sposób próbuje zablokować reformę edukacji. Poniżej dwugłos: głos za tą formą protestu i głos przeciw. Kto ma rację?!
09.02.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Kilkadziesiąt osób protestowało w środę, 8 lutego, pod Kuratorium Oświaty w Gdańsku

Uwaga! To nie jest strajk szkół. ZNP dopiero przygotowuje się do protestu, który może odbyć się w marcu. Wtedy zastrajkują nauczyciele. 

Ten strajk to Strajk Rodziców. To oni zdecydowali, że w ramach protestu przeciw reformie edukacji nie poślą swoich dzieci do szkół. To inicjatywa oddolna, obywatelska, wkurzonych matek i wściekłych ojców, którzy nie chcą "reformy" edukacji, likwidacji gimnazjów, zmian w rejonizacji. Uważają, że stracą na tym dzieci, rodzice, nauczyciele.

Czy jednak taka forma protestu - w którą zamieszane są dzieci - jest słuszna? Czy rodzice nie idą za daleko? A może nie mają wyjścia, skoro ani rząd, ani MEN ich nie słuchają? Poniżej nasz dwugłos w tej sprawie: głos przeciw Strajkowi Rodziców i głos za.

Jutro, 10 lutego, rodzice sami podejmą decyzję. 
 

GŁOS PRZECIW

Sebastian Łupak, dziennikarz gdansk.pl, ojciec 13-letniego Wojtka z pierwszej klasy gimnazjum nr 33: - Jestem łamistrajkiem. Miejsce dzieci jest w szkole! 

Nie podoba mi się ta reforma, bo nie widzę jej żadnych korzyści. Mój syn chodzi do pierwszej klasy gimnazjum. Jest zapewne ostatnim rocznikiem, bo PiS jest uparty i nie negocjuje. Wojtek cieszył się, że kończy podstawówkę. Ma 13 lat i powoli wchodzi w dojrzałość. W gimnazjum czuje się doroślej, poważniej.   

Nowa szkoła to nowe koleżanki i koledzy, nowi nauczyciele, nowa sala gimnastyczna i inny orlik. Nie jest łatwo, poziom nauki jest wysoki. Trzeba zakuwać! A za chwilę, poza nauką, staną przed nim trudne wybory: czy zapalić pierwszego papierosa, napić się piwa, pocałować koleżankę. Czas płynie, takie jest życie. Nie będę udawał, że tak nie jest. Po jakiego grzyba miałby wchodzić w ten trudny wiek w podstawówce, wśród siedmiolatków?!

Nie żyjemy w 1982 roku, choć chyba wprowadzającym tę reformę tak się zdaje. Ale nie: młodzież dorasta szybciej, otoczona wszędobylską elektroniką, wszystko da się wygooglować. Świat na nikogo nie czeka - wizja powrotu do “starych, dobrych czasów” PRL to utopia. Tych czasów nigdy nie było. Gimnazjum jest wyzwaniem dla młodych ludzi, i dobrze, bo wyzwania są potrzebne. Jest nowoczesnym miejscem, gdzie młody człowiek zmaga się nie tylko z nauką, ale też musi zacząć brać odpowiedzialność za siebie, swoje czyny, swoje wybory. Dojrzewa.

Nie widzę żadnych korzyści z tej reformy. Za to widzę same wady i szkody. Już czuć w gimnazjum mojego syna, świetnej szkole, atmosferę strachu, napięcia i niepewności. To nie sprzyja nauce! Za dwa lata Wojtek będzie w roczniku skumulowanym: dzieci będą się “zabijać” w podwójnym, szybszym niż zwykle wyścigu szczurów, by dostać się do wymarzonej szkoły, gdzie miejsc będzie dwa razy mniej. Kogo to obchodzi? Na pewno nie polityków PiS. Oni dzieci mają wiecie gdzie. Liczy się tylko polityka.    

Psucie edukacji uważam za skandal! Zamykanie dobrych, sprawdzonych szkół to dramat! Szkoda naszego czasu, pieniędzy, dobrej energii. To dewastacja!

Uważam, że edukacja jest dla narodu kluczowa. Nauka to podstawa. Dlatego właśnie nie chcę, by moje dziecko uczestniczyło w strajku. Nie potrafię nie posłać go do szkoły. Bo zawsze mówię mu: “idź do szkoły!” On czasami szuka pretekstów, narzeka, może i słusznie, a ja swoje: “idź do szkoły! Idź do szkoły!” “Ale boli mnie głowa!” “Do szkoły!” “Ale mam zawody!” “Co? Znów zawody! Znów opuścisz chemię i niemiecki? Do szkoły!” I tak w kółko. Uczę go, że szkoła jest wartością, edukacja jest wartością, wiedza jest wartością. Nie lubię jak ma zaległości i nie lubię jak mozolnie nadrabia braki, szukając zeszytów u kolegów, próbując zrozumieć temat, na którym go nie było. Strata czasu!

Nie przejdzie mi przez gardło: “nie idź do szkoły, bo w Polsce rządzi PiS”. To dla mnie za mały powód, żeby nie poszedł! Właśnie po to ma się uczyć, żeby nie wyrósł na ignoranta, który zrobi wszystko i podpisze wszystko, co każe mu ten czy inny prezes; prezes partii czy niszczącej środowisko korporacji. Ma mieć własny rozum i sam oceniać sytuację. Ma chodzić do szkoły! Do gimnazjum!   

Już prędzej zgodziłbym się na jakąś okupację szkoły, blokadę, która sprawiłaby, że musiałby w szkole siedzieć dłużej. Nie martwiłbym się przynajmniej gdzie jest!

Zbieram podpisy za referendum w sprawie reformy edukacji, tak byśmy mogli - my, rodzice - się wypowiedzieć. Piszę artykuły o kłopotach z reformą edukacji. Chodzę na marsze i protesty. Nazwijcie mnie łamistrajkiem, ale nie potrafię nie wysłać dziecka do szkoły. Ma się uczyć, być obowiązkowy.   

Z ciężkim sercem, ale pewnie wyślę go w piątek do szkoły. Choć, uwierzcie, jestem tak samo zdesperowany, jak ci rodzice, którzy swoje dzieci zostawią w domu.  

Sebastian Łupak ze swoim synem Wojtkiem na stadionie Lechii. Jak Wojtek nie chodzi do szkoły, to chodzi na mecze

GŁOS ZA

Anita Głowińska, pisarka książek dla dzieci z Gdańska; działaczka Inicjatywy Rodziców "Zatrzymać Edukoszmar"; mama 10-letniego Bruna i 15-letniej Leny: - Niech minister Zalewska zobaczy wymowny obraz: puste krzesło! Może to zadziała?

Moi znajomi wiedzą, że po wprowadzeniu tej reformy nie będzie „jakoś”. Będzie źle! Na początku chaos organizacyjny i wzajemne oskarżenia. Będziemy łapać się za głowę, mieć pretensje do samorządów, nauczycieli, szkół, nawet do kierowców autobusów! Zaczniemy rozglądać się i mówić ze zdziwieniem: „przecież to nie tak miało być”.

Potem zaczniemy głośniej narzekać: na błędy w podręcznikach, ciasne szatnie czy niewybredną „twórczość” zbuntowanego nastolatka w szkolnej toalecie w podstawówce. Nasze dzieci będą coraz bardziej znerwicowane. Nie wystarczą punkty karne, apele czy dywaniki u dyrektora. Zaczniemy robić zbiórki na monitoring w każdej klasie lub żądać od szkół stworzenia straży szkolnej.

W pewnym momencie się uodpornimy. I dopiero za parę lat odkryjemy, że nasz syn czy córka odstają od rówieśników z zachodniej Europy. Już nie mogą konkurować na rynku pracy i osiągają mniej sukcesów, gdyż ich umiejętności nie są umiejętnościami człowieka XXI w.

Nie, nie chcę takiego scenariusza! Nie godzę się na złą reformę oświaty!

Jej wprowadzenie bowiem oznacza, że moje dzieci nie dowiedzą się w szkole o odkryciach Marii Skłodowskiej-Curie i nie będą się uczyły o teorii Mikołaja Kopernika. Nie dowiedzą się, jakie jest zastosowanie kwasów i zasad, ani nie dowiedza się nawet, że – uwaga – należy dbać o środowisko! Za to będą musiały zapoznać się np. z rytuałem zabijania zwierząt na polowaniu! [chodzi o fragment "Pana Taduesza" o polowaniu jako lektury dla klas IV szkoły podstawowej - red.]

Dlatego ja będę protestować! Moje dzieci 10 lutego nie pójdą do szkoły!

Do tej pory pani minister Zalewska nie chciała mnie słuchać – przyszedł więc czas na obrazy. Tego dnia pani ministra zobaczy puste krzesło! I to krzesło będzie symbolem mojej niezgody na szkołę, którą chce nam narzucić obecna władza.

10 lutego dam moim dzieciom lekcję wychowania obywatelskiego. 10 lutego moje dzieci ode mnie, a nie od pani minister, dowiedzą się, czym jest patriotyzm i czym jest walka o wartości.

Ja też moim dzieciom zawsze mówiłam, że należy się uczyć. Opowiadałam, że "szkoła jest wartością, edukacja jest wartością, wiedza jest wartością”. Ale uczyłam również, że wartością jest umiejętność krytycznego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. I odwaga! Uczyłam, że mamy angażować się w życie społeczne. Uczyłam, że takie zaangażowanie ma moc sprawczą, że od nas i od naszej postawy wiele zależy.

Moje dzieci nie pójdą do szkoły, nie dlatego, że „rządzi PiS”. Moje dzieci nie pójdą do szkoły, ponieważ obecny rząd chce je skrzywdzić! I jestem przekonana, że to właśnie ten nasz wspólny protest, a nie wysłanie ich, jak co dzień, do szkoły, sprawi, iż w przyszłości będą miały własny rozum i nie staną się oportunistami.

Dla mnie jeden dzień, który opuszczą, jest niczym wobec tego, co mogą stracić, jeśli w odpowiednim momencie ich rodzice, sąsiedzi, koledzy, nie zademonstrują swojej niezgody na wprowadzenie reformy, która zaważy na całym ich i naszym życiu.

10 lutego to będzie dzień, który spędzimy razem. Opowiem im o emancypacji, o walce o prawa własne i innych ludzi, o strajku w roku 80. Opowiem im o zwycięstwie!

Gdańscy uczniowie na Długim Targu podczas protestu przeciwko reformie edukacji, 19 grudnia 2016 r. Czy pójdą do szkoły 10 lutego?

 Czytaj także: 

Matki spisały postulaty na desce. Walczą, jak kiedyś stoczniowcy. Tym razem z reformą edukacji

TV

120-letnia kamienica jak nowa